Przez
resztę dnia Silla skupiała się jedynie na zwiedzaniu stajni i
ogrodów. Szybko jednak przekonała się, że cały obszar był
bardzo duży i nie jest w stanie sprawdzić każdego zakamarka.
Najbardziej
jednak spodobał się jej niewielki zakątek ogrodu, który
odcięty był od całej reszty terenu niedużym murkiem. Wokół
ogrodzenia rosło całe mnóstwo wspaniale rozwiniętych róż
oraz kilka innych pięknych kwiatów o nieznanych nazwach.
Pośrodku tego małego raju znajdowało się nieduże oczko wodne z
dużymi złotymi rybami. Na brzegach rosły kaczeńce i oczerety,
natomiast tafla zasłana była wspaniałymi liliami wodnymi.
Wszystko
urządzono tak, by człowiek przebywający pośród natury
schował się przed ludzkim wzrokiem. Cała masa bujnych krzewów
rosła w kącie lub tuż nad brzegiem oczka wodnego. Pod jednym z
drzewek stała ławka, która była niewidoczna dla ludzkiego
oka. Ukryta pośród cieniutkich gałązek stanowiła idealna
schronienie dla osoby szukającej samotności i spokoju.
Silla
od pięciu dni chowała się w tym miejscu, aby odpocząć od ludzi.
Najwyższa Kapłanka pozwoliła jej tu zaglądać o każdej porze
dnia, a nawet nocy. Mogła tu przychodzić, bo ten zakątek nie
służył nikomu ważnemu. Rzadko ktoś miał ochotę tu przychodzić,
ale utrzymywano porządek i ład pośród roślin w tym miejscu
dla równowagi i obowiązku.
Najwyższa
Kapłanka, która kazała mówić do siebie Bean Rialta,
bardzo chętnie odpowiadała na jej pytania. Dziewczyna czuła się
jeszcze zagubiona i niepewna, a każdy napotkany mężczyzna wydawał
się być dla niej zagrożeniem, dlatego całkowicie poddała się
pod opiekę świętej kobiety. Bean zawsze miała dla niej czas i z
cierpliwością godnej matki słuchała jej zwierzeń. Silla
opowiedziała historię swojego życia, a kapłanka przyjęła ją ze
słusznym oburzeniem i współczuciem, lecz potem dodała jej
otuchy nie szczędząc jej zachęt do dalszych poczynań.
Nieustannie
krzepiąca obecność Bean Rialta sprawiła, że Silla zaczęła w
końcu wierzyć w swoje możliwości. Zaczęła wierzyć w siebie, że
jest zdolna dokonać czegoś, co wcześniej było dla niej
nieuchwytnym jak wiatr marzeniem. Nie miała nawet pojęcia, że
kilka prostych słów może wywołać w człowieku tak wielką
siłę ducha.
Wciąż
jednak kroczyła po omacku, ale gdzieś w oddali dostrzegała słaby
zarys światła.
***
Silla
przez kilka kolejnych dni odczuwała niepokój, chociaż nie
potrafiła sprecyzować jego źródła. Budziła się w środku
nocy spocona i przestraszona, chociaż już od dawna nie miała
koszmarów. To coś zagnieździło się w jej umyśle
wprawiając ją w taki stan.
Odrzuciła
na bok pościel i wstał. Chociaż łóżko było niezwykle
miękkie i wygodne nie potrafiło ją skusić i zaciągnąć w
ramiona snu. Westchnęła i podeszła do okna, przez które
wpadało światło księżyca. Wielka kula zawieszona na nieboskłonie
otoczona małymi gwiazdeczkami dzisiaj świeciła jasno i wyraźnie.
Księżyc oświetlał wszystko swoim chorobliwym światłem. Silla
nie dostrzegła nic ciekawego na dole, dlatego odwróciła się
i ruszyła w stronę drzwi. Przebywając w pokoju nie sprawi, że
zaśnie szybciej.
Pomyślała,
że spacer może doprowadzi ją do senności.
Uchyliła
cicho drzwi i wyjrzała na korytarz pogrążony w półmroku.
Część pochodni i świec jeszcze się paliło, ale niektóre
pogaszono. Zapalano je dopiero o świcie, gdy wszyscy powoli budzili
się i przygotowywali się do pracowitego dnia.
Nie
mogłaby wyjść z pałacu kapłanek, gdyż zamykano na noc, by żaden
niepożądany intruz nie wtargnął do środka, dlatego obrała sobie
drogę pośród plątaniny korytarzy.
