poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział dwunasty

Silla szybko przebrała się w otrzymaną koszulę i wypuściła liska z klatki. Niestety, nie miała dla niego nic do jedzenia, ale dostrzegła miseczkę i dzbanek z wodą. Nalała Rae i pozwoliła mu pić łapczywie. Biedaczysko był źle przez nią traktowany, ale obiecała sobie, że się nim zajmie. Potem wskoczył na łóżko i ukrył się wśród poduszek. Silla uczyniła to samo.
Łoże było miękkie, a pościel pachniała świeżością. Szybko zasnęła, choć dokuczał jej ból mięśni. Kilkudniowa podróż w siodle była czymś okropnym dla tak niedoświadczonej osoby. W dodatku te szaleńcze ucieczki i pobyt w lesie nair dołożyły się do udręki jaką teraz odczuwała. Leżała w jednej pozycji, przytulona do miękkiego stworzenia.
Poranek okazał się dla niej bardzo trudny. Silla wstała z okropnym bólem całego ciała, kości niemal zastygły w niej i nie mogła się poruszać. Rae leżący do tej pory, wstał i zaczął kręcić się po posłaniu, aż zeskoczył z łóżka i zapiszczał głośni. Silla zsunęła się na ziemię, delikatnie stawiając stopy na drewnianej podłodze, chociaż było to dla niej nie lada wyzwanie, i wypuściła rudego przyjaciela. Ten pomknął gdzieś korytarzem, a ona nie była w stanie go zatrzymać.
Wróciła do łóżka, cicho pojękując. Niemal z płaczem zanurzyła się w pościel, lecz zaraz podniosła się do pozycji siedzącej, gdy nagle usłyszała pukanie. Powiedziała „proszę” i do środka wszedł Des. Był już ubrany, lecz jego strój zmienił kolor: teraz miał na sobie ciemnozielony. Włosy skrócone aż do ramion związał rzemykiem. Uznała, że w tych poprzednich wyglądał lepiej. Długie włosy dodawały mu uroku i majestatu. Zamrugała kilkakrotnie, zastanawiając się nad tym, o czym właśnie pomyślała.
- Dzień dobry, Sillo– powiedział, gdy na nią spojrzał.
- Dzień dobry – odpowiedziała i z jękiem opadła na łóżko. Przewróciła się na bok, ignorując jego obecność i znów zajęczała.
- Coś się stało? Jesteś chora? - usłyszała pytanie dobiegające ją zza pleców. Des musiał przejść przez komnatę i przystanąć przy łóżku, ale nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Wszystko mnie boli, nie mogę się ruszać – odparła z jękiem i przewróciła się na plecy. Zamknęła oczy, czując pulsowanie w całym ciele. Nawet oddychanie sprawiało jej ból.
- Mogę ci pomóc, jeśli zechcesz – zaproponował Des. Spojrzała na niego i kiwnęła głową. Umiał leczyć, więc był w stanie odpędzić od niej ten okropny ból. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała?! - Co cię boli? - zapytał, a ona uniosła się do góry, krzywiąc się przy tym paskudnie.
- Wszystko.
- No dobrze. Będzie mi łatwiej, jeśli położył się bliżej krawędzi łóżka.
Silla długo się wahała, Des jednak milczał i nic nie mówił. Dziewczyna cierpiała, ale jej obawy wobec wojownika były znacznie silniejsze. Będzie jej dotykał... Nie chciała znów przez to przechodzić – ten wstręt do mężczyzn, ta odraza, kiedy palce mężczyzny sunęły po jej ciele. Przymknęła powieki i milczała, a kiedy poruszyła się niespokojnie, poczuła ból w każdej części ciała. Podjęła decyzję i położyła się tak, jak prosił ją wojownik.
Wpatrywała się przerażona w Desa, zastanawiając się czy teraz ją wykorzysta. Jej ciało objął strach. Każdy ruch mężczyzny wydawał jej się znaczący.
Kiedy napotkała spojrzenie towarzysza, zrozumiała, że coś jest nie tak. Des odwrócił wzrok i odchrząknął, a ona zerknęła za siebie. Koszula nocna podwinęła się, aż do pośladków, prezentując wojownikowi niemal całą pupę.
Des się poruszył.
- Przepraszam cię! - krzyknęła i usiadła na łóżku, otulając się ramionami jakby to miało zatrzeć widok jaki mu zaprezentowała.
- W porządku – odpowiedział w końcu, po chwili milczenia. Silla skinęła głową, ale już na niego nie spojrzała. Czuła się okropnie, choć sama nie była w stanie odpowiedzieć sobie dlaczego.
Przecież widział ją już nago, najpierw w lesie nair, a potem w łaźni. Ale świadomość, że znajdowali się w sypialni, a ona leżała na łóżku i zaprezentowała mu swe wdzięki w taki sposób, przyprawiła ją o mdłości. Wiedziała, że wojownik nie żywił do niej żadnych uczuć, ale jednak... Był mężczyzną, a sama świadomość tego określała go w oczach dziewczyny.
- Ulżyć ci w bólu? - zapytał w końcu, kiedy nadal milczeli i żadne jeszcze nie zdążyło przerwać wstydliwego momentu.
- Tak, oczywiście! - odparła pośpiesznie. - Czy mogę siedzieć?
- Możesz, będzie ci wygodniej – odpowiedział. - Powiedz dokładnie, co cię boli.
- Głowa – wyjaśniła, a on położył swe dłonie na jej czole. Miał ciepłą, ale szorstką skórę. Czuła lekkie zgrubienia na palcach od miecza.
Przyjemne łaskotanie ukoiło jej ból, aż uśmiechnęła się z ulgi. Potem przyszła kolei na barki, ramiona, ręce, brzuch, uda i stopy. Nie powiedziała mu o pośladkach, nie miała odwagi, jednak poczuła, że i one przestały doskwierać. Jego dłonie poruszały się po ciele wywołując w jej wnętrzu przyjemne ciepło. Nie obawiała się tego, że Des ją skrzywdzi, nie mógłby – cały czas przekonywała się w ten sposób. Des był dobry. Przymknęła powieki i pozwoliła się porwać tej chwilowej przyjemności. Nie odczuwała ani lęku czy obrzydzenia. Wręcz przeciwnie. Im dłużej jej dotykał tym lepiej się czuła, czerpała radość z tego, co robił. Aż poczuła, że się rumieni. Rozwarła powieki i napotkała poważne spojrzenie czarnych oczu.
- Dziękuję – szepnęła cicho, kiedy oderwał od niej ręce. Nagle zrobiło jej się przykro, że więcej już nie poczuje radości z dotyku. Żałowała, ale jednocześnie nie miała śmiałości, by o tym myśleć. - To... było przyjemne – wyznała szczerze, czując jak policzki pokrywają się głębokim rumieńcem.
Des się uśmiechnął. Spojrzała na niego zaskoczona. Od początku ich znajomości bardzo rzadko widywała coś takiego, ale kiedy już to robił, jego uśmiech przypominał pusty gest, a dziś dostrzegła, że i jego oczy pojaśniały.
- Na ogół moje leczenie jest przyjemne, jeśli ktoś nie ma złamanej kończyny lub przebitego ciała – przemówił i wyprostował się.
Usłyszała pukanie. Do pokoju wszedł druid, również ubrany, jego szata była ciemnobrązowa, co podkreślało jego karnację i oczy. Uśmiechnął się do nich wypoczęty i pełen energii.
Asarlai mógł mieć jakieś czterdzieści lat, zdradzały go zmarszczki wokół oczu, lecz jego rysy sugerowały, że może być w wieku Desa. Nad czołem i karkiem wiły się ciemnobrązowe włosy. Miał także gęste brwi, a pod nimi błyszczały brązowe oczy. Nos miał duży i wąskie usta. Był niższy niż Des i znacznie wątlejszej budowy, ale zauważyła, że służącym przypadł do gustu.
- Widzę, że już wstaliście. To dobrze. Może zaczniemy dzień od poważnej rozmowy? - zapytał i poszukał wzrokiem czegoś do siedzenia.
Stolik wraz z fotelami stał na środku pokoju, więc tam skierował swe kroki. Silla zastanawiała się, co się z nim stało. Był taki energiczny i radosny, nawet nie widać było po nim śladu zmęczenia.
- A mogłabym się ubrać? - przemówiła dziewczyna i poczuła się zawstydzona, kiedy mężczyźni obrzucili ją szybkim spojrzeniami.
- Ach, oczywiście. W takim razie przyjdź do mojej komnaty – powiedział druid i wyszedł, zabierając ze sobą wojownika.
Silla wyskoczyła z łóżka i rozejrzała się za suknią, lecz ta zniknęła, natomiast jej miejsce zajęła inna szata. W kolorze jasnej zieleni. Ubrała się więc. Idealnie pasowała do niej, podobnie jak świeża i nowa bielizna. Nawet nie wiedziała, kiedy służąca do niej weszła, ale ich praca musiała zaczynać się od samego rana.
Ubrała się i uczesała szczotką, którą dostała. Zaplotła włosy w warkocz wstążkami, które miała jeszcze przy sobie z wczorajszego wieczoru i cicho weszła do komnaty Asarlaia.
- Usiądź tutaj. - Druid wskazał jej miejsce i Silla posłusznie je zajęła.
Jego pokój był podobnej wielkości, lecz odznaczał się ciemniejszymi barwami. Ciemna zieleń i brąz królowały w tym miejscu, ale ogół był przyjemny dla oka.
- Wiem, Sillo, że marzysz o tym, by zacząć spokojne życie jak najdalej od mężczyzn. Rozumiem to doskonale, bo i ja cenię sobie spokój, ale to, o co cię prosimy jest bardzo ważna nie tylko dla Desa i dla mnie, ale dla całego świata – przemówił druid
Dziewczyna spięła się, czując rosnącą w niej złość. Nie chciała do tego wracać. Sprawa wydała jej się zakończona. Na cóż ona była im potrzebna? Przecież nic nie znaczyła.
- Ale nie rozumiem, dlaczego myślicie, że mogę coś znaczyć? Może wszyscy się mylicie. Nie jestem wojowniczką, nie potrafię walczyć – perorowała im Silla i chociaż czuła, że będą, jak zwykle zresztą, nieprzebłagani. Miała nadzieję, że jednak zrozumieją. Nie była tą, która była im potrzebna.
- Tu nie chodzi o to, byś walczyła z wrogiem na miecze – wyjaśnił jej szybko Des, który nie usiadł, lecz krążył po pokoju. Silla wędrowała za nim wzrokiem. - O ile dobrze rozumiem, jesteś potrzebna do czegoś innego... - urwał i spojrzał na druida, ten z kolei pokiwał głową w zamyśleniu i podjął przerwany wątek.
- W dalszej części przepowiedni, którą wyjawiła wieszczka, jasno jest powiedziane, że kobiecie uda się odzyskać duszę Desa. Oczywiście, możemy szukać innej, ale to nie przypadek, że spotkałaś nas akurat w takim momencie. Że znalazłaś się w lesie... Posłuchaj, wiem że to dla ciebie trudne, że wiele przeszłaś i nie ufasz nam, ale przemyśl to dobrze. Nie prosilibyśmy cię o pomoc, gdybyś nie była nam potrzeba. Wierzymy, że to ty jesteś tą, która pomoże odzyskać Desowi duszę.
- Ale jak?! Do tej pory jedyną moją umiejętnością było sprawianie przyjemności Raksowi. Żyłam w jego komnatach pozbawiona własnej woli, umiejętności ufania, a nawet religii, a teraz, kiedy odzyskałam wolność, wy chcecie, żebym tak po prostu pomogła w odzyskaniu duszy. Nie mam pojęcia nawet, co mam zrobić i czego ode mnie oczekujecie! - Jej głos z każdym kolejnym słowem przeradzał się w swego rodzaju bezsilność i desperację. Nie chciała im pomagać, bo zwyczajnie się bała.
Odzyskanie wolności miało swoje konsekwencje. Była niezdolna do życia pośród ludzi i nie mogła ufać każdemu napotkanemu człowiekowi. Wciąż się zastanawiała, czy Des i Asarlai są wobec niej uczciwi. Przekonywała się, że przecież kapłanki, a także zwierzęta w lesie nie ufałby im, gdyby byli źli. Des nie ratowałby jej za każdym razem, gdy atakowało ich jakieś stworzenie, a Asarlai nie starałaby się dla niej o ubrania, gdy ich potrzebowała. Obaj przeczyli jej wcześniejszym wyobrażeniom o mężczyznach, ale złamane serce nie mogło zostać tak po prostu uleczone. Nie była w stanie im zaufać.
- Sillo, tu nie tylko chodzi o Desa, ale także o ciebie. Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem? O tej misji, która pozwoli ci odzyskać spokój ducha? - zapytał mężczyzna z tatuażem na czole. Dziewczyna kiwnęła głową. Doskonale pamiętała tę rozmowę.
- Masz na myśli samobójczą misję, podczas której mogę umrzeć? Tak, pamiętam – odparła i wstała, po czym skierowała się do wyjścia. - Przykro mi. Bardzo chciałaby wam pomóc, ale nie jestem w stanie tego zrobić. To nie mnie szukacie. Nie powinnam była z wami tu przyjeżdżać – zamilkła na chwilę, a potem znów podjęła przerwane słowa. - Może lepiej by było, gdybym w ogóle nie uciekała z tego namiotu?
Wyszła, chociaż widziała jak Des przystaje chcąc coś powiedzieć, ale ona już ich nie słuchała. Jedynie druid szepnął coś do wojownika i pozwolili jej wyjść.
Nie miała pojęcia, o której zaczyna się śniadanie, ale kiedy wyszła na korytarz i udała się tą samą drogą, którą wczoraj przywędrowała z jadalni, dostrzegła zmierzające właśnie w tamtą stronę kapłanki i służące. A także kilku strażników. Wszyscy rozmawiali całkiem swobodnie, opowiadając sobie przeróżne historie. Silla skulona szła z tyłu za nimi. Zawzięcie dyskutowali, i chociaż nie przysłuchiwała się im zbytnio, to udało jej się wyłowić kilka pojedynczych słów. Zrozumiała, że kobiety i mężczyźni rozprawiają właśnie o nich, chociaż podejrzewała, że kobiety głównie zachwycają się jej towarzyszami. Ona sama pozostała dla nich niemalże niezauważona.
I dobrze. Nie chciała żadnego zainteresowania, chciała po prostu stać się niewidzialną dla ludzkich oczu. W końcu pragnęła spokojnego życia z dala od wszelkich mężczyzn. Chociaż w pałacu kręcili się wojownicy, to jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Czuła się bezpieczna w murach świętego miejsca.
Jadalnia wypełniła się po brzegi, ale znalazła wolne miejsce w kącie sali nakryte już potrawami. Nałożyła sobie na talerz całą masę owoców i szybko się nimi posiliła. Obawiała się, że ktoś ją zagadnie albo, co gorsza, Asarlai do niej przyjdzie i znów zacznie z nią rozmawiać.
Porwała jeszcze dwa jabłka ze stołu oraz dość spory kawałek zimnego mięsa i uciekła z jadalni, nim ktoś zdołał ją zawołać. Rzuciła jeszcze spojrzenie na stół, gdzie powinna znajdować się Najwyższa Kapłanka, ale nie dostrzegła jej na głównym fotelu.
Zastanawiała się, co stało się z jej lisem. Rae tak nagle uciekł z jej pokoju i wciąż go nie widziała. Obawiała się, że może ktoś mógłby zrobić mu krzywdę, chociaż w takim miejscu jak to nie nikt nie powinien go krzywdzić.
Pragnęła zobaczyć coś więcej, niż tylko pałac i miejsce, w którym spały kapłanki. Chciała rozejrzeć się po okolicy, by napawać oczy widokiem przyrody. Zmęczyło ją towarzystwo ludzi.
Wyszła na zewnątrz. Na schodach i alejkach kręciło się kilku ludzi, dwóch strażników wędrowało przed schodami, dyskutując o czymś z ożywieniem. Przygryzła wargę i zeszła do nich.
- Przepraszam bardzo – zaczęła cicho, a kiedy rycerze zwrócili na nią zaciekawione spojrzenia, cofnęła się kilka kroków zaczerwieniona i zawstydzona.
- Tak panienko? - odezwał się jeden. Silla spojrzała na niego i rozpoznała w nim tego woja, który wczoraj wieczorem przyniósł jej Rae. Wyglądał na przyjaźnie nastawionego, chociaż przerażał ją jego wzrost i wielkość ramion. Lekka zbroja i miecz u pasa robiły na niej wrażenie.
- Szukam mojego lisa. Nikt go nie widział? - zapytała. Nie była pewna jak powinna się do nich zwracać. Byli wojami, ale może oczekiwali takiego samego szacunku, co kapłanki?
- Przykro mi, ale mogę panience pomóc go odszukać. Może jest w stajni?
Silla pokiwała głową, ale nie nie chciała przyjąć jego pomocy. Poprosiła jedynie o wskazanie jej drogi ku stajniom i szybko umknęła przed ich ciekawskim spojrzeniem.
- Rae! - zawołała, chociaż nie była pewna czy stworzenie w ogóle zareaguje na imię, które mu nadała. Odnalazła pośród krętych alejek tą właściwą, prowadzącą do koni.
Stajnia była długa, a w środku panowała charakterystyczna atmosfera. Konie coś chrupały, stukały kopytami o boksy lub rżały. Wychylały głowy z boksów, gdy ktoś przechodził obok nich. Musiała odnaleźć Chavarti, którą chciała poczęstować jabłkiem. Bliskość klaczy działała na nią kojąco, chociaż nie należała do niej.
Spacerując między boksami, zaglądała do każdego i przystawała zachwycając się co wspanialszym rumakiem. Wszystkie olśniewały swą urodą i patrząc na ich wspaniałe kształty człowiek szybko dochodził do wniosku, iż należą do rycerzy lub możnych panów.
W końcu udało jej się znaleźć boks, w którym przebywała Chavarti, tuż obok niej stał także Bathar, dumnie unoszą wielki czarny łeb. Podobnie było z klaczą druida – Kazhali, która również zachwycała swą urodą i zgrabną sylwetką.
Weszła do boksu siwej klaczy i szybko dostrzegła w kącie śpiącego liska. Najwidoczniej dobrze czuł się przy Chavarti, a ona niepotrzebnie martwiła się o niego. Rzuciła mu śniadanie, a klacz poczęstowała jabłkiem. Drugie przełamała na pół i podała je Batharowi oraz Kazhali.
- Tutaj jesteś – usłyszała z boku. Odwróciła się w stronę Desa, który opierał się o boks Bathara. Koń rozpoznał swego pana i wyciągał w jego stronę łeb. Mężczyzna obdarzył go czułymi pieszczotami.
Odwróciła się do klaczy i zaczęła ją głaskać.
- Przyszedłeś mnie namówić na współpracę? - zapytała Silla lekko drżącym głosem.
- Nie, po prostu chciałem zobaczyć, co u Bathara. Nie lubi miejsc, gdzie przebywa dużo koni. Denerwują go.
- Jest piękny. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wspaniałego konia.
- Dziękuję w jego imieniu. To bardzo szlachetna rasa, która już dawno temu odeszła w zapomnienie. To bardzo silne i wytrzymałe konie. Potrafią biec bez odpoczynku przez kilka dni. Ich nogi są jak dobrze naoliwiony mechanizm. Ale niewiele zostało już tych koni.
- Szkoda, mam nadzieję, że nie przepadną – szepnęła. Wyczerpał się temat do rozmowy, a Silla czuła, że powinna powiedzieć coś jeszcze. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy, więc po prostu wzruszyła ramionami i zajęła się głaskaniem klaczy, jednocześnie czuła na sobie wzrok Desa. - Przepraszam, że nie potrafię ci pomóc – rzekła w końcu, gdy cisza stała się nieznośna i czuła narastające napięcie. Nie mogła wytrzymać jego tajemniczego spojrzenia, które wzbudzało w niej falę zimnych dreszczy. Nie lubiła tego.
- Nie chcę cię do tego zmuszać. To ma być jedynie twój wybór, a nie narzucony przez nas obowiązek – odpowiedział ku jej zaskoczeniu. Nie spodziewała się tego, dlatego podeszła do niego bliżej.
Wpatrzona w niego dużymi oczami próbowała odgadnąć jego myśli, które skrzętnie ukrył pod maską obojętności. Zawsze taki był, obojętny niemal na wszystko. Pozbawiony wyrazistych uczuć, które mogłaby rozpoznać.
- Co się stanie, gdy jednak się nie zgodzę i twoja dusza zostanie na zawsze w tamtym miejscu? - zapytała, ściskając w dłoniach fałdy sukni.
- Tym się nie przejmuj. - Machnął ręką i odbił się od ściany boksu, a potem podszedł do niej i Silla mogła dostrzec w jego oczach coś więcej, niż czarną pustkę.
- Chcę znać konsekwencje mojej odmowy! - powiedziała, zaskakując jego i siebie stanowczym tonem głosu. Cofnęła się przerażona swoim tonem i spojrzała w oczekiwaniu na Desa, lecz ten posłał jej lekki uśmiech. Nie zareagował na jej słowa...
Prawda była taka, że obawiała się tego, co może się stać, gdy dusza wojownika nie wróci do niego. Nie chciała nawet myśleć o tym, że jego walka o utracony tron mogłaby się skończyć zbyt wcześnie. Nie znała jeszcze tego życia, którym teraz żyła. Miała także nikłe pojęcia na temat otaczającego ją świata, ale żyła już wystarczająco długo, by wiedzieć, iż każdy wybór, każda podjęta decyzja ma jakieś konsekwencje – to myślenie opierała głównie na tym, co sama przeżywała. Nie znała świata poza obszarem pałacu, w którym żyła lub namiotu, gdy generał wyruszał w podróż. Ale doskonale wiedziała, że każda decyzja ma potem jakieś następstwa. Zazwyczaj złe.
- Sillo, czy to takie ważne? Przecież się nie zgodziłaś, musimy teraz zastanowić się co dalej z tobą i z moim bratem. - Miał spokojny, wyważony ton. Głos miał miękki i gładki, lubiła go słuchać.
- Chciałabym tu zostać. Tu jest tak spokojnie. Mogłabym zostać służącą, pomagać przy posiłkach. Cokolwiek. Nie musiałabym się martwić o jedzenie czy dach nad głową.
- I tego właśnie chcesz? Pozbawionego celu życia? - zapytał ciekawy. Silla spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. Czy to takie dziwne było, że chciała spędzić życie w świątyni pośród kapłanek i służyć im jak najlepiej potrafiła?
- To nie jest złe! - odpowiedziała oburzona, gdy zrozumiała, że Des nieco z niej pokpiwa. Nie chciała by się z niej naśmiewał. Pragnęła zrozumienia i akceptacji.
- Przecież nic takiego nie powiedziałem – odparł z westchnieniem.
- Ale tak to zabrzmiało. Myślisz, że nie wiem, co mnie czeka tutaj? Ale właśnie tego chcę. Przez dziesięć lat robiłam rzeczy, o których nawet nie chcę myśleć, bo robi mi się niedobrze, a jednostajność tego miejsca sprawi, że w końcu zapomnę. Koszmary przestaną mnie dręczyć, a blizny kiedyś nie będą mnie tak smuciły. - Mówiła z pasją, o którą nawet by się nie podejrzewała. Zaglądała w jego oczy, szukając akceptacji i zrozumienia. I znalazła je. Des wyglądał tak, jakby i on sam chciał osiąść w tym miejscu, z dala od tego, co go czeka w przyszłości. Nadawałby się na strażnika, który strzegłby kapłanek i świątyni jego boga.
- Ile masz lat, Sillo? - zapytał nagle, czym zbił ją z pantałyku. Otrząsnęła się z wcześniejszych emocji i odpowiedziała machinalnie.
- Dwadzieścia dwa.
Usłyszała syk wciąganego powietrza. Nie trzeba było geniuszu, by zrozumieć, że była jeszcze dzieckiem, kiedy trafiła do tego okrutnika.
- Miałaś dwanaście lat, kiedy... Byłaś przecież małą dziewczynką! - krzyknął oburzony, aż jego policzki lekko się zaróżowiły.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, choć smutno na ten widok i potrząsnęła głową.
- Nie trwoń czasu na myślenie o tym. Przecież to i tak nie ma teraz znaczenia. Kiedy miałam sześć lat, tak przynajmniej mi powiedziano, zostałam porwana z wioski rybackiej i zaprowadzona przez Warackich żołnierzy właśnie do Raksa. Odesłał mnie do jednej ze swych nałożnic i kazał mnie uczuć na przyszłą niewolnicę. - Nie mogła mówić o tym tak spokojnie. Głos drżał jej z każdym słowem coraz bardziej, ale potrzeba mówienia o tym była znacznie silniejsza. Chciała zrzucić z serca ten ciężar, który nosiła od dawna. A Des chętnie jej słuchał. Jego spokojne oblicze skłaniało ją do wyrzucania z siebie tej okropnej przeszłości.
Oparła się bokiem o ścianę boksu, także mogła swobodnie z nim rozmawiać, wpatrując się w jego ramię i nie obawiając się litości czy współczucia z jego strony. I chociaż znane były jej te uczucia, to jednak wolałaby, by Des nie patrzył na nią w ten sposób.
- Co dalej? - zagadnął cicho, a ona uniosła na niego smutne spojrzenie niebieskich oczu. Westchnęła i sięgnęła pamięcią do początków bycia niewolnicą.
- Kiedy skończyłam dwanaście lat wziął mnie do siebie i pozbawił dziewictwa w brutalny sposób. Nie zwracał uwagi na moje krzyki i prośby. Po wszystkim wyrzucił mnie z komnaty, a ja pragnęłam umrzeć u progu jego drzwi. Kobiety, które się mną zajęły, nie były dla mnie w żaden sposób wyrozumiałe. Chodziło o to, że przez lata napatrzyły się na takie dziewczyny jak ja, a każda oznaka litości sprawiała, że dziewczynki łamały się i trafiały do koszar, gdzie wykorzystywano je codziennie, kilka razy. Chciały bym stała się twarda i odporna, ale pierwsze trzy wiosny były okropne, a potem... Po prostu robiłam wszystko, o co mnie poprosił. Zaciskałam zęby i pozwalałam mu na wszystko, chociaż serce pękało mi za każdym razem, gdy wchodziłam do jego komnaty. To było okropne życie, ale nie wiedziałam jak uciec, jak wydostać się z tego pałacu. W końcu Waratowie poszli na wojnę, a generał zabrał kilka nierządnic ze sobą. Spodziewał się długiej bitwy i chciał mieć pod ręką kobiety, które miałyby umilać mu czas. Na szczęście bitwa trwała kilka dni, a strażnicy, którzy nas pilnowali stali się nieostrożni. Wtedy uciekłam, resztę już znasz.
- Tak. Jeśli to cię pocieszy, to te kobiety, które znajdowały się w namiocie generała zostały puszczone wolno. A on sam ścięty. Nie zaznał litości – dodał jeszcze, a Silla pokiwała głową w milczeniu. Chociaż słyszała już od niego tę nowinę, to jednak dziś znaczyła ona dla niej znacznie więcej. W ciągu kilku tygodni zmieniło się jej życie i podejście do wszystkiego.
Ta opowieść wyczerpała ją do cna, sprawiła, że umysł się zmęczył, ale jednocześnie poczuła się taka lekka. Tłumiony od lat strach i smutek stłamsiły ją i pozbawiły radości życia, ale teraz czuła się tak, jakby narodziła się drugi raz i nie chciała spędzać życia jako kobieta pozbawiona nadziei i szczęścia. Teraz czuła, że żyła, że mogłaby zdziałać wiele. Nie bała się już tak przyszłości – do tej pory jawiła jej się jako mroczna otchłań. Des wysłuchał jej historii, a tym samym sprawił, iż poczuła się pewniej.
Pod wpływem silnych emocji, złapała go za dłoń i ścisnęła ją lekko.
- Dziękuję za wysłuchanie mnie! To wiele dla mnie znaczy. Nigdy o tym nie mówiłam, a dziś... Dziękuję ci jeszcze raz! - Wyrzucała z siebie słowa gwałtownie, lekko zarumieniona.
Des spoglądał na nią wciąż poważnie, ale w końcu uśmiechnął się do niej. Wolną dłonią objął jej drobne ręce i uścisnął je lekko, dodając jej tym otuchy i jednocześnie budząc ją z tego ekstatycznego zachowania.
Odsunęła się gwałtownie od niego i spłonęła obfitym rumieńcem, który pokrył całą jej twarz, a także szyję. Przytulona plecami do boku klaczy obserwowała Desa uważnie, jakby na chwilę stał się nieokiełznaną bestią.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Demon, który opętał mnie wtedy na łące nie powinien się pojawić przez jakiś czas – rzekł, ale nie przekonał ją zbytnio. Nawet też nie chodziło o demona, lecz o świadomość, iż był mężczyzną.
- W porządku. Nie boję się demona – odparła lekko naginając prawdę i pogłaskała Chavarti po szyi.
- A mnie się boisz? Boisz się, że zrobię ci krzywdę? Że rzucę się na ciebie?
- Tak – wydukała w końcu, kiedy zrozumiała, że Des nagle stał się dla niej taki... obcy, jakby rzeczywiście zamierzał to zrobić. Chciał się na nią rzucić?
Wszystko w niej krzyczało w proteście. Wysłuchał jej historii, a teraz próbował zrobić dokładnie to samo, co robił Rax?
Zbliżał się do niej powolnym krokiem, świdrując ją czarnym spojrzeniem. Nie dostrzegała w nim żadnego demona, dlatego nie rozumiała jego zachowania.
Im bliżej się jej znajdował, tym czuła coraz większe przerażenie. Z tyłu Chavarti poruszyła się niespokojnie, wyczuwając napiętą atmosferę. W boksie zrobiło się zbyt ciasno dla nich, więc Silla próbowała przesunąć się w stronę drzwi.
- Nie uciekaj – usłyszała nagle cichą prośbę. - Nie chciałem cię przestraszyć.
Silla zwróciła spojrzenie na jego twarz. Nie wyglądał już tak obco, lecz jak ten Des, którego znała od kilku tygodni. Odetchnęła z ulgą, bo przy nim czuła się bezpieczniej. Mimo wszystko.
- Trzymaj dystans – poprosiła głosem wypranym z emocji.
Dystans dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Dzięki niemu zaczynała darzyć małą sympatią Desa i Asarlaia. Dystans utrzymywał ją na powierzchni normalności, pozwolił jej kontrolować także życie, które w tej chwili trzymała w rękach.
Des spełnił jej prośbę, a dziewczyna poczuła ulgę. Nie znosiła takiej bliskości i wolałaby już nigdy nie prosić wojownika czy innego mężczyznę o zachowywanie odpowiedniej odległości, ale obawiała się, że z tym może być różnie.
- Życzę ci miłego dnia. - Skłonił się nisko, przykładając dłoń do serca. Wyprostował się gwałtownie i wyszedł z boksu Chavarti.
Silla patrzyła za nim jak odchodzi, czując lekkie wyrzuty sumienia, które szybko zagłuszyła. Nie powinna go żałować. Powinien pamiętać o dystansie.


1 komentarz: