Silla
szybko przebrała się w otrzymaną koszulę i wypuściła liska z
klatki. Niestety, nie miała dla niego nic do jedzenia, ale
dostrzegła miseczkę i dzbanek z wodą. Nalała Rae i pozwoliła mu
pić łapczywie. Biedaczysko był źle przez nią traktowany, ale
obiecała sobie, że się nim zajmie. Potem wskoczył na łóżko
i ukrył się wśród poduszek. Silla uczyniła to samo.
Łoże
było miękkie, a pościel pachniała świeżością. Szybko zasnęła,
choć dokuczał jej ból mięśni. Kilkudniowa podróż w
siodle była czymś okropnym dla tak niedoświadczonej osoby. W
dodatku te szaleńcze ucieczki i pobyt w lesie nair dołożyły się
do udręki jaką teraz odczuwała. Leżała w jednej pozycji,
przytulona do miękkiego stworzenia.
Poranek
okazał się dla niej bardzo trudny. Silla wstała z okropnym bólem
całego ciała, kości niemal zastygły w niej i nie mogła się
poruszać. Rae leżący do tej pory, wstał i zaczął kręcić się
po posłaniu, aż zeskoczył z łóżka i zapiszczał głośni.
Silla zsunęła się na ziemię, delikatnie stawiając stopy na
drewnianej podłodze, chociaż było to dla niej nie lada wyzwanie, i
wypuściła rudego przyjaciela. Ten pomknął gdzieś korytarzem, a
ona nie była w stanie go zatrzymać.
Wróciła
do łóżka, cicho pojękując. Niemal z płaczem zanurzyła
się w pościel, lecz zaraz podniosła się do pozycji siedzącej,
gdy nagle usłyszała pukanie. Powiedziała „proszę” i do środka
wszedł Des. Był już ubrany, lecz jego strój zmienił kolor:
teraz miał na sobie ciemnozielony. Włosy skrócone aż do
ramion związał rzemykiem. Uznała, że w tych poprzednich wyglądał
lepiej. Długie włosy dodawały mu uroku i majestatu. Zamrugała
kilkakrotnie, zastanawiając się nad tym, o czym właśnie
pomyślała.
-
Dzień dobry, Sillo– powiedział, gdy na nią spojrzał.
-
Dzień dobry – odpowiedziała i z jękiem opadła na łóżko.
Przewróciła się na bok, ignorując jego obecność i znów
zajęczała.
-
Coś się stało? Jesteś chora? - usłyszała pytanie dobiegające
ją zza pleców. Des musiał przejść przez komnatę i
przystanąć przy łóżku, ale nawet nie zwróciła na
to uwagi.
-
Wszystko mnie boli, nie mogę się ruszać – odparła z jękiem i
przewróciła się na plecy. Zamknęła oczy, czując
pulsowanie w całym ciele. Nawet oddychanie sprawiało jej ból.
-
Mogę ci pomóc, jeśli zechcesz – zaproponował Des.
Spojrzała na niego i kiwnęła głową. Umiał leczyć, więc był w
stanie odpędzić od niej ten okropny ból. Dlaczego wcześniej
o tym nie pomyślała?! - Co cię boli? - zapytał, a ona uniosła
się do góry, krzywiąc się przy tym paskudnie.
-
Wszystko.
-
No dobrze. Będzie mi łatwiej, jeśli położył się bliżej
krawędzi łóżka.
Silla
długo się wahała, Des jednak milczał i nic nie mówił.
Dziewczyna cierpiała, ale jej obawy wobec wojownika były znacznie
silniejsze. Będzie jej dotykał... Nie chciała znów przez to
przechodzić – ten wstręt do mężczyzn, ta odraza, kiedy palce
mężczyzny sunęły po jej ciele. Przymknęła powieki i milczała,
a kiedy poruszyła się niespokojnie, poczuła ból w każdej
części ciała. Podjęła decyzję i położyła się tak, jak
prosił ją wojownik.
Wpatrywała
się przerażona w Desa, zastanawiając się czy teraz ją
wykorzysta. Jej ciało objął strach. Każdy ruch mężczyzny
wydawał jej się znaczący.
Kiedy
napotkała spojrzenie towarzysza, zrozumiała, że coś jest nie tak.
Des odwrócił wzrok i odchrząknął, a ona zerknęła za siebie. Koszula nocna podwinęła się, aż do
pośladków, prezentując wojownikowi niemal całą pupę.
Des
się poruszył.
-
Przepraszam cię! - krzyknęła i usiadła na łóżku,
otulając się ramionami jakby to miało zatrzeć widok jaki mu
zaprezentowała.
-
W porządku – odpowiedział w końcu, po chwili milczenia. Silla
skinęła głową, ale już na niego nie spojrzała. Czuła się
okropnie, choć sama nie była w stanie odpowiedzieć sobie dlaczego.
Przecież
widział ją już nago, najpierw w lesie nair, a potem w łaźni. Ale
świadomość, że znajdowali się w sypialni, a ona leżała na
łóżku i zaprezentowała mu swe wdzięki w taki sposób, przyprawiła ją o mdłości. Wiedziała, że wojownik nie żywił do
niej żadnych uczuć, ale jednak... Był mężczyzną, a sama
świadomość tego określała go w oczach dziewczyny.
-
Ulżyć ci w bólu? - zapytał w końcu, kiedy nadal milczeli i
żadne jeszcze nie zdążyło przerwać wstydliwego momentu.
-
Tak, oczywiście! - odparła pośpiesznie. - Czy mogę siedzieć?
-
Możesz, będzie ci wygodniej – odpowiedział. - Powiedz dokładnie,
co cię boli.
-
Głowa – wyjaśniła, a on położył swe dłonie na jej czole.
Miał ciepłą, ale szorstką skórę. Czuła lekkie zgrubienia
na palcach od miecza.
Przyjemne
łaskotanie ukoiło jej ból, aż uśmiechnęła się z ulgi.
Potem przyszła kolei na barki, ramiona, ręce, brzuch, uda i stopy.
Nie powiedziała mu o pośladkach, nie miała odwagi, jednak poczuła,
że i one przestały doskwierać. Jego dłonie poruszały się po
ciele wywołując w jej wnętrzu przyjemne ciepło. Nie obawiała się
tego, że Des ją skrzywdzi, nie mógłby – cały czas
przekonywała się w ten sposób. Des był dobry. Przymknęła
powieki i pozwoliła się porwać tej chwilowej przyjemności. Nie
odczuwała ani lęku czy obrzydzenia. Wręcz przeciwnie. Im dłużej
jej dotykał tym lepiej się czuła, czerpała radość z tego, co
robił. Aż poczuła, że się rumieni. Rozwarła powieki i napotkała
poważne spojrzenie czarnych oczu.
-
Dziękuję – szepnęła cicho, kiedy oderwał od niej ręce. Nagle
zrobiło jej się przykro, że więcej już nie poczuje radości z
dotyku. Żałowała, ale jednocześnie nie miała śmiałości, by o
tym myśleć. - To... było przyjemne – wyznała szczerze, czując
jak policzki pokrywają się głębokim rumieńcem.
Des
się uśmiechnął. Spojrzała na niego zaskoczona. Od początku ich
znajomości bardzo rzadko widywała coś takiego, ale kiedy już to
robił, jego uśmiech przypominał pusty gest, a dziś dostrzegła,
że i jego oczy pojaśniały.
-
Na ogół moje leczenie jest przyjemne, jeśli ktoś nie ma
złamanej kończyny lub przebitego ciała – przemówił i
wyprostował się.
Usłyszała
pukanie. Do pokoju wszedł druid, również ubrany, jego szata
była ciemnobrązowa, co podkreślało jego karnację i oczy.
Uśmiechnął się do nich wypoczęty i pełen energii.
Asarlai
mógł mieć jakieś czterdzieści lat, zdradzały go
zmarszczki wokół oczu, lecz jego rysy sugerowały, że może
być w wieku Desa. Nad czołem i karkiem wiły się ciemnobrązowe
włosy. Miał także gęste brwi, a pod nimi błyszczały brązowe
oczy. Nos miał duży i wąskie usta. Był niższy niż Des i
znacznie wątlejszej budowy, ale zauważyła, że służącym
przypadł do gustu.
-
Widzę, że już wstaliście. To dobrze. Może zaczniemy dzień od
poważnej rozmowy? - zapytał i poszukał wzrokiem czegoś do
siedzenia.
Stolik
wraz z fotelami stał na środku pokoju, więc tam skierował swe
kroki. Silla zastanawiała się, co się z nim stało. Był taki
energiczny i radosny, nawet nie widać było po nim śladu zmęczenia.
-
A mogłabym się ubrać? - przemówiła dziewczyna i poczuła
się zawstydzona, kiedy mężczyźni obrzucili ją szybkim
spojrzeniami.
-
Ach, oczywiście. W takim razie przyjdź do mojej komnaty –
powiedział druid i wyszedł, zabierając ze sobą wojownika.
Silla
wyskoczyła z łóżka i rozejrzała się za suknią, lecz ta
zniknęła, natomiast jej miejsce zajęła inna szata. W kolorze
jasnej zieleni. Ubrała się więc. Idealnie pasowała do niej,
podobnie jak świeża i nowa bielizna. Nawet nie wiedziała, kiedy
służąca do niej weszła, ale ich praca musiała zaczynać się od
samego rana.
Ubrała
się i uczesała szczotką, którą dostała. Zaplotła włosy
w warkocz wstążkami, które miała jeszcze przy sobie z
wczorajszego wieczoru i cicho weszła do komnaty Asarlaia.
-
Usiądź tutaj. - Druid wskazał jej miejsce i Silla posłusznie je
zajęła.
Jego
pokój był podobnej wielkości, lecz odznaczał się
ciemniejszymi barwami. Ciemna zieleń i brąz królowały w tym
miejscu, ale ogół był przyjemny dla oka.
-
Wiem, Sillo, że marzysz o tym, by zacząć spokojne życie jak
najdalej od mężczyzn. Rozumiem to doskonale, bo i ja cenię sobie
spokój, ale to, o co cię prosimy jest bardzo ważna nie tylko
dla Desa i dla mnie, ale dla całego świata – przemówił
druid
Dziewczyna
spięła się, czując rosnącą w niej złość. Nie chciała do
tego wracać. Sprawa wydała jej się zakończona. Na cóż ona
była im potrzebna? Przecież nic nie znaczyła.
-
Ale nie rozumiem, dlaczego myślicie, że mogę coś znaczyć? Może
wszyscy się mylicie. Nie jestem wojowniczką, nie potrafię walczyć
– perorowała im Silla i chociaż czuła, że będą, jak zwykle
zresztą, nieprzebłagani. Miała nadzieję, że jednak zrozumieją. Nie była tą, która była im potrzebna.
-
Tu nie chodzi o to, byś walczyła z wrogiem na miecze – wyjaśnił
jej szybko Des, który nie usiadł, lecz krążył po pokoju.
Silla wędrowała za nim wzrokiem. - O ile dobrze rozumiem, jesteś
potrzebna do czegoś innego... - urwał i spojrzał na druida, ten z
kolei pokiwał głową w zamyśleniu i podjął przerwany wątek.
-
W dalszej części przepowiedni, którą wyjawiła wieszczka,
jasno jest powiedziane, że kobiecie uda się odzyskać duszę Desa.
Oczywiście, możemy szukać innej, ale to nie przypadek, że
spotkałaś nas akurat w takim momencie. Że znalazłaś się w
lesie... Posłuchaj, wiem że to dla ciebie trudne, że wiele
przeszłaś i nie ufasz nam, ale przemyśl to dobrze. Nie
prosilibyśmy cię o pomoc, gdybyś nie była nam potrzeba. Wierzymy,
że to ty jesteś tą, która pomoże odzyskać Desowi duszę.
-
Ale jak?! Do tej pory jedyną moją umiejętnością było sprawianie
przyjemności Raksowi. Żyłam w jego komnatach pozbawiona własnej
woli, umiejętności ufania, a nawet religii, a teraz, kiedy
odzyskałam wolność, wy chcecie, żebym tak po prostu pomogła w
odzyskaniu duszy. Nie mam pojęcia nawet, co mam zrobić i czego ode
mnie oczekujecie! - Jej głos z każdym kolejnym słowem przeradzał
się w swego rodzaju bezsilność i desperację. Nie chciała im
pomagać, bo zwyczajnie się bała.
Odzyskanie
wolności miało swoje konsekwencje. Była niezdolna do życia pośród
ludzi i nie mogła ufać każdemu napotkanemu człowiekowi. Wciąż
się zastanawiała, czy Des i Asarlai są wobec niej uczciwi.
Przekonywała się, że przecież kapłanki, a także zwierzęta w
lesie nie ufałby im, gdyby byli źli. Des nie ratowałby jej za
każdym razem, gdy atakowało ich jakieś stworzenie, a Asarlai nie
starałaby się dla niej o ubrania, gdy ich potrzebowała. Obaj
przeczyli jej wcześniejszym wyobrażeniom o mężczyznach, ale
złamane serce nie mogło zostać tak po prostu uleczone. Nie była w
stanie im zaufać.
-
Sillo, tu nie tylko chodzi o Desa, ale także o ciebie. Pamiętasz,
co ci kiedyś powiedziałem? O tej misji, która pozwoli ci
odzyskać spokój ducha? - zapytał mężczyzna z tatuażem na
czole. Dziewczyna kiwnęła głową. Doskonale pamiętała tę
rozmowę.
-
Masz na myśli samobójczą misję, podczas której mogę
umrzeć? Tak, pamiętam – odparła i wstała, po czym skierowała
się do wyjścia. - Przykro mi. Bardzo chciałaby wam pomóc,
ale nie jestem w stanie tego zrobić. To nie mnie szukacie. Nie
powinnam była z wami tu przyjeżdżać – zamilkła na chwilę, a
potem znów podjęła przerwane słowa. - Może lepiej by było,
gdybym w ogóle nie uciekała z tego namiotu?
Wyszła,
chociaż widziała jak Des przystaje chcąc coś powiedzieć, ale ona
już ich nie słuchała. Jedynie druid szepnął coś do wojownika i
pozwolili jej wyjść.
Nie
miała pojęcia, o której zaczyna się śniadanie, ale kiedy
wyszła na korytarz i udała się tą samą drogą, którą
wczoraj przywędrowała z jadalni, dostrzegła zmierzające właśnie
w tamtą stronę kapłanki i służące. A także kilku strażników.
Wszyscy rozmawiali całkiem swobodnie, opowiadając sobie przeróżne
historie. Silla skulona szła z tyłu za nimi. Zawzięcie
dyskutowali, i chociaż nie przysłuchiwała się im zbytnio, to
udało jej się wyłowić kilka pojedynczych słów.
Zrozumiała, że kobiety i mężczyźni rozprawiają właśnie o
nich, chociaż podejrzewała, że kobiety głównie zachwycają
się jej towarzyszami. Ona sama pozostała dla nich niemalże
niezauważona.
I
dobrze. Nie chciała żadnego zainteresowania, chciała po prostu
stać się niewidzialną dla ludzkich oczu. W końcu pragnęła
spokojnego życia z dala od wszelkich mężczyzn. Chociaż w pałacu
kręcili się wojownicy, to jednak wcale jej to nie przeszkadzało.
Czuła się bezpieczna w murach świętego miejsca.
Jadalnia
wypełniła się po brzegi, ale znalazła wolne miejsce w kącie sali
nakryte już potrawami. Nałożyła sobie na talerz całą masę
owoców i szybko się nimi posiliła. Obawiała się, że ktoś
ją zagadnie albo, co gorsza, Asarlai do niej przyjdzie i znów
zacznie z nią rozmawiać.
Porwała
jeszcze dwa jabłka ze stołu oraz dość spory kawałek zimnego
mięsa i uciekła z jadalni, nim ktoś zdołał ją zawołać.
Rzuciła jeszcze spojrzenie na stół, gdzie powinna znajdować
się Najwyższa Kapłanka, ale nie dostrzegła jej na głównym
fotelu.
Zastanawiała
się, co stało się z jej lisem. Rae tak nagle uciekł z jej pokoju
i wciąż go nie widziała. Obawiała się, że może ktoś mógłby
zrobić mu krzywdę, chociaż w takim miejscu jak to nie nikt nie
powinien go krzywdzić.
Pragnęła
zobaczyć coś więcej, niż tylko pałac i miejsce, w którym
spały kapłanki. Chciała rozejrzeć się po okolicy, by napawać
oczy widokiem przyrody. Zmęczyło ją towarzystwo ludzi.
Wyszła
na zewnątrz. Na schodach i alejkach kręciło się kilku ludzi,
dwóch strażników wędrowało przed schodami,
dyskutując o czymś z ożywieniem. Przygryzła wargę i zeszła do
nich.
-
Przepraszam bardzo – zaczęła cicho, a kiedy rycerze zwrócili
na nią zaciekawione spojrzenia, cofnęła się kilka kroków
zaczerwieniona i zawstydzona.
-
Tak panienko? - odezwał się jeden. Silla spojrzała na niego i
rozpoznała w nim tego woja, który wczoraj wieczorem przyniósł
jej Rae. Wyglądał na przyjaźnie nastawionego, chociaż przerażał
ją jego wzrost i wielkość ramion. Lekka zbroja i miecz u pasa
robiły na niej wrażenie.
-
Szukam mojego lisa. Nikt go nie widział? - zapytała. Nie była
pewna jak powinna się do nich zwracać. Byli wojami, ale może
oczekiwali takiego samego szacunku, co kapłanki?
-
Przykro mi, ale mogę panience pomóc go odszukać. Może jest w stajni?
Silla
pokiwała głową, ale nie nie chciała przyjąć jego pomocy.
Poprosiła jedynie o wskazanie jej drogi ku stajniom i szybko umknęła
przed ich ciekawskim spojrzeniem.
-
Rae! - zawołała, chociaż nie była pewna czy stworzenie w ogóle
zareaguje na imię, które mu nadała. Odnalazła pośród
krętych alejek tą właściwą, prowadzącą do koni.
Stajnia
była długa, a w środku panowała charakterystyczna atmosfera.
Konie coś chrupały, stukały kopytami o boksy lub rżały.
Wychylały głowy z boksów, gdy ktoś przechodził obok nich.
Musiała odnaleźć Chavarti, którą chciała poczęstować
jabłkiem. Bliskość klaczy działała na nią kojąco, chociaż nie
należała do niej.
Spacerując
między boksami, zaglądała do każdego i przystawała zachwycając
się co wspanialszym rumakiem. Wszystkie olśniewały swą urodą i
patrząc na ich wspaniałe kształty człowiek szybko dochodził do
wniosku, iż należą do rycerzy lub możnych panów.
W
końcu udało jej się znaleźć boks, w którym przebywała
Chavarti, tuż obok niej stał także Bathar, dumnie unoszą wielki
czarny łeb. Podobnie było z klaczą druida – Kazhali, która
również zachwycała swą urodą i zgrabną sylwetką.
Weszła
do boksu siwej klaczy i szybko dostrzegła w kącie śpiącego liska.
Najwidoczniej dobrze czuł się przy Chavarti, a ona niepotrzebnie
martwiła się o niego. Rzuciła mu śniadanie, a klacz poczęstowała
jabłkiem. Drugie przełamała na pół i podała je Batharowi
oraz Kazhali.
-
Tutaj jesteś – usłyszała z boku. Odwróciła się w stronę
Desa, który opierał się o boks Bathara. Koń rozpoznał
swego pana i wyciągał w jego stronę łeb. Mężczyzna obdarzył go
czułymi pieszczotami.
Odwróciła
się do klaczy i zaczęła ją głaskać.
-
Przyszedłeś mnie namówić na współpracę? - zapytała
Silla lekko drżącym głosem.
-
Nie, po prostu chciałem zobaczyć, co u Bathara. Nie lubi miejsc,
gdzie przebywa dużo koni. Denerwują go.
-
Jest piękny. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wspaniałego konia.
-
Dziękuję w jego imieniu. To bardzo szlachetna rasa, która
już dawno temu odeszła w zapomnienie. To bardzo silne i wytrzymałe
konie. Potrafią biec bez odpoczynku przez kilka dni. Ich nogi są
jak dobrze naoliwiony mechanizm. Ale niewiele zostało już tych
koni.
-
Szkoda, mam nadzieję, że nie przepadną – szepnęła. Wyczerpał
się temat do rozmowy, a Silla czuła, że powinna powiedzieć coś
jeszcze. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy, więc po prostu
wzruszyła ramionami i zajęła się głaskaniem klaczy, jednocześnie
czuła na sobie wzrok Desa. - Przepraszam, że nie potrafię ci pomóc
– rzekła w końcu, gdy cisza stała się nieznośna i czuła
narastające napięcie. Nie mogła wytrzymać jego tajemniczego
spojrzenia, które wzbudzało w niej falę zimnych dreszczy.
Nie lubiła tego.
-
Nie chcę cię do tego zmuszać. To ma być jedynie twój
wybór, a nie narzucony przez nas obowiązek – odpowiedział
ku jej zaskoczeniu. Nie spodziewała się tego, dlatego podeszła do
niego bliżej.
Wpatrzona
w niego dużymi oczami próbowała odgadnąć jego myśli,
które skrzętnie ukrył pod maską obojętności. Zawsze taki
był, obojętny niemal na wszystko. Pozbawiony wyrazistych uczuć,
które mogłaby rozpoznać.
-
Co się stanie, gdy jednak się nie zgodzę i twoja dusza zostanie na
zawsze w tamtym miejscu? - zapytała, ściskając w dłoniach fałdy
sukni.
-
Tym się nie przejmuj. - Machnął ręką i odbił się od ściany
boksu, a potem podszedł do niej i Silla mogła dostrzec w jego
oczach coś więcej, niż czarną pustkę.
-
Chcę znać konsekwencje mojej odmowy! - powiedziała, zaskakując
jego i siebie stanowczym tonem głosu. Cofnęła się przerażona
swoim tonem i spojrzała w oczekiwaniu na Desa, lecz ten posłał jej
lekki uśmiech. Nie zareagował na jej słowa...
Prawda
była taka, że obawiała się tego, co może się stać, gdy dusza
wojownika nie wróci do niego. Nie chciała nawet myśleć o
tym, że jego walka o utracony tron mogłaby się skończyć zbyt
wcześnie. Nie znała jeszcze tego życia, którym teraz żyła.
Miała także nikłe pojęcia na temat otaczającego ją świata, ale
żyła już wystarczająco długo, by wiedzieć, iż każdy wybór,
każda podjęta decyzja ma jakieś konsekwencje – to myślenie
opierała głównie na tym, co sama przeżywała. Nie znała
świata poza obszarem pałacu, w którym żyła lub namiotu,
gdy generał wyruszał w podróż. Ale doskonale wiedziała, że
każda decyzja ma potem jakieś następstwa. Zazwyczaj złe.
-
Sillo, czy to takie ważne? Przecież się nie zgodziłaś, musimy
teraz zastanowić się co dalej z tobą i z moim bratem. - Miał
spokojny, wyważony ton. Głos miał miękki i gładki, lubiła go
słuchać.
-
Chciałabym tu zostać. Tu jest tak spokojnie. Mogłabym zostać
służącą, pomagać przy posiłkach. Cokolwiek. Nie musiałabym się
martwić o jedzenie czy dach nad głową.
-
I tego właśnie chcesz? Pozbawionego celu życia? - zapytał
ciekawy. Silla spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. Czy to
takie dziwne było, że chciała spędzić życie w świątyni pośród
kapłanek i służyć im jak najlepiej potrafiła?
-
To nie jest złe! - odpowiedziała oburzona, gdy zrozumiała, że Des
nieco z niej pokpiwa. Nie chciała by się z niej naśmiewał.
Pragnęła zrozumienia i akceptacji.
-
Przecież nic takiego nie powiedziałem – odparł z westchnieniem.
-
Ale tak to zabrzmiało. Myślisz, że nie wiem, co mnie czeka tutaj?
Ale właśnie tego chcę. Przez dziesięć lat robiłam rzeczy, o
których nawet nie chcę myśleć, bo robi mi się niedobrze, a
jednostajność tego miejsca sprawi, że w końcu zapomnę. Koszmary
przestaną mnie dręczyć, a blizny kiedyś nie będą mnie tak
smuciły. - Mówiła z pasją, o którą nawet by się
nie podejrzewała. Zaglądała w jego oczy, szukając akceptacji i
zrozumienia. I znalazła je. Des wyglądał tak, jakby i on sam
chciał osiąść w tym miejscu, z dala od tego, co go czeka w
przyszłości. Nadawałby się na strażnika, który strzegłby
kapłanek i świątyni jego boga.
-
Ile masz lat, Sillo? - zapytał nagle, czym zbił ją z pantałyku.
Otrząsnęła się z wcześniejszych emocji i odpowiedziała
machinalnie.
-
Dwadzieścia dwa.
Usłyszała
syk wciąganego powietrza. Nie trzeba było
geniuszu, by zrozumieć, że była jeszcze dzieckiem, kiedy trafiła
do tego okrutnika.
-
Miałaś dwanaście lat, kiedy... Byłaś przecież małą
dziewczynką! - krzyknął oburzony, aż jego policzki lekko się
zaróżowiły.
Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, choć smutno na ten widok i potrząsnęła
głową.
-
Nie trwoń czasu na myślenie o tym. Przecież to i tak nie ma teraz
znaczenia. Kiedy miałam sześć lat, tak przynajmniej mi
powiedziano, zostałam porwana z wioski rybackiej i zaprowadzona
przez Warackich żołnierzy właśnie do Raksa. Odesłał mnie do
jednej ze swych nałożnic i kazał mnie uczuć na przyszłą
niewolnicę. - Nie mogła mówić o tym tak spokojnie. Głos
drżał jej z każdym słowem coraz bardziej, ale potrzeba mówienia
o tym była znacznie silniejsza. Chciała zrzucić z serca ten
ciężar, który nosiła od dawna. A Des chętnie jej słuchał.
Jego spokojne oblicze skłaniało ją do wyrzucania z siebie tej
okropnej przeszłości.
Oparła
się bokiem o ścianę boksu, także mogła swobodnie z nim
rozmawiać, wpatrując się w jego ramię i nie obawiając się
litości czy współczucia z jego strony. I chociaż znane były
jej te uczucia, to jednak wolałaby, by Des nie patrzył na nią w
ten sposób.
-
Co dalej? - zagadnął cicho, a ona uniosła na niego smutne
spojrzenie niebieskich oczu. Westchnęła i sięgnęła pamięcią do
początków bycia niewolnicą.
-
Kiedy skończyłam dwanaście lat wziął mnie do siebie i pozbawił
dziewictwa w brutalny sposób. Nie zwracał uwagi na moje
krzyki i prośby. Po wszystkim wyrzucił mnie z komnaty, a ja
pragnęłam umrzeć u progu jego drzwi. Kobiety, które się
mną zajęły, nie były dla mnie w żaden sposób wyrozumiałe.
Chodziło o to, że przez lata napatrzyły się na takie dziewczyny
jak ja, a każda oznaka litości sprawiała, że dziewczynki łamały
się i trafiały do koszar, gdzie wykorzystywano je codziennie, kilka
razy. Chciały bym stała się twarda i odporna, ale pierwsze trzy
wiosny były okropne, a potem... Po prostu robiłam wszystko, o co
mnie poprosił. Zaciskałam zęby i pozwalałam mu na wszystko,
chociaż serce pękało mi za każdym razem, gdy wchodziłam do jego
komnaty. To było okropne życie, ale nie wiedziałam jak uciec, jak
wydostać się z tego pałacu. W końcu Waratowie poszli na wojnę, a
generał zabrał kilka nierządnic ze sobą. Spodziewał się długiej
bitwy i chciał mieć pod ręką kobiety, które miałyby
umilać mu czas. Na szczęście bitwa trwała kilka dni, a strażnicy,
którzy nas pilnowali stali się nieostrożni. Wtedy uciekłam,
resztę już znasz.
-
Tak. Jeśli to cię pocieszy, to te kobiety, które znajdowały
się w namiocie generała zostały puszczone wolno. A on sam ścięty.
Nie zaznał litości – dodał jeszcze, a Silla pokiwała głową w
milczeniu. Chociaż słyszała już od niego tę nowinę, to jednak
dziś znaczyła ona dla niej znacznie więcej. W ciągu kilku tygodni
zmieniło się jej życie i podejście do wszystkiego.
Ta
opowieść wyczerpała ją do cna, sprawiła, że umysł się
zmęczył, ale jednocześnie poczuła się taka lekka. Tłumiony od
lat strach i smutek stłamsiły ją i pozbawiły radości życia, ale
teraz czuła się tak, jakby narodziła się drugi raz i nie chciała
spędzać życia jako kobieta pozbawiona nadziei i szczęścia. Teraz
czuła, że żyła, że mogłaby zdziałać wiele. Nie bała się już
tak przyszłości – do tej pory jawiła jej się jako mroczna
otchłań. Des wysłuchał jej historii, a tym samym sprawił, iż
poczuła się pewniej.
Pod
wpływem silnych emocji, złapała go za dłoń i ścisnęła ją
lekko.
-
Dziękuję za wysłuchanie mnie! To wiele dla mnie znaczy. Nigdy o
tym nie mówiłam, a dziś... Dziękuję ci jeszcze raz! -
Wyrzucała z siebie słowa gwałtownie, lekko zarumieniona.
Des
spoglądał na nią wciąż poważnie, ale w końcu uśmiechnął się
do niej. Wolną dłonią objął jej drobne ręce i uścisnął je
lekko, dodając jej tym otuchy i jednocześnie budząc ją z tego
ekstatycznego zachowania.
Odsunęła
się gwałtownie od niego i spłonęła obfitym rumieńcem, który
pokrył całą jej twarz, a także szyję. Przytulona plecami do boku
klaczy obserwowała Desa uważnie, jakby na chwilę stał się
nieokiełznaną bestią.
-
Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Demon, który opętał mnie
wtedy na łące nie powinien się pojawić przez jakiś czas –
rzekł, ale nie przekonał ją zbytnio. Nawet też nie chodziło o
demona, lecz o świadomość, iż był mężczyzną.
-
W porządku. Nie boję się demona – odparła lekko naginając
prawdę i pogłaskała Chavarti po szyi.
-
A mnie się boisz? Boisz się, że zrobię ci krzywdę? Że rzucę
się na ciebie?
-
Tak – wydukała w końcu, kiedy zrozumiała, że Des nagle stał
się dla niej taki... obcy, jakby rzeczywiście zamierzał to zrobić.
Chciał się na nią rzucić?
Wszystko
w niej krzyczało w proteście. Wysłuchał jej historii, a teraz
próbował zrobić dokładnie to samo, co robił Rax?
Zbliżał
się do niej powolnym krokiem, świdrując ją czarnym spojrzeniem.
Nie dostrzegała w nim żadnego demona, dlatego nie rozumiała jego
zachowania.
Im
bliżej się jej znajdował, tym czuła coraz większe przerażenie.
Z tyłu Chavarti poruszyła się niespokojnie, wyczuwając napiętą
atmosferę. W boksie zrobiło się zbyt ciasno dla nich, więc Silla
próbowała przesunąć się w stronę drzwi.
-
Nie uciekaj – usłyszała nagle cichą prośbę. - Nie chciałem
cię przestraszyć.
Silla
zwróciła spojrzenie na jego twarz. Nie wyglądał już tak
obco, lecz jak ten Des, którego znała od kilku tygodni.
Odetchnęła z ulgą, bo przy nim czuła się bezpieczniej. Mimo
wszystko.
-
Trzymaj dystans – poprosiła głosem wypranym z emocji.
Dystans
dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Dzięki niemu zaczynała darzyć
małą sympatią Desa i Asarlaia. Dystans utrzymywał ją na
powierzchni normalności, pozwolił jej kontrolować także życie,
które w tej chwili trzymała w rękach.
Des
spełnił jej prośbę, a dziewczyna poczuła ulgę. Nie znosiła
takiej bliskości i wolałaby już nigdy nie prosić wojownika czy
innego mężczyznę o zachowywanie odpowiedniej odległości, ale
obawiała się, że z tym może być różnie.
-
Życzę ci miłego dnia. - Skłonił się nisko, przykładając dłoń
do serca. Wyprostował się gwałtownie i wyszedł z boksu Chavarti.
Silla
patrzyła za nim jak odchodzi, czując lekkie wyrzuty sumienia, które
szybko zagłuszyła. Nie powinna go żałować. Powinien pamiętać o
dystansie.
Kocham *.*
OdpowiedzUsuń