Sunęła
w ciemności niczym zjawa odziana w białą szatę, zamyślona i
cierpiąca.
Rozglądała
się po ścianach, na których wisiały wspaniałe obrazy i
płaskorzeźby. Wszystkie wykonane na chwałę boga Akomo. Jedne były
zapierającymi dech w piersiach dziełami sztuki, innym brakowało
precyzji i patosu, jednak wszystkie wykonane były ze szczerą
miłością do nieznanego bóstwa, które stworzyło
świat.
Spacerując
tak między przeróżnymi wspaniałościami zorientowała się
w końcu, że się zgubiła. Nie miała pojęcia, gdzie obecnie
przebywała. Wpadła w panikę i próbowała rozeznać się w
otoczeniu, lecz nic nie wyglądało znajomo. W końcu zaprzestała
kręcenia się w kółko i powoli ruszyła jednym z korytarzy,
który, jak się jej wydawało, mógł prowadzić do
właściwej odnogi pałacu.
Przechodząc
obok jednego z pokoi, usłyszała jęk. Przystanęła nie będąc
pewną, czy dobrze usłyszała. Nastawiła uszu i w chwili, gdy miała
ruszyć dalej znów usłyszała jęk. Tym razem był on
głośniejszy, prawie rozdzierający. Zmarszczyła brwi nie bardzo
wiedząc, co to mogłoby znaczyć. Drzwi i ściany przytłumiły
dźwięki, ale serce zabiło jej gwałtownie, gdy podeszła bliżej.
Przyłożyła ucho do drewna i nasłuchiwała.
-
Och! Och!- krzyknęła kobieta, a Silla niemal odskoczyła od drzwi.
Nie
była pewna, czy to, co usłyszała było wołaniem o pomoc, ale do
głowy nie przychodziło jej nic innego. Według niej kobieta, która
krzyczy w taki sposób mogła być w poważnych tarapatach.
Kiedy
znów usłyszała kolejny krzyk, tym razem głośniejszy, nie
zastanawiała się zbyt długo i wparowała do środka, aż drzwi
odbiły się od ściany z hukiem. Jej spojrzenie natychmiast spoczęło
na łożu, w którym znajdowała się para. Cała komnata była
oświetlona, więc zaskoczona dziewczyna mogła dostrzec ich twarze i
sylwetki. Oboje byli nadzy. Kobieta, która krzyczała jeszcze
kilka chwil wcześniej miała wspaniałe ciało. Posiadała długie,
czarne włosy, smukłą talię i duże piersi, na których
spoczywały dłonie mężczyzny. Stała na czworakach.
Rozwarła
szeroko usta, gdy napotkała spojrzenie czarnych jak sam mrok oczu.
Des. Poczerwieniała na twarzy, gdy zrozumiała, że przerwała im w
bardziej nieodpowiednim momencie.
-
Co ty tu robisz?! - usłyszała krzyk mężczyzny. Przez chwilę
poczuła się tak, jakby ktoś smagnął ją biczem. Drgnęła
zaskoczona i cofnęła się gwałtownie, wpadając na ścianę. Coś
w niej zadudniło, gdy plecy zderzyły się z twardą powierzchnią.
-
Ja... Ja myślałam, że... - dukała nie zdolna do tego, by coś
wykrztusić.
Des
wciąż klęczał za kobietą, która padła do przodu i
zaczęła się histerycznie śmiać. Uniosła się w końcu, a Silla
rozpoznała w niej Rai, która towarzyszyła im w wędrówkach
po pałacu i jego okolicach. Des gościł w łożu tej kobiety!
-
Wyjdź stąd natychmiast! - wycedził przez zęby wojownik, a potem
się poruszył.
Spojrzenie
dziewczyny padło na okropne znamię, które ogarnęło jego
brzuch powyżej pępka. Czarne ślady przypominały macki, które
oplatały go i próbowały zabić.
-
Sillo! - krzyknął raz jeszcze, aż w końcu Silla ocknęła się z
szoku i przesunęła się w bok, wciąż nie spuszczając oczu z pary
kochanków. Ten widok zawstydził ją, a wtargnięcie w takim
momencie upokorzyło i zrobiło z niej głupią gęś. Czuła na
twarzy gorąco, a oczy zaszły jej łzami.
W
końcu odwróciła się i uciekła, zamykając z hukiem drzwi.
Gonił ją śmiech Rai.
Kiedy
w końcu znalazła się w swojej komnacie padła na łóżko i
zalała się łzami. Gorące strumienie moczyły jej policzki i
pościel. Przez kolejną godzinę wylewała rzewne łzy w poduszkę i
nie mogła się opanować. Wstyd palił ją jak ogień, a ona z każdą
mijaną chwilą czuła się coraz gorzej.
Czy
już zawsze będzie głupią i niedouczoną niewolnicą? Czy zawsze
będzie wszystko robiła tak pochopnie sądząc, że ktoś jest
krzywdzony?
W
końcu, tuż przed nastaniem świtu uspokoiła się. Skuliła się i
nakryła kołdrą. Brakowało jej Rae, który większość
czasu spędzał w stajni, przy klaczy. Pragnęła przytulić się do
niego i nacieszyć jego miękkim futerkiem. Bliskość tak dobrego
stworzenia dodałoby jej otuchy.
Nim
nastała pora śniadania całkowicie się wyciszyła, cierpiała
teraz z powodu swojej głupoty w środku. Oczy znów zaszły
jej łzami, gdy przypomniała sobie moment wtargnięcia do sypialni
kobiety. Akt miłosny, który im przerwała wcale nie wyglądał
na bójkę czy katowanie kobiety. Rai była zadowolona, śmiała
się z niej. Wyśmiewała głupotę, którą popełniła.
Nie
zeszła na śniadanie, gdy druid wszedł do jej sypialni z zamiarem
towarzyszenia jej na dół.
-
Wyglądasz bardzo źle. Jesteś chora? Coś cię boli? - zapytał
zatroskany, a Silla pokiwała głową. Nawet nie chciała mówić
mu tego, co zrobiła. Zapewne również wyśmiałby ją za
popełniony błąd.
-
Idź sam, nie zejdę dziś na posiłek. Nie mam ochoty wychodzić
dziś z sypialni.
Druid
na odchodnym rzucił jej twarde spojrzenie i wyszedł. Zmarszczyła
tylko brwi, ale nie zastanawiała się nad jego zachowaniem. Znów
popłynęła na prądach wstydu i zżymania się nad własną
naiwnością.
Gdzieś
w okolicach obiadu usłyszała pukanie do drzwi, ale nie
odpowiedziała. Nie chciała nawet wiedzieć kto za nimi stał.
Jednak po kilku chwilach natarczywego dobijania się do pokoju, Silla
westchnęła znużona. Była pewna, że to nie Des chciał do niej
zajrzeć, bo nie robiłby tego wejściem prowadzącym na korytarz.
Kiedy
otworzyła drzwi dostrzegła jednego ze strażników. Po
sylwetce i rysach twarzy częściowo ukrytych pod hełmem, rozpoznała
woja który ostatnio przyniósł jej liska. Powitał ją
lekkim uśmiechem, skłaniając się nisko. Nie miał na sobie zbroi
przez co wydał się dziewczynie mniej groźny, nieco mniejszy i na
pewno łagodniejszy.
-
Słucham? - zapytała uprzejmie. Dziwiło ją to, że do niej
przyszedł. Nie mogła znaleźć powodu, dla którego ten
nieznajomy wojownik zapukał do jej drzwi.
-
Panienko, przyszedłem z polecania Najwyższej Kapłanki. Pragnie z
panienką porozmawiać – przekazał dumny informację i czekał na
jej odpowiedź. Silla wpatrywała się w niego szeroko otwartymi
oczami.
-
Kto tam będzie? Tylko ze mną chce rozmawiać? - wydukała w końcu,
czując rosnącą gule w gardle. Nie była jeszcze gotowa stawić
czoła Desowi, jeśli zamierzał być na tym spotkaniu. Nie po tym
jak wtargnęła do tej nieszczęsnej sypialni i nakryła go na
współkowaniu z Rai.
-
O ile dobrze wiem, to towarzysze panienki też mają się wstawić do
jej komnat – odpowiedział.
Silla
przełknęła gwałtownie ślinkę, nie wiedząc, co począć. Nie
mogła tam pójść! Nie chciała patrzeć na Desa. Czuła jak
robi jej się niedobrze i skręca w środku. Najchętniej
zignorowałaby tę prośbę, ale nie mogła uczynić takiego afrontu
Bean. Była jej gościem i musiała się zgodzić.
-
W porządku, zaraz do nich dołączę – mruknęła tylko i zamknęła
mężczyźnie drzwi przed nosem.
Rozejrzała
się spanikowana po pokoju, szukając czegoś, co pozwoliłoby jej
zostać w komnacie. Jednak nic nie znalazła, a im dłużej tu tkwiła
tym coraz większą niechęć czuła do siebie i nawet do Desa. To
nie była jego wina, że wpadła do pokoju Rai i nakryła ich na tej
niezręcznej sytuacji, ale jednocześnie nie rozumiała tego, co
zrobił. Nie chciała wdawać się w powody, dla których
odwiedził tę kobietę.
Mogła
po prostu zignorować dźwięki wydobywające się z sypialni i pójść
dalej.
Głupia
i naiwna gęś!, wyzywała się w myślach, kiedy założyła
suknie i doprowadziła włosy do jako takiego porządku. Nie miała
siły ich rozczesywać. Zaplotła je w warkocz, z którego już
po chwili wysunęło się kilka pasm. Spojrzała w lustro.
Ciemnoszara suknia podkreśliła blade lica i matowe spojrzenie,
sprawiła także, że wyglądała na chudą i mizerną. Machnęła
tylko ręką na ten niezbyt miły widok i wyszła z pokoju.
Ku
jej zaskoczeniu na korytarzu, o przeciwległą ścianę oparł się
wojownik, który przyniósł jej wieści od Bean Rialta.
Uśmiechnął się do niej lekko, niepewnie i w końcu wskazał
dłonią drogę, chociaż dobrze ją znała.
-
Czy mógłbym panience towarzyszyć? - zapytał jakby z
wahaniem i obawą w oczach. Silla skinęła głową, nie przejmując
się jego obecnością.
Miała
zupełnie inne zmartwienia niż mężczyzna, który widocznie
okazywał jej zainteresowanie. Ona go nie podzielała. Wojownik nie
był brzydkim mężczyzną, ale w żaden sposób jej nie
interesował. Ot, mężczyzna, od którego chciała się
trzymać z daleka.
Droga
do komnat kapłanki minęła jej szybko. Zbyt szybko. Strażnik ją
zostawił pod drzwiami wyraźnie zawiedziony jej milczeniem i
półsłówkami, którymi go raczyła i udał się
w sobie znanym kierunku. Silla stanęła przed komnatą Najwyższej
Kapłanki i patrzyła na drewno pomalowane na ciemno. Raz po raz
przełknęła ślinkę, czując rosnącą panikę i niechęć do
wejścia. Musiała jednak to zrobić. Oczekiwano jej, a spóźnienie
się na spotkanie kapłanka mogła odebrać za brak wychowania. Nie
znała się na dobrych manierach, ale co nieco się nauczyła u
Raksa.
Przymknęła
powieki, a kiedy je otwarła miała je pełne łez. Mimo to zapukała
do drzwi i weszła po usłyszeniu donośnego „proszę”. Powoli
złapała za klamkę i nacisnęła ją delikatnie, jakby od tego
miało zależeć jej życie.
Usłyszała
przytłumione głosy. W tym głos Desa. Brzmiał głośno i pewnie.
-
To będzie problem, ale nie jest on nie do rozwiązania –
odpowiedział, a ona poczuła jak ta fatalna sytuacja znów
staje jej przed oczami.
-
Och, witaj Sillo. Cieszę się, że już przyszłaś – przemówiła
Bean Rialta, a Silla kiwnęła głową.
Stanęła
pod drzwiami, z opuszczoną głową. Kiedy ją uniosła napotkała
wzrok Desa, w którym dostrzegała rozbawienie i coś jeszcze.
Asarlai patrzył na nią ze zmarszczonym czołem, podobnie jak
Kapłanka. Gdzieś z boku dobiegło ją ciche parsknięcie. Odwróciła
się w tamtą stronę i dostrzegła Rai, która rozlewała
właśnie wino do wielkich złotych kielichów. A potem znów
przerzuciła zawstydzony wzrok na Desa. Patrzył na nią, świdrując
ją czarnymi oczami.
Rai
zaśmiała się cicho, co jedynie otrzeźwiło Sillę.
-
Sillo? Wszystko w porządku? - zapytała Bean, ale dziewczyna cofnęła
się gwałtownie, kręcąc głową. Poczerwieniała zawstydzona i
cofnęła się do tyłu.
-
Ja... Nie... Ja – jąkała się, wpatrując w Desa. Wstyd przerósł
ją i nie pozwolił jej tu zostać. Nie mogła znieść ich
obecności, wiedząc, że wiedziała ich w takiej sytuacji.
Odwróciła
się do wyjścia, ale z nerwów nie wiedziała jak się stąd
wydostać. W końcu nacisnęła mocniej klamkę i wybiegła,
trzaskając drzwiami. Usłyszała jeszcze krzyk kapłanki i Asarlaia,
ale nie zwracała na nich uwagi. Pognała przed siebie.
-
Sill0! - krzyknął rozniósł się po korytarzu.
Nie
odwróciła się, bo wiedziała, że to Des. Rozpoznała jego
głos. Przyspieszyła i z impetem zbiegła ze schodów,
wybiegła na zewnątrz i żwirową alejką skierowała się do swej
kryjówki, ale Des był zaprawionym i wyćwiczonym wojownikiem,
a ona miała na sobie długą suknię. Jego kondycja przewyższała
jej, dlatego szybko ją dogonił. Rzuciła szybkie spojrzenie przez
ramię, co było wielkim błędem. Potknęła się i poleciała do
przodu, upadając na ziemię pokrytą kamykami. Szybko zapiekła ją
skóra starta na łokciach i dłoniach. Syknęła z bólu
i próbowała się podnieść.
Des
błyskawicznie znalazł się tuż przy niej.
-
Sillo, litości! - powiedział tylko i złapał ją za palce, a potem
przyciągnął jej ręce do siebie, by obejrzeć rany.
Silla
próbowała się wyszarpnąć z jego uchwytu, ale nie pozwolił
na to. Złapał ją mocniej za miejsca, gdzie nie miała ran. Mimo
siły jakiej użył, by ją przytrzymać, dziewczyna poczuła łagodny
dotyk jego palców i przyjemne ciepło jak wtedy, gdy wyleczył
jej obolałe kości. Zamknęła oczy, by nie patrzeć na niego i bez
słowa pozwoliła się leczyć. Pochyliła głowę i pozwoliła, żeby
przyjemne uczucia pochłonęły ją, a gdy wojownik przestał ją
leczyć, poczuła ogromne rozczarowanie. Ale nie otworzyła oczu.
Wciąż się wstydziła.
-
Sillo – powtórzył jej imię, a ona w końcu odważyła się
na niego spojrzeć.
Drgnęła,
gdy spostrzegła jego twarz tak blisko jej. Mogła zauważyć każdy
szczegół i mankament.
-
Chodźmy. Musimy zadecydować, co dalej – powiedział łagodnie, a
dziewczyna westchnęła z ulgą.
Pozwoliła
się podnieść i stawiając chwiejne kroki kroczyła obok wojownika.
***
Kiedy
Silla wróciła do komnaty Bean, nikt nie skomentował jej
ucieczki. Rai też zniknęła, co przyjęła z zadowoleniem. Gdyby ta
kobieta miałaby tu zostać, Silla nie wiedziała, czy byłaby w
stanie wytrzymać jej obecność.
Zasiedli
w tym samym salonie, przy tym samym stoliku, co za pierwszym razem,
ale na stole znajdował się poczęstunek. Wino, woda oraz kilka
smakołyków. Gdy zobaczyła przeróżne pyszności
poczuła się okropnie głodna. Sięgnęła więc po pieczone jabłko
i powoli je konsumowała, przysłuchując się rozmowie.
-
Silla nie zgodziła się na to, by pomóc w odzyskaniu duszy
Desa – odpowiedział Asarlai i skierował na nią zmartwiony wzrok.
-
Szkoda – mruknęła kapłanka i również na nią spoglądała.
Silla poczuła, że się czerwieni. - Musimy jednak znaleźć sposób
na to, by uratować Desa. Nie możemy pozostawić go na pastwę
demona.
-
Ale ja nie znam innego sposobu na odzyskanie duszy. Przez tyle czasu
wędrowałem po krainach i zasięgałem różnych wiadomości,
ale nikt nie zna sposobu na to, by odzyskać utracone jestestwo –
przemówił Des.
Silla
poczuła ciarki wzdłuż kręgosłupa, ale nie spojrzała na niego,
chociaż głos miał miękki, nieco tęskny. Poczuła się przez
chwilę okropnie, że odmawia mu pomocy. Na pewno cierpiał, gdy
demon odbierał mu świadomość i skłaniał do złych uczynków,
które widział i pamiętał. Ile razy tak mu się zdarzyło? I
co zrobił podczas tych ataków?
-
Desie, nie możemy się poddać tak łatwo. Tu się ważą losy
całego świata – odpowiedział Asarlai, który, jak
zauważyła Silla, był naprawdę zdeterminowany, by pomóc
Desowi.
Cały
świat był zagrożony, wszyscy obawiali się tego, co mogłoby się
stać, gdyby Des nie odzyskał tronu, a ona odmawiała im pomocy?
-
Jakie będą konsekwencję, gdy odmówię? Co się stanie z
Desem, jeśli nie odzyska duszy? - zapytała w końcu Silla, a uwaga
wszystkich zebranych osób skupiła się na niej. Zmięła
drżącymi palcami serwetkę i wytrzymała ich badawcze spojrzenia.
-
Sillo, rozmawialiśmy już o tym – odpowiedział Des. Dziewczyna
przyjrzała mu się, ale wzruszyła ramionami, gdy pokręcił głową,
dla potwierdzenia swoich słów.
-
Chcę znać konsekwencje mojej odmowy. Mimo wszystko zdaję sobie
sprawę z tego, że każda decyzja ma swoje skutki. Co się z tobą
stanie Desie?
Nerwowo
oczekiwała odpowiedzi, ale wszyscy jakby zmówili się i nie
chcieli jej nic powiedzieć. W końcu jednak przełamała się Bean
Rialta.
-
Des stanie przed wyborem. Albo pozwoli pochłonąć się demonowi,
który zagnieździł się w jego ciele albo umrze. I to śmierć
jest najlepszym rozwiązaniem.
Silla
otwarła usta, nie mogąc uwierzyć w słowa Bean Rialta. Nie
spodziewała się, że Des mógłby umrzeć, a śmierć mogła
się stać wybawieniem. Sądziła, że będzie to inne wyjście z
sytuacji, takie które nie wymagałoby jej udziału.
-
Więc... Jeśli nie zgodzę się, to ty umrzesz? - zapytała cicho,
patrząc mu prosto w oczy. Odwzajemnił jej spojrzenie, ale w jego
oczach nie dostrzegła niczego, tylko ciemną, bezdenną pustkę,
która ją przeraziła.
-
Sillo, kiedyś wszyscy umrzemy – powiedział Des i uśmiechnął
się do niej pocieszająco, ale dziewczyna wcale nie poczuła się
pocieszona. Serce waliło w piersi, a w ustach poczuła suchość.
Naprawdę
nie chciała skazywać wojownika na coś takiego, nie jeśli mogłabym
temu zapobiec.
-
Więc się zgadzam. Wiem, że mam najmniejsze pojęcia o tym, co się
dzieje i jak poważna jest sprawa, ale chcę pomóc. Niewiele
potrafię, a moja przeszłość jeszcze nie zbladła, ale skoro wy o
tym mówicie, to nie mogę tego tak zignorować –
odpowiedziała więc stanowczo i zdecydowanie, choć w środku
struchlała. Bała się tego nieznanego, bała się tego, co ją
czeka.
-
Sillo, nie musisz się zgadzać, jeśli nie chcesz. To dość
ryzykowne przedsięwzięcie i nie chcę cię do czegoś zmuszać. Tu
też chodzi o twoje życie. Kraina Zmarłych jest niebezpieczna.
Możesz z niej nie wrócić. - Tym razem zwrócił się
do niej druid. Zaskoczył ją tą zmianą, ale była mu wdzięczna.
Nie mogła jednak zmienić zdania. Podjęła decyzję świadoma tego,
że czeka ją niebezpieczna droga.
-
Wdzięczna jestem za troskę, ale czasami lepiej poświęcić jedno,
nic nie znaczące życie, by ocalić świat, niż pozwolić złu
panować nad krainami.
-
Sillo, twoje życie jest znacznie bardziej cenne niż ci się wydaję.
Nie skreślaj się.
Silla
pokiwała głową, lecz swoje wiedziała. Zgodziła się i już nie
było odwrotu.
zagięłaś mnie Desem i Raią. wiedziałam, że Silla jako niemyśląca nigdy o sobie, współczująca w końcu się jakoś zgodzi x
OdpowiedzUsuń