Sama
nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się na kolanach, tyłem
odwrócona do Raksa. Generał śmiał się gardłowo, gdy
zdzierał z niej ubranie. Poplamiona koszula wylądowała w strzępach
tuż przed nią, jakby na dowód tego, że nie ma prawa chodzić
w ubraniach. Spodnie i buty też wylądowały na ziemi. Czuła
przeszywające zimno biegnące od skalnej podłogi. Ale zimniej było
tylko w jej sercu. Otoczona murem obojętności, myślała tylko o
tym, że znów musi znosić jego obrzydliwy dotyk, jego
słowa... Wszystko w nim było obrzydliwe.
-
Błagam – szeptała cicho do siebie – niech mi ktoś pomoże... -
Wiedziała jednak, że nie ma nikogo, kto zechciałby ją uratować...
Była całkowicie sama.
Sillo!
Ten
głos, znała go. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. To Des ją
nawoływał. Szkoda tylko, że nie mogła mu już pomóc. Łzy
wciąż spływały jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Ból
jaki rozdzierał ją od środka był znacznie większy niż ten
fizyczny. Dłonią dotknęła brzucha, gdzie powinna mieć rany, ale
ku jej zaskoczeniu żadnych nie poczuła. Skóra nie wisiała w
strzępach, krew już nie płynęła. Była całkowicie zdrowa!
Zalała ją fala ulgi.
Bestia,
która ją rozszarpała nie zrobiła tego naprawdę, to było
tylko jej wyobrażenie! Poczuła nagły przypływ sił i buntu. Nie
da się już tak omamić czarami jak robiła to w tej chwili i nim
Raks zagłębił się w jej ciało, odwróciła się do niego
przodem i kopnęła go w udo. Skrzywił się, a zaraz potem uderzył
ją w twarz. Nie przejęła się tym zbytnio. Uśmiechnęła się
tylko pod nosem i wstała na nogi. Był znacznie wyższy, ale nie
przerażał ją. Wiedziała, że nie żyje, więc nie mógł tu
powrócić i znów ją skrzywdzić.
-
Ty nie istniejesz! Jesteś jedynie wytworem mojej wyobraźni! -
powiedziała z mocą. Z każdym kolejno wypowiedzianym słowem
odczuwała coraz większą odwagę. Strach przed Raksem zmalał, a
ona znów poczuła się, jak wtedy w jaskini, odważna i
niepokonana.
Podeszła
do niego i popchnęła go. Zaskoczony mężczyzna zatoczył się do
tyłu. Stracił już swój rezon i nie wyglądał na tak
przerażającego. Znów się uśmiechnęła do siebie. Jej
niewolnictwo należało do przeszłości, teraz była wolną kobietą.
Podbudowana tą myślą, znów popchnęła generała, aż ten
zatoczył się do tyłu i upadł. Jak na mężczyznę walczącego
tyle lat na wojnie z łatwością dał się poniewierać tak słabej
istocie jak ona.
-
Jesteś nikim! Nikim! Nie wierzę w ciebie i się nie boję! -
krzyczała, a Rax wydawał jej się coraz mniejszy i mniejszy, kulił
się w sobie od jej słów, aż w końcu stał się małą
karykaturą człowieka. Wił się u jej stóp, a ona odczuwała
coraz większą satysfakcję.
Nie
chciała jednak patrzeć na jego całkowite zniknięcie. Nie miała
czasu. Odwróciła się więc do niego plecami i wzrokiem
przeczesała jezioro, aż na jego końcu dostrzegła łagodny brzeg i
wejście. Było w nim ciemno, ale już się nie bała. O nie!
Z
rozpędu wskoczyła naga do wody. Nie brała już ubrań, których
i tak nie mogłaby mieć na sobie, jeśli po przejściu próby
wyląduje na wysepce.
Płynęła
powoli, wierząc że nic jej nie zaatakuje. Wszystkie stwory żyjące
w tym świecie były wytworem wyobraźni. Ciemność w jaskiniach i
tunelach jedynie żerowała na ludzkim umyśle, by wysłać przeciw
niemu tylko to, co siedziało w nim od dawna.
Kiedy
dotarła do tunelu odwróciła się i za sobą dostrzegła
jedynie pustkę. Nikogo już nie było, ani bestii, które
próbowały ją rozszarpać, ani nawet Raksa, który
chciał znów ją zdominować. W końcu zrobiła coś, o co
nigdy by się nie podejrzewała. W końcu przestała być niewolnicą.
Postąpiła
krok w ciemność i nagle straciła grunt pod nogami. Z krzykiem
zaczęła lecieć w dół. Zamknęła oczy i czekała, aż
spadnie na ziemie, łamiąc sobie wszystkie kości. Otulił ją pęd
zimnego powietrza, który szargał włosy i przyprawiał o
gęsią skórkę, aż nagle przez chwilę zrobiło się ciepło,
a potem z głośnym krzykiem wpadła do wody. Unosiła się pod
wodą, ale wypłynęła na powierzchnię krztusząc się, kaszląc i
parskając. Jednak wiedziała już, że przeszła próbę, bo
znalazła się w lesie nair. Powoli ruszyła w kierunku brzegu, na
którym stały nairy, Des, a także Asarlai.
Nim
jednak dotarła do celu poczuła, że wszystkie siły z niej ulatują
i na brzeg wyczołgała się już na czworaka. Nie bacząc na swą
nagość, położyła się u stóp Desa, który stał
najbliżej.
-
Sillo – szepnął, lecz nie zareagowała. Oddychała ciężko,
ciesząc się ze swego sukcesu. W końcu podniosła się na łokciu,
a Des zdjął z siebie pelerynę i okrył ją. Uśmiechnął się do
niej i pogłaskał po mokrych włosach. - Jesteś najodważniejszą
kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem.
-
Tak? Ja... Och, więc widzieliście to, co robiłam? - zapytała i
nagle zawstydziła się tego, czego byli świadkiem.
-
Oczywiście. Malandara odczarowała nas i pozwoliła nam patrzeć na
twoją próbę. To było coś niesamowitego. Twoja odwaga jest
naprawdę niesłychana.
-
To było coś okropnego! - krzyknęła w końcu. Wstała i na
drżących nogach odeszła od niego kilka kroków, wciąż
otulona jego peleryną. - Przez wasze męskie słabości prawie
zginęłam! Gdybym mogła, to obu nakopałabym do tyłków!
Przez
chwilę w lesie panowała cisza, którą przerwała Malandara.
Wyglądała na pełną podziwu, ale i także złą.
-
Cóż, skoro wymieniliście między sobą czułości, to może
już opuścicie mój las? Przeszłaś próbę, więc twoi
mężczyźni są nam już niepotrzebni.
-
Szkoda, bo po tym wszystkim, co przez nich przeszłam, uznałam że
możecie ich sobie wziąć – odparła i tuląc się do peleryny,
pozbierała swoje rzeczy, a potem ruszyła przed siebie. Za sobą
usłyszała chichoty kobiet i ciężkie, rozbawione westchnienia
mężczyzn.
Szybko
odnalazła właściwą drogę. Nie oglądała się za siebie, ale
słyszała jak Des i Asarlai podążają za nią, wymieniając między
sobą ciche uwagi. Nie obchodziło ją to.
Kiedy
dotarła na polankę, włosy miała już całkowicie suche. Musiała
się tylko ubrać, ale nie bardzo wiedziała, jak to zrobić, by
mężczyźni jej nie oglądali.
Problem
rozwiązała sama. Udała się do Chavarti i stanęła za nią tak,
by odgradzała ją od Desa i Asarlaia.
-
Dziękujemy ci, Sillo – usłyszała cichy głos druida. Był ciepły
i miły. Jego łagodny ton sprawił, że wróciły do niej
wspomnienia z komnaty, w której był zakuty i chociaż to nie
był on poczuła się zawstydzona tym, że chciał ją pocałować.
-
Nie ma za co – odparła tylko i wciągnęła na siebie koszulę,
potem uczyniła to samo z resztą ubrań. Wzięła do ręki buty i
wyszła zza klaczy. - Przepraszam za mój wybuch. Po prostu...
Wróciły do mnie wspomnienia tego, co robił mi Rax i byłam
wściekła, że niemal znów musiałam przez to przechodzić.
Byłam gotowa znów mu się oddawać, bo on wrócił, a
potem... - przygryzła wargę, czując napływającą do ust gorycz.
-
Sillo, teraz już nikt cię nie skrzywdzi. Obiecuję ci to i
przysięgam, że żaden mężczyzna już nie zrobi ci tego, co robił
Rax – odparł z całą mocą druid, czym poprawił jej humor. Ale
tylko trochę. Niedawne przeżycia odcisnęły piętno.
Dopiero
teraz, na polanie zalanej popołudniowym słońcem odczuła
przerażenie, szok i ulgę jednocześnie, chociaż bardzo się
starała być silną, upadła na kolana drżąc na całym ciele.
-
Sillo – zaczął Des, ale powstrzymała go ruchem ręki. Musiała
odreagować to, co powinna czuć w tych ciemnościach, gdy
przemierzała wszystkie te tunele w poszukiwaniu wyjścia.
-
Ja, och, właśnie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę bałam
się tylko wtedy, gdy zobaczyłam te potwory, które was
udawały, a wcześniejsza droga nie sprawiła mi żadnych trudności.
-
Bo to miejsce jest przepełnione magią, a ona żerowała na tym,
czego najbardziej się obawiasz. Jeśli wsiądziesz na konia, to w
drodze wszystko ci wyjaśnimy – rzekł Asarlai. Silla kiwnęła
głową i wstała. Oddała pelerynę wojownikowi i już bez pomocy
mężczyzn wskoczyła na konia.
Dostrzegła
druida, który szedł po swojego wierzchowca, na którym
musiał wjechać do lasu i w końcu ruszyli dalej. Zbyt długo
zamarudzili w tym miejscu.
-
Dobrze więc, chcę wiedzieć wszystko, zaczynając od nair i ich
magię, a kończąc na tym, dlaczego brat Desa nas ściga i kim wy
właściwie jesteście. Chyba nie możecie ukrywać tego w
nieskończoność?
-
Nie możemy – odparł Des i podjechał do niej tak blisko, aż
poczuła niepokój, chociaż wiedziała, że nie zrobi jej
krzywdy, to jednak nieco zmieniła kierunek jazdy, aż jej
wierzchowiec prawie wjechał na klacz druida.
-
Nie podjeżdżaj do mnie tak blisko – poprosiła cicho. Nie miała
odwagi prowokować demona w nim drzemiącego.
-
Przepraszam – odpowiedział tylko i pospieszył Bathara. - Niech
Asarlai wszystko ci wyjaśni, ja będę sprawdzał drogę.
Kiwnął
im głową i odjechał, a Silla przez chwilę poczuła wyrzuty
sumienia, że zachowała się wobec niego tak okropnie, ale nie
potrafiła po prostu przyjąć czyjejś bliskości z taką łatwością.
Jakby mogło to sprawić jej przyjemność. Przez chwilę patrzyła z
żalem na odjeżdżającego Desa. Mimo wszystko nie chciała, by
poczuł się urażony. Ale to było silniejsze od niej. Trzymanie
dystansu dawało jej poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
Asarlai
szybko zajął jego miejsce i przez kilka godzin opowiadał o
nairach.
Dowiedziała
się, że nairy to córki bogini Illinn, należącej do
panteonu morskich bogów. Nairy były kobietami, których
zadaniem było karanie niewiernych mężczyzn, ale z czasem ich rola
rozciągnęła się na każdego osobnika płci przeciwnej. Silla
usłyszała także kilka historii, w których nairy zakochiwały
się w ludzkich mężczyznach i próbowały żyć razem z nimi,
ale ich natura szybko wychodziła na jaw, więc takie związki
kończyły się dość szybko, zazwyczaj śmiercią leśnej kobiety.
Silla
jednak ciekawa była bogów, w których wierzyły różne
rasy zamieszkujące krainy na tym lądzie. Ona nigdy nie musiała
oddawać czci bogom, ponieważ była niewolnicą, a ci z kolei mieli
pozostawać niewiernymi. Dlatego niewolono ludzi i inne rasy od
najmłodszych lat i nie uczono ich religii.
Druid
opowiedział jej także zawiłą historię powstania świata, a także
dowiedziała się kim jest Akomo oraz jego brat Wari i siostra Numra.
Teraz była pewna, że chciałaby wyznawać religię, i choć bogowie
wydawali jej się wciąż odległymi, nieistniejącymi istotami, nie
mogła tak po prostu odrzucić myśli, iż ten świat, w którym
żyła, powstał z udziałem wielkiej siły.
Wypytała
go również o próbę, którą musiała przejść.
Druid dokładnie wyjaśnił jej na czym to wszystko polegało. Nairy
po prostu rzucały człowieka na pastwę jego własnych lęków.
Bardzo rzadko zdarzało się, że ktoś przeżywał taką próbę,
ponieważ większość umierała już w jaskini, gdzie znajdowały
się magiczne kamienie. Potem, gdy komuś udało się wydostać z tej
części jaskini, umierał po prostu z powodu własnych lęków
i strachów.
Dopiero
późnym wieczorem zatrzymali się w lesie, odjeżdżając
kawałek od głównej drogi, którą się poruszali. Des
rozpalił ognisko, ale to w jaki sposób zrobił, urzekło
Sillę. Dziewczyna patrzyła zaskoczona, kiedy spod jego palców
trysnął ogień. Posypał się grad małych iskierek, które
szybko przerodziły się w miły, trzeszczący ogień.
Na
kolację dostała kawałek suszonej wołowiny, sera i kromkę nieco
już czerstwego chleba. Miała wrażenie, że od wieków
niczego nie miała w ustach.
Lisek,
który wiernie towarzyszył im w podróży ułożył się
na jej kolanach. Przez cały czas, gdy ich trójka zabawiła w
lesie nair, biedne stworzenie spało w torbie.
-
Przepraszam, mały przyjacielu – szepnęła tylko i podała mu
resztę mięsa, którego nie zdążyła zjeść.
-
Idź spać, Sillo – rzucił nagle Des, pojawiając się tuż obok
niej. Nie zauważyła momentu, w którym wstał ze swego
miejsca i do niej podszedł. Drgnęła lekko i posłała mu spłoszone
spojrzenie. Wojownik wycofał się szybko, a ona poczuła się
okropnie.
-
Dobranoc – szepnęła cicho bardziej do siebie, niż do niego, ale
ku jej zaskoczeniu odpowiedział. Nawet posłał jej lekki uśmiech.
-
Dobranoc, Sillo – mruknął i usiadł nieopodal.
Wyjął
miecz z pochwy i zaczął go pocierać szmatką, na którą
nakładał dziwną maź. Lisek znów wskoczył jej na piersi i
owinął się wokół szyi. Rzuciła ostatnie spojrzenie na
druida, który również ułożył się do snu i zamknęła
oczy.
Długo
jednak nie zaznała spokoju, bo oto nagle tuż przed jej oczami, z
ciemności wyłonił się Rax. Nienawiść jaka zapłonęła w jej
drobnym ciele sprawiła, że nie bała się już tego gada tak, jak
zawsze to było.
-
Czego chcesz? - zapytała dumnie i skrzyżowała ramiona na
piersiach. Jego pewne spojrzenie i ironiczny uśmieszek wytrąciły
ją z równowagi.
Wyglądał
jak żywy, jak wtedy w jaskini, gdy myślała przez chwilę, że Des
się mylił i generał jednak ocalał.
-
Odejdź! Tylko mi się śnisz! - krzyknęła w końcu, czując
niepokój ogarniający całe jej ciało. Znajome mdłości
zapanowały nad żołądkiem.
-
Czyżby? - zakpił, a Silla wpadła w panikę, którą
wykorzystał mężczyzna. Złapał ją, odwrócił do siebie
tyłem i powalił na kolana. - Na kolana, dziwko! - rozkazał.
Podparła się na dłoniach i poczuła jak generał rozrywa jej
szatę.
-
Nie! - krzyknęła i próbowała wydostać się z jego
miażdżącego uścisku, ale nie pozwolił jej na to. Zapłakała
głośno, czując wzbierającą bezsilność, również dobrze
jej znaną.
Miała
ochotę zwymiotować, pozbyć się całego posiłku jaki dziś
spożyła. Nie miała odwagi jednak tego zrobić. Obawiała się
kary.
Obudź
się, dziewczyno!
Pomiędzy
jednym szlochem i drugim usłyszała czyjś natarczywy głos.
Nawoływał ją i próbował wydostać z tego koszmaru.
Obudźże
się, Sillo!
Natarczywe
wołanie wyłowiło ją z koszmaru. Uniosła się i zobaczyła tuż
nad sobą pochylonego druida, który nie krył zmartwienia oraz
Desa – ten z kolei miał na twarzy niezbadany wyraz, ale patrzył
na nią wnikliwie. Łzy przysłoniły jej wzrok, czuła się
pokonana, jak marny śmieć, nie wart spokoju.
-
Nie mogę tak dłużej – szepnęła, a potem odsunęła się od
nich, podciągając do góry. Wstała chwiejnie i wyprostowała
się, chociaż poczuła się nagle taka mała, bezbronna i przede
wszystkim opuszczona.
-
Wypij to.
Tuż
przed jej nosem zjawił się nagle cynowy kubeczek. Spojrzała na
druida. Uśmiechał się do niej zachęcająco.
-
Nie bój się, to tylko zwykły napój nasenny. Eliksir
to zwykła mieszanka ziół, które zawsze przy sobie
noszę. Na pewno ci pomogą – dodał jeszcze, czym ostatecznie ją
przekonał. Złapała naczynie i łapczywie wypiła jego zawartość,
a choć smak był okropny.
Skrzywiła
się, ale przełknęła wszystko i zacisnęła mocno usta, aby nie
zwrócić płynu, który mógłby dać jej choć
chwilę odpoczynku.
W
końcu gorzko-kwaśny posmak zniknął z jej ust i po chwili poczuła
się bardzo śpiąca. Uśmiechnęła się do druida, a potem osunęła
się na ziemię. Asarlai złapał ją w porę i zaniósł do
tymczasowego posłania. Dobrze ją okrył i wymówił jeszcze
jedno zaklęcie, które miało zniknąć o wschodzie słońca.
Des
zajął swoje miejsce na warcie, a Asarlai wrócił do
posłania. Tym razem jednak spał czujniej, ze względu na Sillę.
Poranek
powitał ich zbyt wcześnie, ale Silla nie czuła się ani zmęczona
ani niewyspana. Podziękowała Asarlaiowi za pomoc, a także Desowi
za czujność, chociaż nie zrobił wiele. Chciała zatrzeć trochę
swoje zachowanie wobec niego, gdy wymuszała na nim dystans.
Des
jednak na powrót stał się niedostępny i tajemniczy, co
przyjęła ze wzruszeniem ramion. Przynajmniej teraz będzie trzymał
się w odpowiedniej odległości.
Szybko
zebrali się do dalszej drogi. Przed nimi zostało jeszcze pięć dni
drogi. Silla nie mogła się doczekać, by zobaczyć to miasto.
-
Jakąś godzinę temu przekroczyliśmy granice Parwn, a jej stolicą
jest właśnie nasz cel – Pantravi. To dość spore miasto, większe
nie Bergo. Jest naprawdę piękne. Tam zabawimy nieco dłużej –
wyjaśnił pośpiesznie Des.
Silla
przyjęła wszystko ze skinieniem głowy, ale w sercu odczuwała
ogromną ekscytację. Zobaczy kolejne piękne miasto! Znów
będzie mogła podziwiać wspaniałe budynki. Chociaż w poprzednim
nie wiedziała wiele, ponieważ zajęła się małą dziewczynką i
nie mogła tak rozglądać się po mieście jakby chciała, ale
pamiętała brukowane uliczki domy, które z każdą mijaną
ulicą budowane były w coraz lepszy, solidniejszym stylu.
Tym
razem jednak zamierzała wszystko uważnie obejrzeć i zobaczyć
także targ. Sama nie miała pojęcia o handlu, ale dowiedziała się
od jednej z dziewczyn, z którą dzieliła los niewolnicy, że
targi są wspaniałe i obfitują w same cudne rzeczy.
Ale
zostało im cztery dni drogi, póki nie znajdą się
bezpiecznie za murami Pantravi nie była pewna czy są tu bezpieczni.
-
Zatrzymamy się w pałacu kapłanek Vhen'tils, które oddają
część Akomo. W świątyni znajduje się także wieszczka, która
pomoże nam w naszej podróży – wyjaśnił jej towarzyszy.
Silla zastanawiała się i była ciekawa tego wszystkiego, o czym
mówił Asaralai, dlatego zaczęła go wypytywać o sprawy,
które ją nurtowały.
Druid
wyjaśnił, że kapłanki Vhen'tils były pięknymi kobietami, ale
składały śluby czystości, więc nie mogły mięć mężów
i dzieci. Służyły bogu, ale żyły w luksusie dzięki czemu ich
samotność po części została okupiona. Ale prosta w swym myśleniu
dziewczyna nie mogła zrozumieć jak kobietom może to wystarczyć,
ten luksus.
-
Ja też żyłam w luksusie, wszystkie nałożnice Raksa mieszkały w
dużych komnatach, jadły wszystko to, na co miały ochotę.
Dostawałyśmy także piękne stroje... Ale nie wszystkie były
szczęśliwe – szepnęła cicho, ale Asarlai ją usłyszał.
Wyciągnął dłoń, ale szybko ją schował. Dostrzegła to i
zarumieniła się lekko.
-
Sillo, nie każde kobiety są tak traktowane jak ty byłaś. Kapłanki
mają naprawdę dobre życie i idą z własnego wyboru, nikt ich do
tego nie zmusza.
No
właśnie, one miały wybór. Żyły w luksusach, służyły
Akomo i nie musiały się martwić o to, że jakiś mężczyzna je
zgwałci, a ona... Ona wyboru nie miała, chociaż miała wygodny byt
i nie musiała martwić o jedzenie czy dach nad głową, nie była
szczęśliwa.
-
Nie wiem, czy kiedykolwiek nauczę się żyć ze świadomością, że
jest coś takiego jak wybór czy wolna wola. Do tej pory
zastanawiam się, czy to, co mi się przytrafia, to sen, a kiedy się
obudzę znajdę się w łóżku tego potwora... - urwała i
zaczerpnęła powietrza, tym samym odpędziła od siebie złe myśli.
W końcu machnęła ręką, chcąc zmienić temat. Miała kilka
pytań, które ją nurtowały. - Powiedz mi – zaczęła –
dlaczego brat Desa chce go zgładzić? Jakim on jest człowiekiem,
skoro wysyła bestie na niego? Czy on jest kimś potężnym?
-
Tak – odparł po chwili wahania. Silla poczuła ulgę, że zechciał
mówić. Miała już dość niedomówień i zastanawiania
się kim właściwie są ci mężczyźni. - Kenobar jest w zasadzie
przyrodnim bratem Desa. Obaj mieli różnych ojców, ale
matkę jedną.
-
Naprawdę? - dopytywała się. Poprawiła się w siodle, czując jak
ciekawość jednak bierze nad nią górę. Musiała wiedzieć
więcej. - Opowiedz mi wszystko.
-
Tak, nasz Des jest synem Omrana Kalam'Mhlen, który władał
starożytną krainą Lavtarlii. Ale król w końcu zmarł, a na
tronie miał zasiąść prawowity władca, czyli Desomran
Kalam'Mhlen. Niestety, ale Kenobar, jego przyrodni brat, również
rościł sobie do niego prawa, chociaż jego matka przestała być
królową, gdy zmarł jej mąż. Kenobar jako znacznie starszy
w końcu strącił młodego króla z tronu i sam na nim
zasiadł. Nowy władca szybko zrozumiał, by przejąć pełną władzę
musiał zgładzić prawowitego następce, ale na szczęście Des jest
doskonałym wojownikiem i pokonał garstkę żołnierzy, którzy
go zaatakowali.
Silla
milczała dłuższą chwilę, bo nie potrafiła wykrztusić z siebie
żadnego słowa. Była w szoku i nie dowierzała słowom druida, ale
nie miał powodów, żeby kłamać, dlatego podniosła ciężkie
spojrzenie na jadącego z przodu Desa. Siedział na koniu
wyprostowany, choć bardzo czujny. Wyobraziła sobie go ubranego w
królewskie szaty z lśniącą koroną na skroni. Pokręciła
głową odtrącając od siebie te obrazki i skupiła się na dalszej
rozmowie. Jeszcze było tyle do wyjaśnienia.
-
Wiem, że jesteś bardzo ciekawa, ale na razie nie mogę ci nic
więcej zdradzić. Resztę opowieści usłyszysz w Pantravi.
Skinęła
głową wciąż oszołomiona. Nadal brakowało jej słów na
to, co usłyszała, ale nie była pewna czy istniały takowe.
Zdumienie jeszcze jakiś czas nie pozwalało jej mówić. I
targały nią także wątpliwości. W duchu jednak rozkładała tę
opowieść na czynniki pierwsze i niepokoiło ją to, że druid nic
nie wspomniał o tym, że Des stracił duszę. Pocieszała się
jednak tym, że nie opowiedział jej wszystkiego.
-
Asarlairze? - zagadnęła w końcu. Zerknęła na Desa i pochyliła
się w stronę swojego towarzysza.
-
Tak, Sillo?
-
Jak więc powinnam zwracać się do niego? Wasza Wysokość?
Mężczyzna
nie odpowiedział, lecz zaśmiał się krótko, co przykuło
uwagę Desa. Odwrócił się w ich stronę i rzucił im
szybkie, pozbawione wyrazu spojrzenie, a potem znów wrócił
do patrolowania okolicy.
-
Nie rób tego. Nie znam go zbyt dobrze, ale sądzę, że nie
chciał byś do niego tak mówiła. Lepiej rozmawiaj z nim tak
jak zawsze. Może i jest królem, ale przez wiele lat żył w
ukryciu, a zwracając się do niego w ten sposób możesz
przywołać niechciane wspomnienia i sprowadzić na niego
niebezpieczeństwo.
-
Masz rację, chociaż będzie to trudne... Des w ogóle nie
wygląda jak król – zaczęła, ale urwała, gdy Asarlai znów
się roześmiał. Tym razem ciszej.
-
Więc jak według ciebie powinien wyglądać?
-
No wiesz, wydaję mi się, że powinien być stary i gruby, i mieć
brodę...
Kolejna
salwa śmiechu, tym razem głośniejsza znów przerwała jej
wypowiedź. Zirytowana zmarszczyła brwi i spojrzała na druida,
który nawet nie ukrywał, że bawiło go to, co powiedziała.
-
Ale dlaczego się ze mnie śmiejesz? Tak właśnie wyglądają
królowie, bo żyją w dobrobycie.
-
Jak sama widzisz Des nie pasuje do twoich wyobrażeń. Ciągła walka
o przetrwanie, życie najemnika, jednak ma swoje uroki, że tak
powiem. Więc nie obawiaj się, nasz przyjaciel nie zostanie tłusty
królem.
-
Mam nadzieję – odparła mimowolnie, lecz po chwili przygryzła
wargę. Nie powinno ją to obchodzić, ale mimo wszystko nie chciała,
by wojownik stał się takim człowiekiem: tłustym, dbającym
jedynie o własne potrzeby.
***
Znów
zatrzymali się na ostatni postój późnym wieczorem, a
Silla miała wrażenie, że jej pośladki stały się tak twarde i
bolesne, iż jutro rano nie będzie w stanie wsiąść na konia.
Podróż była całkiem przyjemna, gdyby nie liczyć obolałych
mięśni i czyhającego zagrożenia. Widziała zmieniające się
krajobrazy, małe jeziora porośnięte wysokimi szuwarami, wąską
rzekę, która raz oddalała się od nich, a innym razem biegła
blisko drogi. Jakby bawiła się z nimi w chowanego, a oni nie
podejmowali rzuconego wyzwania.
Des
uparcie jechał kilka metrów przed nimi, a czasami zdarzało
się tak, że osłaniał ich tyły, gdy wydawało mu się, że ktoś
ich śledzi. Chciała z nim porozmawiać, nawiązać małą pogawędkę
i sama dowiedzieć się czegoś o nim, ale nie pozwolił jej na to.
Swoją
ciekawość musiała zaspokoić dopiero w mieście.
Rozdział świetny jak zawsze, aż mi się przykro zrobiło, że taki krótki :p Uwielbiam Twoje opowiadania (szczególnie o Jorgosie, chyba czytałam już je z 5 razy :p) i podziwiam talent! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuń