wtorek, 15 listopada 2016

Rozdział czternasty

Des był wdzięczny za to, że Silla zgodziła się na uczestniczenie w tak niebezpiecznym zadaniu. Kraina Zmarłych była częścią świata, który wykraczał poza ludzkie zmysły. Nie wiedział dokładnie jak tam jest, a każdy kto pozostał tam dłużej niż to koniecznie, na zawsze tam zostawał. Wszyscy ci, którzy obdarzeni byli Wzrokiem i mogli spojrzeć w głąb tego okropnego miejsca, mogli zobaczyć i powiedzieć coś więcej. Des słyszał, że ludzie, którzy pogubili ścieżki w Krainie Zmarłych, Bramy Trewanu już na zawsze zamknęły się przed nimi i uniemożliwiły im powrót do świata żywych.
Dlatego bał się, że dziewczyna tam zostanie. Pal licho jego duszę. Kiedyś i tak musi umrzeć, był długowieczny, ale nie nieśmiertelny jak elfowie, więc musiał przygotować się na spotkanie z bogami śmierci i Posłańcami Śmierci. Wiedział, że demon jedynie skróci jego żywot, to wszystko. A królestwo i tak odzyska, choćby mrok miałby już na zawsze go pochłonąć. Chciał więc tego bardziej, niż swej duszy. Przynajmniej częściowo zaspokoiłby tęsknotę, która rozdziała mu serce.
Przyjrzał się dziewczynie skulonej u jego boku. Miała opuszczoną głowę, bladą cerę, a jej ciało stało się wątłe, chociaż znał je dość dobrze i wiedział, że Silla jest nieco lepiej zbudowana. Nie wiedział, czy to wina sukni, czy może ostatnich wydarzeń.
W duchu uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie wczorajsze zdarzenie. Tak dzielnie wkroczyła do sypialni Rai, myśląc że kobieta jest krzywdzona. Przez chwilę dostrzegł w jej oczach prawdziwy ogień, odwagę, która zawsze płonęła w młodym sercu i oczach. Podziwiał ją za to, że mimo wszystko odważyła się wejść do pokoju i spróbować przeszkodzić ewentualnemu łajdakowi. Co prawda był przez chwilę zły, że przeszkodziła mu w takim momencie, ale potem uświadomił sobie, że to, co robił było... złe. Nie miał prawa wykorzystywać tej kobiety, ale nie potrafił odmówić jej tego. Sama do niego przyszła i powiedziała wprost, czego chce. Jak stwierdziła, miłość nie była dla niej, ale współkowanie owszem, dlatego nie powiedział „nie”. Podobała mu się, a on jej i oboje nie potrzebowali miłości, która jedynie poplątałaby ich relację. Wtedy tak myślał, a dziś czuł się z tym okropnie.
Jeszcze raz spojrzał na Sillę, która nie odważyła się podnieść głowy. Naprawdę nie chciał, by uczestniczyła w tym całym przedsięwzięciu, ale skoro już się zgodziła mógł być tylko wdzięczny za to. Do końca swoich dni będzie ją za to wielbił.
- Sillo – przemówił do niej cicho. Zamilkł, a kiedy w końcu odważyła się podnieść na niego wzrok, uśmiechnął się i delikatnie dotknął jej drobnej dłoni. Wzdrygnęła się, ale nie dostrzegł w jej oczach ani strachu ani niechęci. Była zaskoczona. Miała szeroko rozwarte oczy i lekko rozchylone usta. Pochylił się w jej stronę, czując na sobie spojrzenia reszty towarzyszy. - Obiecuję, że kiedy uda ci się wyprawa do Krainy Zmarłych, to dostaniesz wszystko czego pragniesz. Sam osobiście spełnię życzenia. Przysięgam ci na mój miecz.
Silla przez chwilę wpatrywała się w niego z dość niemądrą miną. Ale poczuł satysfakcję, że zrobił na niej takie wrażenie. Nie spodziewała się, że będzie chciał coś dla niej zrobić. Kiedy wpatrywał się w jej oczy, poczuł przez chwilę niepokój. Ich kolor był zbyt głęboki, przypominały dwa bezdenne jeziora, a intensywność ich spojrzenia była niepokojąca. Zmienił lekko pozycję i wrażenie z niego umknęło.
- Proszę? - zapytała w końcu, otrząsając się z zaskoczenia. Uśmiechnął się i wyprostował.
- To, co słyszałaś. Po odzyskaniu tronu na pewno zrobię dla ciebie wszystko, czego zapragniesz.
Z przyjemnością patrzył na twarz Silli, która zmieniała się z każdą mijaną chwilą. Od głębokiego zaskoczenia, po niedowierzanie, aż po pełną wyrazu wdzięczność. Odbijała się ona w jej oczach i ułożeniu ust, które zaczęły drżeć lekko. Nie chciał, by płakała, ale emocje widoczne na twarzy podpowiedziały mu, że bardzo ją to poruszyło. Jeszcze nigdy nie widział u żadnej kobiety tak szczerej wdzięczności, połączonej z niedowierzaniem.
Silla sądziła, że wszystko to, co robiła pójdzie w zapomnienie, ale myliła się i z radością jej to udowodnił.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła usta i spuściła głowę, odwracając się od niego bokiem. Wciąż wstydziła się wczorajszego występku i unikała patrzenia mu w oczy. Będzie musiał z nią porozmawiać, wyjaśnić i przeprosić, a także wytłumaczyć, że to, co zrobiła było bardzo odważne.
Asarlai wyrwał go z zamyślenia, gdy zaczął planować na głos. Chociaż to były jedynie sugestie, Des poczuł w żołądku ściskanie.
- Podejrzewam, że Podrzegaczy wezwał twój brat, Desie. Chce cię zniszczyć, dlatego zrobi wszystko, żeby się udało. A taka armia przy okazji sprawi, że zasieje strach pośród krain. I zdobędzie władzę nad jej większością.
Słowa druida brzmiały złowieszczo, aż poczuł ciarki wzdłuż kręgosłupa. Nie podobało mu się to, ale jego kompan miał rację. Podrzegacze byli nieregularną armią, stworzoną coś na wzór najemników. Ale służyli jedynie złej sprawie. Wyjęci spod prawa łotrzykowie, mordercy i gwałciciele pozbawieni sumienia i uczuć niszczyli wszystko, co napotkali na swej drodze, a jeśli zmierzali do Lavtarlii, to po drodze doprowadzą do ruiny kilka spokojnych krain. Ta głupia wojna toczona między nim, a Kenobarem wplącze niewinne istoty w konflikt i sprowadzi na nie śmierć. Zrobiło mu się niedobrze.
- Musimy zwołać jak najwięcej sojuszników. Kiedy okaże się, że jesteś Desomranem Khalam'Mhlen, na pewno przyjdą ci z pomocą. Ragrem postara się dotrzeć do jak największej ilości przyjaciół. Po drodze rozpowiada, że wróciłeś, więc sądzę, że niedługo będziemy wiedzieć kto staje po twojej stronie.
- Oby tylko udało się nam zdążyć przed armią odbić tron – odpowiedział tylko zamyślony, w głowie rozmyślając nad strategią. Powinna być prosta, ale za to skuteczna i szybka, by Kenobar nie zdążył się przygotować do ataku.
Belio było dobrze ufortyfikowaną stolicą. Miejsce króla, zamek – mógł długo się bronić. Otaczały go głębokie okopy najeżone metalowymi prętami, rów wypełniała żrąca maź, która nie pozostawiała po człowieku żadnych śladów. Mury zbudowane zostały z gładkich kamieni rzecznych, po których nikt nie był w stanie się wspiąć.
Belio otoczone było podwójnym murem, a w przestrzeni między jedną ścianą, a drugą znajdowała się głęboka fosa wypełniona niemal do połowy murów wodą oraz groźnymi korhontami. Dwumetrowe gady przypominające krokodyle nie posiadał nóg, ale za to miały długie paszcze wypełnione ostrymi zębami zdolnymi przebić się przez stal. Połykały większe kawałki mięsa w całości, a kiedy miała nadejść bitwa, nie karmiono ich przez kilka dni, by miały pożywienie w postaci wroga, spadającego z muru zewnętrznego.
Ale i tę twierdzę można było zdobyć, odpowiednia ilość armii zdolnej do brutalnego ataku mogła przedrzeć się przez grube mury i stalowe wrota, zniszczyć całe życie tlące się za ścianami.
Des przymknął oczy czując ogarniającą go rozpacz. Szalejąca tęsknota nie dawała mu spokoju, a gdy wyobraził sobie jak miasto płonie, zalała go ryczącą falą. Nie mógł na to pozwolić, nikt nie zdobędzie jego ukochanej krainy.
Otworzył nagle oczy, gdy poczuł lekki dotyk na skórze. To Silla go dotykała nieśmiało. Patrzyła na niego z troską, za którą był jej wdzięczny. Niebieskie oczy spoglądały na niego niepewnie. W przypływie chwili złapał ją za dłoń i lekko uścisnął. Miała zimne palce. Szybko wyszarpnęła się z jego uścisku, obawiając się bliskości.
- Co mamy zrobić, by odbić bezgłośnie Belio? - zapytał Des cicho, samego siebie, ale odpowiedziała mu Bean Rialta.
- Przede wszystkim musimy się skupić na tym, by twoja dusza powróciła z Krainy Zmarłych. Nie możemy jeszcze nic przedsięwziąć, póki nasza wieszczka nie powie wam wszystkiego. Jutro musicie się z nią spotkać. Jest gotowa was przyjąć.
Des skinął głową, Silla też.
Chcąc czy nie, dziewczyna musiała od tej chwili skupić się na tym, co powinni zrobić i odrzucić swe lęki, bo inaczej nigdy nie uda im się zdobyć to, o co walczą. Wiedział, że traumy nie da się tak po prostu zapomnieć. Lata spędzone w niewoli i cierpieniu nie staną się dla niej jedynie błahym wspomnieniem, ale chciał, by była silniejsza, by potrafiła z tym walczyć.
Gdy opowiadała mu w stajni o tym, co ją spotkało, czuł wzbierającą w nim nienawiść do człowieka, który ją zniszczył. Widział jej ciało jak poznaczone było licznym bliznami. Okropny widok, ale dziewczyna nie miała na to wpływu, całe życie musiała znosić Raksa. Dzień pod dniu, rok po roku łamał jej ducha.
Kiedy to się wszystko skończy da jej wszystko, czego będzie pragnęła. Obiecał jej i zamierza dotrzymać słowa, osobiście postara się, by Silla była szczęśliwa i zapomniała o tym, co ją spotkało.
Spotkanie dobiegło końca. Dziś już nie mieli żadnych obowiązków. Nim Des zdążył wstać, Silla umknęła z pokoju. Zmarszczył brwi i popatrzył jeszcze na miejsce, w którym przed chwilą siedziała.
- Porozmawiaj z nią – powiedział nagle druid. Wojownik uniósł wysoko brew, patrząc na uśmiechniętego Asarlaia. W jego oczach błysnęło zrozumienie. - Wczoraj wróciła późno do pokoju i płakała niemal do rana. Nie wiem, co między wami zaszło, ale na pewno nie powinniście teraz szukać powodów do kłótni. Silla jest bardzo wrażliwa, choć drzemie w niej potężny duch, czemu dała świadectwo u nair.
Na koniec poklepał go po plecach i pożegnał się. Des uczynił to samo i zostawił kapłankę w spokoju.

***

Silla czuła płonące policzki, gdy gnała przed siebie. Musiała znaleźć spokój i ukojenie w ulubionym zakątku. Tam musiała przemyśleć wszystko i otrząsnąć się z szoku.
Kiedy już usiadła na ulubionej ławeczce i zatopiła bezmyślny wzrok w tafli jeziora, pozwoliła płynąć myślą. Swobodnie przesuwały się w jej głowie, podsuwając co i rusz różne obrazy. Obecnie w jej głowie dominował krzyk: CO TY ZROBIŁAŚ?!
Zgodziła się. Zrobiła to tak niespodziewanie, że sama nawet nie mogła w to uwierzyć, a kiedy dotarło do niej, co powiedziała, było już za późno na to, by się odwrócić i uciec.
Poczuła ścisk w żołądku, pętla strachu zacisnęła się na niej, doprowadzając ją niemal do płaczu. Nie mogła tego zrobić! Nie wiedziała o świecie, w którym żył Des i inni. Kraina Zmarłych to kraina, która była pełna zmarłych dusz szwendających się wokół. Druid nieco jej o tym opowiedział, ale wciąż to było za mało, aby nie bać się tego, co ją tam czeka.
Posiedziała w tym cichym zakątku aż do kolacji, potem wstała i ruszyła do pałacu, by tam się przebrać i przygotować do posiłku.
Już przywykła do wspólnych kąpieli, chociaż nigdy nie patrzyła w stronę Desa i Asarlaia.
Kiedy więc weszła do łaźni, przystanęła zaskoczona, gdy nie dostrzegła nikogo oprócz Desa. Siedział nagi w basenie.
- Już dawno jest po kąpieli – usłyszała głos wojownika. Odbił się echem od ścian i rozbrzmiał w jej wnętrzu. Cofnęła się zaskoczona, ale nie odwróciła wzroku od wojownika. Nie była pewna, czy powinna tu wchodzić, ale Des nie wyglądał na kogoś, kto był zły za to, że przerwano mu chwilę samotności.
- Zasiedziałam się w ogrodzie – mruknęła niechętnie. Nadal stała w progu, wahając się czy wejść do środka.
- Wejdź, Sillo – przemówił jakby czytając w jej myślach. Drgnęła, ale podeszła do brzegu basenu. Woda sięgała mu do bioder, ale widziała pod wodą każdy jego szczegół, dlatego stanęła bokiem, by nie spoglądać na jego uda i to, co znajdowało się między nimi. Zbyt dobrze wiedziała jak zbudowani są mężczyźni.
Nie była ciekawa, ale po jej wieloletniej niewoli zwracała uwagę na takie „szczegóły”. Nie chciała go oceniać, wolała udawać, że Des jest po prostu Desem, z którym może tylko porozmawiać.
- Gdzie są służące? Myślałam, że jeszcze tu będą – powiedziała, dokładnie obserwując podłogę. Była zdecydowanie fascynująca.
- Poszły na kolację – odpowiedział i zapadła między nimi cisza.
Silla jeszcze nigdy nie czuła się tak skrępowana w jego obecności. Dawniej traktowała go obojętnie, trzymając odpowiedni dystans. A teraz kompletnie nie miała pojęcia, co robić. Wstydziła się tego, co zrobiła. Nie potrafiła mu spojrzeć w oczy i miała wrażenie, że Des zaraz wybuchnie śmiechem i spojrzy na nią z drwiną. Mimo wszystko nie chciała, by między nimi zrobiło się tak niezręcznie. Od jakiegoś czasu zaczęła obu swych towarzyszyć darzyć sympatią. Wiedziała już, że są dobrzy i w żaden sposób nie są w stanie jej skrzywdzić.
- Chyba powinniśmy wyjaśnić sobie kilka spraw – zaczął nagle wojownik, co skłoniło dziewczynę do uniesienia głowy. Nie spojrzała jednak na jego twarz, lecz wbiła wzrok w jego znamię na brzuchu. Dostrzegła zarys poruszających się pod skórą powrozów mięśni. Jego wyrzeźbione ciało przypominało posągi bogów, które widziała w pałacu kapłanek. Miękkie kształty, które jednocześnie przykuwały uwagę swą twardością. Zachwycały kobiece oczy wypukłości, ich gra, gdy się poruszał. Silla jednak czułaby się pewniej, gdyby nie był taki... żywy. Posąg nie działał na nią deprymująco. Nie chciała nawet myśleć jak bardzo silny był. Widziała przecież jak zabijał tarba, a to wymagało nie lada wysiłku.
- Jakich spraw? - zapytała niepewnie, gdy w końcu odważyła się spojrzeć mu w oczy.
- Najpierw pozwól, że się ubiorę. Będzie mi dość niezręcznie o tym mówić.
Kiwnęła głową, a Des nagle wstał nie zwracając uwagi na to, że wciąż na niego patrzy. Nie był w żaden sposób zawstydzony, ale ona tak! Odwróciła się do niego plecami i pozwoliła mu przyodziać szaty.
- Ubrałem się już – poinformował ją, po kilku chwilach milczenia. Silla kiwnęła głową i odwróciła się do niego z wahaniem.
Stał ubrany w ciemne szaty. Odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że już nie będzie musiała oglądać jego nagiego ciała. Miała tego serdecznie dość.
Des bez słowa skierował się do kamiennej ławki tuż pod ścianą, otoczonej dużymi donicami z małymi krzewami, które wydzielały wspaniały, lekko kwaskowy zapach. Silla usiadła jak najdalej od wojownika, który z kolei zmienił pozycję i zwrócił się do niej.
- No dobrze, chyba jeszcze nigdy nie rozmawiałem z kobietą o czymś takim, to znaczy wydaję mi się, że nie. Nie pamiętam – zmarszczył czoło, na chwilę milknąc. Silla przyjrzała mu się. Jego twarz nie wyglądała tak groźnie, wygładziły się zmarszczki wokół ust, a oczy nie przypominały bezdennej ciemności gotowej ją pochłonąć. Nie wyglądał jak wojownik. Intensywnie myślał. W końcu wyrwał się z chwilowego zawieszenia i spojrzał na nią, uśmiechając się przepraszająco.
- O co chodzi? - zapytała w końcu, nie wiedząc, czegóż mógłby chcieć jeszcze Des. Zgodziła się, a w żaden sposób nie mieściło jej się w głowie to, by wojownik chciał z nią rozmawiać o jej nocnej szarży w pokoju Rai.
Poczerwieniała nagle, przypominając sobie wszystkie szczegóły tego wtargnięcia i omal nie uciekła z ławki, gdy Des wyciągnął do niej rękę i delikatnie ją przytrzymał za dłonie. Silla próbowała się oswobodzić, lecz on jej nie puszczał i chociaż uścisk wcale nie był silny, nie potrafiła wysunąć dłoni. Mocno ją oplótł. Uspokoiła się w końcu na tyle, by nie szarpać się z nim. Między nimi nie padło żadne słowo, ale Silla koniecznie chciała mieć to już za sobą, nie potrafiła tylko zadać mu kilka pytań, które natarczywie dobijały się w jej umyśle.
- Sillo... - zaczął w końcu stanowczo, gdy dziewczyna po chwili znów podjęła próbę wydostania dłoni z jego uścisku. - Wiesz chyba, co chcę ci powiedzieć, prawda?
- Wiem. To, co wczoraj zrobiłam... - urwała, ale potem dodała z ogniem w oczach: - Ale ja naprawdę myślałam, że dzieje się jej krzywda! Nie spodziewałam się, że ty i ona... Że to wcale nie jest takie jak myślałam, że jest. - Po tych słowach zwiotczała, wypuściła powietrze, bo czuła ulgę, że wyrzuciła to w końcu z siebie. - Przepraszam cię, przerwałam wam...
- Nie musisz mnie przepraszać – wszedł jej nagle w słowo. Oniemiała patrzyła na niego, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Nie wyglądał na kogoś, kto oczekiwał przeprosin. - To ja powinien prosić cię o wybaczenie, bo powiedziałem kilka słów za dużo. Byłem zaskoczony i zdenerwowany, że ktoś wszedł do sypialni. Nie powinien był tego mówić, tak się nie odzywa do kobiety – dodał jeszcze, gdy Silla wciąż patrzyła na niego oszołomiona i zaskoczona.
Des wyglądał na skruszonego i szczerze żałującego tego, co się stało, chociaż to ona im przerwała i doprowadziła do wstydliwej sytuacji, a wojownik mówił to tak, jakby całą odpowiedzialność za jej wtargnięcie ponosił on. Nie mogła tego zrozumieć, nie potrafiła objąć tego rozumem, który doszukiwał się w jego słowach jakiegoś podstępu.
- Nie jesteś zły? - wyszeptała w końcu. Des uśmiechnął się i w końcu ją puścił, a ona szybko poczuła ulgę. Mogła nieco odsunąć się od niego. Przywarła plecami do oparcia i skulona w kącie obserwowała go, nawet nie kryjąc się ze swym zdumieniem. Jeszcze nigdy nikt jej nie przeprosił, nawet za zwykłe potrącenie na korytarzu. W hierarchii panującej na zamku Raksa była niżej niż pies, niż koń bojowy stojący w stajni. Była nikim.
- Na ciebie? Oczywiście, że nie. - Uśmiechnął się lekko. - Twoja reakcja była całkiem zrozumiała, dlatego nie mogę mieć do ciebie pretensji. Owszem, na początku, gdy wtargnęłaś byłem tym zirytowany, ale szybko mi przeszło. Robiłem źle, chociaż ani ja, ani Rai nie obiecywaliśmy sobie wielkich uczuć.
- Rozumiem – odparła Silla, czując ulgę. - Widziałam, że byłeś zły, a ja chciałam tylko ją uratować, bo właśnie krzyki obudziły we mnie stare wspomnienia. Nie wiem, czy kiedyś zapanuję nad tym odruchem, ale... obiecuję, że nigdy więcej ci nie przeszkodzę – wyrzuciła z siebie słowa, jakby były gorzkim owocem.
Des jednak pokręcił głową i poklepał ją po dłoni. Odsunęła ją i schowała pod udami, czym wprawiła go w lekkie zmieszanie, ale nie przejął się tym, nie poczuł się nawet obrażony. Wstał i spojrzał na nią z góry, lecz w jego czarnych oczach nie dostrzegła żadnej wyższości, lecz jedynie odrobinkę ciepłych uczuć.
- Nie przejmuj się tym tak bardzo. Nie zrobiłaś nic złego. Zawsze będzie tkwiło w tobie przekonanie, że kobiety są krzywdzone przez mężczyzn, więc nikt nie ma do ciebie żadnych pretensji. Obiecaj mi tylko, że w końcu będziesz szczęśliwa.
Silla nie odpowiedziała, a Des wykorzystał to na skinienie głowy i odejście. Zostawił ją samą zamyśloną i lekko skołowaną. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć na jego słowa. Mogła mu to obiecać, oczywiście, ale po co? Nie wiedziała, co czeka ją na końcu tej drogi, którą będzie musiała podążać.
Obawiała się tego, chociaż jeszcze nikt nie wyznaczył dnia, w którym mogłaby pomóc odzyskać wojownikowi duszę. Ale to miało nastąpić prędzej czy później, dlatego musiała dowiedzieć się nieco więcej o Krainie Zmarłych.
Miała do dyspozycji bibliotekę pełną ksiąg, woluminów i map, ale niezbyt radziła sobie z czytaniem. Rozróżniała litery, ale gorzej jej szło z poskładaniem ich w jedną całość, dlatego musiała poprosić kogoś o pomoc.
I pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl był Des, chociaż nie wiedziała, dlaczego akurat on, skoro lepszym nauczycielem czytania mógłby być Asarlai, bo kojarzył jej się z człowiekiem, który niemal całe swe życie spędził nad starymi księgami i zwojami. Wojownik jako nauczyciel siedzący w bibliotece? Nie pasowało jej to w żaden sposób.
Rozebrała się w końcu do kąpieli. Szybko obmyła swe ciało, wtarła w siebie pachnące balsamy i ubrała się, a potem poszła do swojej komnaty, by tam założyć nową szatę do kolacji.
Przebrała się i zeszła do jadalni, gdzie zebrało się już całe towarzystwo. Usiadła na swoim miejscu i po prostu w milczeniu spożywała kolację. Podczas posiłku miała jednak wrażenie, że spoczywają na nią oczy niemal wszystkich zebranych. Rozejrzała się wokół i dostrzegła, jak wszystkie służące, a także część strażników, którzy zasiedli do stołu patrzyli w jej stronę, uśmiechali się w bardzo znaczący, nieco kpiący sposób. Od razu wiedziała, że Rai już wszystkim powiedziała. Rzuciła kobiecie ponure spojrzenie i wsunęła do ust spory kawałek ananasa. Obawiała się, że udławi się owocem, ale przynajmniej nie musiałaby znosić tych drwin. Czuła się upokorzona i zawstydzona. Kapłanka, podobnie jak Des i Asaralai rozmawiali o nieistotnych sprawach, zupełnie nie zainteresowani tym, co działo się wokół. Albo udawali, że nic nie widzą.
Dokończyła posiłek i szybko pożegnała się z innymi. Opuściła salę, czując na plecach palące spojrzenia innych. Zaczęła darzyć to miejsce ogromną niechęcią.
Dotarła do pokoju, zamknęła drzwi na klucz i rozebrała się, a potem wsunęła pod ciepłą pościel. Noce stały się chłodniejsze, a ta zmiana następowała powoli i niewidoczne. Lato dobiegało końca, zaczynała się pora deszczów i silnych wiatrów. I chociaż Silla nie znosiła lata, czuła, że jego koniec oznacza coś więcej, niż tylko zmianę pogodę. To coś więcej i obawiała się, że nie podoła tej zmianie.
Długo potem jak ulokowała się w łóżku, z obu stron pokoju jednocześnie dobiegło ją pukanie.
- Proszę – odparła i szczelnie owinęła się miękką narzutką. Przypomniała sobie jak zaświeciła gołymi pośladkami przed Desem, nabawiła się wtedy wstydu i więcej już tego nie chciała. Nie w momencie, gdy miała aż dwóch gości w komnacie.
Asarlai i Des weszli jednocześnie do środka i szybko rozgościli się na fotelach przy kominku. Miała ochotę poprosić jednego z nich o to, by w nim rozpalił, ale po namyślę stwierdziła, że jednak ogień zbyt mocno nagrzałby jej komnatę, a przecież słonecznie dni jeszcze tak szybko się nie skończą.
- Zimno ci? - zapytał z troską druid, który z ciekawością przyglądał się jej poczynaniom na łożu. Próbowała okryć się kołdrą, jednocześnie przybrać dość wygodną pozycję, by móc z nimi porozmawiać.
- Trochę. Chyba niedługo zaczną się deszcze i wiatry – odparła tylko i w końcu wyciągnęła dłonie na pościel. - Czemu mnie odwiedziliście? - zagadnęła w końcu, kiedy żaden nie wyjawił powodu swojego przybycia.
- Musimy ci wyjaśnić jak wygląda przenoszenie żywego człowieka do Krainy Zmarłych – odpowiedział Des. Spojrzał na nią z widoczną troską w oczach, od czego zapiekły ją policzki. Poczuła, że się czerwieni. - Nie jest to łatwe zadanie, a musisz wiedzieć coś jeszcze – zawiesił głos, jakby czekał na jej pytanie. Silla zmarszczyła czoło i spojrzała na nich niepewnie.
- To znaczy? Co macie na myśli? - dopytywała się, aż w końcu druid wstał i podszedł do jej łoża. Chwilę stał niezdecydowany, opierając dłoń o drewniany słupek w nogach, aż w końcu przysiadł na brzegu łóżka i wbił spojrzenie w jej twarz.
- Przejście do Krainy Zmarłych wymaga pewnych przygotowań. Pewnie jutro wieszczka powie Ci wszystko, ale musisz dowiedzieć się tego od nas, przynajmniej to, co wiemy.
- Powinnam się bać? - Poczuła jak robi jej się zimno, chociaż jeszcze chwilę wcześniej nie było tak źle.
- Żeby ktoś żywy mógł przejść przez Krainę Zmarłych i odszukał zaginioną duszę, musi połączyć się z osobą, której dusza tam jest. Ty i Des musicie przejść pewien rytuał, który połączy wasze dusze.
- O nie... - powiedziała zaskoczona, patrząc na druida. Nie bardzo wiedziała, czy to, co powiedział brzmiało realnie czy może w jakiś sposób pomylił się i język spłatał mu figla.
W końcu wychyliła się na bok i zerknęła na wojownika, lecz ten przybrał nieodgadniony wyraz twarzy, więc nie wiedziała, czy to, co powiedział druid spodobało mu się, czy nie.
Był tajemniczy, a ona nie wiedziała, co powinna na to powiedzieć.


2 komentarze:

  1. Pragnę więcej! :D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to tak bardzo <3<3<3

    OdpowiedzUsuń