niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział dziewiąty

Naira złapała ją za rękę i pociągnęła w głąb jeziora. Im dalej szły, tym woda była cieplejsza i głębsza. Czuła jej moc. Nie musiała być magiczną istotą, by wiedzieć, że w każdej kropli znajdującej się w tym miejscu drzemie potężna siła.
- Nasze jezioro to stare miejsce. Magiczne. Ono doskonale wie, czego się boisz lub czego pragniesz. Nie powinnaś je lekceważyć – dodała jeszcze, jakby chcąc jej w ten sposób ułatwić przejście próby.
Silla jednak nie miała pojęcia, czy nawet słowa leśnej piękności cokolwiek jej pomogą. W końcu stanie przed zadaniem, które już teraz ją przerażało.
Nie będzie to łatwe, pomyślała i zanurzyła się w wodzie po piersi. Malandara jednak towarzyszyła jej cały czas. Przepłynęły spokojnie i po chwili dotarły do celu.
Wyskrobała się na małą wysepkę składającej się z kupki kamieni porośniętych mchem oraz skrawkiem ziemi z pięknie pachnącymi kwiatami i ziołami. Wysepka była nieduża, ale idealnie nadawała się na miejsce odpoczynku dla nairy i jej przyjaciółek.
Mandalara pochyliła się nagle nad wodą i dotknęła palcem tafli, która powoli zaczęła rozchodzić się okręgami. Obserwowała ten ruch, aż zrozumiała, iż kręgi nie stają się mniejsze, lecz coraz większe i wyraźniejsze, aż jezioro zaczęło kołysać się od niedużych fal.
Silla poczuła podmuch wiatru, aż gęsia skórka pokryła niemal całe jej ciało.
- Zamknij oczy – usłyszała tuż nad uchem i aż się wzdrygnęła, czując ciepły oddech muskający jej szyję i policzek.
- Kiedy mam je otworzyć?
- Kiedy będziesz gotowa zmierzyć się z próbą.
Silla pomyślała, że nigdy nie będzie na to gotowa, ale nic już nie mówiła, przecież to i tak nie miało znaczenia, bo czy dowiedziałaby się o tej próbie miesiąc wcześniej, czy wie o niej teraz, to żadna różnica. I tak przecież nie wie, co ją czeka.
Zamknęła posłusznie oczy, czekając na moment, który będzie właściwy. Wokół słyszała jedynie szum wiatru i plusk wody. Zerwał się silniejszy wiatr, aż kilka kropel wody spadło na jej ciało. Wzdrygnęła się i odsunęła do tyłu. Była pewna, że wpadnie na przewodniczkę, ale nie poczuła żadnego ciała z tyłu. Miała ochotę otworzyć oczy i rozejrzeć się wokół, ale wciąż czuła się niepewnie. Zmagała się z ciekawością i strachem.
W końcu nie mogła znieść tej niepewności i rozwarła szeroko powieki. W tym samym czasie wszystko nagle uspokoiło się, a miejsce w którym stała, zmieniło się nie do poznania. Nie miała pojęcia, gdzie była. Miejsce, w którym obecnie się znajdowała wyglądała jak jaskinia, duża, mokra, z  nierównym podłożem.
Wokół jednak nie było tak ciemno. Cała grota rozświetlona była dużymi kryształami, które w niewielkich skupiskach przylegały do ścian jaskini. Podeszła do jednego kamienia, lecz w tym samym czasie po grocie potoczył się cichy szept.
Odnajdź swoich towarzyszy...
Teraz już rozumiała, przynajmniej częściowo, na czym to wszystko polegało. Musiała ich odnaleźć, ale nie miała zamiaru robić tego w takich ciemnościach.
Wzrokiem przesunęła po świecących kryształach, ale każdy był zbyt duży, by mogła go wygodnie nieść, nie wyglądały też na luźno obsadzone w skalistym podłożu. Zrezygnowana odwróciła się więc do drugiej kupki, nieco większej, i podeszła do niej. Po drodze raniąc sobie stopy o ostre kamienie. Skrzywiła się boleśnie, myśląc że długo tak nie da rady chodzić. Była naga i bosa, a kamienie twarde, a w pobliżu nie widziała nic, co mogłoby jej się przydać jako buty lub odzienie.
Obeszła kryształy dokładnie, a po chwili wrzasnęła głośno, gdy mdławe światło padło na trupa. Cofnęła się gwałtownie, obijając sobie plecy o skały. Oddychała szybko, a serce ani na chwilę nie zwalniało. Przez chwilę stała przytulona do ściany i nie wiedziała co zrobić. Czy darować sobie próbę zdobycia kryształu, czy może jednak obejść kościotrupa i spróbować wydostać ze skał jeden kryształ. Podeszła bliżej, bacznie przyglądając się kościom układającym się w szkielet człowieka.
Skóra i mięso już dawno zgniły, ale ubrania wciąż były jeszcze dobre. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, by miała na siebie założyć coś, co należało kiedyś do innej istoty ludzkiej, ale nie mogła przecież paradować po jaskini nago. Miał także buty, a to oznaczało, że jej nogi nie będą już wystawione na działanie ostrych kamieni.
Zacisnęła wargi, wciąż patrząc na trupa. Im dłużej patrzyła na niego, tym więcej szczegółów dostrzegła. Kucnęła przy nim, kręcąc nosem na niemiły zapach jaki roztaczał się wokół i wyciągnęła ostrożnie dłoń w jego stronę. Zatrzymała się jednak i spojrzała na ułożenie kości.
Człowiek, który tu przybył zapewne pomyślał o tym samym, by użyć kryształów do oświetlania drogi, ale coś pozbawiło go życia. Nie była pewna, co to takiego, ale śmierć była natychmiastowa. Na wpół leżał na brzuchu z ręką wyciągniętą w stronę kryształów. Przyjrzała się jego dłoniom i zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, że kościotrup w ogóle nie posiadał dłoni! Odsunęła się gwałtownie.
To kryształy!, pomyślała przerażona, czując jednocześnie zniechęcenie. Magiczne kamienie musiały pozbawić go życia, spaliły mu całkowicie dłonie. I jak niby teraz miała szukać drogi w tych ciemnościach? Przecież to nierealne!
Myślała jeszcze chwilę, aż poczuła chłodny wiaterek wiejący od nieprzeniknionej ciemności z prawej strony. Zadrżała z zimna. W końcu pochyliła się i odwróciła trupa przodem. Nie wiedziała, czy ta osoba, która pragnęła światła była kobietą, czy mężczyzną, ale to nie miało dla niej w tej chwili żadnego znaczenia. Powoli zdejmowała kolejne części garderoby, aż ubrała na siebie wszystko, co mogłoby się przydać jej w dalszej wędrówce. Wszystko było na nią za duże, ale na szczęście spodnie i koszula posiadały rzemyki, które związała bardzo ciasno. Z butami było gorzej, ale by nie klapały i nie spadały jej z nóg przywiązała skrawkami materiału urwanego ze zbyt długiej koszuli.
- No dobrze, przynajmniej nie będzie mi już tak zimno – mruknęła do siebie cicho i postała chwilę nad nagimi kośćmi.
Czaszka pozbawiona włosów i skóry, a także oczu sprawiła, że Silla myśleć, że i ona po śmierci będzie tak samo wyglądać. Otrząsnęła się z tych, niezbyt zachęcających myśli, i znów wróciła do zastanawiania się nad tym, jak zdobyć to magiczne światło. Nie zajdzie daleko, gdy będzie tak ciemno. Prędzej skręci sobie kark, kiedy będzie próbowała poruszać się do przodu, by odnaleźć druida i wojownika.
W końcu postanowiła dowiedzieć się, jak działają te kryształy. W jaki sposób zabiły tego biedaka. Odłamała część jego ręki.
- Wybacz mi – szepnęła cicho.
Wyciągnęła długą kość w stronę kryształów. Nim jednak dotknęła ich, zastanowiła się dwa razy, czy ten pomysł jest wystarczająco dobry. Uznała, że i tak może zginąć, więc co za różnica czy tu, czy gdzieś dalej.
Przygryzła wargę i w końcu dotknęła świecących kamieni. Szybko jednak odskoczyła od nich, gdy usłyszała głośny syk, a kość pokryła się czymś w rodzaju małymi rozbłyskami, wędrującymi wprost do jej ręki, aby uczynić z nią to samo. Odrzuciła przytopiony gnat.
- I co teraz? - myślała na głos. Nie mogła tu tkwić w nieskończoności, ale jednocześnie nie mogła tak łatwo zrezygnować z tego światła! Była w okropnej rozterce.
Podjęła ostatnią próbę zdobycia światła.
- Oby się udało.
Chciała sprawdzić ostatnią rzecz. Czy kryształ stopi ubranie. I tak nie mogła liczyć na powodzenie, ale czy mogła odejść pokonana przez coś takiego? Gdyby nie spróbowała wszystkiego nie wiedziałaby, czy te świecące kamienie rzeczywiście są takie zabójcze.
Znów oderwała spory kawał koszuli i owinęła dłonie w jej skrawki dość grubo, aby przypadkiem nie spaliła sobie ręki.
Powoli, jakby podchodząc do przestraszonego zwierzęcia, sięgała w stronę jednego z mniejszych kamieni.
- Proszę, proszę, proszę, proszę – szeptała cicho, pragnąc, by ten pomysł okazał się być trafiony.
W końcu przyłożyła dłonie do jednego z mniejszy kamieni i czekała, lecz nic się nie wydarzyło. Przez chwilę trwała na bezdechu, aż w końcu, gdy jej dłonie wciąż pozostawały w takim samym stanie, zaparła się na nogach i złapała się mocniej, lecz okazało się, że kryształ wyszedł gładko.
- Może dlatego są takie niebezpieczne? Bo łatwo się wyciągają? - szeptała do siebie, czując rozpierającą ją dumę i radość z powodzenia akcji.
Jeszcze nigdy nie czuła się w ten sposób. Udało jej się zrobić coś, co pewnie pogrzebało wielu nieszczęśników w tych skałach. Poczuła się bardzo mądra i niepokonana.
Uniosła zdobycz do góry, a jej zielonkawe światło rozświetliło grotę, w której się znajdowała. Niemal odskoczyła do tyłu, gdy przed sobą dostrzegła całe morze kości. Leżały gęsto obok siebie, niczym ściółka leśna, tylko bardziej przerażająca.
- Och, nie! - Przyłożyła wolną dłoń do ust, patrząc na zbiorową mogiłę. Wszystkie kości należały do ludzi, którzy tu przyszli po to, by ocalić swoich pobratymców. Wtedy jednak przypomniała sobie słowa Malandary.
Tylko mężczyźni każdej rasy czują zapach...
Des, podobnie jak inni, czuli zapach, który ich omotał i sprowadził ich aż do ukrytego w głębi lasu jeziora. Był zaczarowany i nie wyglądało na to, by on sam mógł się odczarować. Ze zgrozą i jednocześnie wzruszeniem pomyślała, że te wszystkie kości należą do kobiet, które chciały uratować swych mężczyzn.
Poczuła wściekłość na nairy, które skazywały na śmierć tyle kobiet. Chociaż ona wciąż nie rozumiała, dlaczego miałby się poświęcać dla mężczyzn, ale przecież mało wiedziała o życiu. I o tym, że ludzie sobie ufają, a kobiety nie są krzywdzone.
Chcesz do nich dołączyć?
Skuliła się przestraszona od grzmotu, który potoczył się po skalnej sali. Malandara przemówiła do niej, zmuszając tym samym do podróży w ciemność i nieznane.
Kroki stawiała niepewnie, ze względu na zbyt duże buty. Jeśli były to ubrania kobiety, to była ona dość wysoka. Nie czuła się dobrze, ze świadomością, że zabrała jej ubrania, ale pocieszała się myślą, że i tak nie były one jej już potrzebne.
Otwór, który miał być przejściem w głąb jaskini, był dość spory, rozświetlany jedynie przez jej kryształ. Poczuła jedynie podmuch wiatru i smród. Okropny, nieco dławiący smród, który od razu ją zniechęcił do dalszej wędrówki.
- I mam tam wejść? - mruknęła, ale miała nadzieję, że w jakiś sposób Malandara ją usłyszała. Pewnie śmiała się z niej i kiwała z zadowoleniem głową. - Nie mogę tu stać i czekać, aż umrę z niezdecydowania. Muszę iść. A jak znajdę Desa i Asarlaia, to obu skopię tyłki! Muszę przeżyć, żeby to zrobić!
Parła do przodu i mamrotała pod nosem. Pomstowała na towarzyszy, przez których musi przechodzić tę próbę. Miała tylko nadzieję, że byli tego warci. Nie ufała im, nie miała dobrego zdania o mężczyznach, ale ratowała tym dwóm życie. Co było z nią nie tak?
Światło padało na ściany, a cienie rzucane przez różne skały przyprawiały ją o dreszcze. Miała nawet wrażenie, że część z nich porusza się i próbuje ją porwać do swego mrocznego świata.
- Nie bądź głupia! - upomniała się i rozglądała się na boki, szukając innych wejść, chociaż lepiej by było, gdyby ten jeden tunel prowadził ją do Desa i Asarlaia. - Pożałujecie tego, co zrobiliście – mamrotała do siebie.
Im dłużej szła, tym coraz częściej odnosiła wrażenie, że mrok gęstniał. Czuła też czyjąś obecności, ale nie była pewna, czy to tylko jej wyobrażenia, czy może coś czaiło się poza obrębem światła.
Idąc skalnym korytarzem, cały czas trzymała się blisko ściany, przy której podłoże było znacznie równiejsze, dlatego nie zauważyła, że tunel poszerzył się. Zorientowała się dopiero, gdy światło kryształu nie dosięgło już drugiej ściany. W końcu znalazła się w kolejnej grocie, a przed nią widniały trzy tunele. Nie wiedziała jednak, który mogłaby pójść, który był tym właściwym. Przysiadła na ziemi, czując już ból w nogach od ciągłego spacerowania po nierównym podłożu. Co miała zrobić? Wybrać losowo? A może każdy z tych tuneli wypróbować? Nie miała na to czasu! Musiała się śpieszyć, gdy obawiała się, że z każdą mijaną chwilą Des i Asarlai pogrążają się w czarach nair coraz bardziej, aż nie zdoła złamać ich bariery.
I całe jej poświęcenie pójdzie na marne.
Patrzyła na otwory w jaskini i wytężała wzrok. Chciała zobaczyć w tej ciemności coś, co sprawi, że pójdzie właściwą drogą, ale nie wiedziała nic. Malandara nie wyjaśniła jej na czym będzie dokładnie polegać jej próba, ale sądziła, że wędrówka po ciemnych jaskiniach nie była tym, co musiała zrobić dla swych towarzyszy.
Nie mogła jednak spędzić całego życia nad zastanawianiem się, które wejście jest właściwie, dlatego wstała i skierowała się pod wpływem pierwszej myśli do przejścia po lewej stronie, chociaż miała do wyboru jeszcze dwa.
Stanęła tuż przed wejściem i cofnęła się gwałtownie, czując okropny odór biegnący od otworu. Odsunęła się od niego. Naszły ją wątpliwości, czy dobrze wybrała.
Podeszła do otworu znajdującego się obok i zaciągnęła się lekko powietrzem, nie będąc pewną czy przypadkiem nie zaatakuje ją jakiś smród. Jednak powietrze przesiąknięte było słodkim zapachem, nieco tylko cierpkim. Przez chwilę zastanawiała się, czy przypadkiem nie wybrać tego tunelu, ale chciała sprawdzić jeszcze ten ostatni. Ale rozczarowała się, gdy powietrze nie było przesiąknięte ładnymi zapachami, lecz zwykłymi, mdłymi, które raczej nie wzbudzały w niej żadnych uczuć, dlatego odrzuciła przejście ze względu na woń, choć mogło to być absurdalne. Nie widziała w tym sensu, ale robiła to wszystko instynktownie.
Dlatego wróciła do drugiego przejścia i jeszcze raz zaciągnęła się pięknym aromatem płynącym z mroku. I chociaż nie wiedziała, co czekała dalej wiedziała jednak, że nie będzie dławiła się od smrodu. Jeszcze raz zachwyciła się słodkawą wonią. Była upajające i tak niespodziewana w tym miejscu, że aż nierealne.
Może właśnie to czuli mężczyźni, gdy wchodzili do lasu nair? Nie zdziwiłaby się. Nairy znały sposoby na to, by usidlić i zwieść mężczyzn, a ten zapach na pewno był jednym z ich sztuczek.
Silla odskoczyła gwałtownie od przejścia, gdy uświadomiła sobie, że ten zapach mógł przecież doprowadzić ją do zguby. Zacisnęła dłoń na krysztale, aż poczuła jego nierówne krawędzie uwierające ją przez koszulę. Skierowała się do tego tunelu, z którego brzydko pachniało.
Podłe nairy!, pomyślała wściekła na samą siebie. Słodycz powietrza miała zaprowadzić ją prosto w objęcia śmierci. Nie miała co do tego wątpliwości. Była bardzo głupia i naiwna, dlatego łatwo dałaby się oszukać i pozwolić się zabić. Skorzystałaby z przejścia, która pachniało ładnie i kusząco. Weszłaby tam, a na końcu ciemnego tunelu czekało na nią coś, co mogłoby ją z łatwością zabić. Nie miała już wątpliwości. Przecież jej droga nie mogła być tak łatwa, pozbawiona jakichkolwiek niebezpieczeństw.
Zatkała usta dłonią, starając się oddychać płytko i szybko, aby jak mniej odoru wpływało do jej nozdrzy. Poczuła mdłości, gdy weszła głębiej, ale musiała pokonać niechęć i obrzydzenie. Musiała uratować druida i wojownika. Przecież obaj niejednokrotnie w ciągu ich krótkiej znajomości stawali w obronie jej życia, więc czas na to, by i ona zrobiła to samo, chociaż wciąż była wściekła, że skazują ją na podróż w kompletnym mroku, na wybory, które mogą zaważyć na ich losach.
Nigdy nie była odpowiedzialna za czyjeś życie. Nie wiedziała, co to odpowiedzialność, ani nawet nie potrafiła udawać, że zależy jej na kimś. Liczył się tylko jej ból i strach, a także to, że Rax wykorzystywał ją w najobrzydliwszy sposób. Miała wątpliwości i nie potrafiła jeszcze oswoić się z myślą, że teraz, jako wolna kobieta, idzie na pewną śmierć, po to by obronić dwóch mężczyzn przed kompletnym zatraceniem w świecie Malandary. W dodatku jeden z nich próbował ją skrzywdzić, a zaraz potem przepraszał ją i wyjaśniał wszystko. Widziała też jak patrzył na te kobiety. Pocieszała się tylko myślą, że nie miał złych zamiarów wobec niej. To demon próbował sprawić jej ból, natomiast leśne kobiety oczarowały go swymi sztuczkami, a on sprawił, że chętnie przyjmowały jego czułości.
Zacisnęła wargi, przypominając sobie tamtą scenę nad jeziorem i pewnie ruszyła do przodu, w ręce ściskając kryształ, który mógłby ją w każdej chwili pozbawić życia.
Szła i szła, i nie była pewna, czy jej wędrówka w końcu się skończy. W miejscu pozbawionym słońca wszystko wydawało się inne, czas płynął inaczej – jakby szybciej. I mogła spędzić w tych tunelach nie godziny, lecz dni, a nawet tygodnie. Błagała w myślach nieznane jej bóstwa, by dały jej szansę na zrewanżowanie się za uratowanie jej życia, by ich podróż nie skończyła się tak głupio. Nie była pewna, o co walczył Des, ale skoro ścigał go własny brat, to zapewne chciał zakończyć w jakiś sposób ten konflikt.
Kim jesteś?, zapytała się w myślach, uzmysławiając sobie, że nie ma pojęcia o tym z kim tak naprawdę podróżuje. Mogła jednak być pewna, że żaden z nich nie był zły. Oprócz tego jednego incydentu na polance, Des czy nawet Asarlai, w żaden sposób nie próbowali jej skrzywdzić.
Sillo!
Po skalnym korytarzu potoczył się nagle cichy szept, ledwie dosłyszalny. Rozejrzała się wokół. Głos był znajomy, ale tak nieuchwytny. Miała wrażenie, że powinna go znać, lecz nie mogła sobie przypomnieć kto był jego posiadaczem. Po chwilowym przystanku, znów ruszyła dalej, wyrzucając z głowy to, co usłyszała.
To na pewno był wiatr, pomyślała w końcu i machnęła na to ręką.
Korytarz, którym się poruszyła w pewnym momencie zrobił się jakby większy, a powietrze już tak nie cuchnęło zgnilizną. Po drodze, ku jej uldze, nie zastała żadnych trupów, wzięła więc to za pewnik. Nic jej tu nie groziło – przynajmniej tymczasowo. Nie chciała się zbyt przedwcześnie cieszyć.
W pewnym momencie dostrzegła na końcu tunelu światełko, które przebijało się nieśmiało w jej stronę, pokonując wieczną noc królującą w tym miejscu.
Z ulgą przyspieszyła kroku i choć bolały ją stopy była pewna, że za chwilę skończy się jej podróż i obaj jej towarzysze wyjdą cało ze szponów nair. Wierzyła w to głęboko.
Im szybciej szła tym światło powiększało się coraz bardziej, aż znalazła się blisko wylotu i stanęła nagle, obserwując całe otoczenie z ciemności. Doskonale wszystko widziała.
Des wraz z Asarlaiem znajdowali się w pomieszczeniu z kamiennym stołem. Obaj przywiązani byli do krat. Grube kajdany poraniły ich nadgarstki, ociekali krwią i potem. Nie mogła uwierzyć, że nairy tak po prostu zakuły ich w kajdanki i potraktowały w ten sposób! Sądziła, że nic im nie będzie, że zostaną z kobietami pod wpływem czarów, aż nie wróci z próby. Czyżby postanowiły się na niej w jakiś sposób zemścić? Może myślały, że nie dotrze tu tak daleko, dlatego pokrzyżowała im plany?
Wściekłą wbiegła do sali z okrzykiem ulgi. Mimo wszystko cieszyła się, że się tu znalazła i mogła ich teraz spokojnie uratować.
- Des! Asralai! - krzyknęła, gdy mężczyźni nie zareagowali na jej obecność. - Jestem tu! - krzyknęła, ale żaden z nich nawet nie podniósł oczu. Zmieszana podeszła do nich.
Des trzymał głowę opuszczoną na piersi, ale oczy miał otwarte. Odrzuciła kryształ który przestał być jej potrzebny i złapała w dłonie jego posiniaczoną i poranioną twarz. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, dostrzegła w jego oczach błysk gniewu. Obserwowała go jednak nie bacząc na emocje się w nim kłębiące.
- Przyszłam już – szepnęła niepewnie, lekko zawstydzona swą długą podróżą.
- Już? Chyba dopiero - sarknął magle druid. Zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, a potem westchnął. Pokręcił głową i przestał na nią zwracać uwagę. Silla poczuła się urażona jego słowami i zachowaniem, ale musiała mu przyznać rację. Trochę jej jednak zeszło, by dojść tutaj, ale ważne było to, że jednak ich odnalazła.
- Przepraszam, starałam się iść jak najszybciej. Trochę buty mnie obtarły...
- Przestań w końcu trajkotać i pomóż nam się stąd wydostać – przerwał jej gwałtownie Des i zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem.
Zmarszczyła brwi i przyjrzała się im niepewna. Nie sądziła, że będą odczarowani, że Malandara to zrobi, lecz pewnie mieli do niej o to pretensje, skoro zachowywali się w ten sposób. Nie pytała ich o nic, nawet nie próbowała rozmawiać z nimi, dlatego szybko przyjrzała się kajdanom.
- Weź mój nóż, przypięty jest do cholewki na lewej nodze. Wsadź go w otwór na klucz i porusz nim kilkakrotnie, aż usłyszysz trzask.
Szybko się zabrała do pracy, ale miała spore problemy, by pomóc Desowi w uwolnieniu się, gdyż był wysoki, a jego ręce, choć znajdowały się trochę niżej, to jednak kłódka zwisała mu tuż nad głową, łącząc dwa łańcuchy.
- Bogowie, litość – szepnął zniecierpliwiony Des. Silla zagryzła wargi i skupiła się na zadaniu.
Czy naprawdę nie mógł jej darować tego, że przyszła tak późno? Mimo wszystko to była ich wina, że musiała tu przyjść, przechodzić przez próbę. A on jeszcze śmiał narzekać. Druid również nie był mu dłużny. Ciągle słyszała jego zniecierpliwione westchnięcia i pomruki niezadowolenia. Obaj byli kapryśni.
W tak wyciągniętej pozycji było jej coraz trudniej, ale w końcu udało jej się odpiąć kajdany. Przez cały ten czas była świadoma bliskości Desa. Nie miała zamiaru go dotykać, ani w głowie jej były podobne sytuacje, lecz czuła na sobie jego wzrok. Obserwował ją cały czas. Niepokój wkradł się do jej serca, niczym podstępny wąż, który czekał na atak. Nie wiedziała tylko, dlaczego akurat teraz.
Jakoś nie była jej wstrętna myśl o nim, czy nawet o druidzie. Nauczyła się z nimi podróżować bez ciągłej obawy, iż w końcu się na nią rzucą. I chociaż Des tak uczynił, nie było to jego wolą. Teraz miała wrażenie, że coś się zmieniło, ale nie potrafiła tego tak do końca odgadnąć.
W końcu udało jej się rozpiąć kłódkę i kiedy opadała na ziemię, Des pochwycił ją nagle ramiona i pocałował. Silla zaczęła mu się wyrywać, nie lubiła takich niespodzianek, w ogóle nie przepadała za dotykaniem. Des jednak nie bacząc na jej protesty całował ją przez chwilę, a potem puścił ze śmiechem.
- Nie rób tego! - warknęła. Des pokręcił tylko głową i odebrał jej sztylet, a potem uwolnił druida.
- Szkoda, że nie zrobiła tego Silla. Ciebie nie będę całował – odparł Asrlai i potarł nadgarstki. Obaj roześmiali się z kawału, lecz dziewczyna poczuła niesmak do nich, co zdarzyło jej się pierwszy raz od samego początku znajomości.
- Sillo, podejdź do mnie, chcę ci podziękować za uratowanie nam życia – odpowiedział druid i wyciągnął w jej stronę ręce. Dziewczyna pokręciła tylko głową i cofnęła się parę kroków.
- Nie, nie chcesz tego, wiem to. Powiedziałeś, że nigdy mnie skrzywdzisz – przypomniała mu jego niedawne słowa, ale on tylko machnął ręką.
- Przecież nie chcę zrobić ci krzywdy – odparł z prostotą. Wyglądał na szalenie zadowolonego, chociaż nie powinien być.
Silla przyglądała mu się, a potem przeniosła wzrok na wojownika, który również podążał za nią powolnym krokiem. Obaj byli poturbowani, twarze mieli posiniaczone, utytłane w błocie, a zaschnięta krew tworzyła ciemne ścieżki, przy okazji zlepiając włosy, ale szli zaskakująco sprawnie.
Przypomniała sobie jak kiedyś Rax uczynił jej to samo, miała poranioną twarz i nie mogła się ruszać, a ci dwaj... Jakby w ogóle nie odczuwali tego, co im zrobiły nairy.
Kolejna magiczna sztuczka?, pomyślała. Obaj zachowują się dziwnie.
Nie mogła uwierzyć, że ich nastawienie do niej zmieniło się tak nagle. Druid nigdy nie chciał jej dotknąć, a nie wspominając wojownika. Obaj przecież w żaden sposób nie wykazywali chęci, by ją nawet pocałować.
- Przecież nigdy nie chcieliście mnie całować! - wypowiedziała swe myśli w ich stronę, oczekując jakiejś reakcji, która potwierdziłaby tylko, że miała rację. Asarlai zaśmiał się cicho w końcu i przyspieszył kroku.
Silla rozejrzała się wokół, szukając wyjścia, innego niż to, którym tu przyszła. Wzrokiem odnalazła jasny korytarz prowadzący nie wiadomo dokąd, ale musiała nim uciec przed nimi. Ich szerokie uśmiechy przerażały ją. Było w nich coś nienaturalnego, coś, co sprawiło, że zerwała się do ucieczki, zaskakując ich nagłą zmianą kierunku. Rzuciła się w prawo, licząc że nie zdążą ją dopaść.
Pobiegła korytarzem, który wiódł w nieznane, ale na szczęście nie był tak ciemny. Liczne pochodnie przytwierdzone do jego gładkich ścian sprawiły, że poczuła się zdecydowanie pewniej i widząc drogę mogła uciekać jak najdalej od nich.
- Sillo! - krzyknął nagle Des. Jego głos zmienił się nie do poznania. Był znacznie grubszy, mniej wyraźny. - Sillo, zaczekaj! - krzyknął raz jeszcze.
Odwróciła się, a wtedy zobaczyła, że goniło ją dwie bestie przypominające jedynie w posturze człowieka. Przyspieszyła, ale zmęczenie już ją dopadło.
- Nie wierzę! Jesteście nieprawdziwi! - krzyczała, bo tylko to jej pozostało. Była bezbronna. Nie miała ze sobą nawet sztyletu, ani tego kryształu, który przecież mógłby ją w jakiś sposób uratować.
Korytarz nagle się urwał i wybiegła do jaskini jaskini z jeziorem. W jakiś sposób poczuła ulgę, ale tylko na chwilę, ponieważ jedna z bestii powaliła ją na ziemię z głośnym rykiem. Krzyknęła i próbowała się wyrwać, ale szpony potwora wbiły się w jej ciało i osadziły ją na miejscu.
- Zostaw mnie! - krzyknęła. Pulsujący ból w miejscu, gdzie była zraniona nie pozwalał jej się skupić. Myśli ulatywały jej z głowy, pozostawiając jedynie jedno słowo w mrocznej pustce: ŚMIERĆ.
Silla nie chciała jeszcze umierać, nie teraz, kiedy odkryła w sobie pokłady odwagi. Pokonanie jednak potwora gołymi rękami było niemożliwe.
Bestia miała płaską twarz z poszarpanymi wargami i ostrymi zębami, spomiędzy których kapała krew i czarna ślina. Białe ślepia pozbawione tęczówki przyglądały jej się badawczo, jakby próbowały przedostać się do jej serca lub umysłu. Pomarszczona, ciemnoczerwona skóra wyglądała okropnie, podobnie jak całe ciało przypominające wychudzonego człowieka. Długie ręce zakończone były dużymi łapami z pazurami zdolnymi przebić nie tylko ludzkie ciało, ale także i stal. Rozejrzała się w poszukiwaniu drugiego, ale ten gdzieś zniknął.
Nie wiedziała tylko czy to dobrze czy źle. Lepiej jednak czuła się ze świadomością, że jedna bestia zniknęła.
- Odejdź ode mnie! - warknęła, a potem krzyknęła, gdy stworzenie ponownie wbiło w nią swe pazury. Krzyknęła. Ból eksplodował w niej ognistą falą.
Tym razem miała wrażenie, że potwór przebił ją na wylot. Całe jej ciało krwawiło. Z każdą mijaną chwilą robiła się słabsza i słabsza, przed oczami robiło jej się coraz ciemniej.
- Więc tak zginę? - załkała rozpaczliwie. Udało jej się przy kryształach, udało jej się także przy tunelach, nie pozwalając sobie na zaufanie zwodniczym zapachom. Odkryła także fałszywą tożsamość Desa i Asarlaia, a teraz jednak wykrwawiała się na śmierć, bo nie zdołała uciec przed bestiami. - To nie może być prawda! - krzyknęła w przypływie sił.
Sillo!
Usłyszała nagle w głowie. Krzyk był głośny, niemal paraliżujący, ale dobrze jej znany. Nie była jednak pewna, czy to nie był przypadkiem wytwór jej wyobraźni. Nie chciała czepiać się tej złudnej nadziei, ale nie mogła tak po prostu zginąć. Jeśli uda jej się dostać do jeziora, może bestia da jej spokój. Nie była pewna, czy to się uda, ale czyż miała więcej do stracenia? Mogła albo zostać rozszarpaną albo wykrwawić się na śmierć. Żadne z tych wyjść nie było zbyt entuzjastyczne, ale z dwojga złego, przynajmniej będzie próbowała.
Odnalazła w sobie ostatnie pokłady siły, myśląc tylko o tym, by uciec potworowi, który wisiał nad nią jak kat i czekał, choć sama nie wiedziała na co. Wkrótce się przekonała, i chociaż wiedziała, że to nieprawdopodobne, strach zaatakował ją z tak dużą siłą, iż nawet nie zdawała sobie sprawy, że krzyczy. I że wykrwawia się powoli i boleśnie.
Za plecami bestii majaczył dobrze znany jej mężczyzna. Odziany w zbroję z czerwoną peleryną. Taki czysty i wypielęgnowany jak zawsze. Rax. Mimo swych czterdziestu pięciu lat trzymał się dobrze. Gdyby nie to, że był podły i okrutny, mogłaby go uznać za człowieka o przyjaznym, wciąż młodym obliczu. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale tak silny. Nigdy jeszcze nie zdołała uciec z jego komnat lub też namiotu, bo trzymał ją w żelaznym uścisku dłoni i krzywdził długo, aż krztusiła się z braku powietrza.
- Witaj, Sillo – zaczął cichym, gardłowym głosem, który śnił jej się po nocach jak najgorszy koszmar.
- Nie, to niemożliwe! - krzyknęła przerażona. Bestia odstąpiła się nagle, a ona poczuła jak na szyi i nadgarstkach ciężar kajdan.
Pojawiły się nie wiadomo skąd i wywarły na niej ogromne wrażenie, chociaż powinna już dawno przyzwyczaić się do tego, że były nieodłączonym elementem jej istnienia. Zamknęła powieki czując rozszarpujący serce ból, a także łzy, które wytoczyły się spod powiek i ciężko opadły na policzki. Spływały w dół brody i kapały na podartą i poplamioną krwią koszulę. Nawet już nie bolały ją tak rany, jakby z chwilą pojawienia się Raksa zniknęły. Zacisnęła wargi, walcząc z mdłościami.
- Przecież ty nie żyjesz! - powiedziała. Rozpaczliwie szukała dowodu na to, że to, co miała przed sobą, to tylko wytwór jej wyobraźni albo okrutny żart Malandary.
- I kto ci to powiedział? Ten najemnik, z którym podróżujesz? - zapytał drwiąco. Kucnął przy niej i wyciągnął w jej stronę dłoń. Dotknął jej policzka z taką czułością jakiej nigdy od niego nie zaznała i to ją obudziło.
- Jesteś martwy! - powiedziała z mocą i mimo rozszarpanego brzucha, podniosła się z trudem na klęczki. - Jesteś martwy. Wierzę w to, że cię nie ma! - dodała jeszcze i chwiejnie wstała.
Rax patrzył na nią w milczeniu, a potem roześmiał się głośno, jakby nigdy w życiu nie słyszał równie zabawnego żartu. Silla struchlała. Nie wiedziała już, czy dobrze robi, że mu się przeciwstawia. A jeśli rzeczywiście nie był martwy? Ale w takim razie skąd się tu wziął? Powoli zaczynała opuszczać ją odwaga, a jej miejsce zajmował strach. Uczucie dobrze jej znane.
- Nie – krzyknęła ostatkiem sił.

- Och, tak. Znów będziesz moją niewolnicą. Wiesz przecież jak sprawić mi przyjemność, dobrze mnie znasz. Lubię cię brać, kiedy jesteś odwrócona do mnie tyłem – szepnął jej nagle do ucha. Odskoczyła, ale była słaba z powodu upływającej krwi i wysiłku, więc upadła na ziemię, wprost na skupisko kamieni. Potłukła się boleśnie, ale i tak ją już nic nie obchodziło. Znów była niewolnicą.

1 komentarz:

  1. Łoooo, nadal mam ciary po tym rozdziale ❤ czekam na dalszą część 😍

    OdpowiedzUsuń