czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział dwudziesty drugi

Słyszała krzyki ludzi, którzy biegli jej na ratunek, ale nie wiedziała, czy zdołają ją ocalić. Spojrzała w bezdenne oczy Desa i wiedziała, że nie może pozwolić na to, by ją skrzywdził. Demon, który w nim drzemał kontrolował każdy jego ruch, ale wojownik wiedział, co się działo. Nie chciała, by czuł wyrzuty sumienia z jej powodu. To nie jego wina, że ją atakował.
Zwiotczała w jego ramionach, poddając się jego ruchom. Doskonale wiedziała, co zrobić, aby mężczyzna jej uległ. Nigdy nie wykorzystywała tego w żaden sposób. Była gwałcona, ale inne niewolnice nieźle ją wyszkoliły w tej dziedzinie. Mogła teraz tego użyć.
- Tak, jestem twoja. Jestem cała twoja – odparła szeptem, dotykając drżącymi dłońmi białego policzka. Był zimny i dziwnie napięty. Pogłaskał go delikatnie, co demon przyjął z lekką konsternacją. Nie spodziewał się uległości z jej strony. Silla dostrzegła to w jego oczach. Uśmiechnęła się do niego przez łzy, mając nadzieję, że widzi to także wojownik.
Kątem oka dostrzegła nadciągających strażników z druidem i kapłanką na czele.
- Zostawcie nas! Odejdźcie stąd – krzyknęła Silla. Demon wciąż się w nią wpatrywał, nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół niego.
- Uratujemy cię! - powiedział z przekonaniem Asarlai. Dostrzegła w jego oczach strach i troskę o nią.
- Nie! Nie walczcie z nim. Odejdźcie! Szybko, uciekajcie stąd! - powiedziała. Des zwrócił uwagę w końcu na to, co działo się wokół niego i przygotował się do ataku na grupkę strażników, czekający na znak ze strony wojownika.
- Zróbcie, co każe wam Silla! - Gdzieś z tyłu dobiegł ich krzyk Ilbista Almy. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Przeszła przez mały tłum i spojrzała na Desa, który przygniatał poranioną Sillę do ziemi. Uśmiechała się w dziwny sposób, na co zwróciła uwagę tylko dziewczyna. Nie podobało jej się to; ten spokojny, wyważony uśmiech i wzrok, ale była przekonana, że wieszczka wiedziała coś, czego oni nie wiedzieli.
- Nie możemy jej tu zostawić! - zaoponował gwałtownie druid, lecz kobieta pokiwała głową.
- Możemy. Nic jej się nie stanie. Wiem to. Zostawcie ich samych. Niech najbliższa okolica zostanie oczyszczona z wszelkich niepożądanych osób. Mają zostać tu sami
Po tych słowach odwróciła się do zebranych i wydała rozkazy raz jeszcze. Silla zdumiała się jej odwagą. Nie obawiała się, że Des rzuci się na plecy i zrobi jej krzywdę. Wszyscy, chociaż robili to dość niechętnie, zrobili to, co mówiła wieszczka. Była przekonana o słuszności decyzji, więc i inni też musieli być.
Druid i kapłanka rzucili jej na odchodnym pełne troski i niepokoju spojrzenia. Próbowała się uśmiechnąć, gdy spoglądali na nią, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas.
Gdy została sama, wciąż leżąc na ziemi i czując okropne pieczenie poranionych miejsc, na powrót zaczęła się bać. Des zwrócił na nią w końcu swą uwagę: wciąż płonęła w nim nienawiść i nic nie zanosiło się na to, by wojownik powracał do niej, przeganiając demona.
Teraz demon go kontrolował.
- Głupia dziwka – warknął głośno i złapał ją za szyję. Wygięła ciało w łuk, pamiętając o wszystkich radach innych niewolnic. Nienawidziła siebie za tę uległości, bo przecież nie tak dawno odzyskała wolność i nie musiała tego robić. Uścisk na szyi poluzował się i mogła już mówić.
Wojownik złapał ją za biodro, warcząc jak nieokiełznana bestia. Spojrzała na niego.
- Zniszczę cię. Zniszczę w tobie całe dobro!
- Wiem o tym – odpowiedziała cicho i pozwoliła, aby jego ciało docisnęło ją do kamieni, które boleśnie wbijały się w delikatną skórę.
Des pochylił się nad nią, a kiedy wykonał ruch biodrami, poczuła jego męskość. To było mroczne pożądanie, któremu się poddawał, a którego na pewno nie chciał. Musiała jednak znieść wszystko, co tylko zamierzał z nią zrobić. Obawiała się demona, a poddanie się w tym momencie będzie najlepszym rozwiązaniem. Gdyby to był inny mężczyzna, walczyłaby rękami i nogami, aby nie pozwolić na krzywdę, ale to był Des. Ufała mu i wierzyła, że nigdy jej nie skrzywdzi.
Jej myślenie zmieniło się, od chwili, gdy kilka tygodni wcześniej atakował ją na polance niedaleko lasu nair. W tej chwili wiedziała, że to nie był on i to, co robił czy mówił nie miało nic wspólnego z człowiekiem, z którym miała do czynienia na co dzień.
Uniosła się lekko na łokciach, chociaż bolały ją od obtarć, i przytknęła usta do jego ust. Demon szarpnął się do tyłu i uwolnił ją od swego ciężaru, mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.
Silla wyskrobała się spod niego i odsunęła. Wojownik szybko wstał i dopadł do niej, zaciskając dłonie na jej wątłych ramionach. Szarpnął nią i pociągnął w stronę ogrodów. Poszła za nim posłusznie, lekko utykając. Lewą nogę miała obitą i poranioną, ucierpiało także kolano, na które upadła, ale nic nie mówiła.
Drżała ze strachu, chciało jej się także płakać. Pragnęła także wydobyć Desa z tego mroku, który go opętał, ale nie wiedziała jak to uczynić.
- Desie... - zaczęła cicho, lecz demon, który go trzymał w swych karbach, odwrócił się do niej i gwałtownie przewrócił na ziemię. Kiedy zetknęła się z twardą powierzchnią, jęknęła. Uderzenie o ziemię wycisnęło z jej płuc powietrze. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu.
Des szarpnął ją za włosy i podciągnął do góry, Silla poddawała mu się, nie opierała, a nawet pomagała mu, bo nie chciała już cierpieć, a tylko jej współpraca mogła nieco złagodzić jego postępowanie. Była o tym święcie przekonana.
- Desie, wiem, że tam jesteś... Wiem, że mnie słyszysz. Walcz z nim – prosiła go cicho, gdy demon zrywał z niej kolejne skrawki materiału.
Poprzednim razem miała na sobie koszulę i spodnie, a dziś założyła suknię z lekkiego materiału, toteż miał niewiele do zdejmowania. Kilka gwałtownych szarpnięć sprawiło, iż strój rozleciała się w jego rękach.
Była naga i bezbronna. Wiedziała, że teraz demon nie będzie miał żadnych oporów, aby wziąć to, czego tak bardzo chciał. Zamknęła powieki, czekając na ostateczny ruch ze strony wojownika.
Ze skrajnym niedowierzaniem poczuła lekki dotyk szorstkich palców na policzku. Otwarła oczy i spojrzała prosto w oczy Desa. Nie demona, lecz Desa. Wygrał walkę.
Uśmiechnął się do niej smutno, próbując walcz ze łzami, a potem padł obok niej z krzykiem. Ciało wygiął w łuk, a krzyk rozdarł powietrze. Nagle wokół nich zaroił się od ludzi.
Ktoś okrył ją peleryną, a potem pomógł wstać. Des nagle znieruchomiał, a potem zwiotczał. Silla patrzyła jak Bean Rialta próbuje go obudzić, ale nie nie wykazywał żadnych oznak, że jest przy świadomości.
- Czy Des cię skrzywdził? - Tuż przy niej rozbrzmiał zatroskany głos druida. Silla jeszcze oszołomiona i przestraszona, odskoczyła od niego gwałtownie, uderzając w jakiegoś strażnika. Zwróciła się do niego z przeprosinami, lecz ten odsunął się od niej i kompletnie nie zwracał uwagi na to, co zrobiła. Kiedy w końcu poświęciła uwagę Asarlaiowi, odpowiedziała już spokojniej. - Nie, nie zdążył. Wygrał z demonem.
- To dobrze – westchnął z wyraźną ulgą i przyjrzał się dziewczynie dokładnie, ale po chwili odwrócił się do Najwyższej Kapłanki, by dowiedzieć się czegoś o stanie przyjaciela.
Des stracił przytomność.
Przez tłum przedarła się nagle Ilbista Alma.
- Niech strażnicy stąd odejdą. Szybko – rozkazała. Bean Rialta wykonała wszystko to, o co prosiła wieszczka, która bez zbędnych wyjaśnień zaczęła nagle rozsypywać wokół ciała wojownika dziwny biały proszek.
Potem przy głowie oraz po obu stronach ramion i w nogach postawiła naczynko wypełnione czerwoną cieczą przypominającą krew. Zapaliła także świeczki i spojrzała na Sillę.
- Podejdź do mnie, dziecko. Zaczniemy rytuał połączenia dusz – powiedziała, czym zszokowała i przeraziła Sillę.
Dziewczyna stała sparaliżowana, wgapiając się w wieszczkę. Połączenie dusz? Teraz? W tej chwili?
- Ale... Co? To już? - jąkała się, próbując pozbierać myśli i uczucia.
- Ubierz się, dziecko. Nie będziesz stała w pelerynie. - Tym razem to Bean Rialta ją przestraszyła, odzywając się tuż obok niej. Podskoczyła, ale nie odsunęła się. Spojrzała na ubranie leżące w ramionach kobiety i wzięła od niej spodnie oraz tunikę. Z westchnieniem ulgi włożyła na siebie wszystko, osłonięta przed resztą przez Najwyższą Kapłankę. - To wieszczka przyniosła ci to ubranie. Nie będziesz musiała już paradować nago – wyjaśniła kobieta i uśmiechnęła się do dziewczyny.
Kiedy była gotowa, jakoś lepiej się poczuła.
- Myślałam, że to nastąpi jutro – zająknęła się i poczerwieniała ze wstydu, gdy dostrzegła twarde spojrzenie Ilbista Almy.
- Nie, nie będziemy czekać. Des jest osłabiony, więc dzięki temu łatwiej się z nim połączysz. Jest silniejszą istotą, bo ma w sobie magię, więc wasze połączenie byłoby o wiele trudniejsze. A teraz, gdy jest nieprzytomny i zapewne zmęczony kontrolą demona, szybciej to wszystko pójdzie – wyjaśniła wieszczka, ale Silla wcale się nie uspokoiła. Przerażenie odebrało jej zdolność myślenia. Nawet nie mogła się poruszyć.
Pozwoliła się pociągnąć do kręgu, w którym leżał jej towarzysz.
- Uklęknij – poprosiła wieszczka, a kiedy to zrobiła, pochyliła się nad nią.
W dłoni trzymała nieduże naczynko, w którym chlupotał ta sama ciecz, co w tych postawionych na ziemi.
- Co to jest? - zapytała i głową wskazała na naczynie.
- To krew kruka. Kruki od wieków były uznawane za istoty ściśle wiązane ze sferą duchową i Krainą Zmarłych – orzekła beznamiętnie, lecz Silla poczuła mdłości na myśl o biednych ptakach, które straciły życie w ich sprawie. - Nie ruszaj się, muszę narysować ci znak na czole.
Zanurzyła dwa palca w krwi, a potem przesunęła nimi po czole dziewczyny, która czuła zbliżające się mdłości. Dzielnie jednak je zniosła i pozwoliła się wymalować.
Ilbista Alma to samo zrobiła z Desem, który wciąż jeszcze się nie obudził. Okazało się, że na czole oboje posiadali znak oka, chociaż nie wiedziała, co to może znaczyć, zapewne symbol ten był ważny w obrzędzie i o nic nie pytała. Wieszczka dalej odprawiała obrządek, zapalając świecie i wylewając krew z naczyń do kręgu, w którym się znajdowali.
- Niech się teraz wszyscy odsuną – powiedziała, a potem wyszła z kręgu, - Sillo, dotknij ziemi nasączonej krwią i złap Desa za rękę, a potem zamknij oczy i powtarzaj za mną.
Zrobiła, o co prosiła, krzywiąc się, kiedy zaczęła brudzić palce ziemią nasączoną krwią. Czerwone ślady zostały jej na palcach, a potem przeniosła je na dłonie wojownika, który nie wiedział, co działo się wokół niego.
- Mów to, co ja będę mówiła. - Dziewczyna kiwnęła głową. Wbiła wzrok w Desa i dokładnie słuchając Ilbista Almy, powtarzała cichym głosem. - Wielki Akomo, sprawiedliwy i wszechwiedzący, wejrzyj na mnie i pomóż mi przejść przez ten obrzęd. Wielki Akomo, wejrzyj na mnie, marny pył poruszający się po ziemi, i dopomóż w mej sprawie. Wielki Akomo, nieskończenie dobry, pomóż Dziecku Księżyca i Dziecku Słońca połączyć się w jedność. Wielki Akomo, spraw, by dusze zjednoczyły się w całości, by Dziecko Dnia mogło zobaczyć, co widzi i czuje Dziecko Nocy. Wielki Akomo, niech Dziecko Nocy zobaczy, co czuje Dziecko Słońca. O Wielki Akomo! - zakrzyknęła na końcu i to samo zrobiła Silla.
Wieszczka zamilkła nagle, lecz potem rozbrzmiał bębenek. Kiedy Silla spojrzała na kobietę, ujrzała nieduży instrument, który trzymała w dłoni. Było to niewielkie pudełeczko ze skórzaną błoną i długą rączką. Dwa rzemyki przytwierdzono u samej góry, a na ich końcach zawiązano białe kamienie. Łagodny rytm jaki wybijały, sprawiły, że Silla poczuła się nieco senna. Nie chciała jednak zrzucać winy na ten niepozorny przyrząd, bo i zaklęcie, który wypowiedziała, a także krew i świecie powodowały w niej ten dziwny stan otępienia.
Powietrze jakby zgęstniało, chociaż przebywali na zewnątrz. Zrobiło się ciężkie, mdłe, przesycone dziwnym, metalicznym zapachem.
Czy to krew tak pachnie?
I dlaczego wszystko zrobiło się tak ogłuszająco ciche? Jej wzrok nieco zmętniał. Przymknęła powieki na chwilę, chciało jej się okropnie spać. Głowa zrobiła się jakby cięższa i opadła na klatkę piersiową. Nie była w stanie z tym walczyć. Poddała się, a kiedy to zrobiła, poczuła jak coś ją wciąga w ciemność.
Krzyknęła, i nagle otwarł się przed nią mrok. Skądś dobiegły ją ciche pieśni, kilka osób zawodziło okropnie w niezrozumiałym dla niej języku.
Rozglądała się, aż za dobrze pamiętając te wszystkie razy, kiedy lądowała w podobnym miejscu. Nie czekało ją tu nic dobrego. Wiedziała, że za tym światłem majaczącym w oddali, które miało ją pewnie skusić coś się czaiło. Podążyła jednak w jej stronę, zastanawiając się nad tym, co kryło się w nim.
Dotarła do światłości, która wciąż pozostawała wąską szparą, lecz wsunęła w nią dłoń i okazało się, że są to drzwi. Otwarła je cicho i weszła do środka.
Rozejrzała się i zrozumiała, że znów znajduje się w sali tronowej, w której spotkała ostatnim razem Kenobara. Dziś jednak pomieszczenie było dobrze oświetlone, tron wyglądał wspaniale: ozłocone krzesło z czerwonymi poduszkami oraz młody mężczyzna odziany w czerń. Siedział na pięknym tronie i rozmawiał z kimś.
Człowiek ten był wysoki, dobrze zbudowany. Odziany w zbroję mężczyzna skłonił się nisko i odszedł.
Silla przyjrzała się królowi i rozwarła szeroko oczy, gdy dostrzegła Desa. Wstrzymała oddech widząc jakim był kiedyś pięknym młodzieńcem. Oczywiście teraz był przystojny, lecz był dorosłym mężczyzną, wojownikiem, który nabrał ciała, a jego rysy wyostrzyły się. Teraz jednak widziała chłopca, może niewiele starszego od niej, choć zupełnie inaczej liczył sobie lata. Wyglądał jeszcze tak dziecinnie, tak niewinnie, ale sądząc po jego surowym spojrzeniu nabrał już majestatu.
Była pewna, że jej nie widzi. To była przeszłość, która wydarzyła się dwa wieki temu. Podeszła więc bliżej, lecz wtedy Des wstał i wyszedł. Została sama, nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić. Czy powinna się stąd wydostać? Ale jak? Została zupełnie sama, zagubiona i pozostawiona na pastwę miejsca, w którym się znalazła.
Jak ich dusze się połączą, skoro nic jej nie wyjaśniono?
Ruszyła więc za młodym Desem, wypatrując go w ciemnym korytarzu. Zniknął gdzieś, a ona nie znała zamku.
- Oblężenie! - ktoś nagle krzyknął za nią, aż podskoczyła przerażona.
Odwróciła się i ujrzała biegnącego w jej stronę rycerza. Zakuty był w zbroję, ale bez hełmu. Silla dojrzała pewne podobieństwo do Desa. Ostre rysy twarzy, spiczaste uszy i długie ciemne włosy, chociaż jej towarzyszy miał czarne jak noc, ten z kolei miał ciemnobrązowe, podobnie jak i brodę, która okalała całą jego twarz.
- Kenobar? - padło pytanie. Silla drgnęła, gdy rozpoznała głos. Odwróciła się w stronę Desa.
Był młody, prawie dziecinny jeszcze: wątłe ciało w porównaniu do rycerza, który ją przestraszył wyglądało naprawdę mizernie. Ale trzymał się prosto, jak na króla przystało. Rozsiewał wokół spokój i charyzmę, której brakowało rycerzowi.
- Niestety tak, Wasza Wysokość. Postawiłem wszystkich w stan najwyższej gotowości. Wojsko twojego brata znajduje się trzy dni drogi stąd, ale poruszają się bardzo szybko – wyjaśnił zdyszany rycerz.
Des zasępił się, a potem przybrał na twarzy wyraz niezachwianego zdecydowania. Musiał taki być.
- Dobrze zrobiłeś. Kiedy przybędzie, musimy go powstrzymać. Rozkaż wyprowadzić z pobliskich miast kobiety i dzieci, a także starców. Każdy, kto potrafi utrzymać w dłoni miecz niech przybędzie na zamek.
- Oczywiście, Wasza Wysokość – odparł mężczyzna i odwrócił się na pięcie.
Na ciemnym korytarzu nastała grobowa cisza. Silla patrzyła na Desa, który stał jak rażony magicznym zaklęciem i nie ruszał się z miejsca. Wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś ponad jej głową.
- Panie? Panie, co się dzieje? - padło ciche pytanie, zadane kobiecym głosem.
Dziewczyna zwróciła uwagę na kobietę, która wyłoniła się zza pleców króla i wstrzymała oddech. Dziewczyna była wysoka o zapierającej dech w piersiach urodzie. Prześliczną twarz w kształcie serca, okalały długie czarne włosy. Duże szare oczy wpatrywały się w króla z przejęciem, a na słodkiej twarzyczce malował się strach.
Szczupłą sylwetkę ukryła w pięknej, dopasowanej sukni w kolorze ciemnej zieleni. Ramiona miała odkryte, a długie rękawy zwisały aż do ziemi, odkrywając nadgarstki i dłonie. Fałdy spódnicy rozcięto na środku, odsłaniając kolejne warstwy materiału, i choć krój stroju był prosty, znać było po nim, iż to drogi i szykowny materiał. Na biodrach kobieta nosiła pozłacany pasy wysadzany czarnymi klejnotami.
Silla patrzyła na nią i w jakiś niejasny sposób zrozumiała, że ta kobieta wiele znaczyła dla Desa. Poczuła lekki niepokój. Wcale nie była zdziwiona, gdy mężczyzna podszedł do niej i wycisnął na jej ustach szybki, lecz czuły pocałunek.
- Nie troskaj się, moja piękna. Wszystko będzie dobrze – powiedział cicho i złapał ją za ręce, a potem uniósł je do ust i pocałował.
- Na pewno? Słyszałam, że zbliża się twój brat. Czy on nie chce zdobyć twojego tronu?
- Nie pozwolę mu na to.
Kobieta kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego, a potem mrugnęła znacząco i kiwnęła głową, gdy Des wskazał dłonią drzwi po ich lewej stronie.
- Znam sposób, by odgonić twe troski – mruknęła zachęcająco i pierwsza weszła do komnaty. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Silla usłyszała głośny śmiech kobiety.
Zniesmaczona upadła na kolana, czując dziwną pustkę w sercu. Kim była owa niewiasta? I dlaczego Des w chwili, gdy nadchodził jego brat, pozwolił sobie na coś takiego?
Podobieństwo słów, które wypowiedziała tamta kobieta do jej własnych, sprawiło iż poczuła gorycz w gardle.
Prawie w ten sam sposób zwróciła się do Desa kilka dni wcześniej, gdy koniecznie chciała pomóc mu w cierpieniu. On wtedy odmówił.
Długo jednak nie zdołała się zatrzymać nad tym problemem.
Sceneria zmieniła się tak nagle, że przez chwilę mrugała zaskoczona zmianą.
Znalazła się w sali tronowej. Wszędzie było pełno rycerzy: jedni ubrani w czarne zbroi, a inni w srebrne. Wszyscy jednak stali w gotowości do walki. Przed srebrnymi stał Des, a czarnymi dowodził jakiś mężczyzna. Kenobar, przeleciało jej przez głowę, gdy zobaczyła postawnego mężczyznę tak podobnego do Desa.
W głowie poczuła małą eksplozję myśli, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Czy to wojownik nieświadomie podsyłał je te wszystkie obrazy?
Desomran Kalam'Mhlen był jedynym synem Omrana Khalam'Mhlen. Należeli do rodu szlachetnie urodzonych draoi. Ich rasa podobna do elfów żyła w Lavtarlii od bardzo dawna. Wielu powiadało, że są starsi niż elfy, chociaż śmiertelni. Władali mroczną magią, która nie była dobra, ale nie była też zła, dlatego wielu nazywało ich Mrocznymi Władcami. Ich serca przepełnione były dobrocią, lecz łatwo im było zboczyć na złą drogę, gdy pozwolili magii rządzić ich życiem.
Desomran z dziada pradziada odznaczał się wielką odpornością na zgubne działania magii, lecz nie jego bracia, którzy, choć równie potężni, nie posiadali takiej mocy, co on.
Kenobar i Rah byli synami władcy Habronu, krainy należącej także do draoi. Nie byli jednak to ci sami draoi, którzy mieszkali w Lavtarlii, ale wciąż pozostawali potężnymi istotami. Ojciec przyrodnich braci był blisko spokrewniony z Omranem Khalam'Mhlen.
Silla już rozumiała podobieństwo obu mężczyzn. Wywodzili się z tego samego rodu, chociaż posiadali różne nazwiska i różnych ojców, choć matkę mieli wspólną.
Kenobar zapragnął tronu Lavtarlii, chociaż sam zasiadał na tronie swej krainy. Niestety, nie mógł jej dostać w żaden inny sposób, nawet poprzez małżeństwo jego ojca z matką Desomrana.
- Abdykuj, Desie! - padł rozkaz, który przerwał nagle płynące w głowie myśli. Silla oszołomiona tym wszystkim, czego się już dowiedziała, rozejrzała się nieprzytomnym spojrzeniem po sali tronowej.
W tej chwili dostrzegała uszkodzone stoły i krzesła, kałuże krwi i martwe ciała leżące na podłodze. Ludzie, zapewne służący i damy dworu kulili się pod ścianą pilnowani przez jednego z rycerzy Kenobara.
- Nie oddam ci mojej krainy! Wracaj do Habronu!
- Czy pragniesz rozlewu krwi? - Pytanie zadano tak cichym i łagodnym głosem, iż w pierwszej chwili ciężko było zlokalizować osobę, która je zadała.
Przez tłum czarnych rycerzy przeszła wysoka kobieta. Zdumienie Silli było równie duże, co Desa. Mężczyzna przyglądał jej się w milczeniu, a potem krzyknął rozjuszony.
- Spiskujesz z moim bratem! - zawołał. Silla wpatrywała się w bezimienną kobietę i próbowała dojrzeć w jej twarzy, choćby cień skruchy.
- Nie spiskuję. On wymyślił cały plan, a ja zostanę jego żoną. Żoną króla Habronu i Lavtarlii.
- Po moim trupie! - wrzasnął Des i obnażył miecz, który zalśnił w promieniach słońca padających przez okno w sali tronowej. Znajdowało się wysoko, niemal przy samym sklepieniu. Wielki otwór, który wpuszczał do środka całą masę świeżego powietrza, a także słońca. Ponure wnętrze, choć trochę zostało rozjaśnione.
- Uważaj, co mówisz, bo może okazać się, że to się spełni – powiedział Kenobar i Silla dojrzała jak uśmiecha się z wyższością, przekonany, że zdobędzie tron i obali prawowitego władcę.
W końcu przecież rządził Lavtarlią od dwóch wieków. Udało mu się.
Druid opowiedział jej kiedyś, że przecież Des uszedł z życiem, ale najwidoczniej nie znał wszystkich szczegółów. Z jego słów wynikało, że jej przyjaciel był wtedy sam, a wojowników kilkunastu, natomiast w sali tronowej znajdowało się więcej niż setka czarnych zbrojnych, tyle samo było srebrnych, pod rozkazami Desa.
Silla korzystając ze swej dogodnej niewidzialności, przeszła przez rycerzy jak duchy i stanęła bliżej Desa. Nie mógł jej zobaczyć, ale była pewna, że nawet jej wsparcie, o którym nie miał pojęcia w jakiś sposób doda mu otuchy i wolę walki.
- Nigdy dostaniesz mojego królestwa! Nigdy – wrzeszczał wściekły Des i wskazał mieczem na czarnowłosą kobietę. - A ciebie, Sursurano, zabiję! Zabiję cię! Będziesz mnie błagała o litość, a kiedy spojrzysz mi w oczy, zrozumiesz, że popełniłaś błąd wybierając Kenobara. Poderżnę ci gardło i rzucę na pastwę wron! Oboje będzie cierpieć okrutne męki! - Wygrażał się Des, a Silla czuła narastającą w nim nienawiść. Aż wzdrygnęła się gdy i sama ją poczuła, jak przeszywające ostrze, które rozcina człowieka na pół.
To nie było jednak zależne od niej, nie mogła jej powstrzymać, ale wiedziała, że nie byłaby w stanie.
- Cóż, chciałbym to kiedyś zobaczyć – mruknął Kenobar drwiąco. - Dziś jednak nie ma na to czasu.
Podniósł wysoko dłoń i skinął nią, a masa rycerzy rzuciła się nagle do ataku. Salę tronową wypełnił po brzegi szczęk stali i wojenne okrzyki ponad dwustu ludzi.

Kenobar zaczął oblężenie zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz