wtorek, 13 września 2016

Rozdział jedenasty

Pantravi olśniewało swą wielkością. Miasto wybudowano na skale przytulonej do zbocza góry. Było twierdzą, która mogłaby opierać się przez długie lata. Mury były tak grube, że strażnicy patrolujący na nich robili to parami, aby każdy obserwował jedną stronę.
U szczytu, gdzie domy stawały się większe, lśniące od złota i bogactw, stał pałac z okrągłą, pozłacaną kopułą i małymi, strzelistymi wieżyczkami. Główna aleja, którą zazwyczaj podążali goście i kupcy, a także ważni dygnitarze i sam król była szeroka, także bez problemu zmieściło się na niej dziesięciu konnych jadących obok siebie.
Przy alei kręciła się głównie mieszczańska ludności trudniąca się drobnym handlem i rzemiosłem. Byli jednak też i żebracy, ale tak samo jak istniała pewna część grupa bogaczy, pojawiali się też i tacy, którzy musieli prosić o chleb.
Wszystko to jednak łączyło się na obraz miasta, które dobrze sobie radziło, a dzięki nowym szlakom wytyczanym przez wędrujących kupców, zwiększył się handel różnorodnymi towarami, których jeszcze sto lat temu nikt nie widział na oczy.
Silla spoglądała na miasto, rozglądając się na boki. Ulica, którą się poruszali była czysta, pozbawiona końskich odchodów czy wyrzuconej żywności. Ktoś musiał tu nieustannie dbać o porządek, dlatego Pantravi nie wyglądało tak strasznie, chociaż ludzie także cierpieli głód i nędzę, ale był to problem, którego nie dało się tak po prostu rozwiązać.
Silla jednak tego nie pojmowała, ale szybko została uświadomiona. Asarlai, który przez pięć dni tłumaczył jej wszystko, opowiadał i nawet żartował z niej, starał się wyłuszczyć jej problemy tak, by je potrafiła zrozumieć. Skupiała się na tym, co mówił, słuchała uważnie i zbierała informacje. Okazała się być bardzo bystrą dziewczyną z doskonałą pamięcią, więc druid rad z tego wciąż opowiadał jej nowe historie.
- Gdzie znajduje się ta świątynia, do której podążamy? - zapytała w końcu Silla, kiedy wjechali w sieć małych i ciasnych uliczek już nie tak czystych i przejrzystych. Poczuła osobliwe wonie odchodów, brudu i gnijącego pożywienia. Skrzywiła się, ale jej nos szybko przyzwyczaił się do takich zapachów.
- Kapłanki mieszkają tuż za zamkiem królewskim, prowadzą do niego różne drogi. My wybraliśmy dłuższą i bezpieczniejszą. Taką mam nadzieję – rzucił jeszcze i lekko trącił konia. Silla została sama z tyłu, ale dzięki temu mogła spokojnie wypatrywać świątyni.
Uniosła głowę i dostrzegła ponad budynkami królewski pałac. Wznosił się nad nimi niczym złoty smok, przyćmiewając wokół okoliczne domy wielmożów. Otwarła usta ze zdziwienia. Nawet nie sądziła, że byli tak blisko dworu. Wysokie fundamenty sięgały poza dachy, jakby się zdawało, małych chatek. Uginały się pod jego majestatem. Aż nabrała ją ochota na to, by sama złożyć należny mu szacunek.
Asralai odwrócił się do niej i przynaglił. Dopiero wtedy dostrzegła jak bardzo się od nich oddaliła. Nieświadomie przytrzymywała wodze, by móc nacieszyć oczy widokiem wspaniałości jakie górowały tuż nad jej głową.
Ruszyła więc kłusem, ale uważała, by przypadkiem nie najechać na ludzi, którzy tłoczyli się po bokach uliczki. Przyglądali się podróżnym, coś mamrotali pod nosami i kręcili głowami, ale co takiego, tego Silla nie miała pojęcia. Skupiła się tylko na tym, by nie odstawać zbytnio od kompanii.
Uliczka, którą podążali nagle rozwidliła się na prawo i lewo; wybrali pierwszą. Nadal jechali w górę, aż dotarli do okrągłego, brukowanego placu ze studnią pośrodku. Kilka kobiet stało przy niej i rozmawiało, jednocześnie pomagając sobie przy czerpaniu wody. Przerwały rozmowę, gdy trójka jeźdźców przejechała obok nich. Rzuciły im szybkie, niepewne spojrzenia, ale znów powróciły do rozmowy. Silla spoglądała na nie nieco dłużej, ale z ich twarzy nie wyczytała nic ciekawego.
Przejechali przez plac i znów udali się w górę ulicy, aż w końcu zatrzymali się u żelaznych bram świątyni. Silla dostrzegła mech porastający mur oraz wylewający się z góry niczym spienione morze zieloną latorośl. Ciemne grona zwisały ku ziemi i zachęcały każdego do skosztowania choćby jednego, dla poznania ich oszałamiającego smaku. Silla usłyszała jak żołądek głośno domaga się jakiegoś posiłku.
W końcu zsunęła się z siodła, a długa droga dała jej o sobie znać. Jak zwykle przy każdym postoju poczuła skutki podróży. Nogi ugięły się pod nią, ale w porę przytrzymała się popręgu. Nie upadła, choć miała na to wielką ochotę. Mogłaby się położyć w tym miejscu, gdzie stała i odpocząć. Wiedziała już, że to jej ostatni przystanek, więc mogłaby nieco zregenerować siły, by wejść dalej.
Żelazna brama nagle skrzypnęła i przed nimi pojawiło się dwóch strażników, za nimi natomiast podążały dwie kapłanki. Obie wysokie i smukłe.
Kobiety nosiły piękne, długie suknie w czerwonym kolorze. U szyi były zebrane złotą obręczą, przez co odsłaniały ramiona. Silla myślała, że kobiety oddane bogom musiały być całe zakryte, ale najwidoczniej bardzo się myliła.
Nie mogła napatrzeć się na ich wspaniałe szaty. Nawet, jeśli były kapłankami, to nosiły się jak prawdziwe damy. Szkarłatne suknie były wąskie, opinały się na ich wydatnych kształtach, ale rozszerzały się ku dołowi. W pasie przewiązane były złotoczerwonym pasem. Na głowach nosiły całą masę łańcuszków wplecionych we włosy, dopiętych do uszu i nosa.
Pomyślała o tym, że choć piękne, wyglądały jak strojne papugi, które trzymał w swych komnatach Rax. Ptaki miały barwne upierzenia, a ludzie zajmujący się nimi przyozdabiali kamieniami szlachetnymi oraz malowidłami ich dzioby i pióra. Kapłanki wyglądały tak samo, choć niejednego mogłyby oczarować swym wyglądem, ale nie mogły wiązać się z mężczyznami.
- Witajcie, zdrożeni podróżni. Zapraszamy w nasze skromne progi. Komnaty już na was czekają – przemówiła jedna z nich. Miała ciemną karnację, jakiej jeszcze nigdy nie widziała u żadnego człowieka.
Asarlai odezwał się, witając je w podobnym tonie i w końcu mogli wejść. Strażnicy zajęli się końmi, więc nie musieli się o nie martwić. Nawet o liska, który wychylał łebek z torby. Strażnicy obiecali jej, że schowają go bezpiecznie i przyniosą po kolacji.
Weszli na rozległy dziedziniec, na środku którego stała fontanna tryskająca wodą. Wesołe pluski dobiegały ich uszu. Przyjrzała się jej dokładnie i zachwyciła się wspaniałym posągiem syreny, która siedziała na skalnej skarpie, a z jej rąk ulatywała woda. Długi, złoty ogon wyciągnęła przed siebie, a płetwy zawinęły do góry. Była uśmiechnięta i choć była tylko pozłacaną rzeźbą zachwycała swą urodą.
Nie mogła jednak zatrzymać się i podziwiać to cudo, gdyż jej towarzysze wciąż podążali za kapłankami, które kołysały lekko biodrami. Silla zerknęła w ich stronę i dostrzegła czarne malowidła na ich skórze. Większość to były zwykłe zawijasy, ale niektóre wyglądały jak znaki, tylko nie potrafiła ich rozpoznać.
Schowana całkiem z tyłu mogła swobodnie patrzeć na wszystko, nawet na Desa, który w ostatnich dniach odzywał się naprawdę niewiele. Przyjrzała mu się ciekawa tego, czy wpatruje się w kapłanki, ale jego oczy skierowane były w inną stronę. Była zbyt pochłonięta patrzeniem na wojownika i odgadywaniem jego wyrazu oczu i twarzy, by zauważyć, że zatrzymali się nagle. Wpadła na sztywne plecy Desa. Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, ale nic nie powiedział. Silla cofnęła się gwałtownie czerwona na całej twarzy.
- Przepraszam, zagapiłam się – burknęła tylko i cofnęła się kilka kroków.
Wyszła zza pleców mężczyzn i zatrzymała się tuż przed długimi schodami. U ich szczytu nie dostrzegła żadnych ludzi. Stopnie wieńczył szeroki taras, na którym spoczywały kwadratowe kolumny podtrzymujące wspaniałą szklanką kopułę, na której widniał posąg boga. Silla zadarła wysoko głowę, aby obejrzeć wszystko, ale szybko ją opuściła. Rozbolała ją szyja. Dostrzegła jednak piękno i przepych budowli.
- Dlaczego nie wchodzimy do środka? - zapytała Silla, ciekawa nagłego postoju.
- Bo Najwyższa Kapłanka jeszcze się modli, a my nie możemy tam wejść póki nie skończy – odpowiedział Des, czym bardzo ją zaskoczył. Najwidoczniej też coś wiedział na temat świątyni i życia kapłanek.
- Ach, rozumiem. A kiedy skończy?
- Za kilka chwil. Nie potrwa to długo – odparła ciemnoskóra kapłanka. Uśmiechnęła się do niej poprzez plątaninę łańcuszków i wisiorków.
Silla odwzajemniła gest.
Czekali więc spokojnie na Najwyższą Kapłankę i kiedy dziewczyna powoli zaczęła tracić cierpliwość u szczytów schodów pojawił się niewielki orszak. Na jego czele stała kobieta odziana w białą szatę podobnej do tych, które miały kobiety w czerwonych sukniach, ale na jej głowie widniała przedziwna ozdoba. Kiedy kapłanka zeszła na dół powolnym, statecznym krokiem, Silla dostrzegła, że to nie ozdoba na skroniach, lecz wysoki kołnierz, z pozłacanymi patykami powiązanymi srebrnymi łańcuszkami.
Stanęła przed druidem, który pokłonił jej się nisko, a potem pocałował dłoń wyciągniętą w jego stronę. To samo uczynił Des, a kiedy przyszła jej kolej Najwyższa Kapłanka jedynie odpowiedziała skinieniem na jej ukłon, ale nie podała jej reki do ucałowania.
- Witaj, Sillo – odrzekła nagle, czym zaskoczyła dziewczynę. Spojrzała na nią zdumiona i oczekiwała dalszych słów, lecz kapłanka zamilkła i odwróciła się nagle w stronę druida. - Zapraszam was do moich komnat. Na razie jednak odpocznijcie trochę i odświeżcie się po podróży. Razem zjemy posiłek, a potem porozmawiamy.
Głos miała piękny, miękki i melodyjny i idealnie pasował do jej wyglądu. Była zniewalająca: wysoka i smukła o twarzy przypominająca boginię: pociągłą, z dużymi oczami i prostym nosem. Wargi były pełne i miękkie. Układały się do majestatycznego uśmiechu. Biła od niej powaga i królewska mądrość. Robiła wrażenie nie tylko wyglądem, ale i także gestami. Były płynne i przemyślane.
Silla wyprzedziła mężczyzn i z otwartą buzią obserwowała Najwyższą Kapłankę jak podąża szeroką aleją wysypaną białym kamieniem.
Ich wędrówka po podwórzu świątyni skończyła się tuż przed sporym pałacykiem z okrągłym podwórzem. Po bokach rosły wspaniałe krzewy obsypane kwiatami we wszystkich kolorach tęczy. Powietrze przesiąknięte było ich zapachem, od którego kręciło się w głowie.
- Tutaj mieszkamy i odpoczywamy. Pokoje są wygodne i duże, więc mam nadzieję, że wypoczniecie dostatecznie, by ze mną porozmawiać – przemówiła kapłanka spoglądając na swoich gości. Silla zamrugała zaskoczona, gdy Najwyższa Kapłanka spojrzała na nią wnikliwie. Jej oczy miały poważny wyraz, nieco zbyt surowy.
Czyżbym zrobiła coś źle?, zapytała się w duchu, ale szybko zmieniła tor myśli, gdy kapłanki w czerwonych szatach wskazały im ręką drogę. Najwyższa została na swoim miejscu, a gdy Silla wspinała się po trzech stopniach prowadzących do pałacu, obejrzała się przez ramię. Kobieta odwróciła się i ruszyła drogą, którą tu przywędrowali.
Weszli do ogromnego wnętrza, które aż przytłaczało swym bogactwem. Silla poczuła lekki niesmak do tego przepychu, ale przypomniały jej się słowa druida. Kobiety otaczały się złotem, bo w ten sposób próbowały wynagrodzić sobie samotność. Silla rozumiała ich potrzebę, ale jednocześnie nie pojmowała dlaczego chciały tą samotność wypełnić materialnymi rzeczami. Przystanęli i dziewczyna mogła spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Nad ich głowami znajdowało się poziome okno, które w tej chwili było otwarte. Słońce opadało na marmurową podłogę. Przed nimi znajdowały się szerokie schody wykonane z tego samego materiału, co podłoga, ale poręczy były drewniane, a ich górna część błyszczała pozłacana. Na stopnie zarzucono wspaniałe dywany: grube i w kolorze czerwieni.
- Na dole znajduje się jadalnia, kapliczka do składania ofiar oraz sauna i łaźnie. Na górze zaś są pokoje i gabinety, w których pracują kapłanki – wyjaśniła ciemnoskóra kobieta, która jakby czytała w jej myślach i odpowiedziała na niezadane pytanie.
- Czy chcecie wziąć teraz kąpiel? - zapytała ta o jasnej cerze.
- Tak, bardzo chętnie – odparł Asarlai i ich orszak skręcił na lewo.
Silla po chwili znalazła się w dużym niebieskim pomieszczeniu. W łaźni znajdowały się dwa kwadratowe otwory, do których schodziło się po schodkach. Na brzegach kamiennych basenów ustawiono fiolki oraz świeczki i ręczniki, a wokół porozrzucano kwiaty. Woda błyszczała w promieniach słońca wpadających przez duże okna po lewej stronie. Po prawej stały drewniane ławy, na który poskładano różne szaty, chociaż nie wiedziała czy są to stroje, czy może materiały do wycierania.
Tuż za basenami znajdowało się dwoje drzwi. Jedne były otwarte, drugie zaś zamknięte.
- Chodźmy, czas na kąpiel – przemówiła kapłanka o jasnej skórze i klasnęła nagle w dłonie.
Z zamkniętego pomieszczenia wyszła jedna z kobiet. Była niska, o krągłych kształtach i już nie pierwszej młodości, ale podeszła do nich z młodzieńczym błyskiem w oku. Uśmiechnęła się do nich szeroko.
- Tilallo, zajmij się nimi dobrze. Potrzebują kąpieli.
- Oczywiście. Uczynię to z radością! - Zawołała radośnie i klasnęła w dłonie. Z pokoju, z którego uprzednio wyszła, pojawiło się siedem służących odzianych w brązowe szaty. Obwieszone były łańcuszkami i bransoletkami. Podobnie jak kapłanki miały różny kolor skóry. Jedne miały jasną karnację, inne zaś brązową lub karmelową, ale wszystkie były piękne, aż Silla poczuła się okropną szkaradą, w dodatku śmierdzącą i brudną. Miała tłuste włosy, przepocone ubranie i poplamione spodnie i buty.
Czuć od niej było nie tylko potem, ale także koniem, dlatego zaskoczyło ją to, gdy dwie służące wzięły ją pod ręce, nawet się nie krzywiąc, i zaprowadziły do jednego z basenów. Odwróciła się i spostrzegła, że druidem i wojownikiem zajęły się pozostałe panie. Pulchna kobieta, która ich powitała została z panami. Ona natomiast oddana w ręce dam musiała pozwolić im na to, by ją rozebrały.
- Czy nie mogę wykąpać się sama? W osobnym pomieszczeniu? - zapytała w końcu, gdy kątem oka dostrzegła jak mężczyźni bez skrępowania pozbywają się swojego ubrania. W końcu odwróciła nie mogąc patrzeć na nagość towarzyszy, chociaż dostrzegała spojrzenia kobiet, które niemal pożerały ich wzrokiem.
- My wszyscy tutaj kąpiemy się razem. Ufamy sobie i nie mamy przed sobą tajemnic. Najwyższa Kapłanka zawsze nam powtarza, że w tym miejscu nie ma miejsca na wstyd i brak zaufania. To uczucia przeznaczone dla osób o złych sercach.
Nie mogła się już kłócić z tym, co powiedziała służąca. I chociaż przeszkadzało jej to, że będzie jednak kąpać się z mężczyznami, posłusznie oddała się w ich ręce. W końcu była tu gościem, nie mogła zmieniać ich przyzwyczajeń, tylko dlatego, że ona nie potrafiła rozbierać się przed innymi.
Kiedy pozbyła się ubrań, dostrzegła spojrzenia jakie wymieniły służące, które się nią zajmowały. Nic jednak nie powiedziały. Była im za to wdzięczna. Nie miała zamiaru nieustannie każdemu wyjaśniać, skąd miała blizny.
Woda była ciepła i pachnąca, po powierzchni pływały kwiaty o czerwonych płatkach i słodkim zapachu. Kobiety wskazały jej ławkę tuż przy ściance. Usiadła na niej, a one zaczęły ją obmywać. W całości oddała się ich delikatnym dłoniom, nieustannie czując na plecach czyjś wzrok. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, ale nie miał wyboru.
W łaźni spędzili dość sporo czasu. Służące starannie obmyły ich ciała, nasmarowały przeróżnymi specyfikami, przycięły włosy, a także przyniosły i pomogły w ubraniu nowych szat.
Silla dostałą białą suknię z lekkiego materiału, który miękko opadał wzdłuż jej ciała. Odkrywał jednak ramiona. Krój był taki sam jak w szatach kapłanek. Okazał się być niezwykle wygodny. Dostała także sandały. Służące dokładnie wyszczotkowały włosy i zaplotły w warkocz, przetykając go wstążkami i kwiatami.
Ubrana i odświeżona, chociaż zmęczona i obolała poszła razem z innymi za Tilallą. Kobieta trajkotała radośnie, lecz dziewczyna nie zwracała na nią uwagi. Skupiła się na druidzie i wojowniku.
Asarlai i Des ubrani byli w podobne szerokie spodnie i koszule bez guzików z rozcięciem na piersi. Ich szaty różniły się jedynie kolorem. Druid przyciągał wzrok w niebieskim stroju, natomiast wojownik w bordowym.
Idąc za nimi widziała spojrzenia jakimi obrzucano obu jej towarzyszy i była tym zafascynowana. Obserwowała reakcje kobiet, które choć były kapłankami, jawnie okazywały im swe zainteresowanie. Ale nie przekraczały pewnych granic, nie tak jak służące. Chętnie posyłały im uśmiechy, które miały coś znaczy, a ona nie potrafiła ich rozszyfrować.
W końcu machnęła na to ręką. Jej brzuch odezwał się nagle z cichym gulgotem. Zaczerwieniła się, gdy dwie służące spojrzały zerknęły na nią. Na szczęście okazały się dyskretne i na ich twarzach nie dostrzegła żadnego grymasu.
Ich korowód przeszedł obok wielkich schodów w głównym holu i skręcił w prawo. Trafili do obszernego korytarza oświetlonego pochodniami w metalowych uchwytach przytwierdzonymi do ściany. Silla rozejrzała się i dostrzegła na ścianach wspaniałe obrazy, domyśliła się, że część z nich dotyczyła boga Akomo. Każdy był jednak inny i przedstawiał pewną scenę. Wszystkie jednak zachwycały żywymi kolorami i krajobrazami nieznanych jej krain.
Korytarz w końcu skończył się w dość sporej, półokrągłej sali zastawionej stołami, ławami i krzesłami. Okna naprzeciwko wejścia były duże i w tej chwili otwarte. Piękne, ręcznie tkane zasłony powiewały pod wpływem lekkich podmuchów wiatru.
Jadalnia, pomyślała Silla, a zapachy jakie dobiegły do jej nozdrzy sprawiły, że utwierdziła się w tym przekonaniu. Podobnie jak jej żołądek, który znów odezwał się cichym warczeniem. Na szczęście służące były zbyt zajęte mężczyznami, którzy przystanęli u wejścia, aby przejmować się burczeniem.
- Mam nadzieję, że kąpiel minęła wam przyjemnie – usłyszeli nagle z tyłu. Wszyscy odwrócili się jak na komendę. W ich stronę szła Najwyższa Kapłanka.
Tym razem miała na sobie fioletowy strój, bez sztywnego kołnierzu czy dodatkowych ozdób na głowie, chociaż włosy wciąż miała ciasno spięte z tyłu.
- Zapraszam was dalej, usiądźcie przy moim stole. Za chwilę rozpocznie się podwieczorek – wyjaśniła krótko i skinęła im głową, a potem majestatycznym krokiem ruszyła przed siebie.
Jej stół znajdował się z boku, po lewej stronie w niszy. Nakryty wspaniałymi obrusami i zastawiony misami, talerzami i półmiskami, od których płynęły w ich stronę przeróżne zapachy. Silla miała wrażenie, że cała się skręci, jeśli zaraz nie zje choćby połowy jabłka. Była głodna, lecz wstydziła się cokolwiek na ten temat powiedzieć. Nawet wtedy, gdy usiedli do stołu miała obawy, aby sięgnąć po coś z talerzy znajdujących się przed nią. Królowały tu owoce i pyszne ciasta, a także zimne kurcze pokrojone w plasterki i ciemny chleb. Do popicia mogła wybrać między winem lub wodą.
- Zanim przystąpimy do posiłku, spędźmy chwilę na modlitwie – przemówiła Najwyższa Kapłanka.
Pochylili więc głowy, a Kapłanka wymawiała głośno słowa modlitwy. Były piękne i przepełnione uwielbieniem, a dziewczyna, która nigdy nie miała styczności z podobnymi ceremoniałami, słuchała tego wszystkiego z zapartym tchem. I nawet nie zauważyła, kiedy ich gospodyni zakończyła modlitwę ogólnym błogosławieństwem.
- Proszę, częstujcie się. Na pewno jesteście głodni – przemówiła z nikłym uśmiechem na ustach.
Silla siedziała na samym końcu stołu, ale nie przejęła się tym zbytnio. Służące nalewały i podawały, ale w końcu ulotniły się z jadalni, obrzucając Desa i Asarlaia powłóczystymi spojrzeniami, na które, ku jej zaskoczeniu, obaj odpowiedzieli lekkimi skinieniami głowy. I znów nie wiedziała jak to przyjąć, ale głód nie pozwolił jej długo zastanawiać się nad tym problemem.
Na srebrny talerz nałożyła sobie kawałki kurczaka i chleb, zjadła wszystko ze smakiem, na nikogo nie zwracając uwagi. A potem sięgnęła po oblane czekoladą gruszki i kilka ciasteczek. Uwielbiała przeróżne słodkości.
Właśnie kończyła drugą gruszkę, zlizując jeszcze ciepłą czekoladę, gdy Najwyższa Kapłanka oznajmiła im, że powinni udać się do jej komnat, by poważnie porozmawiać. Silla westchnęła cicho i odłożyła owoc Wytarła dokładnie usta i wstała razem z wszystkimi.

***

Komnaty Najwyższej Kapłanki mieściły się niemal na samym końcu głównego korytarza na pierwszym piętrze. Do dyspozycji miała obszerny gabinet z całą masą książek, zwojów, map i innych pism. Pokój w którym przyjmowała gości z niskim, kwadratowym stolikiem, poduszkami zaścielającymi podłogę oraz kominkiem, w tej chwili ciemnym i wygasłym, przylegał do miejsca, w którym oddawała się pracy.
Silla nie wiedziała jak wygląda jej sypialnia, ale rozumiała, że to było miejsce, w którym przebywała tylko ona, więc nie mogła tak po prostu tam zajrzeć, ale zdążyła zauważyć, że tu wszystko jest urządzone z przepychem. Meble były pozłacane, wykonane z ciemnego drewna, nie tylko solidne, ale także bardzo wygodne.
Oprócz niskiego stolika w pomieszczeniu znajdowały się także figury, zapewne boga Akomo- starszawy mężczyzna przyobleczony w zwiewną szatę. Całą twarz jednak miał schowaną za kapturem. Obrazy i płaskorzeźby porozwieszane na ścianach. Okno znajdowało się na wprost wejścia i poprzez tkaną firankę Silla dostrzegła zarys drzewa. Podeszła tam i dostrzegła na dole rozległy ogród z fontanną, wysypanymi białym kamieniem alejkami oraz całą masą kolorowych kwiatów i krzewów.
Nie mogła na razie tam iść, ale liczyła, że Najwyższa Kapłanka pozwoli zajrzeć jej do ogrodu. Wciąż miała nadzieję, że zostanie w tym mieście na zawsze. A może i nawet w pałacu? Mogłaby zostać służącą, co nie było takie złe. Miałaby co jeść, gdzie spać i przede wszystkim cieszyłaby się spokojem.
- Sillo? - padło nagle pytanie. Obejrzała się i dostrzegła, że kapłanka, a także mężczyźni już zasiedli do niskiego stolika. Cała trójka patrzyła na nią wyczekująco.
Czerwieniąc się aż po uszy szybko usiadła obok druida i wybąknęła przeprosiny. Usadowiła się wygonie. Nie miała pojęcia, czego mogłaby dotyczyć ta dyskusja, ale nie mogła się doczekać.
- No dobrze, teraz w spokoju możemy porozmawiać. Asarlairze, opowiedz mi wszystko. Jak przekonałeś Desa?
Silla przez chwilę myślała o Malam, bo nie przypominała sobie, by przejeżdżali przez takie miasto, ale wkrótce niemal cmoknęła na głos, gdy uzmysłowiła sobie, iż tak musi nazywać się to miejsce, w którym przebywała po uratowaniu.
- Cóż, nie było to łatwe, ale jednak... - zaczął Asarlai i uśmiechnął się do siebie pod nosem.
- Zgodziłem się szybciej niż myślał – wtrącił Des lekkim tonem. Wyglądał jednak na zmęczonego. Silla milczała.
- Kenobar zabił Raha, żeby zyskać jego moc – zaczął druid czym zszokował kapłankę. - Dobrze słyszysz. Dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem i obawiam się, że jednak jest gorzej niż myśleliśmy. Dobrze chociaż, że Des tak szybko mi uwierzył.
- Ciężko było mi zignorować fakt, że znasz moje imię i mówisz o przepowiedni, przecież niewiele osób ją słyszało... - odezwał się Des. Rozsiadł się wygodnie i spojrzał na towarzysza unosząc wysoko brew.
- O co chodzi z ta przepowiednią? - zagadnęła Silla. Nie miała pojęcia o temacie, o którym rozmawiali, a ta niewiedza ją denerwowała. Czuła się jak piąte koło u wozu. - Nic nie rozumiem – dodała jeszcze, gdy wszyscy spojrzeli na nią z różnymi odczuciami malującymi się na twarzy, chociaż musiała przyznać sama przed sobą, że jedynie Des wyglądał na obojętnego.
- Nic jej nie powiedzieliście? - zapytała ich gospodyni i poprawiła się na stosie poduszek. Wyciągnęła w jej stronę dłoń i nakryła ją swoją. Miała długie, smukłe palce ozdobione malowidłami i pierścionkami.
- Nie, uznałem, że część z tego musi dowiedzieć się dopiero tutaj – odparł druid, na co kobieta pokiwała głową.
- Dobrze, więc pozwólcie, że ja jej wyjaśnię, o co chodzi. Co już wiesz? - zwróciła się do niej Najwyższa Kapłanka.
- Des jest dziedzicem tronu, tylko tyle wiem. No i że istnieje przeznaczenie, które sprawiło, że znalazłam się tutaj, bo jak sam Des powiedział, oboje nie znaleźliśmy w tamtej jaskini przypadkowo – przemówiła cicho. Czuła na sobie palące spojrzenie wojownika. Ale ciągle patrzyła na swoją rozmówczynię.
- Masz rację. To wszystko, co teraz dzieje się w twoim życiu, to nie jest tylko szczęśliwy zbieg okoliczności. Bogowie zaplanowali coś dla ciebie. Twoje przeznaczenie ma się wypełnić właśnie u boku Desa. Oboje znajdujecie się w przepowiedni wieszczki z Vira'ah.
- Jakiej przepowiedni? - wykrztusiła Silla zaskoczona jej słowami i jednocześnie zawstydzona. Ale także i nie dowierzała temu, co usłyszała.
- Kiedy Dziecko Słońca i Dziecko Nocy znajdą wspólną drogę, upadnie Chaos i Zniszczenie. Powstanie nowy król, który od wieków szuka ukojenia pośród żywych. Dziecko Słońca odzyska jestestwo utracone przez Dziecko Nocy! - Słowa były poważne, wypowiadane głębokim, niepodobnym do kapłanki głosem. Aż dziewczyna zadrżała z zimna, chociaż zbliżała się bardzo ciepła noc.
- I ja jestem tym Dzieckiem Słońca? - zapytała pełna wątpliwości.
- Tak, Sillo. Ty – odparł druid. Silla rzuciła mu szybkie, zaskoczone spojrzenie. - Wieszczka dokładnie wiedziała, że to właśnie ty nam pomożesz, więc nie było wątpliwości, kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz. Krevrki też cię rozpoznały, bo mają dar, który pozwala im widzieć w różnych ludziach ich przeznaczenie. A ty wydałaś im się przeznaczona dla czegoś wielkiego.
- Ja? Ja zwykła niewolnica? Do czego niby? - pytała oszołomiona. - Jaką mam rolę spełnić? Mam zostać żoną Desa?! - wykrzyknęła w końcu, gdy jak się jej wydawało, całość nabrała sensu.
- Oczywiście, że nie! - odparł Asarlai i uśmiechnął się do niej łagodnie, chociaż w jego oczach dostrzegła przebłysk czegoś twardego.
- Więc? Ja nic nie rozumiem!
- Powoli, spokojnie. Nerwami nic nie zdziałamy – przerwała im nagle kapłanka i znów dotknęła jej dłoni, chociaż Silla wcale nie była zdenerwowana.
Naprawdę nie rozumiała tego, jak mogłaby w jakikolwiek sposób stać się częścią czegoś ważnego. Ona? Niewolnica? Przecież musiała zajść jakaś pomyłka.
- Nie nadaję się do wyznaczonego mi zdania, chociaż nie mam pojęcia, co to mogłoby być! Ja chcę tu zostać, żyć w spokoju z dala od mężczyzn.
- Przykro mi, Sillo, ale to na razie jest niemożliwe. Nie my o tym decydujemy – przemówił druid. Silla jednak pokręciła głową i nie chciała przyjąć tego do wiadomości. No bo dlaczego nie mogła tu zostać?
- Znalazłam się w tamtym lesie, jak sami twierdzicie, z powodu jakiegoś przeznaczenia, a teraz próbujecie mi wmówić, że zostałam uwzględniona w jakiejś przepowiedni? Nie, to chyba musi być jakaś pomyłka.
- Nie, na pewno nie. Wiemy, że to ty. Ty jesteś Córką Słońca, a Des Synem Nocy. Dziecko Słońca i Dziecko Nocy połączą swe drogi. Tak jest napisane. Widziałem cię Sillo w moich snach.
Silla wstała i w niedowierzaniu zaczęła kręcić głową. Nie mogła pojąć, że jej obecność w tamtym lesie z góry została zaplanowana przez bogów, o których nigdy wcześniej nie słyszała, i teraz musiała robić to, co każą jej inni. Niedawno odzyskana świadomość, że nie podlega nikomu sprawiła, iż chciała nieustannie robić to, na co miała ochotę. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że narzucając jej z góry pobyt tutaj czy w innym miejscu znów spróbują ją zniewolić. Ale patrząc w oczy kapłanki poczuła się źle ze świadomością, że przeciwstawia się jej słowu. Była tu gościem, nie chciała się kłócić.
- Wiem, że możesz tego nie rozumieć, ale mam nadzieję, że spotkanie z wieszczką zmieni twoje zdanie – przemówiła ich gospodyni i uśmiechnęła się łagodnie, ledwie widocznie.
- Z jaką wieszczką? - zapytała Silla, ciekawa tego spotkania. - To ta wieszczka z Vir'ah?
- Nie – odpowiedział druid i również się do niej uśmiechnął. - To wieszczka naznaczona przez boga Akomo. Spodziewała się naszego przyjazdu – dodał jeszcze, jakby to miało ją uspokoić i sprawić, by uwierzyła w to, co oni mówili.
- Powinniście już odpocząć. Przebyliście długą i niebezpieczną drogą, więc na pewno wasze umysły już nie pracują tak dobrze jak po odpowiednim odpoczynku. Zaraz służące was zaprowadzą do waszych komnat. Dziękuję za przybycie tutaj i za zaufanie. Czas w końcu przegonić zło, panoszące się w krainach – dodała jeszcze i wstała.
Podeszła do ściany tuż za drzwiami i pociągnęła za szarfę. Nie czekając na nic Des i Asarlai też wstali, więc i Silla wstała, chociaż chciała dokończyć rozmowę musiała uczynić to samo, co pozostali.
Wkrótce przyszła służąca. Była jednak ubrana inaczej niż te, które towarzyszyły im w łaźni czy jadalni. Ciało okryte miała w długą, srebrną szatą, która luźno zwisała z ramion. Czarne włosy ciasno upięła w warkocz zaczynający się od czubka głowy. Zwisał aż do pośladków. Z uszów wiły się w cienkich splotach srebrne łańcuszki, a na piersiach zwisał naszyjnik zakończony małym kluczykiem. Miała karmelową skórę, która błyszczała w świetle pochodni jak pozłacana. Duże, brązowe oczy kryły mądrość drzemiącą w niej, a usta układała się w lekki uśmiech.
- To Rai, ona będzie waszą przewodniczką przez następne dni. Zwracajcie się z prośbami do niej, a na pewno wam pomoże – przemówiła Najwyższa Kapłanka.
Silla oczywiście musiała zapytać o Rae, który został gdzieś zabrany.
- Przepraszam, ale chciałabym wiedzieć, co z moim lisem. Przyjechał z nami, a strażnicy obiecali, że dostarczą go mi go po kolacji.
- Ach, tak natychmiast wyślę wiadomość do strażników – odpowiedziała Rai i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Silla odwzajemniła gest i poczuła się znacznie pewniej.
Najwyższa Kapłanka pożegnała ich, życząc im dobrej nocy i pobłogosławiła ich sen, a potem zniknęła w swych komnatach, natomiast oni udali się za ich przewodniczką.
Okazało się, że ich sypialnie ulokowane są obok siebie i w dodatku połączone, więc mieli możliwość przemieszczania się między pokojami. Sypialnia Silli wypadała w środku, tak więc została otoczona z obu stron przez swych towarzyszy i choć czuła się przez to niepewnie wiedziała, że w razie pomocy wystarczy jej krzyk.
Rai ulotniła się szybko i pozwoliła cieszyć się im spokojem. Zostawiła na koniec jedynie wiadomość o tym, że zaraz ktoś przyniesie jej liska i pożegnała się. Silla życzyła jej dobrej nocy.
Komnata była znacznie większa od tej, w które spędziła wiele lat jako nałożnica. Miała za to cięższe meble, grubsze dywany i jaśniejsze kolory. Na łóżko schowane za zasłonami wspinał osię po trzech stopniach i zasłane było nie tylko miękką pościelą, a także tuzinem poduszek, w których mogła się bez problemu ukryć.
W nogach łóżka stała skrzynia na ubrania lub bieliznę, na której znalazła strój do spania. Była to koszula sięgająca kolan z lekkiego, przewiewnego materiału. Uniosła ją do góry i przyglądała się jej, aż ktoś nagle zapukał donośnie. Odrzuciła ubranie i podeszła niepewnie do drzwi. Uchyliła je i dostrzegła przed sobą pierś odzianą w lśniącą, srebrną zbroję.
- Panienko, mam dla panienki lisa – przemówił rycerz. Uniosła twarz i spod hełmu dostrzegła patrzące na nią wnikliwie szare oczy. Wojownik miał łagodne, jeszcze niemal chłopięce rysy twarzy i miły uśmiech na ustach. Jasne włosy wystawały spod ciężkiego okrycia głowy.

- Ach, dziękuję bardzo! - odpowiedziała szybko i szerzej otworzyła drzwi. Wojownik wszedł do komnaty, ciężko stukając o drewnianą podłogę metalowymi butami i postawił klatkę z piszczącym lisem na łóżku. - Bardzo dziękuję za przyniesienie Rae. Dobranoc – odpowiedziała, gdy mężczyzna zawahał się przez chwilę, a potem skinął jej głową i wyszedł.

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz, życzę mnóstwa weny☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadanie jest świetne! :D Z niecierpliowścią czekam na kolejny rozdział :) jestem strasznie ciekawa jak potoczą się losy bohaterów. Życzę mnóstwo weny! :D

    OdpowiedzUsuń