Zaprowadzili
konie pod lasek, pod którym Des próbował zedrzeć z
niej ubranie. Odsunęła się gwałtownie od miejsca, w którym
dostrzegła wygniecioną trawę i porzucony materiał z koszuli.
-
Nie obawiaj się, tym razem nie zamierzam cię skrzywdzić –
powiedział, gdy dostrzegł jej przestraszone spojrzenie. Nie
uwierzyła mu, ale usiadła potulnie na jednym z kamieni. Des
przystanął w pewnej odległości.
Zanurzył
dłonie we włosach i w końcu odważył się spojrzeć na nią. Wzrok przesiąknięty miał niepewnością i żalem, ale tym
razem Silla nie dała się nabrać. Uniosła miecz w jego stronę.
-
Gadaj! - odpowiedziała i rozsiadła się wygodnie. Mężczyzna
westchnął ciężko, a potem przystanął, szeroko rozstawiając
nogi i spojrzał na nią, przybierając na twarz ponurą maskę.
-
Nie wiem, czy wiesz, ale gdy istota i to nie ważne jaka, zostanie
pozbawiona najważniejszej części swojego istnienia, to znaczy
duszy, powoli staje się demonem. U złych ras, żyjących jedynie po
to, by niszczyć i zabijać, zmiana zachodzi natychmiast. Natomiast u
elfów czy ludzi ta przemiana postępuję długo i boleśnie.
Zdarzają się takie ataki, jakiego doświadczyłaś przed chwilą.
Nie mam duszy, Sillo. Została mi odebrana... wiele lat wcześniej i
od tamtej pory demon próbuje przejąć kontrolę nad moim
ciałem. Nie panuję nad tym, ale doskonale wiem i pamiętam to, co
bestia robi.
Silla
rzuciła miecz i odsunęła się od wojownika z przerażeniem. Nie
miał duszy, a jak wierzyła, była to najważniejsza część każdej
istoty, a on został jej pozbawiony.
-
To, co mówiłem czy robiłem nie było zależne ode mnie.
Muszę odzyskać duszę, by nie stać się demonem. Nie myślę o
tobie jak o niewolnicy czy dziwce. Nigdy tak nie nazwałem żadnej
kobiety, którą spotkałem na swej drodze, więc nie gniewaj
się na mnie. Nie myślałem tego i nie uważam cię za kobietę
zniewoloną.
-
Nie mam takiej pewności – powiedziała tylko i znów
rozejrzała się wokół, szukając druida. Jednocześnie
pragnęła zmiany tematu, ponieważ obawiała się Desa i tego, co
mógłby jej uczynić, gdyby demon znów się pojawił.
Druid był zdolny do powstrzymania zła czyhającego w Desie. -
Musimy znaleźć Asarlaia! - Wstała gwałtownie, rozglądając się
na boki. Bała się tego, że tak długo go nie widzi. Nie mógł
tak po prostu zniknąć. Wojownik nie zdołał jej odpowiedzieć. -
Nie mógł przecież tak po prostu zniknąć. Wysłał mnie do
ciebie, kiedy zorientował się, że ktoś nas śledzi. A teraz
nigdzie go nie ma.
-
Jego koń też zniknął. Ale nie obawiaj się, to druid, oni zawsze
cgadzają własnymi drogami - Głos Desa nie brzmiał jednak tak
stanowczo, choć Silla poczuła się uspokojona jego słowami. Mimo
wszystko powinni brać pod uwagę każdą możliwość. W końcu była
cały czas z Desem. Druid mógł nie zauważyć, że wojownik
jest opętany przez demona i zawrócił, aby sprawdzić
wszystko dokładnie.
Nie
chciała jednak odjeżdżać stąd, dopóki nie dowie się, co
się tak właściwie stało. Jak dorosły mężczyzna, który
potrafi władać magią może tak po prostu zniknąć? Czyżby
znalazł się ktoś potężniejszy od niego? Nie mieściło jej się
w głowie, dlatego podeszła do klaczy, a potem cofnęła się do
tego miejsca, w którym, jak myślała, znajdzie jakieś ślady.
Nie
miała pojęcia o tropieniu, więc nie dostrzegła nic niepokojącego.
Ślad końskich kopyt po prostu się urywał w pewnym momencie, jakby
jego klacz wzbiła się w powietrze. A przecież było to niemożliwe.
-
Nic tu nie widzę – mruknęła bardziej do siebie, niż do Desa,
który przykucnął i badał dłonią ziemię. Dotykał placami
wgłębień po końskich kopytach. Uniósł głowę i
przyglądał się otoczeniu, a potem wstał gwałtownie.
Skierował
się w stronę niezbyt rozległego lasu, lecz gdy Silla spojrzała w
jego stronę poczuła niepokój. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż
kręgosłupa, gdy wzrok nie przebił się przez mrok czyhający tuż
za pierwszymi pniami.
Czyżby
tam zniknął Asarlai?, pomyślała niepewnie. Obawiała się
odpowiedzi jakiej mogą się w końcu doczekać, gdy pójdą
jeszcze dalej.
Została
z tyłu, gdy Des podszedł do ściany lasu i przystanął. Silla nie
była jednak pewna, czy to był dobry pomysł. Nagle straciła cały
zapał do tego, by odszukać druida. Nie wiedziała nawet czy został
porwany, czy może sam uciekł, gdy zobaczył, że Des robi się
agresywny wobec niej. Nic już nie wiedziała. Jedynie niepokój
rósł w niej z każdą chwilą.
-
Może lepiej stąd chodźmy... Nie czuję się tu zbyt pewnie. Mam
wrażenie, że ten las na nas patrzy – mruknęła tylko i wlepiła
wzrok w plecy wojownika.
-
To prawda – odparł po krótkiej chwili Des, co zaskoczyło
Sillę. Myślała, że nie usłyszał jej, dlatego milczał. Nadal
stał nieruchomo i wpatrywał się w mroczną dal.
-
Że las na nas patrzy? To okropne! - szepnęła przerażona. Stała
jednak w miejscu i czekała na ruch wojownika. Nie była pewna tego,
co on zrobi.
W
końcu Des poruszył się i bez słowa przekroczył cień rzucany
przez pobliskie drzewo. Spojrzała na niego przerażona. Nie sądziła,
że będzie chciał tam wejść, ale ostatecznie bez słowa ruszyła
za nim, by nie zostać tu samą. Obejrzała się przez ramię i
dostrzegła, że konie oddaliły się znaczne od drogi, skubiąc
soczystą trawę. Potem odwróciła głowę i pospieszyła
kroku, gdy uzmysłowiła sobie, że jej towarzysz szybko znikał w
ciemnym lesie. On sam był jak mrok, bo idealnie wtapiał się w tło.
Wpatrując się w jego sztywne plecy zrozumiała, że coś jest nie
tak. Des szedł w sobie znanym kierunku, nie zbaczał na inne
ścieżki, których, jak zdążyła zauważyć, było całkiem
sporo. Rozchodziły się we wszystkie strony. Zastanawiała się
tylko czy to zwierzęta je wydeptały.
Des
szedł przed siebie i zdawało się, że doskonale wie dokąd
zmierza. Rozglądała się na boki, drżąc ze strachu i zimna. W tym
miejscu, niemal całkowicie pozbawionym słońca, powietrze było
chłodniejsze. Pnie i podłoże porastały mech, który ścielił
się niczym zielony dywan. Niektóre drzewa leżały powalone
przez wiatr niczym martwi towarzysze porzuceni przez swych kompanów.
Nad jej głową zwisały rośliny, które do złudzenia
przypominały węże. Silla poczuła obrzydzenie, gdy jedna taka lina
musnęła jej skórę; była gładka i miękka.
-
Desie, dokąd my właściwie idziemy? Ty wiesz, gdzie jest Asarlai? -
dopytywała się, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Przez chwilę
liczyła, że wojownik odpowie jej po krótkim milczeniu, ale
gdy tego nie zrobił odpuściła i pozwoliła się prowadzić w
nieznane.
Pomyślała
tylko, że łamie własną obietnicę. Miała już nigdy mu nie ufać,
a tymczasem podążała za nim w środek ciemnego lasu. Musiało być
coś, co wiedział Des, a ona tego nie dostrzegała i ślepo
wędrowała wydeptanymi ścieżkami. Kompletnie oszalała, ale miała
wybór: zostanie poza lasem, czekając na mężczyzn i przy
okazji stanie się łatwym celem albo podąży za towarzyszem,
któremu nie ufała. Żadna z tych możliwości nie dawała
zbyt wiele nadziei na szybkie wyruszenie w podróż... Musiała
zdać się na łaskę wojownika.
Nie
miała pojęcia ile czasu minęło odkąd weszli do tego miejsca, ale
miała wrażenie, że ich podróż trwała od kilku godzin.
Brak słońca sprawił, iż nieustannie myślała o panującej na
zewnątrz nocy. W końcu poczuła lekką zmianę. Nie była pewna czy
to przez powietrze, które stało się cieplejsze, czy może
dlatego, iż nagle jej oczy dostrzegały jeszcze więcej. Pojaśniało
– zrozumiała to w chwili, gdy spojrzała w górę, a tam
przez koronę drzew dostrzegła skrawki błękitnego nieba.
Uśmiechnęła się z ulgą.
Miejsce
też się zmieniło. Nie było już tak mroczne i przerażające.
Mech nie porastał już wszystkiego, a ścieżki wyglądały na
lepiej wydeptane przez istoty żyjące w tej części lasu.
Rozejrzała się wokół. Zmarszczyła brwi zaskoczona, gdy
dostrzegła rozłożyste drzewo, a pod nim liczne kwiaty. Z jego
gałęzi zwisały wstążki i lampiony. Nie spodziewała się czegoś
takiego pośród takiej dziczy, ale widok ją napawał spokojem
i tchnął w nią odrobinę nadziei, chociaż nie miała pojęcia
dlaczego.
Zrobiło
się zdecydowanie cieplej, gdy przystanęła i obserwowała to
wspaniałe drzewo; oświetlone z góry słonecznym światłem
wyglądało magicznie i spokojnie.
Kątem
oka dostrzegła ruch po lewej stronie. Des wciąż szedł w sobie
znanym kierunku, więc i Silla szybko podążyła za nim.
-
Dokąd my właściwie idziemy? - zapytała cicho, ale i tym razem Des
jej nie odpowiedział. Poczuła irytację, bo szła za nim, a nawet
nie wiedziała czy zrobiła dobrze.
Może
zwabia ją w pułapkę? Demon, który nadal w nim drzemie chcę
ją zaciągnąć do lasu i po prostu zamordować? Dopiero teraz sobie
to uświadomiła i szybko podjęła decyzję. Im ciszej się wycofa,
tym mniejsze ryzyko, że Des zobaczy jak ucieka, ale chociaż wątpiła
w to, że zniknie mu z oczu nim ten zorientuje się, co zamierza. Nie
mogła tu zostać, nawet jeśli nie była pewna jego intencji.
I
wtedy kątem oka dostrzegła błysk. Stanęła jak wryta, gdy
odwróciła się w stronę blasku i dostrzegła nieduże
jezioro. Z otwartą buzią podeszła bliżej. Nie spodziewała się
czegoś takiego, chociaż nie powinno ją to dziwić. W ciągu
ostatnich tygodni widziała o wiele więcej, niż przez całe swoje
życie, a jednak: jezioro pośrodku głuchej dziczy było
zaskakującym widokiem.
Des
stanął nad brzegiem jeziora i bez słowa wpatrywał się w jego
błękitną taflę, nad którą przemykały nie tylko ważki
czy motyle, ale także kolorowe tukany i papugi. Były też inne
ptaki, ale pierwszy raz widziała je na oczy. Na gałęziach drzew,
tuż nad brzegiem jeziora spoczywało stado błękitno-czerownych
jastrzębi z długimi ogonami i grzebieniami przypominającymi kolce.
Na skałkach siedziały żaby i jaszczurki i przeglądały się w
wodzie, podziwiając swoje odbicia.
Kiedy
podeszła bliżej, jej oczom ukazała się niewielka wysepka na
środku jeziora, na której dostrzegła nagie kobiety. Uniosła
wysoko brwi i przyjrzała im się zafascynowana. Były piękne, z
kolorowymi włosami i szczupłymi ciałami machały do nich z oddali.
Śmiały się i nawoływały. Jednak ani ona ani Des nie ruszyli się
ze swego miejsca. Dziewczyna jednak wciąż tkwiła za jego plecami,
wychylając się nieznacznie. Nie wiedziała kim były te nagie
dziewczyny, ale wyglądały zachwycająco, iż nie mogła uwierzyć,
że tkwią w środku lasu z własnej woli.
-
Kim one są? - zapytała kolejny raz swego towarzysza, ale znów
nie uzyskała odpowiedzi. Spojrzała na twarz wojownika i dostrzegła,
że Des uśmiecha się lekko, oszołomiony i zachwycony widokiem
rozebranych kobiet. Leśne damy wciąż do niego machały i śpiewnie
nawoływały, ale Des pozostawał na swym miejscu. Złapała go za
rękę i potrząsnęła nią lekko, a potem mocniej. Nie zareagował.
Usłyszała
plusk. A potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. Dostrzegła jak kilka
kobiet z wyspy płynęły ze śmiechem w ich stronę. Szybko schowała
się za najbliższe drzewo nie będąc pewną jak zareagują, gdy ją
zobaczą. Mimo wszystko zjawili się tu jako nieproszeni goście,
wtargnęli na ich teren, a chociaż kobiety nie wyglądały groźnie,
wolała pozostać dla nich niewidoczną.
Kolejna
salwa śmiechów rozbrzmiała w powietrzu, gdy wydostały się
na brzeg i otoczyły kolorowym kręgiem wojownika. Ocierały się o
niego, dotykały go, a jedna z nich nawet próbowała go
pocałować, lecz wycofała się w ostatniej chwili, co, jak
zauważyła Silla, nie spodobało się Desowi.
Uśmiechał
się do kobiet, dotykał je po piersiach. Jedna z nich, z pięknymi
zielonym warkoczem przerzuconym przez ramię, przysunęła się do
niego blisko, coś wyszeptała mu do ucha, a on odpowiedział jej tym
samym: śmiechem i szeptem. Nie rozumiała jego słów, ale
widziała doskonale jak wyciąga w stronę jej kobiecości rękę i
dotyka ją tam delikatnie. Leśna kobieta jęknęła głośno,
otoczyła go ramionami i przysunęła się jeszcze bliżej.
-
Och, tak! Szybciej! - krzyknęła uradowana, a Silla rozwarła
szeroko oczy patrząc na bezeceństwa jakie rozgrywały się tuż
przed nią. Wszystkie były zadowolone z tego, co robił Des.
Jak
mogły?, myślała przerażona. Dlaczego tak chętnie
pozwalają mu się dotykać?
W
pewien sposób ją to fascynowało. Obserwowała to wszystko
zza drzewa i nie mogła zrozumieć, że kobiety tak chętnie oddają
się jego dłoniom. Ona sama nigdy nie odważyłaby się na coś
takiego. Nie znała dobroci, ani czułości jakie otrzymywały dziwne
panie od Desa. Poczuła do niego żal, że wtedy na polanie, rzucił
się na nią i byłby ją zgwałcił, gdyby nie to, że demon
zniknął. Teraz jednak patrzył na kobiety tak, jakby był w nich
zakochany. We wszystkich jednocześnie! Oburzyła się na jego
zachowanie.
Nie
była pewna czy gdyby teraz ukazała się sześciu kobietom, nie
zrobiłby jej krzywdy za to, że im przeszkadza. Chciała stąd
odejść, pozostawiając Desa w dłoniach jego nowych znajomych, ale
jednocześnie czuła niepokój. Przecież on tak nigdy się nie
zachowywał! To znaczy, w trakcie ich znajomości uznała go za dość
milczącego i ponurego, niezbyt skłonnego do głośnego śmiechu i
czułości, a teraz widziała w nim zupełnie innego mężczyznę.
Przylgnęła
do drzewa całym ciałem i zaciskając raz po raz dłonie na korze
drzewa, patrzyła na wszystko z coraz większym szokiem i fascynacją.
Kobieta
o pięknych błękitnych włosach i spiczastych uszach pozwoliła się
przygarnąć przez Desa, gdy jej przyjaciółka zielonymi
włosami odsunęła się od niego, robiąc miejsce kolejnym. A Des
łapczywie przygarnął ją do siebie i uczynił to samo, co z tamtą.
Znów zanurzył dłoń między uda kobiety i delikatnie
poruszając nią, sprawił że nieznajoma wyginała się i krzyczała
głośno. Jego gesty były pewne i szybkie.
Silla
oderwała się od drzewa i zamknęła oczy, by nie patrzeć na te
okropne sceny. Czuła jedynie gorące pulsowanie w całym ciele i
chociaż nie chciała na to już patrzeć, ponownie odwróciła
się w stronę rozgrywającej się orgii.
Des
z każdą mijaną chwilą wydawał się być coraz bardziej
zadowolony, choć jednocześnie wyglądał na zmęczonego. Im dłużej
je dotykał i pieścił w tym większe popadał zmęczenie, a kobiety
nieustannie wymieniały się i krzyczały.
-
Szybciej! - wyjęczała jedna z dziewcząt. Miała czerwone włosy
zaplecione wokół głowy w koszyk. Była równie piękna,
co jej przyjaciółki i Silla pozazdrościła jej urody. - Rób
to szybciej. Głębiej! - Jej głos niósł się echem po całym
lesie i zagłuszał wszystko wokół inne.
Nie
dam rady dłużej tego słuchać!, pomyślała wściekła i
ponownie odsunęła się od drzewa, rękoma zakrywając uszy.
Zamknęła oczy i licząc uderzenia gwałtownie bijącego serca,
zbierała się na odwagę. Musiała przerwać te okropieństwa.
Wstrzymała
oddech, a potem wyszła na ścieżkę. Stanęła na jej środku i
czekała, aż ktoś ją zauważy. Nie chciała wtargnąć w sam
środek ich zabawy, aż tak odważna nie była. W końcu jedna z
dziewcząt krzyknęła coś ostrzegawczo. Wszystkie przerwały swe
śmiechy, jedynie ostatnia, jeszcze otoczona ramionami Desa
pojękiwała głośno.
Ale
i także czerwonowłosa dziewczyna odsunęła się od mężczyzny i
spojrzała zdumiona na Sillę, ta z kolei patrzyła na nie niepewnie,
z wypiekami na policzkach. Nawet kierowała wzroku w stronę
wojownika, nie tylko bała się tego, że mógłby być zły za
to, że przerwała im te okropne rzeczy, ale także wstydziła się.
Widziała jak dotykał te kobiety i co robił, by wiły się w jego
objęciach ponaglając go i prosząc.
-
Kobieta?! - krzyknęła jedna z kobiet. Ta o zielonych włosach.
Miała piękne, nieco skośne oczy, ponętne usta, spiczaste uszy.
Duże piersi zafalowały pod wpływem gwałtownej gestykulacji.
-
Co robi ta kobieta w naszym miejscu? - zawołała inna, o niebieskich
włosach. Chór głosów połączył się w jeden krzyk.
Każda z osobna zadawała podobne pytanie, a na ich zniewalających
twarzach malowało się zaskoczenie. Nie wyglądały jednak na
przestraszone.
Silla
nie potrafiła patrzeć na nie, gdy stały przed nią nagie. Każda z
nich miała duże piersi, które przyprawiały dziewczynę o
zawstydzenie. Ona sama nie mogła poszczycić się tak pięknymi
kształtami. Nie lubiła także widoku obnażonych ludzi. Źle jej
się to kojarzyło i uważała, że każdy powinien chować swoje
ciało pod ubraniem.
Była
ciekawa, czy kiedy leśne damy rzucą się na nią, Des w końcu się
obudzi i uratuje ją. A może powinna sama to zrobić? Bała się,
ale nie mogła pozwolić na to, by ją skrzywdziły.
-
Kim jesteście? - zadała im pytanie, które jako pierwsze
przyszło jej do głowy. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś
odwrócić ich uwagę.
Przez
chwilę kobiety patrzyły na siebie w milczeniu, rozglądając się
na boki, a potem zgodnie wybuchły głośnym śmiechem. Silla
skrzywiła się oburzona, słysząc w ich głosach drwinę.
-
Nie wiesz kim jesteśmy? - odezwała się dziewczyna, która
jako pierwszą dotykał Des.
Ruszyła
w jej stronę, krocząc powoli. Kołysała biodrami, stąpała powoli
i lekko. Od czasu do czasu spoglądając przez ramię na wojownika.
Uśmiechała
się przy tym w taki sposób, że Silla odczuła pewien
niepokój. Nie podobało jej się to, ale musiała być
dzielna. Mimo wszystko jej rozmówczynie były dziwnymi
istotami i nigdy dotąd nie widziała podobnych. Musiała się mieć
na baczność.
-
Jesteśmy nairami. Kobiety lasu. Nazywam się Malandara – odparła,
gdy była już blisko.
Silla
dostrzegła już wszystkie szczegóły twarzy leśnej kobiety.
Miała piękna, pociągłą twarz o łagodnych rysach i wystających
kościach policzkowych. Dostrzegła także, że jej oczy były
zielone, niczym mech porastający drzewa wokół. Natomiast jej
skóra błyszczała się, gdy padały na nią promienie słońca.
-
Czy mogłybyście zwrócić mi moich towarzyszy? - zapytała
nieśmiało. Miała nadzieję, że i Asarlai też tu jest.
-
Ach, więc teraz rozumiem. Wojownik i druid należą do ciebie? -
zapytała w końcu Malandara.
-
Więc macie Asarlaia? - Poczuła ulgę.
-
Po co ci oni? - znów przemówiła piękność.
-
Ja... Podróżuję z nimi. Mamy dostać się do miasta...
Proszę! Oni muszą ze mną jechać! - błagała Malandarę. Ona
jednak nie wydała się poruszona jej błaganiami.
-
Nie obchodzi mnie to. Przyszli tu, więc zostają z nami.
-
Ale dlaczego? Nie możecie ich tu trzymać!
Za
plecami Malandary rozległy się ciche śmiechy i kpiące szepty.
Panie najwidoczniej dobrze bawiły się jej kosztem, co oznaczało,
że przyjdzie targować się o towarzyszy.
-
Co mogę zrobić, żeby ze mną wrócili? - zapytała już
płaczliwie, bo coraz bardziej czuła się bezsilna i bezskutecznie
próbowała przekonać Malandarę i jej przyjaciółki,
by wypuściły druida i wojownika. - Musi istnieć jakiś sposób!
- krzyknęła w końcu, nie mogąc dłużej wytrzymać spojrzenia
rozmówczyni.
-
Ma prawo do Próby – usłyszała szept za plecami Malandary.
Zwróciła uwagę na kobietę, która pojawiła się
przed nią. Ta również była piękna. Fioletowe włosy
komponowały się z fiołkowymi oczami. Twarz miała okrągłą i
przypominała jeszcze dziecko, chociaż jej figura przeczyła temu.
Malandara
spiorunowała ją wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Słowo się
rzekło, a Silla złapała się tego jak ostatniej deski ratunku.
Próba. Tak brzmiało coś przez co będzie musiała przejść.
Chociaż nie wiedziała jak to się skończy, musiała spróbować.
Nic innego jej nie pozostało.
-
Zgadzam się! - powiedziała i pokiwała energicznie głową.
Chciała, by uznały ją za odważną, inaczej na nią spojrzał, a
nie jak na intruza. Ale jakoś nie przekonała ich entuzjazmem.
Malandara
przyglądała jej się tak, jakby miała ochotę wyrzucić ją z tego
miejsca. Była tu intruzem, zakłóciła ich spokój.
Miała prawo być na nią zła, ale nie rozumiała dlaczego tak ostro
broniła Desa i Asarlaia. Kim była, że zwabiła tu tak potężnych
ludzi? Nic jej nie mówiło to, jak przedstawiła się kobieta,
ale była czymś w rodzaju nimfy, które widywała na rysunkach
w tych nielicznych książkach, które mogła przeglądać.
Malandara
złapała ją za ramię i szarpnęła do siebie, a potem nie zważając
na jej niepewne kroki szybkim krokiem pomaszerowała w stronę
jeziora. Ominęły Desa, który wpatrywał się w jej
przewodniczkę stęsknionym wzrokiem. Inne nairy również szły
ich śladem, ale nie omieszkały dotknąć przy okazji wojownika,
szepnąć mu kilka słów, które wywołały na jego
twarzy szeroki uśmiech.
Żachnęła
się w duchu widząc jak uśmiecha się do tych zwodniczych stworzeń,
jakby czekał na odwzajemnienie uczuć.
-
Co mu zrobiłyście? Zaczarowałyście go? - dopytywała się, gdy w
końcu przystanęły nad brzegiem jeziora. Malandara weszła do wody,
zagłębiając się w niej po kostki.
-
Tak. Tylko mężczyźni każdej żyjącej rasy czują zapach, który
prowadzi ich aż tutaj. Twój towarzysz trochę dłużej
opierał się niż reszta, ale i tak udało się nam go zwabić –
wyjaśniła naira. Przyglądała się jej przez chwilę, a potem
skinęła głową na Desa. - Jeśli zależy ci na towarzyszach musisz
przejść przez próbę. Nie odmawiamy tego nikomu – rzuciła
jeszcze z nikłym, złośliwym uśmieszkiem.
-
Naprawdę? - zapytała zaciekawiona. - A ile osób ją
przeszło?
-
Nikt.
Silla
poczuła jak opada z niej cała wola walki. Przez chwilę zrobiło
jej się ciemno przed oczami. Nie spodziewała się takich rewelacji,
ale było już za późno na odwrót. Musiała wydostać
Desa i Asarlaia spod władzy tych okropnych nair.
Jeśli
nikt nie przeszedł tej próby, to niby jak ona miała to
zrobić? Nawet nie chciała pytać jak kończą się nieudane próby.
Wolała żyć w nieświadomości i dowiedzieć się na końcu, co się
stanie.
-
Rozbierz się. Nikt nie może wejść do tego jeziora ubrany –
powiedziała stanowczo Malandara. Silla pokręciła głową. Nie była
w stanie tego zrobić. Chociaż trochę przyzwyczaiła się do ich
nagości.
-
Ale... Nie mogę tego zrobić! - odparła i skrzyżowała ramiona na
piersiach.
-
To nie rób. Chcemy zatrzymać wojownika i druida. A ty możesz
stąd iść!
Malandara
była wściekła. Oczy zapłonęły jej gniewnie, a usta wykrzywiły
się w paskudnym grymasie. Cofnęła się o krok, a leśna istota
spojrzała na nią gniewnie, nie kryjąc nawet pogardy, która
nagle uderzyła w Sillę. Nie spodziewała się tego. Próbowały
zabrać jej towarzyszy i na zawsze tu ich zostawić, jakby w ogóle
miały do tego prawo. Była ciekawa, czy obaj mężczyźni
zechcieliby zostać tutaj, gdyby mieli prawo wyboru.
Znów
nie chciała odpowiadać. Była głupią dziewczyną przez całe lata
wychowywana u boku okropnego człowieka, który złamał jej
ducha. Nie wiedziała nic ponad to, co usłyszała gdzieś od kogoś
Tylko tyle. Nie wiedziała więc, czy jej towarzysze po przebudzeniu
się będą chcieli z nią wrócić. Może jej wysiłek pójdzie
na marne?
Obiecała
sobie jednak, że kiedy wyjdą z tego cało, zażąda
natychmiastowych odpowiedzi. Nie pozwoli się zbyć ogólnikami.
Jeśli mają ratować swoje życia, jeśli ma im zaufać, to muszą
jej zdradzić, o co w tym wszystkim chodzi.
Na
razie jednak musiała jakoś przekonać nairę, by pozwoliła jej
zostać w ubraniu.
-
Chcę ich wyciągnąć z tego miejsca, ale dlaczego mam się
rozbierać?
-
A w jeziorze kąpiesz się w ubraniu? Poza tym, to święta woda -
padła odpowiedź zza jej pleców. Nie miała pojęcia, która
z kobiet przemówiła, lecz wszystkie wyglądały na
zniecierpliwione.
-
Ostatni raz pytam. Podejmujesz się próby czy uciekasz? - Tym
razem przemówiła Malandara.
Silla
biła się z myślami, aż w końcu kiwnęła w milczeniu głową.
Zgodziła się i już wiedziała, że za chwilę rozstrzygną się
jej losy.
Powoli
zdjęła koszulę, przeciągając ten moment w nieskończoność.
Wszyscy na nią patrzyli, na jej nagie ciało, na blizny krzyżujące
się na plecach i piersiach. Były okropne. Białe szramy zadawane
przez wiele lat...
-
Na litość boskiej Illinn – szepnęła Malandara. Wyglądała na
zaskoczoną widokiem jej ciała, a przecież nie ściągnęła
jeszcze spodni. Nogi i biodra miała w podobnym stanie. - Któż
wyrządził ci taką krzywdę? - zapytała wstrząśnięta, co praz
pierwszy od chwili ich konfrontacji, sprawiło że Silla dostrzegła
w niej nie tylko kogoś magicznego, ale także zwyczajną kobietę.
-
Nie żyje już – powiedziała pośpiesznie i zdjęła w końcu
spodnie i bieliznę.
W
milczeniu pozwoliła wprowadzić się do jeziora. Nim jednak weszła
głębiej, rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie. Des stał w tym
samym miejscu i jedynie wodził wzrokiem po nagich nairach, aż jego
spojrzenie padło na nią. Silla poczuła jak policzki pieką ją z
zawstydzenia. Nie mogła uwierzyć, że rozebrała się z własnej
woli i tylko dlatego, by ocalić życie dwóch mężczyzn,
którym nawet nie ufała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz