niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział szesnasty

Wymieniła to imię, bo była pewna, że to on, ale to nie był Des, którego znała i widziała. To, co przed nią stało, stanowiło jakiś okrutny żart albo koszmar. Nie była pewna, co było gorsze.
- Sillo! - zacharczał groźnie. Jego głos, który zawsze był taki spokojny i łagodny, brzmiał w tej chwili jak zgrzyt metalu. Skuliła się widząc bestię, którą stał się Des.
Rozpoznała go, ale istota przed nią wcale nie była człowiekiem. Tuż nad głową unosiły się wielkie, czarne skrzydła. Nie były one pokryte piórami, lecz skórą. Wzdrygnęła się.
Twarz miał bladą, oczy czerwone i pałające nienawiścią. Uszy wydłużyły mu się, a włosy wypadły. Zamiast ust miał wydłużony pysk uzbrojony w długie zęby. Ramiona miał znacznie szersze niż normalnie, w ogóle cały był znacznie większy. Był przerażający.
Dłonie i stopy zmieniły się w długie szpony, które mogłyby ją zabić jednym tylko pacnięciem.
Stała i patrzyła na niego, a łzy leciały jej nieprzerwanym strumieniem. Nie mogła zrozumieć jak to się stało, że przeistoczył się w taką bestię. Bestię, która siała zniszczenie.
- Desie, wiem, że to ty – powiedziała głośno. Pragnęła przemówić do niego, do serca, które w nim, miała nadzieję, jeszcze biło. Chciała przebić się przez mur nienawiści, jakim się otoczył. Przecież to niemożliwe, by się tak zmienił! To nie mogła być jej wina! - Ja wiem, że to ty! Proszę cię, nie rób tego. Nie zabijaj już. Patrz ile tu śmierci! - krzyczała, uparcie wpatrując się w czerwone ślepia bestii.
Des uważnie ją obserwował. Oczy gorały rządzą mordu. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak jawną nienawiścią. Pełgała w nim, wiła się jak wąż. On był nienawiścią.
Cofnęła się kilka kroków, aż upadła na ziemię, tuż obok trupa. Spojrzała na niego i otwarła ustaw niemym krzyku. Asarlai! Tuż obok niego leżał martwy Ragrem. Łzy spłynęły jej po policzku nową falą. Poczuła, że się dławi, że emocje odbierają jej zdolność oddychania.
- Nie wierzę w to! - szepnęła i próbowała się podnieść, ale udało jej się tylko przysiąść na piętach, nic więcej nie mogła zrobić.
Des, a raczej demon, który zawładnął ciałem wojownika, podszedł do niej powoli. Miał szeroko rozwartą paszczę, z której po chwili wydobył się ogłuszający ryk.
- Przestań! - wrzasnęła w końcu czując narastającą w niej złość i nienawiść do bestii, która przed nią stała. - Przestań zabijać!
- Chcesz mnie powstrzymać? - zakpiła istota. Silla skuliła się, gdy pośród tego charkotu dał się słyszeć głos Desa. Przymknęła powieki i nasłuchiwała. Wiedziała, że wojownik tam jest. Jest uwięziony.
- Tak! - odparła z mocą. Podniosła się. Stał tak blisko, mogłaby wyciągnąć dłoń w jego stronę i opuszkami palców dotknąć klatki piersiowej odzianej w zbroję.
Powietrze rozdarł chrapliwy śmiech. Przeszył ją aż do szpiku kości. Zatrzęsła się ze strachu i próbowała się odsunąć, ale demon nie chciał na to pozwolić. Wyciągnął długie ramię i mocno ją złapał za ramiona.
Szpony wbiły się w ciało, rozorały je z taką łatwością, iż Silla początkowo nie wiedziała, co się stało. Dopiero, gdy demon odsunął się od niej, jej ciało przeszyła fala bólu. Na białej koszuli pojawiły się czerwone plamy. Rozrastały się z każdą chwilą, a ból był nie do zniesienia.
Spojrzała w oczy wojownika i szepnęła jedno słowo, bo tylko tyle zdołała wykrztusić:
- Dlaczego?
W jednej chwili dostrzegła oszałamiającą przemianę. Demon nagle cofnął się gwałtownie, a z jego gardła wydobył się potworny krzyk.
- Nie! - krzyczał, a jego głos brzmiał już ludzko. Brzmiał jak Des.
Spojrzała na niego nim ciemność ją pochłonęła i dostrzegła jego zmianę. Jego oczy znów stały się czarne, twarz była normalna, tylko skrzydła zostały. Ale wrócił już do swej normalnej postaci.
Silla upadła na ziemię i dopiero wtedy pochłonęła ją ciemność.

***

Z krzykiem upadała w otchłań. Ciemność złapała ją i ciągnęła w dół, a ona nie była w stanie tego powstrzymać. Noc otoczyła ją zewsząd.
Nagle rozbłysło jasne światło. Leciała właśnie w jego kierunku. Jasna smuga znajdująca się gdzieś w dole przybliżała się szybko, aż w końcu zderzyła się z nią tak, jakby upadła na zimną skałę.
Obudziła się gwałtownie krzycząc ochryple. Spocona i przerażona rozejrzała się wokół. Wszędzie paliły się świece, w komnacie unosił się duszący dym kadzidełek i palonych ziół, a wokół jej łóżka zebrało się kilka osób.
W nogach łóżka stał przerażony druid, wojownik oraz kapłanka, natomiast tuż obok niej siedziała kobieta.
Silla wlepiła w nią zdumione spojrzenie, a potem odsunęła się gwałtownie od niej.
- Ty! Ty mi się przyśniłaś! - krzyknęła przerażona, wciąż pamiętając o tym, co ją spotkało w miejscu, do którego ją zabrała.
- To nie był sen, Sillo – przemówiła łagodnym głosem. Wyciągnęła w jej stronę rękę i próbowała jej dotknąć, ale dziewczyna nie pozwoliła na to.
Nie zważając na to, że w komnacie znajdują się mężczyźni, wyskoczyła z łóżka i spojrzała na wszystkich zebranych.
- Sillo, ty krwawisz! - powiedziała Bean Rialta i wskazała dłonią na jej koszulę. Cały lewy bok był czerwony od krwi.
Dziewczyna złapała za materiał, ale był suchy. Nic ją nie bolało, ale wyglądało to tak, jakby ktoś zadał jej poważny cios, od którego mogłaby zginąć i wykrwawić się. Spojrzała na dłonie, a potem na stopy, lecz te były czyste. Ta plama krwi na koszuli była jednak dowodem, że znajdowała się w świecie poza ludzkimi zmysłami.
- Byłam w dziwnym miejscu – wyjaśniła, ale nikt nic nie mówił. Przeniosła wzrok na Desa. W jego oczach coś błysnęło. Szok i niedowierzanie.
- Co to za miejsce, Sillo? Gdzie byłaś? - Wojownik podszedł do niej, ale nie dotknął jej. Stał i patrzył na nią w oczekiwaniu.
- Nie wiem. Ona mnie tam zabrała. - Skinęła głową w stronę kobiety, która nadal siedziała na jej łóżku i patrzyła na nią uważnie.
- Nazywam się Ilbista Alma, to ja jestem tą wieszczką, z którą mieliście się spotkać. I zabrałam ją do świata, który istnieje obok naszego. Nie jest on dostępny dla nas, na szczęście, ale z pomocą boga Akomo zabrałam ciebie i Desa na pole bitwy.
- Ty też tam byłeś? - zapytała, a potem przypomniała sobie, że przecież Des tam był pod postacią demona.
- Też byłem i chyba wiem, co się stało w naszych snach. Oboje tam byliśmy. Ja byłem demonem, który zamordował przyjaciół. Silla widziała mnie pod postacią, którą przyjmę, jeśli nie odzyskam duszy. Widziała dużo śmierci – dodał jeszcze, jakby to, co powiedział nie starczyło reszcie zebranych.
- To wszystko wyjaśnia, dlaczego nie mogłem jej wybudzić i co tu robiłaś, droga Almo – odparł druid, kiwając przy tym głową. Na jego twarzy zalśniło zrozumienie.
- Opiszcie nam dokładnie, co widzieliście – poprosiła Bean Rialta. Silla spojrzała na Desa, a potem szybko odwróciła wzrok.
W pamięci wciąż miała jego widok, gdy zamiast ust miał długi pysk najeżony zębami. I skrzydła.
Des szybko streścił swoją część snu, podobną do Silli.
- Ta wojna, którą widziałam, to moja wina – szepnęła w końcu, wbijając wzrok w podłogę. Wszyscy milczeli i czekali na dalszą jej opowieść. Zapatrzyła się na ręce i zakrwawioną koszulę. Widziała wiele strasznych rzeczy i nie mogła o tym myśleć. Nadal się bała. - Szłam przez pobojowisko, wszyscy byli martwi, Bean Rialta, Asarlai, nawet jeden ze strażników z pałacu, rozpoznałam go, bo często posyłacie go po mnie. To moja wina, bo nie zgodziłam się na połączenie duszy z Desem. Nie chciałam tego robić, bo to zbyt blisko, ale... Nie mogę przejść obok tego tak obojętnie. Jeśli rzeczywiście czeka nas coś takiego w przyszłości, to nie mam innego wyjścia. Nie uniosłabym takiej odpowiedzialności. Zgadzam się na połączenie duszy.
W pokoju panowała cisza. Silla oddychała ciężko, wypierając z głowy wspomnienia ze snu. Obrazki jednak nieustannie przypływały jej przed oczami. Wciąż miała wrażenie, że jest na tamtym polu bitewnym i doświadcza tej grozy.
- Sillo, dobrze wiem, że to zbyt wiele dla ciebie, dlatego nie musisz się na to zgadzać. Znajdziemy inny sposób na to, żeby cię wprowadzić do Krainy Zmarłych. - Ciszę przerwał Des.
Stał blisko niej, czuła ciepło bijącego od jego ciała. Odsunęła się od niego gwałtownie. Wbiła zlękniony wzrok w twarde, nieprzeniknione oblicze mężczyzny, szukając w niej jakiejś oznaki urazy lub gniewu, ale nic się w nim nie zmieniło. Jedynie oczy były jakby łagodniejsze, pełne zrozumienia.
- Ale widziałeś, co się tam stało! Widziałeś, co działo się z tobą! Myślisz, że będę czuła się lepiej, jeśli zginiesz albo zmienisz się w tego demona siejącego śmierć i zniszczenie? Nie będzie takiego człowieka na ziemi, który uchroni się przed tobą. Nikt nie ocaleje i twój brat wygra. To wam powinno zależeć na tym, bym połączyła się z tobą, Desie. Wam, a nie mi. Dobrze wiecie, co się dzieje, a ja jestem jedynie marnym pionkiem, więc...
- Nie mów tak! - przerwał jej stanowczo wojownik i zbliżył się do niej, ale nie odsunęła się od niego jak poprzednio. Wlepiła w niego uważne spojrzenie. Nie dotykał jej, ale mógł to zrobić w każdej chwili. Czekała na to, ale jednocześnie chciała się odsunąć, by pozbyć się tego uczucia. Męski dotyk był ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnęła.
- Nie możesz sprowadzać się do roli marnego pionka, bo nim nie jesteś. Jesteś bardzo ważna i bardzo nam potrzebna, więc nigdy nawet nie myśl o sobie w ten sposób! - Tym razem głos zabrała druid. On i Des próbowali przekonać ją do tego, by nie uwłaczała swej osobie, ale jakoś nie mogła w to uwierzyć. Przecież każda inna kobieta mogłaby nadawać się do tego. Na pewno znalazłaby się waleczniejsza i odważniejsza.
Silla nie umiała uwierzyć w siebie, przyznać się, że jest coś warta.
Zamilkła, nie wiedząc, co powiedzieć. Chciała zakończyć to spotkanie i znów udać się na spoczynek. Była zmęczona, a świt zbliżał się coraz szybciej. Tymczasem dyskutowali o tym, kim jest i co powinna zrobić. Znów podjęła decyzję, chociaż w ogóle jej się to nie podobało.
Jej życie przypominało zabawkę, którą przekładano z miejsca na miejsce, bez jej woli. Tak naprawdę bardzo chciała im pomóc, ale to, co jej proponowali wiązało się z dużym ryzykiem. Tak bardzo się bała.
Skuliła się, otoczyła ramionami, pragnąc teraz odrobiny spokoju, ale obrady wciąż trwały i trwały. W ogóle ich nie słuchała.
Usiadła na łóżku, okryła się ciepłym kocem, bo nagle poczuła, że zrobiło się chłodno w pokoju, mimo większej ilości osób, i zapadła się w sobie, szukając w sercu coś, co pozwoli jej odpędzić ten ogarniający całe ciało strach. Serce waliło w piersi tak szybko, że nie potrafiła policzyć jego uderzeń. Nie mogła skupić się na niczym innym, niż na myśleniu o tym, co ją czeka w najbliższej przyszłości.
Została sama. Odkryła to nagle. W pewnym momencie podniosła spojrzenie na otaczających ją ludzi, bo nagle zrobiło się tak cicho i zaskoczyło ją to, że jednak nikogo w pokoju nie ma. Wszyscy wyszli, a ona nawet nie wiedziała, kiedy to się stało. Ale odetchnęła głośno z ulgą i po prostu zakopała się w miękkiej pościeli. Przebrała tylko koszulę i splotła włosy w warkocz.
Nie mogła zasnąć, a kiedy nastał późny poranek, wyczołgała się z łóżka, obmyła się i ubrała, i chociaż nie była głodna, zeszła na dół. Jadalnia była pusta, ale stoły wciąż zastawione, więc wybrała miejsce w kącie, tak by nie rzucać się innym w oczy i zgarnęła na talerz owoce, trochę zimnego mięsa i ciemnego chleba.
Wstała w momencie, gdy do sali weszła grupka roześmianych służących, w tym Rai. Maszerowała na czele sześciu kobiet i trzech mężczyzn, którzy zanosili się od głośnego śmiechu. Silla poczekała, aż ją miną i niezauważona przez nikogo uciekła z jadalni, zabierając po drodze kilka jabłek i dość spory kawałek mięsa dla Rae.
Stajenni opiekowali się małym lisem, niczego mu nie brakowało. Stworzonko jednak bardzo pokochało stajnię, więc nie myślała o tym, by go stąd zabierać. Spał w boksie klaczy.
Drogę do stajni znała na pamięć, więc po wyjściu z pałacu pognała przed siebie, nawet nie patrząc pod nogi. Dopadła do boksu siwej klaczy, poczęstowała ją jabłkiem, również Bathar i Kazhali wyciągnęli w jej stronę głowy, gdy dostrzegli, że przyszła.
Kary ogier początkowo ją przerażał. Był ogromny, więc zawsze czuła się przy nim taka malutka. Jednak z każdym kolejnym tygodniem przekonywała się do Bathara, a teraz czuła się tak pewnie, że nie bacząc na jego spore rozmiary po prostu wchodziła do jego boksu i rozpieszczała go smakołykami, zjednując sobie tym samym serce i zaskarbiając miłość.
- Nie rozpieszczaj go, to nie piesek pokojowy, lecz koń bojowy – usłyszała z tyłu głos Desa. Odwróciła się gwałtownie, dostrzegając go w drzwiach boksu ogiera.
Poczerwieniała na twarzy, gdy spojrzała mu w oczy, ale wzruszyła ramionami, odwracając się do niego plecami. Całą uwagę poświęciła koniowi, który gryzł jabłko.
- Nawet koń bojowy potrzebuje odrobiny miłości, wiesz? - powiedziała, tracąc nagle pewność siebie.
- Wiem, Sillo. Tylko żartowałem – odpowiedział i podszedł do niej.
Des był wysoki, choć nie tak dobrze zbudowany jak strażnicy, którzy pilnowali kapłanek. Był raczej smukły, trochę szerszy w barkach, ale za to doskonale umięśniony. Wbrew sobie poznała jego ciało od podstaw, więc wiedziała dobrze jak wyglądało jego ciało. Nawet te części, których wolałaby nie oglądać.
Poczuła jego zapach. Zaskakujące, że zwróciła na to uwagę. Odsunęła się od ogiera i zrobiła mu tym samym miejsce.
- Pójdę już. Chciałabym trochę odpocząć – mruknęła i skierowała się w stronę wyjścia.
Des milczał, więc odeszła, chociaż poczuła się lekko rozczarowana, że nie zechciał z nią porozmawiać. Sama nie wiedziała, dlaczego. Może potrzebowała jego pocieszających słów? Może po prostu zawsze miał dla niej dobre słowo, które w jakiś sposób przełamywało jej czarne myśli? Przyzwyczaiła się, że Des zawsze w taki kojący i łagodny sposób podchodził do niej. Wiedział, co robić, by się nie bała. Ale był mężczyzną i nic na to nie mógł poradzić. Ten wstręt do każdego męskiego dotyku był w niej od wielu lat, dlatego była pewna, że potrzebowała na pewno całego życia, by przyzwyczaić się do czegoś takiego.
Po wyjściu ze stajni, usłyszała nagle swoje imię. Odwróciła się i zobaczyła, że wojownik biegnie w jej stronę.
- Pomyślałem sobie, że skoro przyjdzie nam jeszcze zostać tutaj, to wznowimy nasze treningi? Może przyda ci się to w Krainie Zmarłych.
Przekonał ją, chociaż od dawna chciała zapytać Desa o treningi. Nie była jednak pewna, czy ponownie zgodzi się na to, ale kiedy sam jej to zaproponował, poczuła ogromną ulgę.
- Cieszę się, że to zaproponowałeś! Treningi są dla mnie takim... Dzięki nim nie myślę o niczym, a skupiam się na tym, co robię. Rozumiesz mnie?
- Oczywiście. Chodźmy, poszukamy dla ciebie stroju i zaczniemy od razu.
Silla ruszyła raźno obok Desa.

***

Sala była bardzo duża. Silla miała wrażenie, że zajmowała niemal całe skrzydło budowli, ale wcale ją to nie dziwiło. Tak duże pomieszczenie musiało pomieść wielu wojowników. Część z nich oddawała się codziennym ćwiczeniom, a nad tym wszystkim czuwał kapitan, którego miała okazję poznać na jednym z posiłków. Był to wysoki, w średnim wieku mężczyzna z zaciętym wyrazem twarzy, z wyraźnie wysuniętą do przodu brodą. Przerażał ją, bo był kimś, kogo mogłaby porównać do Raksa, chociaż usilnie starała się tego nie robić.
Instynktownie schowała się za Desa, łapiąc go delikatnie za ramię. Przystanął i obrócił się w jej stronę, zaskoczony jej gestem.
Silla spojrzała na niego lekko wystraszona, a potem odsunęła się gwałtownie, czerwieniąc na twarzy. Poczuła się okropnie głupio, ale sama nie spodziewała się, że będzie szukała schronienia u Desa przed głupimi wyobrażeniami. Przecież kapitan strażników w ogóle nie był taki jak Rax. Po prostu wmawiała sobie to.
- Co się stało? - Jej uwagę zwrócił cichy głos wojownika. Wbiła w niego spojrzenie niebieskich oczu i otwarła usta, nie wiedząc nawet, co powiedzieć. Pokręciła w końcu głową i próbowała opanować drżące ciało.
- Czy nie możemy znaleźć... spokojniejszego miejsca? - zapytała cicho. Zerknęła na trenujących strażników i przełknęła gwałtownie ślinkę. Nie podobało jej się to, że było ich aż tylu.
Spodziewała się, że znajdą ustronne miejsce i Des w skupieniu pokaże jej najważniejsze rzeczy, ale sala z grupką ćwiczących mężczyzn do takich nie należała. Znów wbiła uważne spojrzenie w wojownika i poczuła ulgę, gdy dostrzegła na jego twarzy wyraz zrozumienia. Albo wmawiała sobie, że to było właśnie to.
- W porządku. Poszukamy tylko dla ciebie wygodniejsze ubranie i zabierzemy przydatną broń. Zaczekaj tutaj.
Zostawił ją przy drzwiach, co Silla skwitowała jedynie cichym westchnieniem ulgi. Jego zrozumienie działało na nią nie tylko kojąco, ale także dodawało jej odrobinę odwagi, ale gdy pozostała sama poczuła się nagle bezbronna.
Nie chciała nawet rozumieć tego, w końcu nie spodziewała się, że kiedykolwiek poczuje się bezbronna z powodu nieobecności mężczyzny. Nie wiedziała w jaki sposób na to patrzeć, bo nie umiała podejść do tego racjonalnie. Zbyt wiele emocji kłębiło się w niej. A ona wciąż pozostawała zbyt słaba, by mogła je rozplątać i nazwać.
- Witaj – usłyszała nagle męski głos. Silla wzdrygnęła się i uniosła spojrzenie ku górze. Napotkała roześmiane, zielone oczy strażnika, który nieustannie okazywał jej zainteresowanie, a ona nieustannie go ignorowała.
Stał zbyt blisko niej, nawet nie usłyszała jego kroków, dlatego odsunęła się, aż plecami dotknęła chłodnej ściany. Młody strażnik nie przejął się jej zachowaniem, więc przysunął się bliżej, oparł jedną dłoń na ścianie tuż nad jej ramieniem i pochylił się w jej stronę. Skuliła się w sobie. Poczuła dławiący strach, pełgający po każdej jej kończynie. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Znów poczuła znajome drżenie, które towarzyszyło jej od dziesięciu lat. Ta bliskość była dla niej zbyt przytłaczająca. Bała się go, a on nawet nie próbował się odsunąć, chociaż była pewna, że dostrzegał jej reakcję. Tkwił przed nią, tak blisko, iż nie widziała nic poza jego spoconym, nagim torsem i i skórzanymi pasami przecinającymi szeroki tors. Pierś porośnięta ciemnymi, kręconymi włosami falowała pod pływem gwałtownych oddechów.
- Czy... czy mógłbyś się odsunąć, panie? - zapytała go cicho. Poczuła bolesny ścisk w gardle i łzy pod powiekami. Nie mogła tego powstrzymać. Znalazła się w potrzasku.
- Cieszę się, że tu przyszłaś, pani – wyszeptał, nachylając się w jej stronę jeszcze bardziej, całkowicie ignorując jej prośbę. Silla poczuła jak serce uderzyło w piersi szybko, aż zabrakło jej tchu.
- A ja nie – odparła, a potem dała nura pod jego ramieniem i nie oglądając się na nikogo, wybiegła z sali. Nie czekała na Desa, serce zbyt mocno waliło jej w piersi, pompowało krew, a wraz z nią strach i znajome obrzydzenie.
Wpadła do pokoju i schowała się za parawanem, po czym upadła na kolana i całą zawartość żołądka zwróciła do nocnika. Trzymała się metalowej krawędzi, chociaż pojemnik był mały, i próbowała opanować torsje. Nie chciała myśleć o tym, co się stało w sali treningowej, ale umysł sam podsuwał jej wszystkie sceny sprzed kilku chwil.
Kiedy skończyła wymiotować, odsunęła się od nocnika i na czworakach powędrowała, aż do ciemnego kąta w pokoju. Podkuliła nogi, objęła je ramionami schowała twarz w ramionach, a potem gorzko zapłakała. W takiej właśnie pozycji znalazł ją Des.
Silla nie słyszała, kiedy wbiegł do pokoju, ale dopiero ciepły, lekki dotyk wojownika sprawił, że w końcu skupiła się na tym, co ją otacza. Wydobyła się z otchłani rozpacz, a poprzez mgłę zasnuwająca jej oczy dojrzała przerażoną twarz przyszłego nauczyciela.
- Na litość wszystkich bogów! Co się stało?! - zapytał, spojrzeniem wędrując po jej twarzy i ciele, jakby szukał w niej oznak szarpaniny lub czegoś innego.
Nigdy nie sądziła, że kiedyś dobrowolnie pozwoli się objąć mężczyźnie, ale ufała Desowi na tyle, by wiedzieć, że nie uczyni jej krzywdy.
Ku jego zaskoczeniu wsunęła się delikatnie w jego ramiona, oparła głowę na jego torsie i szlochając, objęła go mocno za szyję. Potrzebowała czułości i troski, i chociaż Des zesztywniał, gdy przytuliła się do niego, poczuła się dobrze.
- Wypłacz się... Dobrze ci to zrobi – szepnął jej wprost do ucha. Silla poczuła ciepły oddech na policzku i szyi. Zacisnęła mocniej ramiona i poczuła jak mężczyzna również ją obejmuje, a kiedy jego silne dłonie spoczęły na plecach zrozumiała, że Des to jedyny mężczyzna pośród wielu krain, któremu pozwoliła na coś takiego.
Ten czuły gest, gdy otoczyły ją silne, bezpieczne ramiona sprawił, że łzy napłynęły do oczu nową, silniejszą falą. Jej drobnym, poznaczonym licznymi bliznami ciałem wstrząsnął głośny szloch.
Nie miała pojęcia, jak długo płakała, ale w końcu od tej rozpaczy zrobiło jej się gorąco i słabo. Rozbolała ją głowa, ale mimo to, poczuła się zdecydowanie lepiej. Smutek jaki nią zawładną wypłynął wraz z łzami. Uniosła zapłakaną i czerwoną twarz ku górze. Mroczne oczy Desa patrzyły na nią ze spokojem i wyczekiwaniem. Coś błysnęło w jego wzroku, ale Silla odsunęła się od niego i nie zdążyła mu się przyjrzeć dokładnie.
- Dziękuję ci – szepnęła cicho i opuściła ramiona wojownika.
Zawstydzona swoim zachowaniem, otarła twarz z resztek łez i zaczęła poprawiać zmierzwione włosy.
- Cieszę się, że mogłem służyć ci ramieniem i jestem ci wdzięczny za zaufanie– wyznał, równie cichym głosem. Silla spojrzała na niego i pokiwała głową. Uśmiechnęła się do niego lekko, czując na sobie przez cały czas spojrzenie mężczyzny.
- Ja... Wiem, że wielokrotnie robiłam coś, co mogło cię urazić, ale nie chciałam. Lubiłam być sama, gdy jechaliśmy tutaj, bo czułam się pewniej... Tylko teraz zaufałam tobie i Asarlaiowi. Może do przyjaźni nam jeszcze daleko, ale wiem, że mnie nie zranicie. Wiem też, że przy was będę bezpieczna.
- Sillo, pamiętaj, że zawsze będę niedaleko, by ci pomóc. Nie ważne, czy będziesz chciała zachować dystans, bo będziesz czuła się tego dnia smutna, czy tak jak dziś: będziesz potrzebować mojego ramienia, aby wylać łzy, zawsze będę tak blisko jak to możliwe...

Słowa Desa brzmiały poważnie, aż dziewczyna przeraziła się, chociaż nie miała pojęcia dlaczego. W końcu obiecał jej, a dobrze wiedziała, że ich drogi mogą niedługo się rozejść.. I co wtedy zrobi? 

1 komentarz:

  1. Jejku, twoje opowiadanie jest świetne! Po prostu kocham Desa! Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalesze losy bohaterów, a najbardziej nie mogę się doczekać Krainy Zmarłych :D Życzę dużo weny, żeby rozdziały były częściej :D

    OdpowiedzUsuń