Pantravi
olśniewało swą wielkością. Miasto wybudowano na skale
przytulonej do zbocza góry. Było twierdzą, która
mogłaby opierać się przez długie lata. Mury były tak grube, że
strażnicy patrolujący na nich robili to parami, aby każdy
obserwował jedną stronę.
U
szczytu, gdzie domy stawały się większe, lśniące od złota i
bogactw, stał pałac z okrągłą, pozłacaną kopułą i małymi,
strzelistymi wieżyczkami. Główna aleja, którą
zazwyczaj podążali goście i kupcy, a także ważni dygnitarze i
sam król była szeroka, także bez problemu zmieściło się
na niej dziesięciu konnych jadących obok siebie.
Przy
alei kręciła się głównie mieszczańska ludności trudniąca
się drobnym handlem i rzemiosłem. Byli jednak też i żebracy, ale
tak samo jak istniała pewna część grupa bogaczy, pojawiali się
też i tacy, którzy musieli prosić o chleb.
Wszystko
to jednak łączyło się na obraz miasta, które dobrze sobie
radziło, a dzięki nowym szlakom wytyczanym przez wędrujących
kupców, zwiększył się handel różnorodnymi towarami,
których jeszcze sto lat temu nikt nie widział na oczy.
Silla
spoglądała na miasto, rozglądając się na boki. Ulica, którą
się poruszali była czysta, pozbawiona końskich odchodów czy
wyrzuconej żywności. Ktoś musiał tu nieustannie dbać o porządek,
dlatego Pantravi nie wyglądało tak strasznie, chociaż ludzie także
cierpieli głód i nędzę, ale był to problem, którego
nie dało się tak po prostu rozwiązać.
Silla
jednak tego nie pojmowała, ale szybko została uświadomiona.
Asarlai, który przez pięć dni tłumaczył jej wszystko,
opowiadał i nawet żartował z niej, starał się wyłuszczyć jej
problemy tak, by je potrafiła zrozumieć. Skupiała się na tym, co
mówił, słuchała uważnie i zbierała informacje. Okazała
się być bardzo bystrą dziewczyną z doskonałą pamięcią, więc
druid rad z tego wciąż opowiadał jej nowe historie.
-
Gdzie znajduje się ta świątynia, do której podążamy? -
zapytała w końcu Silla, kiedy wjechali w sieć małych i ciasnych
uliczek już nie tak czystych i przejrzystych. Poczuła osobliwe
wonie odchodów, brudu i gnijącego pożywienia. Skrzywiła
się, ale jej nos szybko przyzwyczaił się do takich zapachów.
-
Kapłanki mieszkają tuż za zamkiem królewskim, prowadzą do
niego różne drogi. My wybraliśmy dłuższą i
bezpieczniejszą. Taką mam nadzieję – rzucił jeszcze i lekko
trącił konia. Silla została sama z tyłu, ale dzięki temu mogła
spokojnie wypatrywać świątyni.
Uniosła
głowę i dostrzegła ponad budynkami królewski pałac.
Wznosił się nad nimi niczym złoty smok, przyćmiewając wokół
okoliczne domy wielmożów. Otwarła usta ze zdziwienia. Nawet
nie sądziła, że byli tak blisko dworu. Wysokie fundamenty sięgały
poza dachy, jakby się zdawało, małych chatek. Uginały się pod
jego majestatem. Aż nabrała ją ochota na to, by sama złożyć
należny mu szacunek.
Asralai
odwrócił się do niej i przynaglił. Dopiero wtedy dostrzegła
jak bardzo się od nich oddaliła. Nieświadomie przytrzymywała
wodze, by móc nacieszyć oczy widokiem wspaniałości jakie
górowały tuż nad jej głową.
Ruszyła
więc kłusem, ale uważała, by przypadkiem nie najechać na ludzi,
którzy tłoczyli się po bokach uliczki. Przyglądali się
podróżnym, coś mamrotali pod nosami i kręcili głowami, ale
co takiego, tego Silla nie miała pojęcia. Skupiła się tylko na
tym, by nie odstawać zbytnio od kompanii.
Uliczka,
którą podążali nagle rozwidliła się na prawo i lewo;
wybrali pierwszą. Nadal jechali w górę, aż dotarli do
okrągłego, brukowanego placu ze studnią pośrodku. Kilka kobiet
stało przy niej i rozmawiało, jednocześnie pomagając sobie przy
czerpaniu wody. Przerwały rozmowę, gdy trójka jeźdźców
przejechała obok nich. Rzuciły im szybkie, niepewne spojrzenia, ale
znów powróciły do rozmowy. Silla spoglądała na nie
nieco dłużej, ale z ich twarzy nie wyczytała nic ciekawego.
Przejechali przez plac i
znów udali się w górę ulicy, aż w końcu zatrzymali
się u żelaznych bram świątyni. Silla dostrzegła mech porastający
mur oraz wylewający się z góry niczym spienione morze
zieloną latorośl. Ciemne grona zwisały ku ziemi i zachęcały
każdego do skosztowania choćby jednego, dla poznania ich
oszałamiającego smaku. Silla usłyszała jak żołądek głośno
domaga się jakiegoś posiłku.
W
końcu zsunęła się z siodła, a długa droga dała jej o sobie
znać. Jak zwykle przy każdym postoju poczuła skutki podróży.
Nogi ugięły się pod nią, ale w porę przytrzymała się popręgu.
Nie upadła, choć miała na to wielką ochotę. Mogłaby się
położyć w tym miejscu, gdzie stała i odpocząć. Wiedziała już,
że to jej ostatni przystanek, więc mogłaby nieco zregenerować
siły, by wejść dalej.
Żelazna
brama nagle skrzypnęła i przed nimi pojawiło się dwóch
strażników, za nimi natomiast podążały dwie kapłanki.
Obie wysokie i smukłe.
Kobiety
nosiły piękne, długie suknie w czerwonym kolorze. U szyi były
zebrane złotą obręczą, przez co odsłaniały ramiona. Silla
myślała, że kobiety oddane bogom musiały być całe zakryte, ale
najwidoczniej bardzo się myliła.
Nie
mogła napatrzeć się na ich wspaniałe szaty. Nawet, jeśli były
kapłankami, to nosiły się jak prawdziwe damy. Szkarłatne suknie
były wąskie, opinały się na ich wydatnych kształtach, ale
rozszerzały się ku dołowi. W pasie przewiązane były
złotoczerwonym pasem. Na głowach nosiły całą masę łańcuszków
wplecionych we włosy, dopiętych do uszu i nosa.
Pomyślała
o tym, że choć piękne, wyglądały jak strojne papugi, które
trzymał w swych komnatach Rax. Ptaki miały barwne upierzenia, a
ludzie zajmujący się nimi przyozdabiali kamieniami szlachetnymi
oraz malowidłami ich dzioby i pióra. Kapłanki wyglądały
tak samo, choć niejednego mogłyby oczarować swym wyglądem, ale
nie mogły wiązać się z mężczyznami.
-
Witajcie, zdrożeni podróżni. Zapraszamy w nasze skromne
progi. Komnaty już na was czekają – przemówiła jedna z
nich. Miała ciemną karnację, jakiej jeszcze nigdy nie widziała u
żadnego człowieka.
Asarlai
odezwał się, witając je w podobnym tonie i w końcu mogli wejść.
Strażnicy zajęli się końmi, więc nie musieli się o nie martwić.
Nawet o liska, który wychylał łebek z torby. Strażnicy
obiecali jej, że schowają go bezpiecznie i przyniosą po kolacji.
Weszli
na rozległy dziedziniec, na środku którego stała fontanna
tryskająca wodą. Wesołe pluski dobiegały ich uszu. Przyjrzała
się jej dokładnie i zachwyciła się wspaniałym posągiem syreny,
która siedziała na skalnej skarpie, a z jej rąk ulatywała
woda. Długi, złoty ogon wyciągnęła przed siebie, a płetwy
zawinęły do góry. Była uśmiechnięta i choć była tylko
pozłacaną rzeźbą zachwycała swą urodą.
Nie
mogła jednak zatrzymać się i podziwiać to cudo, gdyż jej
towarzysze wciąż podążali za kapłankami, które kołysały
lekko biodrami. Silla zerknęła w ich stronę i dostrzegła czarne
malowidła na ich skórze. Większość to były zwykłe
zawijasy, ale niektóre wyglądały jak znaki, tylko nie
potrafiła ich rozpoznać.
Schowana
całkiem z tyłu mogła swobodnie patrzeć na wszystko, nawet na
Desa, który w ostatnich dniach odzywał się naprawdę
niewiele. Przyjrzała mu się ciekawa tego, czy wpatruje się w
kapłanki, ale jego oczy skierowane były w inną stronę. Była zbyt
pochłonięta patrzeniem na wojownika i odgadywaniem jego wyrazu oczu
i twarzy, by zauważyć, że zatrzymali się nagle. Wpadła na
sztywne plecy Desa. Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, ale
nic nie powiedział. Silla cofnęła się gwałtownie czerwona na
całej twarzy.
-
Przepraszam, zagapiłam się – burknęła tylko i cofnęła się
kilka kroków.
Wyszła
zza pleców mężczyzn i zatrzymała się tuż przed długimi
schodami. U ich szczytu nie dostrzegła żadnych ludzi. Stopnie
wieńczył szeroki taras, na którym spoczywały kwadratowe
kolumny podtrzymujące wspaniałą szklanką kopułę, na której
widniał posąg boga. Silla zadarła wysoko głowę, aby obejrzeć
wszystko, ale szybko ją opuściła. Rozbolała ją szyja. Dostrzegła
jednak piękno i przepych budowli.
-
Dlaczego nie wchodzimy do środka? - zapytała Silla, ciekawa nagłego
postoju.
-
Bo Najwyższa Kapłanka jeszcze się modli, a my nie możemy tam
wejść póki nie skończy – odpowiedział Des, czym bardzo
ją zaskoczył. Najwidoczniej też coś wiedział na temat świątyni
i życia kapłanek.
-
Ach, rozumiem. A kiedy skończy?
-
Za kilka chwil. Nie potrwa to długo – odparła ciemnoskóra
kapłanka. Uśmiechnęła się do niej poprzez plątaninę łańcuszków
i wisiorków.
Silla
odwzajemniła gest.
Czekali
więc spokojnie na Najwyższą Kapłankę i kiedy dziewczyna powoli
zaczęła tracić cierpliwość u szczytów schodów
pojawił się niewielki orszak. Na jego czele stała kobieta odziana
w białą szatę podobnej do tych, które miały kobiety w
czerwonych sukniach, ale na jej głowie widniała przedziwna ozdoba.
Kiedy kapłanka zeszła na dół powolnym, statecznym krokiem,
Silla dostrzegła, że to nie ozdoba na skroniach, lecz wysoki
kołnierz, z pozłacanymi patykami powiązanymi srebrnymi
łańcuszkami.
Stanęła
przed druidem, który pokłonił jej się nisko, a potem
pocałował dłoń wyciągniętą w jego stronę. To samo uczynił
Des, a kiedy przyszła jej kolej Najwyższa Kapłanka jedynie
odpowiedziała skinieniem na jej ukłon, ale nie podała jej reki do
ucałowania.
-
Witaj, Sillo – odrzekła nagle, czym zaskoczyła dziewczynę.
Spojrzała na nią zdumiona i oczekiwała dalszych słów, lecz
kapłanka zamilkła i odwróciła się nagle w stronę druida.
- Zapraszam was do moich komnat. Na razie jednak odpocznijcie trochę
i odświeżcie się po podróży. Razem zjemy posiłek, a potem
porozmawiamy.
Głos
miała piękny, miękki i melodyjny i idealnie pasował do jej
wyglądu. Była zniewalająca: wysoka i smukła o twarzy
przypominająca boginię: pociągłą, z dużymi oczami i prostym
nosem. Wargi były pełne i miękkie. Układały się do
majestatycznego uśmiechu. Biła od niej powaga i królewska
mądrość. Robiła wrażenie nie tylko wyglądem, ale i także
gestami. Były płynne i przemyślane.
Silla
wyprzedziła mężczyzn i z otwartą buzią obserwowała Najwyższą
Kapłankę jak podąża szeroką aleją wysypaną białym kamieniem.
Ich
wędrówka po podwórzu świątyni skończyła się tuż
przed sporym pałacykiem z okrągłym podwórzem. Po bokach
rosły wspaniałe krzewy obsypane kwiatami we wszystkich kolorach
tęczy. Powietrze przesiąknięte było ich zapachem, od którego
kręciło się w głowie.
-
Tutaj mieszkamy i odpoczywamy. Pokoje są wygodne i duże, więc mam
nadzieję, że wypoczniecie dostatecznie, by ze mną porozmawiać –
przemówiła kapłanka spoglądając na swoich gości. Silla
zamrugała zaskoczona, gdy Najwyższa Kapłanka spojrzała na nią
wnikliwie. Jej oczy miały poważny wyraz, nieco zbyt surowy.
Czyżbym
zrobiła coś źle?, zapytała się w duchu, ale szybko zmieniła tor
myśli, gdy kapłanki w czerwonych szatach wskazały im ręką drogę.
Najwyższa została na swoim miejscu, a gdy Silla wspinała się po
trzech stopniach prowadzących do pałacu, obejrzała się przez
ramię. Kobieta odwróciła się i ruszyła drogą, którą
tu przywędrowali.
Weszli
do ogromnego wnętrza, które aż przytłaczało swym
bogactwem. Silla poczuła lekki niesmak do tego przepychu, ale
przypomniały jej się słowa druida. Kobiety otaczały się złotem,
bo w ten sposób próbowały wynagrodzić sobie
samotność. Silla rozumiała ich potrzebę, ale jednocześnie nie
pojmowała dlaczego chciały tą samotność wypełnić materialnymi
rzeczami. Przystanęli i dziewczyna mogła spokojnie rozejrzeć się
po pomieszczeniu.
Nad
ich głowami znajdowało się poziome okno, które w tej chwili
było otwarte. Słońce opadało na marmurową podłogę. Przed nimi
znajdowały się szerokie schody wykonane z tego samego materiału,
co podłoga, ale poręczy były drewniane, a ich górna część
błyszczała pozłacana. Na stopnie zarzucono wspaniałe dywany:
grube i w kolorze czerwieni.
-
Na dole znajduje się jadalnia, kapliczka do składania ofiar oraz
sauna i łaźnie. Na górze zaś są pokoje i gabinety, w
których pracują kapłanki – wyjaśniła ciemnoskóra
kobieta, która jakby czytała w jej myślach i odpowiedziała
na niezadane pytanie.
-
Czy chcecie wziąć teraz kąpiel? - zapytała ta o jasnej cerze.
-
Tak, bardzo chętnie – odparł Asarlai i ich orszak skręcił na
lewo.
Silla
po chwili znalazła się w dużym niebieskim pomieszczeniu. W łaźni
znajdowały się dwa kwadratowe otwory, do których schodziło
się po schodkach. Na brzegach kamiennych basenów ustawiono
fiolki oraz świeczki i ręczniki, a wokół porozrzucano
kwiaty. Woda błyszczała w promieniach słońca wpadających przez
duże okna po lewej stronie. Po prawej stały drewniane ławy, na
który poskładano różne szaty, chociaż nie wiedziała
czy są to stroje, czy może materiały do wycierania.
Tuż
za basenami znajdowało się dwoje drzwi. Jedne były otwarte, drugie
zaś zamknięte.
-
Chodźmy, czas na kąpiel – przemówiła kapłanka o jasnej
skórze i klasnęła nagle w dłonie.
Z
zamkniętego pomieszczenia wyszła jedna z kobiet. Była niska, o
krągłych kształtach i już nie pierwszej młodości, ale podeszła
do nich z młodzieńczym błyskiem w oku. Uśmiechnęła się do nich
szeroko.
-
Tilallo, zajmij się nimi dobrze. Potrzebują kąpieli.
-
Oczywiście. Uczynię to z radością! - Zawołała radośnie i
klasnęła w dłonie. Z pokoju, z którego uprzednio wyszła,
pojawiło się siedem służących odzianych w brązowe szaty.
Obwieszone były łańcuszkami i bransoletkami. Podobnie jak kapłanki
miały różny kolor skóry. Jedne miały jasną
karnację, inne zaś brązową lub karmelową, ale wszystkie były
piękne, aż Silla poczuła się okropną szkaradą, w dodatku
śmierdzącą i brudną. Miała tłuste włosy, przepocone ubranie i
poplamione spodnie i buty.
Czuć
od niej było nie tylko potem, ale także koniem, dlatego zaskoczyło
ją to, gdy dwie służące wzięły ją pod ręce, nawet się nie
krzywiąc, i zaprowadziły do jednego z basenów. Odwróciła
się i spostrzegła, że druidem i wojownikiem zajęły się
pozostałe panie. Pulchna kobieta, która ich powitała została
z panami. Ona natomiast oddana w ręce dam musiała pozwolić im na
to, by ją rozebrały.
-
Czy nie mogę wykąpać się sama? W osobnym pomieszczeniu? -
zapytała w końcu, gdy kątem oka dostrzegła jak mężczyźni bez
skrępowania pozbywają się swojego ubrania. W końcu odwróciła
nie mogąc patrzeć na nagość towarzyszy, chociaż dostrzegała
spojrzenia kobiet, które niemal pożerały ich wzrokiem.
-
My wszyscy tutaj kąpiemy się razem. Ufamy sobie i nie mamy przed
sobą tajemnic. Najwyższa Kapłanka zawsze nam powtarza, że w tym
miejscu nie ma miejsca na wstyd i brak zaufania. To uczucia
przeznaczone dla osób o złych sercach.
Nie
mogła się już kłócić z tym, co powiedziała służąca. I
chociaż przeszkadzało jej to, że będzie jednak kąpać się z
mężczyznami, posłusznie oddała się w ich ręce. W końcu była
tu gościem, nie mogła zmieniać ich przyzwyczajeń, tylko dlatego,
że ona nie potrafiła rozbierać się przed innymi.
Kiedy
pozbyła się ubrań, dostrzegła spojrzenia jakie wymieniły
służące, które się nią zajmowały. Nic jednak nie
powiedziały. Była im za to wdzięczna. Nie miała zamiaru
nieustannie każdemu wyjaśniać, skąd miała blizny.
Woda
była ciepła i pachnąca, po powierzchni pływały kwiaty o
czerwonych płatkach i słodkim zapachu. Kobiety wskazały jej ławkę
tuż przy ściance. Usiadła na niej, a one zaczęły ją obmywać. W
całości oddała się ich delikatnym dłoniom, nieustannie czując
na plecach czyjś wzrok. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, ale
nie miał wyboru.
W
łaźni spędzili dość sporo czasu. Służące starannie obmyły
ich ciała, nasmarowały przeróżnymi specyfikami, przycięły
włosy, a także przyniosły i pomogły w ubraniu nowych szat.
Silla
dostałą białą suknię z lekkiego materiału, który miękko
opadał wzdłuż jej ciała. Odkrywał jednak ramiona. Krój
był taki sam jak w szatach kapłanek. Okazał się być niezwykle
wygodny. Dostała także sandały. Służące dokładnie
wyszczotkowały włosy i zaplotły w warkocz, przetykając go
wstążkami i kwiatami.
Ubrana
i odświeżona, chociaż zmęczona i obolała poszła razem z innymi
za Tilallą. Kobieta trajkotała radośnie, lecz dziewczyna nie
zwracała na nią uwagi. Skupiła się na druidzie i wojowniku.
Asarlai
i Des ubrani byli w podobne szerokie spodnie i koszule bez guzików
z rozcięciem na piersi. Ich szaty różniły się jedynie
kolorem. Druid przyciągał wzrok w niebieskim stroju, natomiast
wojownik w bordowym.
Idąc
za nimi widziała spojrzenia jakimi obrzucano obu jej towarzyszy i
była tym zafascynowana. Obserwowała reakcje kobiet, które
choć były kapłankami, jawnie okazywały im swe zainteresowanie.
Ale nie przekraczały pewnych granic, nie tak jak służące. Chętnie
posyłały im uśmiechy, które miały coś znaczy, a ona nie
potrafiła ich rozszyfrować.
W
końcu machnęła na to ręką. Jej brzuch odezwał się nagle z
cichym gulgotem. Zaczerwieniła się, gdy dwie służące spojrzały
zerknęły na nią. Na szczęście okazały się dyskretne i na ich
twarzach nie dostrzegła żadnego grymasu.
Ich
korowód przeszedł obok wielkich schodów w głównym
holu i skręcił w prawo. Trafili do obszernego korytarza
oświetlonego pochodniami w metalowych uchwytach przytwierdzonymi do
ściany. Silla rozejrzała się i dostrzegła na ścianach wspaniałe
obrazy, domyśliła się, że część z nich dotyczyła boga Akomo.
Każdy był jednak inny i przedstawiał pewną scenę. Wszystkie
jednak zachwycały żywymi kolorami i krajobrazami nieznanych jej
krain.
Korytarz
w końcu skończył się w dość sporej, półokrągłej sali
zastawionej stołami, ławami i krzesłami. Okna naprzeciwko wejścia
były duże i w tej chwili otwarte. Piękne, ręcznie tkane zasłony
powiewały pod wpływem lekkich podmuchów wiatru.
Jadalnia,
pomyślała Silla, a zapachy jakie dobiegły do jej nozdrzy sprawiły,
że utwierdziła się w tym przekonaniu. Podobnie jak jej żołądek,
który znów odezwał się cichym warczeniem. Na
szczęście służące były zbyt zajęte mężczyznami, którzy
przystanęli u wejścia, aby przejmować się burczeniem.
-
Mam nadzieję, że kąpiel minęła wam przyjemnie – usłyszeli
nagle z tyłu. Wszyscy odwrócili się jak na komendę. W ich
stronę szła Najwyższa Kapłanka.
Tym
razem miała na sobie fioletowy strój, bez sztywnego kołnierzu
czy dodatkowych ozdób na głowie, chociaż włosy wciąż
miała ciasno spięte z tyłu.
-
Zapraszam was dalej, usiądźcie przy moim stole. Za chwilę
rozpocznie się podwieczorek – wyjaśniła krótko i skinęła
im głową, a potem majestatycznym krokiem ruszyła przed siebie.
Jej
stół znajdował się z boku, po lewej stronie w niszy.
Nakryty wspaniałymi obrusami i zastawiony misami, talerzami i
półmiskami, od których płynęły w ich stronę
przeróżne zapachy. Silla miała wrażenie, że cała się
skręci, jeśli zaraz nie zje choćby połowy jabłka. Była głodna,
lecz wstydziła się cokolwiek na ten temat powiedzieć. Nawet wtedy,
gdy usiedli do stołu miała obawy, aby sięgnąć po coś z talerzy
znajdujących się przed nią. Królowały tu owoce i pyszne
ciasta, a także zimne kurcze pokrojone w plasterki i ciemny chleb.
Do popicia mogła wybrać między winem lub wodą.
-
Zanim przystąpimy do posiłku, spędźmy chwilę na modlitwie –
przemówiła Najwyższa Kapłanka.
Pochylili
więc głowy, a Kapłanka wymawiała głośno słowa modlitwy. Były
piękne i przepełnione uwielbieniem, a dziewczyna, która
nigdy nie miała styczności z podobnymi ceremoniałami, słuchała
tego wszystkiego z zapartym tchem. I nawet nie zauważyła, kiedy ich
gospodyni zakończyła modlitwę ogólnym błogosławieństwem.
-
Proszę, częstujcie się. Na pewno jesteście głodni – przemówiła
z nikłym uśmiechem na ustach.
Silla
siedziała na samym końcu stołu, ale nie przejęła się tym
zbytnio. Służące nalewały i podawały, ale w końcu ulotniły się
z jadalni, obrzucając Desa i Asarlaia powłóczystymi
spojrzeniami, na które, ku jej zaskoczeniu, obaj odpowiedzieli
lekkimi skinieniami głowy. I znów nie wiedziała jak to
przyjąć, ale głód nie pozwolił jej długo zastanawiać się
nad tym problemem.
Na
srebrny talerz nałożyła sobie kawałki kurczaka i chleb, zjadła
wszystko ze smakiem, na nikogo nie zwracając uwagi. A potem sięgnęła
po oblane czekoladą gruszki i kilka ciasteczek. Uwielbiała
przeróżne słodkości.
Właśnie
kończyła drugą gruszkę, zlizując jeszcze ciepłą czekoladę,
gdy Najwyższa Kapłanka oznajmiła im, że powinni udać się do jej
komnat, by poważnie porozmawiać. Silla westchnęła cicho i
odłożyła owoc Wytarła dokładnie usta i wstała razem z
wszystkimi.
***
Komnaty
Najwyższej Kapłanki mieściły się niemal na samym końcu głównego
korytarza na pierwszym piętrze. Do dyspozycji miała obszerny
gabinet z całą masą książek, zwojów, map i innych pism.
Pokój w którym przyjmowała gości z niskim,
kwadratowym stolikiem, poduszkami zaścielającymi podłogę oraz
kominkiem, w tej chwili ciemnym i wygasłym, przylegał do miejsca, w
którym oddawała się pracy.
Silla
nie wiedziała jak wygląda jej sypialnia, ale rozumiała, że to
było miejsce, w którym przebywała tylko ona, więc nie mogła
tak po prostu tam zajrzeć, ale zdążyła zauważyć, że tu
wszystko jest urządzone z przepychem. Meble były pozłacane,
wykonane z ciemnego drewna, nie tylko solidne, ale także bardzo
wygodne.
Oprócz
niskiego stolika w pomieszczeniu znajdowały się także figury,
zapewne boga Akomo- starszawy mężczyzna przyobleczony w zwiewną
szatę. Całą twarz jednak miał schowaną za kapturem. Obrazy i
płaskorzeźby porozwieszane na ścianach. Okno znajdowało się na
wprost wejścia i poprzez tkaną firankę Silla dostrzegła zarys
drzewa. Podeszła tam i dostrzegła na dole rozległy ogród z
fontanną, wysypanymi białym kamieniem alejkami oraz całą masą
kolorowych kwiatów i krzewów.
Nie
mogła na razie tam iść, ale liczyła, że Najwyższa Kapłanka
pozwoli zajrzeć jej do ogrodu. Wciąż miała nadzieję, że
zostanie w tym mieście na zawsze. A może i nawet w pałacu? Mogłaby
zostać służącą, co nie było takie złe. Miałaby co jeść,
gdzie spać i przede wszystkim cieszyłaby się spokojem.
-
Sillo? - padło nagle pytanie. Obejrzała się i dostrzegła, że
kapłanka, a także mężczyźni już zasiedli do niskiego stolika.
Cała trójka patrzyła na nią wyczekująco.
Czerwieniąc
się aż po uszy szybko usiadła obok druida i wybąknęła
przeprosiny. Usadowiła się wygonie. Nie miała pojęcia, czego
mogłaby dotyczyć ta dyskusja, ale nie mogła się doczekać.
-
No dobrze, teraz w spokoju możemy porozmawiać. Asarlairze, opowiedz
mi wszystko. Jak przekonałeś Desa?
Silla
przez chwilę myślała o Malam, bo nie przypominała sobie, by
przejeżdżali przez takie miasto, ale wkrótce niemal cmoknęła
na głos, gdy uzmysłowiła sobie, iż tak musi nazywać się to
miejsce, w którym przebywała po uratowaniu.
-
Cóż, nie było to łatwe, ale jednak... - zaczął Asarlai i
uśmiechnął się do siebie pod nosem.
-
Zgodziłem się szybciej niż myślał – wtrącił Des lekkim
tonem. Wyglądał jednak na zmęczonego. Silla milczała.
-
Kenobar zabił Raha, żeby zyskać jego moc – zaczął druid czym
zszokował kapłankę. - Dobrze słyszysz. Dowiedzieliśmy się o tym
przypadkiem i obawiam się, że jednak jest gorzej niż myśleliśmy.
Dobrze chociaż, że Des tak szybko mi uwierzył.
-
Ciężko było mi zignorować fakt, że znasz moje imię i mówisz
o przepowiedni, przecież niewiele osób ją słyszało... -
odezwał się Des. Rozsiadł się wygodnie i spojrzał na towarzysza
unosząc wysoko brew.
-
O co chodzi z ta przepowiednią? - zagadnęła Silla. Nie miała
pojęcia o temacie, o którym rozmawiali, a ta niewiedza ją
denerwowała. Czuła się jak piąte koło u wozu. - Nic nie rozumiem
– dodała jeszcze, gdy wszyscy spojrzeli na nią z różnymi
odczuciami malującymi się na twarzy, chociaż musiała przyznać
sama przed sobą, że jedynie Des wyglądał na obojętnego.
-
Nic jej nie powiedzieliście? - zapytała ich gospodyni i poprawiła
się na stosie poduszek. Wyciągnęła w jej stronę dłoń i nakryła
ją swoją. Miała długie, smukłe palce ozdobione malowidłami i
pierścionkami.
-
Nie, uznałem, że część z tego musi dowiedzieć się dopiero
tutaj – odparł druid, na co kobieta pokiwała głową.
-
Dobrze, więc pozwólcie, że ja jej wyjaśnię, o co chodzi.
Co już wiesz? - zwróciła się do niej Najwyższa Kapłanka.
-
Des jest dziedzicem tronu, tylko tyle wiem. No i że istnieje
przeznaczenie, które sprawiło, że znalazłam się tutaj, bo
jak sam Des powiedział, oboje nie znaleźliśmy w tamtej jaskini
przypadkowo – przemówiła cicho. Czuła na sobie palące
spojrzenie wojownika. Ale ciągle patrzyła na swoją rozmówczynię.
-
Masz rację. To wszystko, co teraz dzieje się w twoim życiu, to nie
jest tylko szczęśliwy zbieg okoliczności. Bogowie zaplanowali coś
dla ciebie. Twoje przeznaczenie ma się wypełnić właśnie u boku
Desa. Oboje znajdujecie się w przepowiedni wieszczki z Vira'ah.
-
Jakiej przepowiedni? - wykrztusiła Silla zaskoczona jej słowami i
jednocześnie zawstydzona. Ale także i nie dowierzała temu, co
usłyszała.
-
Kiedy Dziecko Słońca i Dziecko Nocy znajdą wspólną drogę,
upadnie Chaos i Zniszczenie. Powstanie nowy król, który
od wieków szuka ukojenia pośród żywych. Dziecko
Słońca odzyska jestestwo utracone przez Dziecko Nocy! - Słowa były
poważne, wypowiadane głębokim, niepodobnym do kapłanki głosem.
Aż dziewczyna zadrżała z zimna, chociaż zbliżała się bardzo
ciepła noc.
-
I ja jestem tym Dzieckiem Słońca? - zapytała pełna wątpliwości.
-
Tak, Sillo. Ty – odparł druid. Silla rzuciła mu szybkie,
zaskoczone spojrzenie. - Wieszczka dokładnie wiedziała, że to
właśnie ty nam pomożesz, więc nie było wątpliwości, kiedy cię
zobaczyłem pierwszy raz. Krevrki też cię rozpoznały, bo mają
dar, który pozwala im widzieć w różnych ludziach ich
przeznaczenie. A ty wydałaś im się przeznaczona dla czegoś
wielkiego.
-
Ja? Ja zwykła niewolnica? Do czego niby? - pytała oszołomiona. -
Jaką mam rolę spełnić? Mam zostać żoną Desa?! - wykrzyknęła
w końcu, gdy jak się jej wydawało, całość nabrała sensu.
-
Oczywiście, że nie! - odparł Asarlai i uśmiechnął się do niej
łagodnie, chociaż w jego oczach dostrzegła przebłysk czegoś
twardego.
-
Więc? Ja nic nie rozumiem!
-
Powoli, spokojnie. Nerwami nic nie zdziałamy – przerwała im nagle
kapłanka i znów dotknęła jej dłoni, chociaż Silla wcale
nie była zdenerwowana.
Naprawdę
nie rozumiała tego, jak mogłaby w jakikolwiek sposób stać
się częścią czegoś ważnego. Ona? Niewolnica? Przecież musiała
zajść jakaś pomyłka.
-
Nie nadaję się do wyznaczonego mi zdania, chociaż nie mam pojęcia,
co to mogłoby być! Ja chcę tu zostać, żyć w spokoju z dala od
mężczyzn.
-
Przykro mi, Sillo, ale to na razie jest niemożliwe. Nie my o tym
decydujemy – przemówił druid. Silla jednak pokręciła
głową i nie chciała przyjąć tego do wiadomości. No bo dlaczego
nie mogła tu zostać?
-
Znalazłam się w tamtym lesie, jak sami twierdzicie, z powodu
jakiegoś przeznaczenia, a teraz próbujecie mi wmówić,
że zostałam uwzględniona w jakiejś przepowiedni? Nie, to chyba
musi być jakaś pomyłka.
-
Nie, na pewno nie. Wiemy, że to ty. Ty jesteś Córką Słońca,
a Des Synem Nocy. Dziecko Słońca i Dziecko Nocy połączą swe
drogi. Tak jest napisane. Widziałem cię Sillo w moich snach.
Silla
wstała i w niedowierzaniu zaczęła kręcić głową. Nie mogła
pojąć, że jej obecność w tamtym lesie z góry została
zaplanowana przez bogów, o których nigdy wcześniej nie
słyszała, i teraz musiała robić to, co każą jej inni. Niedawno
odzyskana świadomość, że nie podlega nikomu sprawiła, iż
chciała nieustannie robić to, na co miała ochotę. Nie mogła
pozbyć się wrażenia, że narzucając jej z góry pobyt tutaj
czy w innym miejscu znów spróbują ją zniewolić. Ale
patrząc w oczy kapłanki poczuła się źle ze świadomością, że
przeciwstawia się jej słowu. Była tu gościem, nie chciała się
kłócić.
-
Wiem, że możesz tego nie rozumieć, ale mam nadzieję, że
spotkanie z wieszczką zmieni twoje zdanie – przemówiła ich
gospodyni i uśmiechnęła się łagodnie, ledwie widocznie.
-
Z jaką wieszczką? - zapytała Silla, ciekawa tego spotkania. - To
ta wieszczka z Vir'ah?
-
Nie – odpowiedział druid i również się do niej
uśmiechnął. - To wieszczka naznaczona przez boga Akomo.
Spodziewała się naszego przyjazdu – dodał jeszcze, jakby to
miało ją uspokoić i sprawić, by uwierzyła w to, co oni mówili.
-
Powinniście już odpocząć. Przebyliście długą i niebezpieczną
drogą, więc na pewno wasze umysły już nie pracują tak dobrze jak
po odpowiednim odpoczynku. Zaraz służące was zaprowadzą do
waszych komnat. Dziękuję za przybycie tutaj i za zaufanie. Czas w
końcu przegonić zło, panoszące się w krainach – dodała
jeszcze i wstała.
Podeszła
do ściany tuż za drzwiami i pociągnęła za szarfę. Nie czekając
na nic Des i Asarlai też wstali, więc i Silla wstała, chociaż
chciała dokończyć rozmowę musiała uczynić to samo, co
pozostali.
Wkrótce
przyszła służąca. Była jednak ubrana inaczej niż te, które
towarzyszyły im w łaźni czy jadalni. Ciało okryte miała w długą,
srebrną szatą, która luźno zwisała z ramion. Czarne włosy
ciasno upięła w warkocz zaczynający się od czubka głowy. Zwisał
aż do pośladków. Z uszów wiły się w cienkich
splotach srebrne łańcuszki, a na piersiach zwisał naszyjnik
zakończony małym kluczykiem. Miała karmelową skórę, która
błyszczała w świetle pochodni jak pozłacana. Duże, brązowe oczy
kryły mądrość drzemiącą w niej, a usta układała się w lekki
uśmiech.
-
To Rai, ona będzie waszą przewodniczką przez następne dni.
Zwracajcie się z prośbami do niej, a na pewno wam pomoże –
przemówiła Najwyższa Kapłanka.
Silla
oczywiście musiała zapytać o Rae, który został gdzieś
zabrany.
-
Przepraszam, ale chciałabym wiedzieć, co z moim lisem. Przyjechał
z nami, a strażnicy obiecali, że dostarczą go mi go po kolacji.
-
Ach, tak natychmiast wyślę wiadomość do strażników –
odpowiedziała Rai i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Silla
odwzajemniła gest i poczuła się znacznie pewniej.
Najwyższa
Kapłanka pożegnała ich, życząc im dobrej nocy i pobłogosławiła
ich sen, a potem zniknęła w swych komnatach, natomiast oni udali
się za ich przewodniczką.
Okazało
się, że ich sypialnie ulokowane są obok siebie i w dodatku
połączone, więc mieli możliwość przemieszczania się między
pokojami. Sypialnia Silli wypadała w środku, tak więc została
otoczona z obu stron przez swych towarzyszy i choć czuła się przez
to niepewnie wiedziała, że w razie pomocy wystarczy jej krzyk.
Rai
ulotniła się szybko i pozwoliła cieszyć się im spokojem.
Zostawiła na koniec jedynie wiadomość o tym, że zaraz ktoś
przyniesie jej liska i pożegnała się. Silla życzyła jej dobrej
nocy.
Komnata była znacznie większa od tej, w które spędziła
wiele lat jako nałożnica. Miała za to cięższe meble, grubsze
dywany i jaśniejsze kolory. Na łóżko schowane za zasłonami
wspinał osię po trzech stopniach i zasłane było nie tylko miękką
pościelą, a także tuzinem poduszek, w których mogła się
bez problemu ukryć.
W
nogach łóżka stała skrzynia na ubrania lub bieliznę, na
której znalazła strój do spania. Była to koszula
sięgająca kolan z lekkiego, przewiewnego materiału. Uniosła ją
do góry i przyglądała się jej, aż ktoś nagle zapukał
donośnie. Odrzuciła ubranie i podeszła niepewnie do drzwi.
Uchyliła je i dostrzegła przed sobą pierś odzianą w lśniącą,
srebrną zbroję.
-
Panienko, mam dla panienki lisa – przemówił rycerz. Uniosła
twarz i spod hełmu dostrzegła patrzące na nią wnikliwie szare
oczy. Wojownik miał łagodne, jeszcze niemal chłopięce rysy twarzy
i miły uśmiech na ustach. Jasne włosy wystawały spod ciężkiego
okrycia głowy.
-
Ach, dziękuję bardzo! - odpowiedziała szybko i szerzej otworzyła
drzwi. Wojownik wszedł do komnaty, ciężko stukając o drewnianą
podłogę metalowymi butami i postawił klatkę z piszczącym lisem
na łóżku. - Bardzo dziękuję za przyniesienie Rae. Dobranoc
– odpowiedziała, gdy mężczyzna zawahał się przez chwilę, a
potem skinął jej głową i wyszedł.
Pięknie piszesz, życzę mnóstwa weny☺
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest świetne! :D Z niecierpliowścią czekam na kolejny rozdział :) jestem strasznie ciekawa jak potoczą się losy bohaterów. Życzę mnóstwo weny! :D
OdpowiedzUsuń