piątek, 28 października 2016

Rozdział trzynasty

Przez resztę dnia Silla skupiała się jedynie na zwiedzaniu stajni i ogrodów. Szybko jednak przekonała się, że cały obszar był bardzo duży i nie jest w stanie sprawdzić każdego zakamarka.
Najbardziej jednak spodobał się jej niewielki zakątek ogrodu, który odcięty był od całej reszty terenu niedużym murkiem. Wokół ogrodzenia rosło całe mnóstwo wspaniale rozwiniętych róż oraz kilka innych pięknych kwiatów o nieznanych nazwach. Pośrodku tego małego raju znajdowało się nieduże oczko wodne z dużymi złotymi rybami. Na brzegach rosły kaczeńce i oczerety, natomiast tafla zasłana była wspaniałymi liliami wodnymi.
Wszystko urządzono tak, by człowiek przebywający pośród natury schował się przed ludzkim wzrokiem. Cała masa bujnych krzewów rosła w kącie lub tuż nad brzegiem oczka wodnego. Pod jednym z drzewek stała ławka, która była niewidoczna dla ludzkiego oka. Ukryta pośród cieniutkich gałązek stanowiła idealna schronienie dla osoby szukającej samotności i spokoju.
Silla od pięciu dni chowała się w tym miejscu, aby odpocząć od ludzi. Najwyższa Kapłanka pozwoliła jej tu zaglądać o każdej porze dnia, a nawet nocy. Mogła tu przychodzić, bo ten zakątek nie służył nikomu ważnemu. Rzadko ktoś miał ochotę tu przychodzić, ale utrzymywano porządek i ład pośród roślin w tym miejscu dla równowagi i obowiązku.
Najwyższa Kapłanka, która kazała mówić do siebie Bean Rialta, bardzo chętnie odpowiadała na jej pytania. Dziewczyna czuła się jeszcze zagubiona i niepewna, a każdy napotkany mężczyzna wydawał się być dla niej zagrożeniem, dlatego całkowicie poddała się pod opiekę świętej kobiety. Bean zawsze miała dla niej czas i z cierpliwością godnej matki słuchała jej zwierzeń. Silla opowiedziała historię swojego życia, a kapłanka przyjęła ją ze słusznym oburzeniem i współczuciem, lecz potem dodała jej otuchy nie szczędząc jej zachęt do dalszych poczynań.
Nieustannie krzepiąca obecność Bean Rialta sprawiła, że Silla zaczęła w końcu wierzyć w swoje możliwości. Zaczęła wierzyć w siebie, że jest zdolna dokonać czegoś, co wcześniej było dla niej nieuchwytnym jak wiatr marzeniem. Nie miała nawet pojęcia, że kilka prostych słów może wywołać w człowieku tak wielką siłę ducha.
Wciąż jednak kroczyła po omacku, ale gdzieś w oddali dostrzegała słaby zarys światła.

***

Silla przez kilka kolejnych dni odczuwała niepokój, chociaż nie potrafiła sprecyzować jego źródła. Budziła się w środku nocy spocona i przestraszona, chociaż już od dawna nie miała koszmarów. To coś zagnieździło się w jej umyśle wprawiając ją w taki stan.
Odrzuciła na bok pościel i wstał. Chociaż łóżko było niezwykle miękkie i wygodne nie potrafiło ją skusić i zaciągnąć w ramiona snu. Westchnęła i podeszła do okna, przez które wpadało światło księżyca. Wielka kula zawieszona na nieboskłonie otoczona małymi gwiazdeczkami dzisiaj świeciła jasno i wyraźnie. Księżyc oświetlał wszystko swoim chorobliwym światłem. Silla nie dostrzegła nic ciekawego na dole, dlatego odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Przebywając w pokoju nie sprawi, że zaśnie szybciej.
Pomyślała, że spacer może doprowadzi ją do senności.
Uchyliła cicho drzwi i wyjrzała na korytarz pogrążony w półmroku. Część pochodni i świec jeszcze się paliło, ale niektóre pogaszono. Zapalano je dopiero o świcie, gdy wszyscy powoli budzili się i przygotowywali się do pracowitego dnia.
Nie mogłaby wyjść z pałacu kapłanek, gdyż zamykano na noc, by żaden niepożądany intruz nie wtargnął do środka, dlatego obrała sobie drogę pośród plątaniny korytarzy.
Sunęła w ciemności niczym zjawa odziana w białą szatę, zamyślona i cierpiąca.
Rozglądała się po ścianach, na których wisiały wspaniałe obrazy i płaskorzeźby. Wszystkie wykonane na chwałę boga Akomo. Jedne były zapierającymi dech w piersiach dziełami sztuki, innym brakowało precyzji i patosu, jednak wszystkie wykonane były ze szczerą miłością do nieznanego bóstwa, które stworzyło świat.
Spacerując tak między przeróżnymi wspaniałościami zorientowała się w końcu, że się zgubiła. Nie miała pojęcia, gdzie obecnie przebywała. Wpadła w panikę i próbowała rozeznać się w otoczeniu, lecz nic nie wyglądało znajomo. W końcu zaprzestała kręcenia się w kółko i powoli ruszyła jednym z korytarzy, który, jak się jej wydawało, mógł prowadzić do właściwej odnogi pałacu.
Przechodząc obok jednego z pokoi, usłyszała jęk. Przystanęła nie będąc pewną, czy dobrze usłyszała. Nastawiła uszu i w chwili, gdy miała ruszyć dalej znów usłyszała jęk. Tym razem był on głośniejszy, prawie rozdzierający. Zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, co to mogłoby znaczyć. Drzwi i ściany przytłumiły dźwięki, ale serce zabiło jej gwałtownie, gdy podeszła bliżej. Przyłożyła ucho do drewna i nasłuchiwała.
- Och! Och!- krzyknęła kobieta, a Silla niemal odskoczyła od drzwi.
Nie była pewna, czy to, co usłyszała było wołaniem o pomoc, ale do głowy nie przychodziło jej nic innego. Według niej kobieta, która krzyczy w taki sposób mogła być w poważnych tarapatach.
Kiedy znów usłyszała kolejny krzyk, tym razem głośniejszy, nie zastanawiała się zbyt długo i wparowała do środka, aż drzwi odbiły się od ściany z hukiem. Jej spojrzenie natychmiast spoczęło na łożu, w którym znajdowała się para. Cała komnata była oświetlona, więc zaskoczona dziewczyna mogła dostrzec ich twarze i sylwetki. Oboje byli nadzy. Kobieta, która krzyczała jeszcze kilka chwil wcześniej miała wspaniałe ciało. Posiadała długie, czarne włosy, smukłą talię i duże piersi, na których spoczywały dłonie mężczyzny. Stała na czworakach.
Rozwarła szeroko usta, gdy napotkała spojrzenie czarnych jak sam mrok oczu. Des. Poczerwieniała na twarzy, gdy zrozumiała, że przerwała im w bardziej nieodpowiednim momencie.
- Co ty tu robisz?! - usłyszała krzyk mężczyzny. Przez chwilę poczuła się tak, jakby ktoś smagnął ją biczem. Drgnęła zaskoczona i cofnęła się gwałtownie, wpadając na ścianę. Coś w niej zadudniło, gdy plecy zderzyły się z twardą powierzchnią.
- Ja... Ja myślałam, że... - dukała nie zdolna do tego, by coś wykrztusić.
Des wciąż klęczał za kobietą, która padła do przodu i zaczęła się histerycznie śmiać. Uniosła się w końcu, a Silla rozpoznała w niej Rai, która towarzyszyła im w wędrówkach po pałacu i jego okolicach. Des gościł w łożu tej kobiety!
- Wyjdź stąd natychmiast! - wycedził przez zęby wojownik, a potem się poruszył.
Spojrzenie dziewczyny padło na okropne znamię, które ogarnęło jego brzuch powyżej pępka. Czarne ślady przypominały macki, które oplatały go i próbowały zabić.
- Sillo! - krzyknął raz jeszcze, aż w końcu Silla ocknęła się z szoku i przesunęła się w bok, wciąż nie spuszczając oczu z pary kochanków. Ten widok zawstydził ją, a wtargnięcie w takim momencie upokorzyło i zrobiło z niej głupią gęś. Czuła na twarzy gorąco, a oczy zaszły jej łzami.
W końcu odwróciła się i uciekła, zamykając z hukiem drzwi. Gonił ją śmiech Rai.
Kiedy w końcu znalazła się w swojej komnacie padła na łóżko i zalała się łzami. Gorące strumienie moczyły jej policzki i pościel. Przez kolejną godzinę wylewała rzewne łzy w poduszkę i nie mogła się opanować. Wstyd palił ją jak ogień, a ona z każdą mijaną chwilą czuła się coraz gorzej.
Czy już zawsze będzie głupią i niedouczoną niewolnicą? Czy zawsze będzie wszystko robiła tak pochopnie sądząc, że ktoś jest krzywdzony?
W końcu, tuż przed nastaniem świtu uspokoiła się. Skuliła się i nakryła kołdrą. Brakowało jej Rae, który większość czasu spędzał w stajni, przy klaczy. Pragnęła przytulić się do niego i nacieszyć jego miękkim futerkiem. Bliskość tak dobrego stworzenia dodałoby jej otuchy.
Nim nastała pora śniadania całkowicie się wyciszyła, cierpiała teraz z powodu swojej głupoty w środku. Oczy znów zaszły jej łzami, gdy przypomniała sobie moment wtargnięcia do sypialni kobiety. Akt miłosny, który im przerwała wcale nie wyglądał na bójkę czy katowanie kobiety. Rai była zadowolona, śmiała się z niej. Wyśmiewała głupotę, którą popełniła.
Nie zeszła na śniadanie, gdy druid wszedł do jej sypialni z zamiarem towarzyszenia jej na dół.
- Wyglądasz bardzo źle. Jesteś chora? Coś cię boli? - zapytał zatroskany, a Silla pokiwała głową. Nawet nie chciała mówić mu tego, co zrobiła. Zapewne również wyśmiałby ją za popełniony błąd.
- Idź sam, nie zejdę dziś na posiłek. Nie mam ochoty wychodzić dziś z sypialni.
Druid na odchodnym rzucił jej twarde spojrzenie i wyszedł. Zmarszczyła tylko brwi, ale nie zastanawiała się nad jego zachowaniem. Znów popłynęła na prądach wstydu i zżymania się nad własną naiwnością.
Gdzieś w okolicach obiadu usłyszała pukanie do drzwi, ale nie odpowiedziała. Nie chciała nawet wiedzieć kto za nimi stał. Jednak po kilku chwilach natarczywego dobijania się do pokoju, Silla westchnęła znużona. Była pewna, że to nie Des chciał do niej zajrzeć, bo nie robiłby tego wejściem prowadzącym na korytarz.
Kiedy otworzyła drzwi dostrzegła jednego ze strażników. Po sylwetce i rysach twarzy częściowo ukrytych pod hełmem, rozpoznała woja który ostatnio przyniósł jej liska. Powitał ją lekkim uśmiechem, skłaniając się nisko. Nie miał na sobie zbroi przez co wydał się dziewczynie mniej groźny, nieco mniejszy i na pewno łagodniejszy.
- Słucham? - zapytała uprzejmie. Dziwiło ją to, że do niej przyszedł. Nie mogła znaleźć powodu, dla którego ten nieznajomy wojownik zapukał do jej drzwi.
- Panienko, przyszedłem z polecania Najwyższej Kapłanki. Pragnie z panienką porozmawiać – przekazał dumny informację i czekał na jej odpowiedź. Silla wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Kto tam będzie? Tylko ze mną chce rozmawiać? - wydukała w końcu, czując rosnącą gule w gardle. Nie była jeszcze gotowa stawić czoła Desowi, jeśli zamierzał być na tym spotkaniu. Nie po tym jak wtargnęła do tej nieszczęsnej sypialni i nakryła go na współkowaniu z Rai.
- O ile dobrze wiem, to towarzysze panienki też mają się wstawić do jej komnat – odpowiedział.
Silla przełknęła gwałtownie ślinkę, nie wiedząc, co począć. Nie mogła tam pójść! Nie chciała patrzeć na Desa. Czuła jak robi jej się niedobrze i skręca w środku. Najchętniej zignorowałaby tę prośbę, ale nie mogła uczynić takiego afrontu Bean. Była jej gościem i musiała się zgodzić.
- W porządku, zaraz do nich dołączę – mruknęła tylko i zamknęła mężczyźnie drzwi przed nosem.
Rozejrzała się spanikowana po pokoju, szukając czegoś, co pozwoliłoby jej zostać w komnacie. Jednak nic nie znalazła, a im dłużej tu tkwiła tym coraz większą niechęć czuła do siebie i nawet do Desa. To nie była jego wina, że wpadła do pokoju Rai i nakryła ich na tej niezręcznej sytuacji, ale jednocześnie nie rozumiała tego, co zrobił. Nie chciała wdawać się w powody, dla których odwiedził tę kobietę.
Mogła po prostu zignorować dźwięki wydobywające się z sypialni i pójść dalej.
Głupia i naiwna gęś!, wyzywała się w myślach, kiedy założyła suknie i doprowadziła włosy do jako takiego porządku. Nie miała siły ich rozczesywać. Zaplotła je w warkocz, z którego już po chwili wysunęło się kilka pasm. Spojrzała w lustro. Ciemnoszara suknia podkreśliła blade lica i matowe spojrzenie, sprawiła także, że wyglądała na chudą i mizerną. Machnęła tylko ręką na ten niezbyt miły widok i wyszła z pokoju.
Ku jej zaskoczeniu na korytarzu, o przeciwległą ścianę oparł się wojownik, który przyniósł jej wieści od Bean Rialta. Uśmiechnął się do niej lekko, niepewnie i w końcu wskazał dłonią drogę, chociaż dobrze ją znała.
- Czy mógłbym panience towarzyszyć? - zapytał jakby z wahaniem i obawą w oczach. Silla skinęła głową, nie przejmując się jego obecnością.
Miała zupełnie inne zmartwienia niż mężczyzna, który widocznie okazywał jej zainteresowanie. Ona go nie podzielała. Wojownik nie był brzydkim mężczyzną, ale w żaden sposób jej nie interesował. Ot, mężczyzna, od którego chciała się trzymać z daleka.
Droga do komnat kapłanki minęła jej szybko. Zbyt szybko. Strażnik ją zostawił pod drzwiami wyraźnie zawiedziony jej milczeniem i półsłówkami, którymi go raczyła i udał się w sobie znanym kierunku. Silla stanęła przed komnatą Najwyższej Kapłanki i patrzyła na drewno pomalowane na ciemno. Raz po raz przełknęła ślinkę, czując rosnącą panikę i niechęć do wejścia. Musiała jednak to zrobić. Oczekiwano jej, a spóźnienie się na spotkanie kapłanka mogła odebrać za brak wychowania. Nie znała się na dobrych manierach, ale co nieco się nauczyła u Raksa.
Przymknęła powieki, a kiedy je otwarła miała je pełne łez. Mimo to zapukała do drzwi i weszła po usłyszeniu donośnego „proszę”. Powoli złapała za klamkę i nacisnęła ją delikatnie, jakby od tego miało zależeć jej życie.
Usłyszała przytłumione głosy. W tym głos Desa. Brzmiał głośno i pewnie.
- To będzie problem, ale nie jest on nie do rozwiązania – odpowiedział, a ona poczuła jak ta fatalna sytuacja znów staje jej przed oczami.
- Och, witaj Sillo. Cieszę się, że już przyszłaś – przemówiła Bean Rialta, a Silla kiwnęła głową.
Stanęła pod drzwiami, z opuszczoną głową. Kiedy ją uniosła napotkała wzrok Desa, w którym dostrzegała rozbawienie i coś jeszcze. Asarlai patrzył na nią ze zmarszczonym czołem, podobnie jak Kapłanka. Gdzieś z boku dobiegło ją ciche parsknięcie. Odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła Rai, która rozlewała właśnie wino do wielkich złotych kielichów. A potem znów przerzuciła zawstydzony wzrok na Desa. Patrzył na nią, świdrując ją czarnymi oczami.
Rai zaśmiała się cicho, co jedynie otrzeźwiło Sillę.
- Sillo? Wszystko w porządku? - zapytała Bean, ale dziewczyna cofnęła się gwałtownie, kręcąc głową. Poczerwieniała zawstydzona i cofnęła się do tyłu.
- Ja... Nie... Ja – jąkała się, wpatrując w Desa. Wstyd przerósł ją i nie pozwolił jej tu zostać. Nie mogła znieść ich obecności, wiedząc, że wiedziała ich w takiej sytuacji.
Odwróciła się do wyjścia, ale z nerwów nie wiedziała jak się stąd wydostać. W końcu nacisnęła mocniej klamkę i wybiegła, trzaskając drzwiami. Usłyszała jeszcze krzyk kapłanki i Asarlaia, ale nie zwracała na nich uwagi. Pognała przed siebie.
- Sill0! - krzyknął rozniósł się po korytarzu.
Nie odwróciła się, bo wiedziała, że to Des. Rozpoznała jego głos. Przyspieszyła i z impetem zbiegła ze schodów, wybiegła na zewnątrz i żwirową alejką skierowała się do swej kryjówki, ale Des był zaprawionym i wyćwiczonym wojownikiem, a ona miała na sobie długą suknię. Jego kondycja przewyższała jej, dlatego szybko ją dogonił. Rzuciła szybkie spojrzenie przez ramię, co było wielkim błędem. Potknęła się i poleciała do przodu, upadając na ziemię pokrytą kamykami. Szybko zapiekła ją skóra starta na łokciach i dłoniach. Syknęła z bólu i próbowała się podnieść.
Des błyskawicznie znalazł się tuż przy niej.
- Sillo, litości! - powiedział tylko i złapał ją za palce, a potem przyciągnął jej ręce do siebie, by obejrzeć rany.
Silla próbowała się wyszarpnąć z jego uchwytu, ale nie pozwolił na to. Złapał ją mocniej za miejsca, gdzie nie miała ran. Mimo siły jakiej użył, by ją przytrzymać, dziewczyna poczuła łagodny dotyk jego palców i przyjemne ciepło jak wtedy, gdy wyleczył jej obolałe kości. Zamknęła oczy, by nie patrzeć na niego i bez słowa pozwoliła się leczyć. Pochyliła głowę i pozwoliła, żeby przyjemne uczucia pochłonęły ją, a gdy wojownik przestał ją leczyć, poczuła ogromne rozczarowanie. Ale nie otworzyła oczu. Wciąż się wstydziła.
- Sillo – powtórzył jej imię, a ona w końcu odważyła się na niego spojrzeć.
Drgnęła, gdy spostrzegła jego twarz tak blisko jej. Mogła zauważyć każdy szczegół i mankament.
- Chodźmy. Musimy zadecydować, co dalej – powiedział łagodnie, a dziewczyna westchnęła z ulgą.
Pozwoliła się podnieść i stawiając chwiejne kroki kroczyła obok wojownika.
***

Kiedy Silla wróciła do komnaty Bean, nikt nie skomentował jej ucieczki. Rai też zniknęła, co przyjęła z zadowoleniem. Gdyby ta kobieta miałaby tu zostać, Silla nie wiedziała, czy byłaby w stanie wytrzymać jej obecność.
Zasiedli w tym samym salonie, przy tym samym stoliku, co za pierwszym razem, ale na stole znajdował się poczęstunek. Wino, woda oraz kilka smakołyków. Gdy zobaczyła przeróżne pyszności poczuła się okropnie głodna. Sięgnęła więc po pieczone jabłko i powoli je konsumowała, przysłuchując się rozmowie.
- Silla nie zgodziła się na to, by pomóc w odzyskaniu duszy Desa – odpowiedział Asarlai i skierował na nią zmartwiony wzrok.
- Szkoda – mruknęła kapłanka i również na nią spoglądała. Silla poczuła, że się czerwieni. - Musimy jednak znaleźć sposób na to, by uratować Desa. Nie możemy pozostawić go na pastwę demona.
- Ale ja nie znam innego sposobu na odzyskanie duszy. Przez tyle czasu wędrowałem po krainach i zasięgałem różnych wiadomości, ale nikt nie zna sposobu na to, by odzyskać utracone jestestwo – przemówił Des.
Silla poczuła ciarki wzdłuż kręgosłupa, ale nie spojrzała na niego, chociaż głos miał miękki, nieco tęskny. Poczuła się przez chwilę okropnie, że odmawia mu pomocy. Na pewno cierpiał, gdy demon odbierał mu świadomość i skłaniał do złych uczynków, które widział i pamiętał. Ile razy tak mu się zdarzyło? I co zrobił podczas tych ataków?
- Desie, nie możemy się poddać tak łatwo. Tu się ważą losy całego świata – odpowiedział Asarlai, który, jak zauważyła Silla, był naprawdę zdeterminowany, by pomóc Desowi.
Cały świat był zagrożony, wszyscy obawiali się tego, co mogłoby się stać, gdyby Des nie odzyskał tronu, a ona odmawiała im pomocy?
- Jakie będą konsekwencję, gdy odmówię? Co się stanie z Desem, jeśli nie odzyska duszy? - zapytała w końcu Silla, a uwaga wszystkich zebranych osób skupiła się na niej. Zmięła drżącymi palcami serwetkę i wytrzymała ich badawcze spojrzenia.
- Sillo, rozmawialiśmy już o tym – odpowiedział Des. Dziewczyna przyjrzała mu się, ale wzruszyła ramionami, gdy pokręcił głową, dla potwierdzenia swoich słów.
- Chcę znać konsekwencje mojej odmowy. Mimo wszystko zdaję sobie sprawę z tego, że każda decyzja ma swoje skutki. Co się z tobą stanie Desie?
Nerwowo oczekiwała odpowiedzi, ale wszyscy jakby zmówili się i nie chcieli jej nic powiedzieć. W końcu jednak przełamała się Bean Rialta.
- Des stanie przed wyborem. Albo pozwoli pochłonąć się demonowi, który zagnieździł się w jego ciele albo umrze. I to śmierć jest najlepszym rozwiązaniem.
Silla otwarła usta, nie mogąc uwierzyć w słowa Bean Rialta. Nie spodziewała się, że Des mógłby umrzeć, a śmierć mogła się stać wybawieniem. Sądziła, że będzie to inne wyjście z sytuacji, takie które nie wymagałoby jej udziału.
- Więc... Jeśli nie zgodzę się, to ty umrzesz? - zapytała cicho, patrząc mu prosto w oczy. Odwzajemnił jej spojrzenie, ale w jego oczach nie dostrzegła niczego, tylko ciemną, bezdenną pustkę, która ją przeraziła.
- Sillo, kiedyś wszyscy umrzemy – powiedział Des i uśmiechnął się do niej pocieszająco, ale dziewczyna wcale nie poczuła się pocieszona. Serce waliło w piersi, a w ustach poczuła suchość.
Naprawdę nie chciała skazywać wojownika na coś takiego, nie jeśli mogłabym temu zapobiec.
- Więc się zgadzam. Wiem, że mam najmniejsze pojęcia o tym, co się dzieje i jak poważna jest sprawa, ale chcę pomóc. Niewiele potrafię, a moja przeszłość jeszcze nie zbladła, ale skoro wy o tym mówicie, to nie mogę tego tak zignorować – odpowiedziała więc stanowczo i zdecydowanie, choć w środku struchlała. Bała się tego nieznanego, bała się tego, co ją czeka.
- Sillo, nie musisz się zgadzać, jeśli nie chcesz. To dość ryzykowne przedsięwzięcie i nie chcę cię do czegoś zmuszać. Tu też chodzi o twoje życie. Kraina Zmarłych jest niebezpieczna. Możesz z niej nie wrócić. - Tym razem zwrócił się do niej druid. Zaskoczył ją tą zmianą, ale była mu wdzięczna. Nie mogła jednak zmienić zdania. Podjęła decyzję świadoma tego, że czeka ją niebezpieczna droga.
- Wdzięczna jestem za troskę, ale czasami lepiej poświęcić jedno, nic nie znaczące życie, by ocalić świat, niż pozwolić złu panować nad krainami.
- Sillo, twoje życie jest znacznie bardziej cenne niż ci się wydaję. Nie skreślaj się.

Silla pokiwała głową, lecz swoje wiedziała. Zgodziła się i już nie było odwrotu.

1 komentarz:

  1. zagięłaś mnie Desem i Raią. wiedziałam, że Silla jako niemyśląca nigdy o sobie, współczująca w końcu się jakoś zgodzi x

    OdpowiedzUsuń