Słyszała
krzyki ludzi, którzy biegli jej na ratunek, ale nie wiedziała,
czy zdołają ją ocalić. Spojrzała w bezdenne oczy Desa i
wiedziała, że nie może pozwolić na to, by ją skrzywdził. Demon,
który w nim drzemał kontrolował każdy jego ruch, ale
wojownik wiedział, co się działo. Nie chciała, by czuł wyrzuty
sumienia z jej powodu. To nie jego wina, że ją atakował.
Zwiotczała
w jego ramionach, poddając się jego ruchom. Doskonale wiedziała,
co zrobić, aby mężczyzna jej uległ. Nigdy nie wykorzystywała
tego w żaden sposób. Była gwałcona, ale inne niewolnice
nieźle ją wyszkoliły w tej dziedzinie. Mogła teraz tego użyć.
-
Tak, jestem twoja. Jestem cała twoja – odparła szeptem, dotykając
drżącymi dłońmi białego policzka. Był zimny i dziwnie napięty.
Pogłaskał go delikatnie, co demon przyjął z lekką konsternacją.
Nie spodziewał się uległości z jej strony. Silla dostrzegła to w
jego oczach. Uśmiechnęła się do niego przez łzy, mając
nadzieję, że widzi to także wojownik.
Kątem
oka dostrzegła nadciągających strażników z druidem i
kapłanką na czele.
-
Zostawcie nas! Odejdźcie stąd – krzyknęła Silla. Demon wciąż
się w nią wpatrywał, nie zwracał uwagi na to, co działo się
wokół niego.
-
Uratujemy cię! - powiedział z przekonaniem Asarlai. Dostrzegła w
jego oczach strach i troskę o nią.
-
Nie! Nie walczcie z nim. Odejdźcie! Szybko, uciekajcie stąd! -
powiedziała. Des zwrócił uwagę w końcu na to, co działo
się wokół niego i przygotował się do ataku na grupkę
strażników, czekający na znak ze strony wojownika.
-
Zróbcie, co każe wam Silla! - Gdzieś z tyłu dobiegł ich
krzyk Ilbista Almy. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Przeszła
przez mały tłum i spojrzała na Desa, który przygniatał
poranioną Sillę do ziemi. Uśmiechała się w dziwny sposób,
na co zwróciła uwagę tylko dziewczyna. Nie podobało jej się
to; ten spokojny, wyważony uśmiech i wzrok, ale była przekonana,
że wieszczka wiedziała coś, czego oni nie wiedzieli.
-
Nie możemy jej tu zostawić! - zaoponował gwałtownie druid, lecz
kobieta pokiwała głową.
-
Możemy. Nic jej się nie stanie. Wiem to. Zostawcie ich samych.
Niech najbliższa okolica zostanie oczyszczona z wszelkich
niepożądanych osób. Mają zostać tu sami
Po
tych słowach odwróciła się do zebranych i wydała rozkazy
raz jeszcze. Silla zdumiała się jej odwagą. Nie obawiała się, że
Des rzuci się na plecy i zrobi jej krzywdę. Wszyscy, chociaż
robili to dość niechętnie, zrobili to, co mówiła
wieszczka. Była przekonana o słuszności decyzji, więc i inni też
musieli być.
Druid
i kapłanka rzucili jej na odchodnym pełne troski i niepokoju
spojrzenia. Próbowała się uśmiechnąć, gdy spoglądali na
nią, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas.
Gdy
została sama, wciąż leżąc na ziemi i czując okropne pieczenie
poranionych miejsc, na powrót zaczęła się bać. Des zwrócił
na nią w końcu swą uwagę: wciąż płonęła w nim nienawiść i
nic nie zanosiło się na to, by wojownik powracał do niej,
przeganiając demona.
Teraz
demon go kontrolował.
-
Głupia dziwka – warknął głośno i złapał ją za szyję.
Wygięła ciało w łuk, pamiętając o wszystkich radach innych
niewolnic. Nienawidziła siebie za tę uległości, bo przecież nie
tak dawno odzyskała wolność i nie musiała tego robić. Uścisk na
szyi poluzował się i mogła już mówić.
Wojownik
złapał ją za biodro, warcząc jak nieokiełznana bestia. Spojrzała
na niego.
-
Zniszczę cię. Zniszczę w tobie całe dobro!
-
Wiem o tym – odpowiedziała cicho i pozwoliła, aby jego ciało
docisnęło ją do kamieni, które boleśnie wbijały się w
delikatną skórę.
Des
pochylił się nad nią, a kiedy wykonał ruch biodrami, poczuła
jego męskość. To było mroczne pożądanie, któremu się
poddawał, a którego na pewno nie chciał. Musiała jednak
znieść wszystko, co tylko zamierzał z nią zrobić. Obawiała się
demona, a poddanie się w tym momencie będzie najlepszym
rozwiązaniem. Gdyby to był inny mężczyzna, walczyłaby rękami i
nogami, aby nie pozwolić na krzywdę, ale to był Des. Ufała mu i
wierzyła, że nigdy jej nie skrzywdzi.
Jej
myślenie zmieniło się, od chwili, gdy kilka tygodni wcześniej
atakował ją na polance niedaleko lasu nair. W tej chwili wiedziała,
że to nie był on i to, co robił czy mówił nie miało nic
wspólnego z człowiekiem, z którym miała do czynienia
na co dzień.
Uniosła
się lekko na łokciach, chociaż bolały ją od obtarć, i
przytknęła usta do jego ust. Demon szarpnął się do tyłu i
uwolnił ją od swego ciężaru, mierząc ją nienawistnym
spojrzeniem.
Silla
wyskrobała się spod niego i odsunęła. Wojownik szybko wstał i
dopadł do niej, zaciskając dłonie na jej wątłych ramionach.
Szarpnął nią i pociągnął w stronę ogrodów. Poszła za
nim posłusznie, lekko utykając. Lewą nogę miała obitą i
poranioną, ucierpiało także kolano, na które upadła, ale
nic nie mówiła.
Drżała
ze strachu, chciało jej się także płakać. Pragnęła także
wydobyć Desa z tego mroku, który go opętał, ale nie
wiedziała jak to uczynić.
-
Desie... - zaczęła cicho, lecz demon, który go trzymał w
swych karbach, odwrócił się do niej i gwałtownie przewrócił
na ziemię. Kiedy zetknęła się z twardą powierzchnią, jęknęła.
Uderzenie o ziemię wycisnęło z jej płuc powietrze. Przez chwilę
nie mogła złapać oddechu.
Des
szarpnął ją za włosy i podciągnął do góry, Silla
poddawała mu się, nie opierała, a nawet pomagała mu, bo nie
chciała już cierpieć, a tylko jej współpraca mogła nieco
złagodzić jego postępowanie. Była o tym święcie przekonana.
-
Desie, wiem, że tam jesteś... Wiem, że mnie słyszysz. Walcz z nim
– prosiła go cicho, gdy demon zrywał z niej kolejne skrawki
materiału.
Poprzednim
razem miała na sobie koszulę i spodnie, a dziś założyła suknię
z lekkiego materiału, toteż miał niewiele do zdejmowania. Kilka
gwałtownych szarpnięć sprawiło, iż strój rozleciała się
w jego rękach.
Była
naga i bezbronna. Wiedziała, że teraz demon nie będzie miał
żadnych oporów, aby wziąć to, czego tak bardzo chciał.
Zamknęła powieki, czekając na ostateczny ruch ze strony wojownika.
Ze
skrajnym niedowierzaniem poczuła lekki dotyk szorstkich palców
na policzku. Otwarła oczy i spojrzała prosto w oczy Desa. Nie
demona, lecz Desa. Wygrał walkę.
Uśmiechnął
się do niej smutno, próbując walcz ze łzami, a potem padł
obok niej z krzykiem. Ciało wygiął w łuk, a krzyk rozdarł
powietrze. Nagle wokół nich zaroił się od ludzi.
Ktoś
okrył ją peleryną, a potem pomógł wstać. Des nagle
znieruchomiał, a potem zwiotczał. Silla patrzyła jak Bean Rialta
próbuje go obudzić, ale nie nie wykazywał żadnych oznak, że
jest przy świadomości.
-
Czy Des cię skrzywdził? - Tuż przy niej rozbrzmiał zatroskany
głos druida. Silla jeszcze oszołomiona i przestraszona, odskoczyła
od niego gwałtownie, uderzając w jakiegoś strażnika. Zwróciła
się do niego z przeprosinami, lecz ten odsunął się od niej i
kompletnie nie zwracał uwagi na to, co zrobiła. Kiedy w końcu
poświęciła uwagę Asarlaiowi, odpowiedziała już spokojniej. -
Nie, nie zdążył. Wygrał z demonem.
-
To dobrze – westchnął z wyraźną ulgą i przyjrzał się
dziewczynie dokładnie, ale po chwili odwrócił się do
Najwyższej Kapłanki, by dowiedzieć się czegoś o stanie
przyjaciela.
Des
stracił przytomność.
Przez
tłum przedarła się nagle Ilbista Alma.
-
Niech strażnicy stąd odejdą. Szybko – rozkazała. Bean Rialta
wykonała wszystko to, o co prosiła wieszczka, która bez
zbędnych wyjaśnień zaczęła nagle rozsypywać wokół ciała
wojownika dziwny biały proszek.
Potem
przy głowie oraz po obu stronach ramion i w nogach postawiła
naczynko wypełnione czerwoną cieczą przypominającą krew.
Zapaliła także świeczki i spojrzała na Sillę.
-
Podejdź do mnie, dziecko. Zaczniemy rytuał połączenia dusz –
powiedziała, czym zszokowała i przeraziła Sillę.
Dziewczyna
stała sparaliżowana, wgapiając się w wieszczkę. Połączenie
dusz? Teraz? W tej chwili?
-
Ale... Co? To już? - jąkała się, próbując pozbierać
myśli i uczucia.
-
Ubierz się, dziecko. Nie będziesz stała w pelerynie. - Tym razem
to Bean Rialta ją przestraszyła, odzywając się tuż obok niej.
Podskoczyła, ale nie odsunęła się. Spojrzała na ubranie leżące
w ramionach kobiety i wzięła od niej spodnie oraz tunikę. Z
westchnieniem ulgi włożyła na siebie wszystko, osłonięta przed
resztą przez Najwyższą Kapłankę. - To wieszczka przyniosła ci
to ubranie. Nie będziesz musiała już paradować nago – wyjaśniła
kobieta i uśmiechnęła się do dziewczyny.
Kiedy
była gotowa, jakoś lepiej się poczuła.
-
Myślałam, że to nastąpi jutro – zająknęła się i
poczerwieniała ze wstydu, gdy dostrzegła twarde spojrzenie Ilbista
Almy.
-
Nie, nie będziemy czekać. Des jest osłabiony, więc dzięki temu
łatwiej się z nim połączysz. Jest silniejszą istotą, bo ma w
sobie magię, więc wasze połączenie byłoby o wiele trudniejsze. A
teraz, gdy jest nieprzytomny i zapewne zmęczony kontrolą demona,
szybciej to wszystko pójdzie – wyjaśniła wieszczka, ale
Silla wcale się nie uspokoiła. Przerażenie odebrało jej zdolność
myślenia. Nawet nie mogła się poruszyć.
Pozwoliła
się pociągnąć do kręgu, w którym leżał jej towarzysz.
-
Uklęknij – poprosiła wieszczka, a kiedy to zrobiła, pochyliła
się nad nią.
W
dłoni trzymała nieduże naczynko, w którym chlupotał ta
sama ciecz, co w tych postawionych na ziemi.
-
Co to jest? - zapytała i głową wskazała na naczynie.
-
To krew kruka. Kruki od wieków były uznawane za istoty ściśle
wiązane ze sferą duchową i Krainą Zmarłych – orzekła
beznamiętnie, lecz Silla poczuła mdłości na myśl o biednych
ptakach, które straciły życie w ich sprawie. - Nie ruszaj
się, muszę narysować ci znak na czole.
Zanurzyła
dwa palca w krwi, a potem przesunęła nimi po czole dziewczyny,
która czuła zbliżające się mdłości. Dzielnie jednak je
zniosła i pozwoliła się wymalować.
Ilbista
Alma to samo zrobiła z Desem, który wciąż jeszcze się nie
obudził. Okazało się, że na czole oboje posiadali znak oka,
chociaż nie wiedziała, co to może znaczyć, zapewne symbol ten był
ważny w obrzędzie i o nic nie pytała. Wieszczka dalej odprawiała
obrządek, zapalając świecie i wylewając krew z naczyń do kręgu,
w którym się znajdowali.
-
Niech się teraz wszyscy odsuną – powiedziała, a potem wyszła z
kręgu, - Sillo, dotknij ziemi nasączonej krwią i złap Desa za
rękę, a potem zamknij oczy i powtarzaj za mną.
Zrobiła,
o co prosiła, krzywiąc się, kiedy zaczęła brudzić palce ziemią
nasączoną krwią. Czerwone ślady zostały jej na palcach, a potem
przeniosła je na dłonie wojownika, który nie wiedział, co
działo się wokół niego.
-
Mów to, co ja będę mówiła. - Dziewczyna kiwnęła
głową. Wbiła wzrok w Desa i dokładnie słuchając Ilbista Almy,
powtarzała cichym głosem. - Wielki Akomo, sprawiedliwy i
wszechwiedzący, wejrzyj na mnie i pomóż mi przejść przez
ten obrzęd. Wielki Akomo, wejrzyj na mnie, marny pył poruszający
się po ziemi, i dopomóż w mej sprawie. Wielki Akomo,
nieskończenie dobry, pomóż Dziecku Księżyca i Dziecku
Słońca połączyć się w jedność. Wielki Akomo, spraw, by dusze
zjednoczyły się w całości, by Dziecko Dnia mogło zobaczyć, co
widzi i czuje Dziecko Nocy. Wielki Akomo, niech Dziecko Nocy zobaczy,
co czuje Dziecko Słońca. O Wielki Akomo! - zakrzyknęła na końcu
i to samo zrobiła Silla.
Wieszczka
zamilkła nagle, lecz potem rozbrzmiał bębenek. Kiedy Silla
spojrzała na kobietę, ujrzała nieduży instrument, który
trzymała w dłoni. Było to niewielkie pudełeczko ze skórzaną
błoną i długą rączką. Dwa rzemyki przytwierdzono u samej góry,
a na ich końcach zawiązano białe kamienie. Łagodny rytm jaki
wybijały, sprawiły, że Silla poczuła się nieco senna. Nie
chciała jednak zrzucać winy na ten niepozorny przyrząd, bo i
zaklęcie, który wypowiedziała, a także krew i świecie
powodowały w niej ten dziwny stan otępienia.
Powietrze
jakby zgęstniało, chociaż przebywali na zewnątrz. Zrobiło się
ciężkie, mdłe, przesycone dziwnym, metalicznym zapachem.
Czy
to krew tak pachnie?
I
dlaczego wszystko zrobiło się tak ogłuszająco ciche? Jej wzrok
nieco zmętniał. Przymknęła powieki na chwilę, chciało jej się
okropnie spać. Głowa zrobiła się jakby cięższa i opadła na
klatkę piersiową. Nie była w stanie z tym walczyć. Poddała się,
a kiedy to zrobiła, poczuła jak coś ją wciąga w ciemność.
Krzyknęła,
i nagle otwarł się przed nią mrok. Skądś dobiegły ją ciche
pieśni, kilka osób zawodziło okropnie w niezrozumiałym dla
niej języku.
Rozglądała
się, aż za dobrze pamiętając te wszystkie razy, kiedy lądowała
w podobnym miejscu. Nie czekało ją tu nic dobrego. Wiedziała, że
za tym światłem majaczącym w oddali, które miało ją
pewnie skusić coś się czaiło. Podążyła jednak w jej stronę,
zastanawiając się nad tym, co kryło się w nim.
Dotarła
do światłości, która wciąż pozostawała wąską szparą,
lecz wsunęła w nią dłoń i okazało się, że są to drzwi.
Otwarła je cicho i weszła do środka.
Rozejrzała
się i zrozumiała, że znów znajduje się w sali tronowej, w
której spotkała ostatnim razem Kenobara. Dziś jednak
pomieszczenie było dobrze oświetlone, tron wyglądał wspaniale:
ozłocone krzesło z czerwonymi poduszkami oraz młody mężczyzna
odziany w czerń. Siedział na pięknym tronie i rozmawiał z kimś.
Człowiek
ten był wysoki, dobrze zbudowany. Odziany w zbroję mężczyzna
skłonił się nisko i odszedł.
Silla
przyjrzała się królowi i rozwarła szeroko oczy, gdy
dostrzegła Desa. Wstrzymała oddech widząc jakim był kiedyś
pięknym młodzieńcem. Oczywiście teraz był przystojny, lecz był
dorosłym mężczyzną, wojownikiem, który nabrał ciała, a
jego rysy wyostrzyły się. Teraz jednak widziała chłopca, może
niewiele starszego od niej, choć zupełnie inaczej liczył sobie
lata. Wyglądał jeszcze tak dziecinnie, tak niewinnie, ale sądząc
po jego surowym spojrzeniu nabrał już majestatu.
Była
pewna, że jej nie widzi. To była przeszłość, która
wydarzyła się dwa wieki temu. Podeszła więc bliżej, lecz wtedy
Des wstał i wyszedł. Została sama, nie bardzo wiedząc, co powinna
zrobić. Czy powinna się stąd wydostać? Ale jak? Została zupełnie
sama, zagubiona i pozostawiona na pastwę miejsca, w którym
się znalazła.
Jak
ich dusze się połączą, skoro nic jej nie wyjaśniono?
Ruszyła
więc za młodym Desem, wypatrując go w ciemnym korytarzu. Zniknął
gdzieś, a ona nie znała zamku.
-
Oblężenie! - ktoś nagle krzyknął za nią, aż podskoczyła
przerażona.
Odwróciła
się i ujrzała biegnącego w jej stronę rycerza. Zakuty był w
zbroję, ale bez hełmu. Silla dojrzała pewne podobieństwo do Desa.
Ostre rysy twarzy, spiczaste uszy i długie ciemne włosy, chociaż
jej towarzyszy miał czarne jak noc, ten z kolei miał ciemnobrązowe,
podobnie jak i brodę, która okalała całą jego twarz.
-
Kenobar? - padło pytanie. Silla drgnęła, gdy rozpoznała głos.
Odwróciła się w stronę Desa.
Był
młody, prawie dziecinny jeszcze: wątłe ciało w porównaniu
do rycerza, który ją przestraszył wyglądało naprawdę
mizernie. Ale trzymał się prosto, jak na króla przystało.
Rozsiewał wokół spokój i charyzmę, której
brakowało rycerzowi.
-
Niestety tak, Wasza Wysokość. Postawiłem wszystkich w stan
najwyższej gotowości. Wojsko twojego brata znajduje się trzy dni
drogi stąd, ale poruszają się bardzo szybko – wyjaśnił
zdyszany rycerz.
Des
zasępił się, a potem przybrał na twarzy wyraz niezachwianego
zdecydowania. Musiał taki być.
-
Dobrze zrobiłeś. Kiedy przybędzie, musimy go powstrzymać. Rozkaż
wyprowadzić z pobliskich miast kobiety i dzieci, a także starców.
Każdy, kto potrafi utrzymać w dłoni miecz niech przybędzie na
zamek.
-
Oczywiście, Wasza Wysokość – odparł mężczyzna i odwrócił
się na pięcie.
Na
ciemnym korytarzu nastała grobowa cisza. Silla patrzyła na Desa,
który stał jak rażony magicznym zaklęciem i nie ruszał się
z miejsca. Wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś ponad jej głową.
-
Panie? Panie, co się dzieje? - padło ciche pytanie, zadane kobiecym
głosem.
Dziewczyna
zwróciła uwagę na kobietę, która wyłoniła się zza
pleców króla i wstrzymała oddech. Dziewczyna była
wysoka o zapierającej dech w piersiach urodzie. Prześliczną twarz
w kształcie serca, okalały długie czarne włosy. Duże szare oczy
wpatrywały się w króla z przejęciem, a na słodkiej
twarzyczce malował się strach.
Szczupłą
sylwetkę ukryła w pięknej, dopasowanej sukni w kolorze ciemnej
zieleni. Ramiona miała odkryte, a długie rękawy zwisały aż do
ziemi, odkrywając nadgarstki i dłonie. Fałdy spódnicy
rozcięto na środku, odsłaniając kolejne warstwy materiału, i
choć krój stroju był prosty, znać było po nim, iż to
drogi i szykowny materiał. Na biodrach kobieta nosiła pozłacany
pasy wysadzany czarnymi klejnotami.
Silla
patrzyła na nią i w jakiś niejasny sposób zrozumiała, że
ta kobieta wiele znaczyła dla Desa. Poczuła lekki niepokój.
Wcale nie była zdziwiona, gdy mężczyzna podszedł do niej i
wycisnął na jej ustach szybki, lecz czuły pocałunek.
-
Nie troskaj się, moja piękna. Wszystko będzie dobrze –
powiedział cicho i złapał ją za ręce, a potem uniósł je
do ust i pocałował.
-
Na pewno? Słyszałam, że zbliża się twój brat. Czy on nie
chce zdobyć twojego tronu?
-
Nie pozwolę mu na to.
Kobieta
kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego, a potem mrugnęła
znacząco i kiwnęła głową, gdy Des wskazał dłonią drzwi po ich
lewej stronie.
-
Znam sposób, by odgonić twe troski – mruknęła zachęcająco
i pierwsza weszła do komnaty. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi,
Silla usłyszała głośny śmiech kobiety.
Zniesmaczona
upadła na kolana, czując dziwną pustkę w sercu. Kim była owa
niewiasta? I dlaczego Des w chwili, gdy nadchodził jego brat,
pozwolił sobie na coś takiego?
Podobieństwo
słów, które wypowiedziała tamta kobieta do jej
własnych, sprawiło iż poczuła gorycz w gardle.
Prawie
w ten sam sposób zwróciła się do Desa kilka dni
wcześniej, gdy koniecznie chciała pomóc mu w cierpieniu. On
wtedy odmówił.
Długo
jednak nie zdołała się zatrzymać nad tym problemem.
Sceneria
zmieniła się tak nagle, że przez chwilę mrugała zaskoczona
zmianą.
Znalazła
się w sali tronowej. Wszędzie było pełno rycerzy: jedni ubrani w
czarne zbroi, a inni w srebrne. Wszyscy jednak stali w gotowości do
walki. Przed srebrnymi stał Des, a czarnymi dowodził jakiś
mężczyzna. Kenobar, przeleciało jej przez głowę, gdy zobaczyła
postawnego mężczyznę tak podobnego do Desa.
W
głowie poczuła małą eksplozję myśli, które pojawiły się
nie wiadomo skąd. Czy to wojownik nieświadomie podsyłał je te
wszystkie obrazy?
Desomran
Kalam'Mhlen był jedynym synem Omrana Khalam'Mhlen. Należeli do rodu
szlachetnie urodzonych draoi. Ich rasa podobna do elfów żyła
w Lavtarlii od bardzo dawna. Wielu powiadało, że są starsi niż
elfy, chociaż śmiertelni. Władali mroczną magią, która
nie była dobra, ale nie była też zła, dlatego wielu nazywało ich
Mrocznymi Władcami. Ich serca przepełnione były dobrocią, lecz
łatwo im było zboczyć na złą drogę, gdy pozwolili magii rządzić
ich życiem.
Desomran
z dziada pradziada odznaczał się wielką odpornością na zgubne
działania magii, lecz nie jego bracia, którzy, choć równie
potężni, nie posiadali takiej mocy, co on.
Kenobar
i Rah byli synami władcy Habronu, krainy należącej także do
draoi. Nie byli jednak to ci sami draoi, którzy mieszkali w
Lavtarlii, ale wciąż pozostawali potężnymi istotami. Ojciec
przyrodnich braci był blisko spokrewniony z Omranem Khalam'Mhlen.
Silla
już rozumiała podobieństwo obu mężczyzn. Wywodzili się z tego
samego rodu, chociaż posiadali różne nazwiska i różnych
ojców, choć matkę mieli wspólną.
Kenobar
zapragnął tronu Lavtarlii, chociaż sam zasiadał na tronie swej
krainy. Niestety, nie mógł jej dostać w żaden inny sposób,
nawet poprzez małżeństwo jego ojca z matką Desomrana.
-
Abdykuj, Desie! - padł rozkaz, który przerwał nagle płynące
w głowie myśli. Silla oszołomiona tym wszystkim, czego się już
dowiedziała, rozejrzała się nieprzytomnym spojrzeniem po sali
tronowej.
W
tej chwili dostrzegała uszkodzone stoły i krzesła, kałuże krwi i
martwe ciała leżące na podłodze. Ludzie, zapewne służący i
damy dworu kulili się pod ścianą pilnowani przez jednego z rycerzy
Kenobara.
-
Nie oddam ci mojej krainy! Wracaj do Habronu!
-
Czy pragniesz rozlewu krwi? - Pytanie zadano tak cichym i łagodnym
głosem, iż w pierwszej chwili ciężko było zlokalizować osobę,
która je zadała.
Przez
tłum czarnych rycerzy przeszła wysoka kobieta. Zdumienie Silli było
równie duże, co Desa. Mężczyzna przyglądał jej się w
milczeniu, a potem krzyknął rozjuszony.
-
Spiskujesz z moim bratem! - zawołał. Silla wpatrywała się w
bezimienną kobietę i próbowała dojrzeć w jej twarzy,
choćby cień skruchy.
-
Nie spiskuję. On wymyślił cały plan, a ja zostanę jego żoną.
Żoną króla Habronu i Lavtarlii.
-
Po moim trupie! - wrzasnął Des i obnażył miecz, który
zalśnił w promieniach słońca padających przez okno w sali
tronowej. Znajdowało się wysoko, niemal przy samym sklepieniu.
Wielki otwór, który wpuszczał do środka całą masę
świeżego powietrza, a także słońca. Ponure wnętrze, choć
trochę zostało rozjaśnione.
-
Uważaj, co mówisz, bo może okazać się, że to się spełni
– powiedział Kenobar i Silla dojrzała jak uśmiecha się z
wyższością, przekonany, że zdobędzie tron i obali prawowitego
władcę.
W
końcu przecież rządził Lavtarlią od dwóch wieków.
Udało mu się.
Druid
opowiedział jej kiedyś, że przecież Des uszedł z życiem, ale
najwidoczniej nie znał wszystkich szczegółów. Z jego
słów wynikało, że jej przyjaciel był wtedy sam, a
wojowników kilkunastu, natomiast w sali tronowej znajdowało
się więcej niż setka czarnych zbrojnych, tyle samo było
srebrnych, pod rozkazami Desa.
Silla
korzystając ze swej dogodnej niewidzialności, przeszła przez
rycerzy jak duchy i stanęła bliżej Desa. Nie mógł jej
zobaczyć, ale była pewna, że nawet jej wsparcie, o którym
nie miał pojęcia w jakiś sposób doda mu otuchy i wolę
walki.
-
Nigdy dostaniesz mojego królestwa! Nigdy – wrzeszczał
wściekły Des i wskazał mieczem na czarnowłosą kobietę. - A
ciebie, Sursurano, zabiję! Zabiję cię! Będziesz mnie błagała o
litość, a kiedy spojrzysz mi w oczy, zrozumiesz, że popełniłaś
błąd wybierając Kenobara. Poderżnę ci gardło i rzucę na pastwę
wron! Oboje będzie cierpieć okrutne męki! - Wygrażał się Des, a
Silla czuła narastającą w nim nienawiść. Aż wzdrygnęła się
gdy i sama ją poczuła, jak przeszywające ostrze, które
rozcina człowieka na pół.
To
nie było jednak zależne od niej, nie mogła jej powstrzymać, ale
wiedziała, że nie byłaby w stanie.
-
Cóż, chciałbym to kiedyś zobaczyć – mruknął Kenobar
drwiąco. - Dziś jednak nie ma na to czasu.
Podniósł
wysoko dłoń i skinął nią, a masa rycerzy rzuciła się nagle do
ataku. Salę tronową wypełnił po brzegi szczęk stali i wojenne
okrzyki ponad dwustu ludzi.
Kenobar
zaczął oblężenie zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz