czwartek, 1 września 2016

Rozdział dziesiąty

Sama nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się na kolanach, tyłem odwrócona do Raksa. Generał śmiał się gardłowo, gdy zdzierał z niej ubranie. Poplamiona koszula wylądowała w strzępach tuż przed nią, jakby na dowód tego, że nie ma prawa chodzić w ubraniach. Spodnie i buty też wylądowały na ziemi. Czuła przeszywające zimno biegnące od skalnej podłogi. Ale zimniej było tylko w jej sercu. Otoczona murem obojętności, myślała tylko o tym, że znów musi znosić jego obrzydliwy dotyk, jego słowa... Wszystko w nim było obrzydliwe.
- Błagam – szeptała cicho do siebie – niech mi ktoś pomoże... - Wiedziała jednak, że nie ma nikogo, kto zechciałby ją uratować... Była całkowicie sama.
Sillo!
Ten głos, znała go. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. To Des ją nawoływał. Szkoda tylko, że nie mogła mu już pomóc. Łzy wciąż spływały jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Ból jaki rozdzierał ją od środka był znacznie większy niż ten fizyczny. Dłonią dotknęła brzucha, gdzie powinna mieć rany, ale ku jej zaskoczeniu żadnych nie poczuła. Skóra nie wisiała w strzępach, krew już nie płynęła. Była całkowicie zdrowa! Zalała ją fala ulgi.
Bestia, która ją rozszarpała nie zrobiła tego naprawdę, to było tylko jej wyobrażenie! Poczuła nagły przypływ sił i buntu. Nie da się już tak omamić czarami jak robiła to w tej chwili i nim Raks zagłębił się w jej ciało, odwróciła się do niego przodem i kopnęła go w udo. Skrzywił się, a zaraz potem uderzył ją w twarz. Nie przejęła się tym zbytnio. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i wstała na nogi. Był znacznie wyższy, ale nie przerażał ją. Wiedziała, że nie żyje, więc nie mógł tu powrócić i znów ją skrzywdzić.
- Ty nie istniejesz! Jesteś jedynie wytworem mojej wyobraźni! - powiedziała z mocą. Z każdym kolejno wypowiedzianym słowem odczuwała coraz większą odwagę. Strach przed Raksem zmalał, a ona znów poczuła się, jak wtedy w jaskini, odważna i niepokonana.
Podeszła do niego i popchnęła go. Zaskoczony mężczyzna zatoczył się do tyłu. Stracił już swój rezon i nie wyglądał na tak przerażającego. Znów się uśmiechnęła do siebie. Jej niewolnictwo należało do przeszłości, teraz była wolną kobietą. Podbudowana tą myślą, znów popchnęła generała, aż ten zatoczył się do tyłu i upadł. Jak na mężczyznę walczącego tyle lat na wojnie z łatwością dał się poniewierać tak słabej istocie jak ona.
- Jesteś nikim! Nikim! Nie wierzę w ciebie i się nie boję! - krzyczała, a Rax wydawał jej się coraz mniejszy i mniejszy, kulił się w sobie od jej słów, aż w końcu stał się małą karykaturą człowieka. Wił się u jej stóp, a ona odczuwała coraz większą satysfakcję.
Nie chciała jednak patrzeć na jego całkowite zniknięcie. Nie miała czasu. Odwróciła się więc do niego plecami i wzrokiem przeczesała jezioro, aż na jego końcu dostrzegła łagodny brzeg i wejście. Było w nim ciemno, ale już się nie bała. O nie!
Z rozpędu wskoczyła naga do wody. Nie brała już ubrań, których i tak nie mogłaby mieć na sobie, jeśli po przejściu próby wyląduje na wysepce.
Płynęła powoli, wierząc że nic jej nie zaatakuje. Wszystkie stwory żyjące w tym świecie były wytworem wyobraźni. Ciemność w jaskiniach i tunelach jedynie żerowała na ludzkim umyśle, by wysłać przeciw niemu tylko to, co siedziało w nim od dawna.
Kiedy dotarła do tunelu odwróciła się i za sobą dostrzegła jedynie pustkę. Nikogo już nie było, ani bestii, które próbowały ją rozszarpać, ani nawet Raksa, który chciał znów ją zdominować. W końcu zrobiła coś, o co nigdy by się nie podejrzewała. W końcu przestała być niewolnicą.
Postąpiła krok w ciemność i nagle straciła grunt pod nogami. Z krzykiem zaczęła lecieć w dół. Zamknęła oczy i czekała, aż spadnie na ziemie, łamiąc sobie wszystkie kości. Otulił ją pęd zimnego powietrza, który szargał włosy i przyprawiał o gęsią skórkę, aż nagle przez chwilę zrobiło się ciepło, a potem z głośnym krzykiem wpadła do wody. Unosiła się pod wodą, ale wypłynęła na powierzchnię krztusząc się, kaszląc i parskając. Jednak wiedziała już, że przeszła próbę, bo znalazła się w lesie nair. Powoli ruszyła w kierunku brzegu, na którym stały nairy, Des, a także Asarlai.
Nim jednak dotarła do celu poczuła, że wszystkie siły z niej ulatują i na brzeg wyczołgała się już na czworaka. Nie bacząc na swą nagość, położyła się u stóp Desa, który stał najbliżej.
- Sillo – szepnął, lecz nie zareagowała. Oddychała ciężko, ciesząc się ze swego sukcesu. W końcu podniosła się na łokciu, a Des zdjął z siebie pelerynę i okrył ją. Uśmiechnął się do niej i pogłaskał po mokrych włosach. - Jesteś najodważniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem.
- Tak? Ja... Och, więc widzieliście to, co robiłam? - zapytała i nagle zawstydziła się tego, czego byli świadkiem.
- Oczywiście. Malandara odczarowała nas i pozwoliła nam patrzeć na twoją próbę. To było coś niesamowitego. Twoja odwaga jest naprawdę niesłychana.
- To było coś okropnego! - krzyknęła w końcu. Wstała i na drżących nogach odeszła od niego kilka kroków, wciąż otulona jego peleryną. - Przez wasze męskie słabości prawie zginęłam! Gdybym mogła, to obu nakopałabym do tyłków!
Przez chwilę w lesie panowała cisza, którą przerwała Malandara. Wyglądała na pełną podziwu, ale i także złą.
- Cóż, skoro wymieniliście między sobą czułości, to może już opuścicie mój las? Przeszłaś próbę, więc twoi mężczyźni są nam już niepotrzebni.
- Szkoda, bo po tym wszystkim, co przez nich przeszłam, uznałam że możecie ich sobie wziąć – odparła i tuląc się do peleryny, pozbierała swoje rzeczy, a potem ruszyła przed siebie. Za sobą usłyszała chichoty kobiet i ciężkie, rozbawione westchnienia mężczyzn.
Szybko odnalazła właściwą drogę. Nie oglądała się za siebie, ale słyszała jak Des i Asarlai podążają za nią, wymieniając między sobą ciche uwagi. Nie obchodziło ją to.
Kiedy dotarła na polankę, włosy miała już całkowicie suche. Musiała się tylko ubrać, ale nie bardzo wiedziała, jak to zrobić, by mężczyźni jej nie oglądali.
Problem rozwiązała sama. Udała się do Chavarti i stanęła za nią tak, by odgradzała ją od Desa i Asarlaia.
- Dziękujemy ci, Sillo – usłyszała cichy głos druida. Był ciepły i miły. Jego łagodny ton sprawił, że wróciły do niej wspomnienia z komnaty, w której był zakuty i chociaż to nie był on poczuła się zawstydzona tym, że chciał ją pocałować.
- Nie ma za co – odparła tylko i wciągnęła na siebie koszulę, potem uczyniła to samo z resztą ubrań. Wzięła do ręki buty i wyszła zza klaczy. - Przepraszam za mój wybuch. Po prostu... Wróciły do mnie wspomnienia tego, co robił mi Rax i byłam wściekła, że niemal znów musiałam przez to przechodzić. Byłam gotowa znów mu się oddawać, bo on wrócił, a potem... - przygryzła wargę, czując napływającą do ust gorycz.
- Sillo, teraz już nikt cię nie skrzywdzi. Obiecuję ci to i przysięgam, że żaden mężczyzna już nie zrobi ci tego, co robił Rax – odparł z całą mocą druid, czym poprawił jej humor. Ale tylko trochę. Niedawne przeżycia odcisnęły piętno.
Dopiero teraz, na polanie zalanej popołudniowym słońcem odczuła przerażenie, szok i ulgę jednocześnie, chociaż bardzo się starała być silną, upadła na kolana drżąc na całym ciele.
- Sillo – zaczął Des, ale powstrzymała go ruchem ręki. Musiała odreagować to, co powinna czuć w tych ciemnościach, gdy przemierzała wszystkie te tunele w poszukiwaniu wyjścia.
- Ja, och, właśnie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę bałam się tylko wtedy, gdy zobaczyłam te potwory, które was udawały, a wcześniejsza droga nie sprawiła mi żadnych trudności.
- Bo to miejsce jest przepełnione magią, a ona żerowała na tym, czego najbardziej się obawiasz. Jeśli wsiądziesz na konia, to w drodze wszystko ci wyjaśnimy – rzekł Asarlai. Silla kiwnęła głową i wstała. Oddała pelerynę wojownikowi i już bez pomocy mężczyzn wskoczyła na konia.
Dostrzegła druida, który szedł po swojego wierzchowca, na którym musiał wjechać do lasu i w końcu ruszyli dalej. Zbyt długo zamarudzili w tym miejscu.
- Dobrze więc, chcę wiedzieć wszystko, zaczynając od nair i ich magię, a kończąc na tym, dlaczego brat Desa nas ściga i kim wy właściwie jesteście. Chyba nie możecie ukrywać tego w nieskończoność?
- Nie możemy – odparł Des i podjechał do niej tak blisko, aż poczuła niepokój, chociaż wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy, to jednak nieco zmieniła kierunek jazdy, aż jej wierzchowiec prawie wjechał na klacz druida.
- Nie podjeżdżaj do mnie tak blisko – poprosiła cicho. Nie miała odwagi prowokować demona w nim drzemiącego.
- Przepraszam – odpowiedział tylko i pospieszył Bathara. - Niech Asarlai wszystko ci wyjaśni, ja będę sprawdzał drogę.
Kiwnął im głową i odjechał, a Silla przez chwilę poczuła wyrzuty sumienia, że zachowała się wobec niego tak okropnie, ale nie potrafiła po prostu przyjąć czyjejś bliskości z taką łatwością. Jakby mogło to sprawić jej przyjemność. Przez chwilę patrzyła z żalem na odjeżdżającego Desa. Mimo wszystko nie chciała, by poczuł się urażony. Ale to było silniejsze od niej. Trzymanie dystansu dawało jej poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
Asarlai szybko zajął jego miejsce i przez kilka godzin opowiadał o nairach.
Dowiedziała się, że nairy to córki bogini Illinn, należącej do panteonu morskich bogów. Nairy były kobietami, których zadaniem było karanie niewiernych mężczyzn, ale z czasem ich rola rozciągnęła się na każdego osobnika płci przeciwnej. Silla usłyszała także kilka historii, w których nairy zakochiwały się w ludzkich mężczyznach i próbowały żyć razem z nimi, ale ich natura szybko wychodziła na jaw, więc takie związki kończyły się dość szybko, zazwyczaj śmiercią leśnej kobiety.
Silla jednak ciekawa była bogów, w których wierzyły różne rasy zamieszkujące krainy na tym lądzie. Ona nigdy nie musiała oddawać czci bogom, ponieważ była niewolnicą, a ci z kolei mieli pozostawać niewiernymi. Dlatego niewolono ludzi i inne rasy od najmłodszych lat i nie uczono ich religii.
Druid opowiedział jej także zawiłą historię powstania świata, a także dowiedziała się kim jest Akomo oraz jego brat Wari i siostra Numra. Teraz była pewna, że chciałaby wyznawać religię, i choć bogowie wydawali jej się wciąż odległymi, nieistniejącymi istotami, nie mogła tak po prostu odrzucić myśli, iż ten świat, w którym żyła, powstał z udziałem wielkiej siły.
Wypytała go również o próbę, którą musiała przejść. Druid dokładnie wyjaśnił jej na czym to wszystko polegało. Nairy po prostu rzucały człowieka na pastwę jego własnych lęków. Bardzo rzadko zdarzało się, że ktoś przeżywał taką próbę, ponieważ większość umierała już w jaskini, gdzie znajdowały się magiczne kamienie. Potem, gdy komuś udało się wydostać z tej części jaskini, umierał po prostu z powodu własnych lęków i strachów.
Dopiero późnym wieczorem zatrzymali się w lesie, odjeżdżając kawałek od głównej drogi, którą się poruszali. Des rozpalił ognisko, ale to w jaki sposób zrobił, urzekło Sillę. Dziewczyna patrzyła zaskoczona, kiedy spod jego palców trysnął ogień. Posypał się grad małych iskierek, które szybko przerodziły się w miły, trzeszczący ogień.
Na kolację dostała kawałek suszonej wołowiny, sera i kromkę nieco już czerstwego chleba. Miała wrażenie, że od wieków niczego nie miała w ustach.
Lisek, który wiernie towarzyszył im w podróży ułożył się na jej kolanach. Przez cały czas, gdy ich trójka zabawiła w lesie nair, biedne stworzenie spało w torbie.
- Przepraszam, mały przyjacielu – szepnęła tylko i podała mu resztę mięsa, którego nie zdążyła zjeść.
- Idź spać, Sillo – rzucił nagle Des, pojawiając się tuż obok niej. Nie zauważyła momentu, w którym wstał ze swego miejsca i do niej podszedł. Drgnęła lekko i posłała mu spłoszone spojrzenie. Wojownik wycofał się szybko, a ona poczuła się okropnie.
- Dobranoc – szepnęła cicho bardziej do siebie, niż do niego, ale ku jej zaskoczeniu odpowiedział. Nawet posłał jej lekki uśmiech.
- Dobranoc, Sillo – mruknął i usiadł nieopodal.
Wyjął miecz z pochwy i zaczął go pocierać szmatką, na którą nakładał dziwną maź. Lisek znów wskoczył jej na piersi i owinął się wokół szyi. Rzuciła ostatnie spojrzenie na druida, który również ułożył się do snu i zamknęła oczy.
Długo jednak nie zaznała spokoju, bo oto nagle tuż przed jej oczami, z ciemności wyłonił się Rax. Nienawiść jaka zapłonęła w jej drobnym ciele sprawiła, że nie bała się już tego gada tak, jak zawsze to było.
- Czego chcesz? - zapytała dumnie i skrzyżowała ramiona na piersiach. Jego pewne spojrzenie i ironiczny uśmieszek wytrąciły ją z równowagi.
Wyglądał jak żywy, jak wtedy w jaskini, gdy myślała przez chwilę, że Des się mylił i generał jednak ocalał.
- Odejdź! Tylko mi się śnisz! - krzyknęła w końcu, czując niepokój ogarniający całe jej ciało. Znajome mdłości zapanowały nad żołądkiem.
- Czyżby? - zakpił, a Silla wpadła w panikę, którą wykorzystał mężczyzna. Złapał ją, odwrócił do siebie tyłem i powalił na kolana. - Na kolana, dziwko! - rozkazał. Podparła się na dłoniach i poczuła jak generał rozrywa jej szatę.
- Nie! - krzyknęła i próbowała wydostać się z jego miażdżącego uścisku, ale nie pozwolił jej na to. Zapłakała głośno, czując wzbierającą bezsilność, również dobrze jej znaną.
Miała ochotę zwymiotować, pozbyć się całego posiłku jaki dziś spożyła. Nie miała odwagi jednak tego zrobić. Obawiała się kary.
Obudź się, dziewczyno!
Pomiędzy jednym szlochem i drugim usłyszała czyjś natarczywy głos. Nawoływał ją i próbował wydostać z tego koszmaru.
Obudźże się, Sillo!
Natarczywe wołanie wyłowiło ją z koszmaru. Uniosła się i zobaczyła tuż nad sobą pochylonego druida, który nie krył zmartwienia oraz Desa – ten z kolei miał na twarzy niezbadany wyraz, ale patrzył na nią wnikliwie. Łzy przysłoniły jej wzrok, czuła się pokonana, jak marny śmieć, nie wart spokoju.
- Nie mogę tak dłużej – szepnęła, a potem odsunęła się od nich, podciągając do góry. Wstała chwiejnie i wyprostowała się, chociaż poczuła się nagle taka mała, bezbronna i przede wszystkim opuszczona.
- Wypij to.
Tuż przed jej nosem zjawił się nagle cynowy kubeczek. Spojrzała na druida. Uśmiechał się do niej zachęcająco.
- Nie bój się, to tylko zwykły napój nasenny. Eliksir to zwykła mieszanka ziół, które zawsze przy sobie noszę. Na pewno ci pomogą – dodał jeszcze, czym ostatecznie ją przekonał. Złapała naczynie i łapczywie wypiła jego zawartość, a choć smak był okropny.
Skrzywiła się, ale przełknęła wszystko i zacisnęła mocno usta, aby nie zwrócić płynu, który mógłby dać jej choć chwilę odpoczynku.
W końcu gorzko-kwaśny posmak zniknął z jej ust i po chwili poczuła się bardzo śpiąca. Uśmiechnęła się do druida, a potem osunęła się na ziemię. Asarlai złapał ją w porę i zaniósł do tymczasowego posłania. Dobrze ją okrył i wymówił jeszcze jedno zaklęcie, które miało zniknąć o wschodzie słońca.
Des zajął swoje miejsce na warcie, a Asarlai wrócił do posłania. Tym razem jednak spał czujniej, ze względu na Sillę.
Poranek powitał ich zbyt wcześnie, ale Silla nie czuła się ani zmęczona ani niewyspana. Podziękowała Asarlaiowi za pomoc, a także Desowi za czujność, chociaż nie zrobił wiele. Chciała zatrzeć trochę swoje zachowanie wobec niego, gdy wymuszała na nim dystans.
Des jednak na powrót stał się niedostępny i tajemniczy, co przyjęła ze wzruszeniem ramion. Przynajmniej teraz będzie trzymał się w odpowiedniej odległości.
Szybko zebrali się do dalszej drogi. Przed nimi zostało jeszcze pięć dni drogi. Silla nie mogła się doczekać, by zobaczyć to miasto.
- Jakąś godzinę temu przekroczyliśmy granice Parwn, a jej stolicą jest właśnie nasz cel – Pantravi. To dość spore miasto, większe nie Bergo. Jest naprawdę piękne. Tam zabawimy nieco dłużej – wyjaśnił pośpiesznie Des.
Silla przyjęła wszystko ze skinieniem głowy, ale w sercu odczuwała ogromną ekscytację. Zobaczy kolejne piękne miasto! Znów będzie mogła podziwiać wspaniałe budynki. Chociaż w poprzednim nie wiedziała wiele, ponieważ zajęła się małą dziewczynką i nie mogła tak rozglądać się po mieście jakby chciała, ale pamiętała brukowane uliczki domy, które z każdą mijaną ulicą budowane były w coraz lepszy, solidniejszym stylu.
Tym razem jednak zamierzała wszystko uważnie obejrzeć i zobaczyć także targ. Sama nie miała pojęcia o handlu, ale dowiedziała się od jednej z dziewczyn, z którą dzieliła los niewolnicy, że targi są wspaniałe i obfitują w same cudne rzeczy.
Ale zostało im cztery dni drogi, póki nie znajdą się bezpiecznie za murami Pantravi nie była pewna czy są tu bezpieczni.
- Zatrzymamy się w pałacu kapłanek Vhen'tils, które oddają część Akomo. W świątyni znajduje się także wieszczka, która pomoże nam w naszej podróży – wyjaśnił jej towarzyszy. Silla zastanawiała się i była ciekawa tego wszystkiego, o czym mówił Asaralai, dlatego zaczęła go wypytywać o sprawy, które ją nurtowały.
Druid wyjaśnił, że kapłanki Vhen'tils były pięknymi kobietami, ale składały śluby czystości, więc nie mogły mięć mężów i dzieci. Służyły bogu, ale żyły w luksusie dzięki czemu ich samotność po części została okupiona. Ale prosta w swym myśleniu dziewczyna nie mogła zrozumieć jak kobietom może to wystarczyć, ten luksus.
- Ja też żyłam w luksusie, wszystkie nałożnice Raksa mieszkały w dużych komnatach, jadły wszystko to, na co miały ochotę. Dostawałyśmy także piękne stroje... Ale nie wszystkie były szczęśliwe – szepnęła cicho, ale Asarlai ją usłyszał. Wyciągnął dłoń, ale szybko ją schował. Dostrzegła to i zarumieniła się lekko.
- Sillo, nie każde kobiety są tak traktowane jak ty byłaś. Kapłanki mają naprawdę dobre życie i idą z własnego wyboru, nikt ich do tego nie zmusza.
No właśnie, one miały wybór. Żyły w luksusach, służyły Akomo i nie musiały się martwić o to, że jakiś mężczyzna je zgwałci, a ona... Ona wyboru nie miała, chociaż miała wygodny byt i nie musiała martwić o jedzenie czy dach nad głową, nie była szczęśliwa.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek nauczę się żyć ze świadomością, że jest coś takiego jak wybór czy wolna wola. Do tej pory zastanawiam się, czy to, co mi się przytrafia, to sen, a kiedy się obudzę znajdę się w łóżku tego potwora... - urwała i zaczerpnęła powietrza, tym samym odpędziła od siebie złe myśli. W końcu machnęła ręką, chcąc zmienić temat. Miała kilka pytań, które ją nurtowały. - Powiedz mi – zaczęła – dlaczego brat Desa chce go zgładzić? Jakim on jest człowiekiem, skoro wysyła bestie na niego? Czy on jest kimś potężnym?
- Tak – odparł po chwili wahania. Silla poczuła ulgę, że zechciał mówić. Miała już dość niedomówień i zastanawiania się kim właściwie są ci mężczyźni. - Kenobar jest w zasadzie przyrodnim bratem Desa. Obaj mieli różnych ojców, ale matkę jedną.
- Naprawdę? - dopytywała się. Poprawiła się w siodle, czując jak ciekawość jednak bierze nad nią górę. Musiała wiedzieć więcej. - Opowiedz mi wszystko.
- Tak, nasz Des jest synem Omrana Kalam'Mhlen, który władał starożytną krainą Lavtarlii. Ale król w końcu zmarł, a na tronie miał zasiąść prawowity władca, czyli Desomran Kalam'Mhlen. Niestety, ale Kenobar, jego przyrodni brat, również rościł sobie do niego prawa, chociaż jego matka przestała być królową, gdy zmarł jej mąż. Kenobar jako znacznie starszy w końcu strącił młodego króla z tronu i sam na nim zasiadł. Nowy władca szybko zrozumiał, by przejąć pełną władzę musiał zgładzić prawowitego następce, ale na szczęście Des jest doskonałym wojownikiem i pokonał garstkę żołnierzy, którzy go zaatakowali.
Silla milczała dłuższą chwilę, bo nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego słowa. Była w szoku i nie dowierzała słowom druida, ale nie miał powodów, żeby kłamać, dlatego podniosła ciężkie spojrzenie na jadącego z przodu Desa. Siedział na koniu wyprostowany, choć bardzo czujny. Wyobraziła sobie go ubranego w królewskie szaty z lśniącą koroną na skroni. Pokręciła głową odtrącając od siebie te obrazki i skupiła się na dalszej rozmowie. Jeszcze było tyle do wyjaśnienia.
- Wiem, że jesteś bardzo ciekawa, ale na razie nie mogę ci nic więcej zdradzić. Resztę opowieści usłyszysz w Pantravi.
Skinęła głową wciąż oszołomiona. Nadal brakowało jej słów na to, co usłyszała, ale nie była pewna czy istniały takowe. Zdumienie jeszcze jakiś czas nie pozwalało jej mówić. I targały nią także wątpliwości. W duchu jednak rozkładała tę opowieść na czynniki pierwsze i niepokoiło ją to, że druid nic nie wspomniał o tym, że Des stracił duszę. Pocieszała się jednak tym, że nie opowiedział jej wszystkiego.
- Asarlairze? - zagadnęła w końcu. Zerknęła na Desa i pochyliła się w stronę swojego towarzysza.
- Tak, Sillo?
- Jak więc powinnam zwracać się do niego? Wasza Wysokość?
Mężczyzna nie odpowiedział, lecz zaśmiał się krótko, co przykuło uwagę Desa. Odwrócił się w ich stronę i rzucił im szybkie, pozbawione wyrazu spojrzenie, a potem znów wrócił do patrolowania okolicy.
- Nie rób tego. Nie znam go zbyt dobrze, ale sądzę, że nie chciał byś do niego tak mówiła. Lepiej rozmawiaj z nim tak jak zawsze. Może i jest królem, ale przez wiele lat żył w ukryciu, a zwracając się do niego w ten sposób możesz przywołać niechciane wspomnienia i sprowadzić na niego niebezpieczeństwo.
- Masz rację, chociaż będzie to trudne... Des w ogóle nie wygląda jak król – zaczęła, ale urwała, gdy Asarlai znów się roześmiał. Tym razem ciszej.
- Więc jak według ciebie powinien wyglądać?
- No wiesz, wydaję mi się, że powinien być stary i gruby, i mieć brodę...
Kolejna salwa śmiechu, tym razem głośniejsza znów przerwała jej wypowiedź. Zirytowana zmarszczyła brwi i spojrzała na druida, który nawet nie ukrywał, że bawiło go to, co powiedziała.
- Ale dlaczego się ze mnie śmiejesz? Tak właśnie wyglądają królowie, bo żyją w dobrobycie.
- Jak sama widzisz Des nie pasuje do twoich wyobrażeń. Ciągła walka o przetrwanie, życie najemnika, jednak ma swoje uroki, że tak powiem. Więc nie obawiaj się, nasz przyjaciel nie zostanie tłusty królem.
- Mam nadzieję – odparła mimowolnie, lecz po chwili przygryzła wargę. Nie powinno ją to obchodzić, ale mimo wszystko nie chciała, by wojownik stał się takim człowiekiem: tłustym, dbającym jedynie o własne potrzeby.

***

Znów zatrzymali się na ostatni postój późnym wieczorem, a Silla miała wrażenie, że jej pośladki stały się tak twarde i bolesne, iż jutro rano nie będzie w stanie wsiąść na konia. Podróż była całkiem przyjemna, gdyby nie liczyć obolałych mięśni i czyhającego zagrożenia. Widziała zmieniające się krajobrazy, małe jeziora porośnięte wysokimi szuwarami, wąską rzekę, która raz oddalała się od nich, a innym razem biegła blisko drogi. Jakby bawiła się z nimi w chowanego, a oni nie podejmowali rzuconego wyzwania.
Des uparcie jechał kilka metrów przed nimi, a czasami zdarzało się tak, że osłaniał ich tyły, gdy wydawało mu się, że ktoś ich śledzi. Chciała z nim porozmawiać, nawiązać małą pogawędkę i sama dowiedzieć się czegoś o nim, ale nie pozwolił jej na to.

Swoją ciekawość musiała zaspokoić dopiero w mieście.

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny jak zawsze, aż mi się przykro zrobiło, że taki krótki :p Uwielbiam Twoje opowiadania (szczególnie o Jorgosie, chyba czytałam już je z 5 razy :p) i podziwiam talent! Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń