Wymieniła
to imię, bo była pewna, że to on, ale to nie był Des, którego
znała i widziała. To, co przed nią stało, stanowiło jakiś
okrutny żart albo koszmar. Nie była pewna, co było gorsze.
-
Sillo! - zacharczał groźnie. Jego głos, który zawsze był
taki spokojny i łagodny, brzmiał w tej chwili jak zgrzyt metalu.
Skuliła się widząc bestię, którą stał się Des.
Rozpoznała
go, ale istota przed nią wcale nie była człowiekiem. Tuż nad
głową unosiły się wielkie, czarne skrzydła. Nie były one
pokryte piórami, lecz skórą. Wzdrygnęła się.
Twarz
miał bladą, oczy czerwone i pałające nienawiścią. Uszy
wydłużyły mu się, a włosy wypadły. Zamiast ust miał wydłużony
pysk uzbrojony w długie zęby. Ramiona miał znacznie szersze niż
normalnie, w ogóle cały był znacznie większy. Był
przerażający.
Dłonie
i stopy zmieniły się w długie szpony, które mogłyby
ją zabić jednym tylko pacnięciem.
Stała
i patrzyła na niego, a łzy leciały jej nieprzerwanym strumieniem.
Nie mogła zrozumieć jak to się stało, że przeistoczył się w
taką bestię. Bestię, która siała zniszczenie.
-
Desie, wiem, że to ty – powiedziała głośno. Pragnęła
przemówić do niego, do serca, które w nim, miała
nadzieję, jeszcze biło. Chciała przebić się przez mur
nienawiści, jakim się otoczył. Przecież to niemożliwe, by się tak
zmienił! To nie mogła być jej wina! - Ja wiem, że to ty! Proszę
cię, nie rób tego. Nie zabijaj już. Patrz ile tu śmierci! -
krzyczała, uparcie wpatrując się w czerwone ślepia bestii.
Des
uważnie ją obserwował. Oczy gorały rządzą mordu. Nigdy
wcześniej nie spotkała się z tak jawną nienawiścią. Pełgała w
nim, wiła się jak wąż. On był nienawiścią.
Cofnęła
się kilka kroków, aż upadła na ziemię, tuż obok trupa.
Spojrzała na niego i otwarła ustaw niemym krzyku. Asarlai! Tuż
obok niego leżał martwy Ragrem. Łzy spłynęły jej po policzku
nową falą. Poczuła, że się dławi, że emocje odbierają jej
zdolność oddychania.
-
Nie wierzę w to! - szepnęła i próbowała się podnieść,
ale udało jej się tylko przysiąść na piętach, nic więcej nie
mogła zrobić.
Des,
a raczej demon, który zawładnął ciałem wojownika, podszedł
do niej powoli. Miał szeroko rozwartą paszczę, z której po
chwili wydobył się ogłuszający ryk.
-
Przestań! - wrzasnęła w końcu czując narastającą w niej złość
i nienawiść do bestii, która przed nią stała. - Przestań
zabijać!
-
Chcesz mnie powstrzymać? - zakpiła istota. Silla skuliła się, gdy
pośród tego charkotu dał się słyszeć głos Desa.
Przymknęła powieki i nasłuchiwała. Wiedziała, że wojownik tam
jest. Jest uwięziony.
-
Tak! - odparła z mocą. Podniosła się. Stał tak blisko, mogłaby
wyciągnąć dłoń w jego stronę i opuszkami palców dotknąć
klatki piersiowej odzianej w zbroję.
Powietrze
rozdarł chrapliwy śmiech. Przeszył ją aż do szpiku kości.
Zatrzęsła się ze strachu i próbowała się odsunąć, ale
demon nie chciał na to pozwolić. Wyciągnął długie ramię i
mocno ją złapał za ramiona.
Szpony
wbiły się w ciało, rozorały je z taką łatwością, iż Silla
początkowo nie wiedziała, co się stało. Dopiero, gdy demon
odsunął się od niej, jej ciało przeszyła fala bólu. Na
białej koszuli pojawiły się czerwone plamy. Rozrastały się z
każdą chwilą, a ból był nie do zniesienia.
Spojrzała
w oczy wojownika i szepnęła jedno słowo, bo tylko tyle zdołała
wykrztusić:
-
Dlaczego?
W
jednej chwili dostrzegła oszałamiającą przemianę. Demon nagle
cofnął się gwałtownie, a z jego gardła wydobył się potworny
krzyk.
-
Nie! - krzyczał, a jego głos brzmiał już ludzko. Brzmiał jak
Des.
Spojrzała
na niego nim ciemność ją pochłonęła i dostrzegła jego zmianę.
Jego oczy znów stały się czarne, twarz była normalna, tylko
skrzydła zostały. Ale wrócił już do swej normalnej
postaci.
Silla
upadła na ziemię i dopiero wtedy pochłonęła ją ciemność.
***
Z
krzykiem upadała w otchłań. Ciemność złapała ją i ciągnęła
w dół, a ona nie była w stanie tego powstrzymać. Noc
otoczyła ją zewsząd.
Nagle
rozbłysło jasne światło. Leciała właśnie w jego kierunku.
Jasna smuga znajdująca się gdzieś w dole przybliżała się
szybko, aż w końcu zderzyła się z nią tak, jakby upadła na
zimną skałę.
Obudziła
się gwałtownie krzycząc ochryple. Spocona i przerażona rozejrzała
się wokół. Wszędzie paliły się świece, w komnacie unosił
się duszący dym kadzidełek i palonych ziół, a wokół
jej łóżka zebrało się kilka osób.
W
nogach łóżka stał przerażony druid, wojownik oraz kapłanka, natomiast tuż obok
niej siedziała kobieta.
Silla
wlepiła w nią zdumione spojrzenie, a potem odsunęła się
gwałtownie od niej.
-
Ty! Ty mi się przyśniłaś! - krzyknęła przerażona, wciąż
pamiętając o tym, co ją spotkało w miejscu, do którego ją
zabrała.
-
To nie był sen, Sillo – przemówiła łagodnym głosem.
Wyciągnęła w jej stronę rękę i próbowała jej dotknąć,
ale dziewczyna nie pozwoliła na to.
Nie
zważając na to, że w komnacie znajdują się mężczyźni,
wyskoczyła z łóżka i spojrzała na wszystkich zebranych.
-
Sillo, ty krwawisz! - powiedziała Bean Rialta i wskazała dłonią
na jej koszulę. Cały lewy bok był czerwony od krwi.
Dziewczyna
złapała za materiał, ale był suchy. Nic ją nie bolało, ale
wyglądało to tak, jakby ktoś zadał jej poważny cios, od którego
mogłaby zginąć i wykrwawić się. Spojrzała na dłonie, a potem na stopy, lecz te były czyste. Ta plama krwi na koszuli była jednak dowodem, że znajdowała się w świecie poza ludzkimi zmysłami.
-
Byłam w dziwnym miejscu – wyjaśniła, ale nikt nic nie mówił.
Przeniosła wzrok na Desa. W jego oczach coś błysnęło. Szok i
niedowierzanie.
-
Co to za miejsce, Sillo? Gdzie byłaś? - Wojownik podszedł do niej,
ale nie dotknął jej. Stał i patrzył na nią w oczekiwaniu.
-
Nie wiem. Ona mnie tam zabrała. - Skinęła głową w stronę
kobiety, która nadal siedziała na jej łóżku i
patrzyła na nią uważnie.
-
Nazywam się Ilbista Alma, to ja jestem tą wieszczką, z którą
mieliście się spotkać. I zabrałam ją do świata, który
istnieje obok naszego. Nie jest on dostępny dla nas, na szczęście,
ale z pomocą boga Akomo zabrałam ciebie i Desa na pole bitwy.
-
Ty też tam byłeś? - zapytała, a potem przypomniała sobie, że
przecież Des tam był pod postacią demona.
-
Też byłem i chyba wiem, co się stało w naszych snach. Oboje tam
byliśmy. Ja byłem demonem, który zamordował przyjaciół.
Silla widziała mnie pod postacią, którą przyjmę, jeśli
nie odzyskam duszy. Widziała dużo śmierci – dodał jeszcze,
jakby to, co powiedział nie starczyło reszcie zebranych.
-
To wszystko wyjaśnia, dlaczego nie mogłem jej wybudzić i co tu
robiłaś, droga Almo – odparł druid, kiwając przy tym głową.
Na jego twarzy zalśniło zrozumienie.
-
Opiszcie nam dokładnie, co widzieliście – poprosiła Bean Rialta.
Silla spojrzała na Desa, a potem szybko odwróciła wzrok.
W
pamięci wciąż miała jego widok, gdy zamiast ust miał długi pysk
najeżony zębami. I skrzydła.
Des
szybko streścił swoją część snu, podobną do Silli.
-
Ta wojna, którą widziałam, to moja wina – szepnęła w
końcu, wbijając wzrok w podłogę. Wszyscy milczeli i czekali na
dalszą jej opowieść. Zapatrzyła się na ręce i zakrwawioną
koszulę. Widziała wiele strasznych rzeczy i nie mogła o tym
myśleć. Nadal się bała. - Szłam przez pobojowisko, wszyscy byli
martwi, Bean Rialta, Asarlai, nawet jeden ze strażników z
pałacu, rozpoznałam go, bo często posyłacie go po mnie. To moja
wina, bo nie zgodziłam się na połączenie duszy z Desem. Nie
chciałam tego robić, bo to zbyt blisko, ale... Nie mogę przejść
obok tego tak obojętnie. Jeśli rzeczywiście czeka nas coś takiego
w przyszłości, to nie mam innego wyjścia. Nie uniosłabym takiej
odpowiedzialności. Zgadzam się na połączenie duszy.
W
pokoju panowała cisza. Silla oddychała ciężko, wypierając z
głowy wspomnienia ze snu. Obrazki jednak nieustannie przypływały
jej przed oczami. Wciąż miała wrażenie, że jest na tamtym polu
bitewnym i doświadcza tej grozy.
-
Sillo, dobrze wiem, że to zbyt wiele dla ciebie, dlatego nie musisz
się na to zgadzać. Znajdziemy inny sposób na to, żeby cię
wprowadzić do Krainy Zmarłych. - Ciszę przerwał Des.
Stał
blisko niej, czuła ciepło bijącego od jego ciała. Odsunęła się
od niego gwałtownie. Wbiła zlękniony wzrok w twarde,
nieprzeniknione oblicze mężczyzny, szukając w niej jakiejś oznaki
urazy lub gniewu, ale nic się w nim nie zmieniło. Jedynie oczy były
jakby łagodniejsze, pełne zrozumienia.
-
Ale widziałeś, co się tam stało! Widziałeś, co działo się z
tobą! Myślisz, że będę czuła się lepiej, jeśli zginiesz albo
zmienisz się w tego demona siejącego śmierć i zniszczenie? Nie
będzie takiego człowieka na ziemi, który uchroni się przed
tobą. Nikt nie ocaleje i twój brat wygra. To wam powinno
zależeć na tym, bym połączyła się z tobą, Desie. Wam, a nie
mi. Dobrze wiecie, co się dzieje, a ja jestem jedynie marnym
pionkiem, więc...
-
Nie mów tak! - przerwał jej stanowczo wojownik i zbliżył
się do niej, ale nie odsunęła się od niego jak poprzednio.
Wlepiła w niego uważne spojrzenie. Nie dotykał jej, ale mógł
to zrobić w każdej chwili. Czekała na to, ale jednocześnie
chciała się odsunąć, by pozbyć się tego uczucia. Męski dotyk
był ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnęła.
-
Nie możesz sprowadzać się do roli marnego pionka, bo nim nie
jesteś. Jesteś bardzo ważna i bardzo nam potrzebna, więc nigdy
nawet nie myśl o sobie w ten sposób! - Tym razem głos
zabrała druid. On i Des próbowali przekonać ją do tego, by
nie uwłaczała swej osobie, ale jakoś nie mogła w to uwierzyć.
Przecież każda inna kobieta mogłaby nadawać się do tego. Na
pewno znalazłaby się waleczniejsza i odważniejsza.
Silla
nie umiała uwierzyć w siebie, przyznać się, że jest coś warta.
Zamilkła,
nie wiedząc, co powiedzieć. Chciała zakończyć to spotkanie i
znów udać się na spoczynek. Była zmęczona, a świt zbliżał
się coraz szybciej. Tymczasem dyskutowali o tym, kim jest i co
powinna zrobić. Znów podjęła decyzję, chociaż w ogóle
jej się to nie podobało.
Jej
życie przypominało zabawkę, którą przekładano z miejsca
na miejsce, bez jej woli. Tak naprawdę bardzo chciała im pomóc,
ale to, co jej proponowali wiązało się z dużym ryzykiem. Tak
bardzo się bała.
Skuliła
się, otoczyła ramionami, pragnąc teraz odrobiny spokoju, ale
obrady wciąż trwały i trwały. W ogóle ich nie słuchała.
Usiadła
na łóżku, okryła się ciepłym kocem, bo nagle poczuła, że
zrobiło się chłodno w pokoju, mimo większej ilości osób,
i zapadła się w sobie, szukając w sercu coś, co pozwoli jej
odpędzić ten ogarniający całe ciało strach. Serce waliło w
piersi tak szybko, że nie potrafiła policzyć jego uderzeń. Nie
mogła skupić się na niczym innym, niż na myśleniu o tym, co ją
czeka w najbliższej przyszłości.
Została
sama. Odkryła to nagle. W pewnym momencie podniosła spojrzenie na
otaczających ją ludzi, bo nagle zrobiło się tak cicho i
zaskoczyło ją to, że jednak nikogo w pokoju nie ma. Wszyscy
wyszli, a ona nawet nie wiedziała, kiedy to się stało. Ale
odetchnęła głośno z ulgą i po prostu zakopała się w miękkiej
pościeli. Przebrała tylko koszulę i splotła włosy w
warkocz.
Nie
mogła zasnąć, a kiedy nastał późny poranek, wyczołgała
się z łóżka, obmyła się i ubrała, i chociaż nie była
głodna, zeszła na dół. Jadalnia była pusta, ale stoły
wciąż zastawione, więc wybrała miejsce w kącie, tak by nie
rzucać się innym w oczy i zgarnęła na talerz owoce, trochę
zimnego mięsa i ciemnego chleba.
Wstała
w momencie, gdy do sali weszła grupka roześmianych służących, w
tym Rai. Maszerowała na czele sześciu kobiet i trzech mężczyzn,
którzy zanosili się od głośnego śmiechu. Silla poczekała,
aż ją miną i niezauważona przez nikogo uciekła z jadalni,
zabierając po drodze kilka jabłek i dość spory kawałek mięsa
dla Rae.
Stajenni
opiekowali się małym lisem, niczego mu nie brakowało. Stworzonko
jednak bardzo pokochało stajnię, więc nie myślała o tym, by go
stąd zabierać. Spał w boksie klaczy.
Drogę
do stajni znała na pamięć, więc po wyjściu z pałacu pognała
przed siebie, nawet nie patrząc pod nogi. Dopadła do boksu siwej
klaczy, poczęstowała ją jabłkiem, również Bathar i
Kazhali wyciągnęli w jej stronę głowy, gdy dostrzegli, że
przyszła.
Kary
ogier początkowo ją przerażał. Był ogromny, więc zawsze czuła
się przy nim taka malutka. Jednak z każdym kolejnym tygodniem
przekonywała się do Bathara, a teraz czuła się tak pewnie, że
nie bacząc na jego spore rozmiary po prostu wchodziła do jego boksu
i rozpieszczała go smakołykami, zjednując sobie tym samym serce i zaskarbiając miłość.
-
Nie rozpieszczaj go, to nie piesek pokojowy, lecz koń bojowy –
usłyszała z tyłu głos Desa. Odwróciła się gwałtownie,
dostrzegając go w drzwiach boksu ogiera.
Poczerwieniała
na twarzy, gdy spojrzała mu w oczy, ale wzruszyła ramionami,
odwracając się do niego plecami. Całą uwagę poświęciła
koniowi, który gryzł jabłko.
-
Nawet koń bojowy potrzebuje odrobiny miłości, wiesz? -
powiedziała, tracąc nagle pewność siebie.
-
Wiem, Sillo. Tylko żartowałem – odpowiedział i podszedł do
niej.
Des
był wysoki, choć nie tak dobrze zbudowany jak strażnicy, którzy
pilnowali kapłanek. Był raczej smukły, trochę szerszy w barkach,
ale za to doskonale umięśniony. Wbrew sobie poznała jego ciało od
podstaw, więc wiedziała dobrze jak wyglądało jego ciało. Nawet
te części, których wolałaby nie oglądać.
Poczuła
jego zapach. Zaskakujące, że zwróciła na to uwagę.
Odsunęła się od ogiera i zrobiła mu tym samym miejsce.
-
Pójdę już. Chciałabym trochę odpocząć – mruknęła i
skierowała się w stronę wyjścia.
Des
milczał, więc odeszła, chociaż poczuła się lekko rozczarowana,
że nie zechciał z nią porozmawiać. Sama nie wiedziała, dlaczego.
Może potrzebowała jego pocieszających słów? Może po
prostu zawsze miał dla niej dobre słowo, które w jakiś
sposób przełamywało jej czarne myśli? Przyzwyczaiła się,
że Des zawsze w taki kojący i łagodny sposób podchodził do
niej. Wiedział, co robić, by się nie bała. Ale był mężczyzną
i nic na to nie mógł poradzić. Ten wstręt do każdego
męskiego dotyku był w niej od wielu lat, dlatego była pewna, że
potrzebowała na pewno całego życia, by przyzwyczaić się do
czegoś takiego.
Po
wyjściu ze stajni, usłyszała nagle swoje imię. Odwróciła
się i zobaczyła, że wojownik biegnie w jej stronę.
-
Pomyślałem sobie, że skoro przyjdzie nam jeszcze zostać tutaj, to
wznowimy nasze treningi? Może przyda ci się to w Krainie Zmarłych.
Przekonał
ją, chociaż od dawna chciała zapytać Desa o treningi. Nie była
jednak pewna, czy ponownie zgodzi się na to, ale kiedy sam jej to
zaproponował, poczuła ogromną ulgę.
-
Cieszę się, że to zaproponowałeś! Treningi są dla mnie takim...
Dzięki nim nie myślę o niczym, a skupiam się na tym, co robię.
Rozumiesz mnie?
-
Oczywiście. Chodźmy, poszukamy dla ciebie stroju i zaczniemy od
razu.
Silla
ruszyła raźno obok Desa.
***
Sala
była bardzo duża. Silla miała wrażenie, że zajmowała niemal
całe skrzydło budowli, ale wcale ją to nie dziwiło. Tak duże
pomieszczenie musiało pomieść wielu wojowników. Część z
nich oddawała się codziennym ćwiczeniom, a nad tym wszystkim
czuwał kapitan, którego miała okazję poznać na jednym z
posiłków. Był to wysoki, w średnim wieku mężczyzna z
zaciętym wyrazem twarzy, z wyraźnie wysuniętą do przodu brodą.
Przerażał ją, bo był kimś, kogo mogłaby porównać do
Raksa, chociaż usilnie starała się tego nie robić.
Instynktownie
schowała się za Desa, łapiąc go delikatnie za ramię. Przystanął
i obrócił się w jej stronę, zaskoczony jej gestem.
Silla
spojrzała na niego lekko wystraszona, a potem odsunęła się
gwałtownie, czerwieniąc na twarzy. Poczuła się okropnie głupio,
ale sama nie spodziewała się, że będzie szukała schronienia u
Desa przed głupimi wyobrażeniami. Przecież kapitan strażników
w ogóle nie był taki jak Rax. Po prostu wmawiała sobie to.
-
Co się stało? - Jej uwagę zwrócił cichy głos wojownika.
Wbiła w niego spojrzenie niebieskich oczu i otwarła usta, nie
wiedząc nawet, co powiedzieć. Pokręciła w końcu głową i
próbowała opanować drżące ciało.
-
Czy nie możemy znaleźć... spokojniejszego miejsca? - zapytała
cicho. Zerknęła na trenujących strażników i przełknęła
gwałtownie ślinkę. Nie podobało jej się to, że było ich aż
tylu.
Spodziewała
się, że znajdą ustronne miejsce i Des w skupieniu pokaże jej
najważniejsze rzeczy, ale sala z grupką ćwiczących mężczyzn do
takich nie należała. Znów wbiła uważne spojrzenie w
wojownika i poczuła ulgę, gdy dostrzegła na jego twarzy wyraz
zrozumienia. Albo wmawiała sobie, że to było właśnie to.
-
W porządku. Poszukamy tylko dla ciebie wygodniejsze ubranie i
zabierzemy przydatną broń. Zaczekaj tutaj.
Zostawił
ją przy drzwiach, co Silla skwitowała jedynie cichym westchnieniem
ulgi. Jego
zrozumienie działało na nią nie tylko kojąco, ale także dodawało
jej odrobinę odwagi, ale gdy pozostała sama poczuła się nagle
bezbronna.
Nie
chciała nawet rozumieć tego, w końcu nie spodziewała się, że
kiedykolwiek poczuje się bezbronna z powodu nieobecności mężczyzny.
Nie wiedziała w jaki sposób na to patrzeć, bo nie umiała
podejść do tego racjonalnie. Zbyt wiele emocji kłębiło się w
niej. A ona wciąż pozostawała zbyt słaba, by mogła je rozplątać
i nazwać.
-
Witaj – usłyszała nagle męski głos.
Silla wzdrygnęła się i uniosła spojrzenie ku górze.
Napotkała roześmiane, zielone oczy strażnika, który
nieustannie okazywał jej zainteresowanie, a ona nieustannie go
ignorowała.
Stał
zbyt blisko niej, nawet nie usłyszała jego kroków, dlatego
odsunęła się, aż plecami dotknęła chłodnej ściany. Młody
strażnik nie przejął się jej zachowaniem, więc przysunął się
bliżej, oparł jedną dłoń na ścianie tuż nad jej ramieniem i
pochylił się w jej stronę. Skuliła się w sobie. Poczuła
dławiący strach, pełgający po każdej jej kończynie. Nie
potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Znów
poczuła znajome drżenie, które towarzyszyło jej od
dziesięciu lat. Ta bliskość była dla niej zbyt przytłaczająca.
Bała się go, a on nawet nie próbował się odsunąć,
chociaż była pewna, że dostrzegał jej reakcję. Tkwił przed nią,
tak blisko, iż nie widziała nic poza jego spoconym, nagim torsem i
i skórzanymi pasami przecinającymi szeroki tors. Pierś
porośnięta ciemnymi, kręconymi włosami falowała pod pływem
gwałtownych oddechów.
-
Czy... czy mógłbyś się odsunąć, panie? - zapytała go
cicho. Poczuła bolesny ścisk w gardle i łzy pod powiekami. Nie
mogła tego powstrzymać. Znalazła się w potrzasku.
-
Cieszę się, że tu przyszłaś, pani – wyszeptał, nachylając
się w jej stronę jeszcze bardziej, całkowicie ignorując jej
prośbę. Silla poczuła jak serce uderzyło w piersi szybko, aż
zabrakło jej tchu.
-
A ja nie – odparła, a potem dała nura pod jego ramieniem i nie
oglądając się na nikogo, wybiegła z sali. Nie czekała na Desa,
serce zbyt mocno waliło jej w piersi, pompowało krew, a wraz z nią
strach i znajome obrzydzenie.
Wpadła
do pokoju i schowała się za parawanem, po czym upadła na kolana i
całą zawartość żołądka zwróciła do nocnika. Trzymała
się metalowej krawędzi, chociaż pojemnik był mały, i próbowała
opanować torsje. Nie chciała myśleć o tym, co się stało w sali
treningowej, ale umysł sam podsuwał jej wszystkie sceny sprzed
kilku chwil.
Kiedy
skończyła wymiotować, odsunęła się od nocnika i na czworakach
powędrowała, aż do ciemnego kąta w pokoju. Podkuliła nogi,
objęła je ramionami schowała twarz w ramionach, a potem gorzko
zapłakała. W takiej właśnie pozycji znalazł ją Des.
Silla
nie słyszała, kiedy wbiegł do pokoju, ale dopiero ciepły, lekki
dotyk wojownika sprawił, że w końcu skupiła się na tym, co ją
otacza. Wydobyła się z otchłani rozpacz, a poprzez mgłę
zasnuwająca jej oczy dojrzała przerażoną twarz przyszłego
nauczyciela.
-
Na litość wszystkich bogów! Co się stało?! - zapytał,
spojrzeniem wędrując po jej twarzy i ciele, jakby szukał w niej
oznak szarpaniny lub czegoś innego.
Nigdy
nie sądziła, że kiedyś dobrowolnie pozwoli się objąć
mężczyźnie, ale ufała Desowi na tyle, by wiedzieć, że nie
uczyni jej krzywdy.
Ku
jego zaskoczeniu wsunęła się delikatnie w jego ramiona, oparła
głowę na jego torsie i szlochając, objęła go mocno za szyję.
Potrzebowała czułości i troski, i chociaż Des zesztywniał, gdy
przytuliła się do niego, poczuła się dobrze.
-
Wypłacz się... Dobrze ci to zrobi – szepnął jej wprost do ucha.
Silla poczuła ciepły oddech na policzku i szyi. Zacisnęła mocniej
ramiona i poczuła jak mężczyzna również ją obejmuje, a
kiedy jego silne dłonie spoczęły na plecach zrozumiała, że Des
to jedyny mężczyzna pośród wielu krain, któremu
pozwoliła na coś takiego.
Ten
czuły gest, gdy otoczyły ją silne, bezpieczne ramiona sprawił, że
łzy napłynęły do oczu nową, silniejszą falą. Jej drobnym,
poznaczonym licznymi bliznami ciałem wstrząsnął głośny szloch.
Nie
miała pojęcia, jak długo płakała, ale w końcu od tej rozpaczy
zrobiło jej się gorąco i słabo. Rozbolała ją głowa, ale mimo
to, poczuła się zdecydowanie lepiej. Smutek jaki nią zawładną
wypłynął wraz z łzami. Uniosła zapłakaną i czerwoną twarz ku
górze. Mroczne oczy Desa patrzyły na nią ze spokojem i
wyczekiwaniem. Coś błysnęło w jego wzroku, ale Silla odsunęła
się od niego i nie zdążyła mu się przyjrzeć dokładnie.
-
Dziękuję ci – szepnęła cicho i opuściła ramiona wojownika.
Zawstydzona
swoim zachowaniem, otarła twarz z resztek łez i zaczęła poprawiać
zmierzwione włosy.
-
Cieszę się, że mogłem służyć ci ramieniem i jestem ci
wdzięczny za zaufanie– wyznał, równie cichym głosem.
Silla spojrzała na niego i pokiwała głową. Uśmiechnęła się do
niego lekko, czując na sobie przez cały czas spojrzenie mężczyzny.
-
Ja... Wiem, że wielokrotnie robiłam coś, co mogło cię urazić,
ale nie chciałam. Lubiłam być sama, gdy jechaliśmy tutaj, bo
czułam się pewniej... Tylko teraz zaufałam tobie i Asarlaiowi.
Może do przyjaźni nam jeszcze daleko, ale wiem, że mnie nie
zranicie. Wiem też, że przy was będę bezpieczna.
-
Sillo, pamiętaj, że zawsze będę niedaleko, by ci pomóc.
Nie ważne, czy będziesz chciała zachować dystans, bo będziesz
czuła się tego dnia smutna, czy tak jak dziś: będziesz
potrzebować mojego ramienia, aby wylać łzy, zawsze będę tak
blisko jak to możliwe...
Słowa
Desa brzmiały poważnie, aż dziewczyna przeraziła się, chociaż
nie miała pojęcia dlaczego. W końcu obiecał jej, a dobrze
wiedziała, że ich drogi mogą niedługo się rozejść.. I co wtedy
zrobi?
Jejku, twoje opowiadanie jest świetne! Po prostu kocham Desa! Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalesze losy bohaterów, a najbardziej nie mogę się doczekać Krainy Zmarłych :D Życzę dużo weny, żeby rozdziały były częściej :D
OdpowiedzUsuń