niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział ósmy

Zaprowadzili konie pod lasek, pod którym Des próbował zedrzeć z niej ubranie. Odsunęła się gwałtownie od miejsca, w którym dostrzegła wygniecioną trawę i porzucony materiał z koszuli.
- Nie obawiaj się, tym razem nie zamierzam cię skrzywdzić – powiedział, gdy dostrzegł jej przestraszone spojrzenie. Nie uwierzyła mu, ale usiadła potulnie na jednym z kamieni. Des przystanął w pewnej odległości.
Zanurzył dłonie we włosach i w końcu odważył się spojrzeć na nią. Wzrok przesiąknięty miał niepewnością i żalem, ale tym razem Silla nie dała się nabrać. Uniosła miecz w jego stronę.
- Gadaj! - odpowiedziała i rozsiadła się wygodnie. Mężczyzna westchnął ciężko, a potem przystanął, szeroko rozstawiając nogi i spojrzał na nią, przybierając na twarz ponurą maskę.
- Nie wiem, czy wiesz, ale gdy istota i to nie ważne jaka, zostanie pozbawiona najważniejszej części swojego istnienia, to znaczy duszy, powoli staje się demonem. U złych ras, żyjących jedynie po to, by niszczyć i zabijać, zmiana zachodzi natychmiast. Natomiast u elfów czy ludzi ta przemiana postępuję długo i boleśnie. Zdarzają się takie ataki, jakiego doświadczyłaś przed chwilą. Nie mam duszy, Sillo. Została mi odebrana... wiele lat wcześniej i od tamtej pory demon próbuje przejąć kontrolę nad moim ciałem. Nie panuję nad tym, ale doskonale wiem i pamiętam to, co bestia robi.
Silla rzuciła miecz i odsunęła się od wojownika z przerażeniem. Nie miał duszy, a jak wierzyła, była to najważniejsza część każdej istoty, a on został jej pozbawiony.
- To, co mówiłem czy robiłem nie było zależne ode mnie. Muszę odzyskać duszę, by nie stać się demonem. Nie myślę o tobie jak o niewolnicy czy dziwce. Nigdy tak nie nazwałem żadnej kobiety, którą spotkałem na swej drodze, więc nie gniewaj się na mnie. Nie myślałem tego i nie uważam cię za kobietę zniewoloną.
- Nie mam takiej pewności – powiedziała tylko i znów rozejrzała się wokół, szukając druida. Jednocześnie pragnęła zmiany tematu, ponieważ obawiała się Desa i tego, co mógłby jej uczynić, gdyby demon znów się pojawił. Druid był zdolny do powstrzymania zła czyhającego w Desie. - Musimy znaleźć Asarlaia! - Wstała gwałtownie, rozglądając się na boki. Bała się tego, że tak długo go nie widzi. Nie mógł tak po prostu zniknąć. Wojownik nie zdołał jej odpowiedzieć. - Nie mógł przecież tak po prostu zniknąć. Wysłał mnie do ciebie, kiedy zorientował się, że ktoś nas śledzi. A teraz nigdzie go nie ma.
- Jego koń też zniknął. Ale nie obawiaj się, to druid, oni zawsze cgadzają własnymi drogami - Głos Desa nie brzmiał jednak tak stanowczo, choć Silla poczuła się uspokojona jego słowami. Mimo wszystko powinni brać pod uwagę każdą możliwość. W końcu była cały czas z Desem. Druid mógł nie zauważyć, że wojownik jest opętany przez demona i zawrócił, aby sprawdzić wszystko dokładnie.
Nie chciała jednak odjeżdżać stąd, dopóki nie dowie się, co się tak właściwie stało. Jak dorosły mężczyzna, który potrafi władać magią może tak po prostu zniknąć? Czyżby znalazł się ktoś potężniejszy od niego? Nie mieściło jej się w głowie, dlatego podeszła do klaczy, a potem cofnęła się do tego miejsca, w którym, jak myślała, znajdzie jakieś ślady.
Nie miała pojęcia o tropieniu, więc nie dostrzegła nic niepokojącego. Ślad końskich kopyt po prostu się urywał w pewnym momencie, jakby jego klacz wzbiła się w powietrze. A przecież było to niemożliwe.
- Nic tu nie widzę – mruknęła bardziej do siebie, niż do Desa, który przykucnął i badał dłonią ziemię. Dotykał placami wgłębień po końskich kopytach. Uniósł głowę i przyglądał się otoczeniu, a potem wstał gwałtownie.
Skierował się w stronę niezbyt rozległego lasu, lecz gdy Silla spojrzała w jego stronę poczuła niepokój. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, gdy wzrok nie przebił się przez mrok czyhający tuż za pierwszymi pniami.
Czyżby tam zniknął Asarlai?, pomyślała niepewnie. Obawiała się odpowiedzi jakiej mogą się w końcu doczekać, gdy pójdą jeszcze dalej.
Została z tyłu, gdy Des podszedł do ściany lasu i przystanął. Silla nie była jednak pewna, czy to był dobry pomysł. Nagle straciła cały zapał do tego, by odszukać druida. Nie wiedziała nawet czy został porwany, czy może sam uciekł, gdy zobaczył, że Des robi się agresywny wobec niej. Nic już nie wiedziała. Jedynie niepokój rósł w niej z każdą chwilą.
- Może lepiej stąd chodźmy... Nie czuję się tu zbyt pewnie. Mam wrażenie, że ten las na nas patrzy – mruknęła tylko i wlepiła wzrok w plecy wojownika.
- To prawda – odparł po krótkiej chwili Des, co zaskoczyło Sillę. Myślała, że nie usłyszał jej, dlatego milczał. Nadal stał nieruchomo i wpatrywał się w mroczną dal.
- Że las na nas patrzy? To okropne! - szepnęła przerażona. Stała jednak w miejscu i czekała na ruch wojownika. Nie była pewna tego, co on zrobi.
W końcu Des poruszył się i bez słowa przekroczył cień rzucany przez pobliskie drzewo. Spojrzała na niego przerażona. Nie sądziła, że będzie chciał tam wejść, ale ostatecznie bez słowa ruszyła za nim, by nie zostać tu samą. Obejrzała się przez ramię i dostrzegła, że konie oddaliły się znaczne od drogi, skubiąc soczystą trawę. Potem odwróciła głowę i pospieszyła kroku, gdy uzmysłowiła sobie, że jej towarzysz szybko znikał w ciemnym lesie. On sam był jak mrok, bo idealnie wtapiał się w tło. Wpatrując się w jego sztywne plecy zrozumiała, że coś jest nie tak. Des szedł w sobie znanym kierunku, nie zbaczał na inne ścieżki, których, jak zdążyła zauważyć, było całkiem sporo. Rozchodziły się we wszystkie strony. Zastanawiała się tylko czy to zwierzęta je wydeptały.
Des szedł przed siebie i zdawało się, że doskonale wie dokąd zmierza. Rozglądała się na boki, drżąc ze strachu i zimna. W tym miejscu, niemal całkowicie pozbawionym słońca, powietrze było chłodniejsze. Pnie i podłoże porastały mech, który ścielił się niczym zielony dywan. Niektóre drzewa leżały powalone przez wiatr niczym martwi towarzysze porzuceni przez swych kompanów. Nad jej głową zwisały rośliny, które do złudzenia przypominały węże. Silla poczuła obrzydzenie, gdy jedna taka lina musnęła jej skórę; była gładka i miękka.
- Desie, dokąd my właściwie idziemy? Ty wiesz, gdzie jest Asarlai? - dopytywała się, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Przez chwilę liczyła, że wojownik odpowie jej po krótkim milczeniu, ale gdy tego nie zrobił odpuściła i pozwoliła się prowadzić w nieznane.
Pomyślała tylko, że łamie własną obietnicę. Miała już nigdy mu nie ufać, a tymczasem podążała za nim w środek ciemnego lasu. Musiało być coś, co wiedział Des, a ona tego nie dostrzegała i ślepo wędrowała wydeptanymi ścieżkami. Kompletnie oszalała, ale miała wybór: zostanie poza lasem, czekając na mężczyzn i przy okazji stanie się łatwym celem albo podąży za towarzyszem, któremu nie ufała. Żadna z tych możliwości nie dawała zbyt wiele nadziei na szybkie wyruszenie w podróż... Musiała zdać się na łaskę wojownika.
Nie miała pojęcia ile czasu minęło odkąd weszli do tego miejsca, ale miała wrażenie, że ich podróż trwała od kilku godzin. Brak słońca sprawił, iż nieustannie myślała o panującej na zewnątrz nocy. W końcu poczuła lekką zmianę. Nie była pewna czy to przez powietrze, które stało się cieplejsze, czy może dlatego, iż nagle jej oczy dostrzegały jeszcze więcej. Pojaśniało – zrozumiała to w chwili, gdy spojrzała w górę, a tam przez koronę drzew dostrzegła skrawki błękitnego nieba. Uśmiechnęła się z ulgą.
Miejsce też się zmieniło. Nie było już tak mroczne i przerażające. Mech nie porastał już wszystkiego, a ścieżki wyglądały na lepiej wydeptane przez istoty żyjące w tej części lasu. Rozejrzała się wokół. Zmarszczyła brwi zaskoczona, gdy dostrzegła rozłożyste drzewo, a pod nim liczne kwiaty. Z jego gałęzi zwisały wstążki i lampiony. Nie spodziewała się czegoś takiego pośród takiej dziczy, ale widok ją napawał spokojem i tchnął w nią odrobinę nadziei, chociaż nie miała pojęcia dlaczego.
Zrobiło się zdecydowanie cieplej, gdy przystanęła i obserwowała to wspaniałe drzewo; oświetlone z góry słonecznym światłem wyglądało magicznie i spokojnie.
Kątem oka dostrzegła ruch po lewej stronie. Des wciąż szedł w sobie znanym kierunku, więc i Silla szybko podążyła za nim.
- Dokąd my właściwie idziemy? - zapytała cicho, ale i tym razem Des jej nie odpowiedział. Poczuła irytację, bo szła za nim, a nawet nie wiedziała czy zrobiła dobrze.
Może zwabia ją w pułapkę? Demon, który nadal w nim drzemie chcę ją zaciągnąć do lasu i po prostu zamordować? Dopiero teraz sobie to uświadomiła i szybko podjęła decyzję. Im ciszej się wycofa, tym mniejsze ryzyko, że Des zobaczy jak ucieka, ale chociaż wątpiła w to, że zniknie mu z oczu nim ten zorientuje się, co zamierza. Nie mogła tu zostać, nawet jeśli nie była pewna jego intencji.
I wtedy kątem oka dostrzegła błysk. Stanęła jak wryta, gdy odwróciła się w stronę blasku i dostrzegła nieduże jezioro. Z otwartą buzią podeszła bliżej. Nie spodziewała się czegoś takiego, chociaż nie powinno ją to dziwić. W ciągu ostatnich tygodni widziała o wiele więcej, niż przez całe swoje życie, a jednak: jezioro pośrodku głuchej dziczy było zaskakującym widokiem.
Des stanął nad brzegiem jeziora i bez słowa wpatrywał się w jego błękitną taflę, nad którą przemykały nie tylko ważki czy motyle, ale także kolorowe tukany i papugi. Były też inne ptaki, ale pierwszy raz widziała je na oczy. Na gałęziach drzew, tuż nad brzegiem jeziora spoczywało stado błękitno-czerownych jastrzębi z długimi ogonami i grzebieniami przypominającymi kolce. Na skałkach siedziały żaby i jaszczurki i przeglądały się w wodzie, podziwiając swoje odbicia.
Kiedy podeszła bliżej, jej oczom ukazała się niewielka wysepka na środku jeziora, na której dostrzegła nagie kobiety. Uniosła wysoko brwi i przyjrzała im się zafascynowana. Były piękne, z kolorowymi włosami i szczupłymi ciałami machały do nich z oddali. Śmiały się i nawoływały. Jednak ani ona ani Des nie ruszyli się ze swego miejsca. Dziewczyna jednak wciąż tkwiła za jego plecami, wychylając się nieznacznie. Nie wiedziała kim były te nagie dziewczyny, ale wyglądały zachwycająco, iż nie mogła uwierzyć, że tkwią w środku lasu z własnej woli.
- Kim one są? - zapytała kolejny raz swego towarzysza, ale znów nie uzyskała odpowiedzi. Spojrzała na twarz wojownika i dostrzegła, że Des uśmiecha się lekko, oszołomiony i zachwycony widokiem rozebranych kobiet. Leśne damy wciąż do niego machały i śpiewnie nawoływały, ale Des pozostawał na swym miejscu. Złapała go za rękę i potrząsnęła nią lekko, a potem mocniej. Nie zareagował.
Usłyszała plusk. A potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. Dostrzegła jak kilka kobiet z wyspy płynęły ze śmiechem w ich stronę. Szybko schowała się za najbliższe drzewo nie będąc pewną jak zareagują, gdy ją zobaczą. Mimo wszystko zjawili się tu jako nieproszeni goście, wtargnęli na ich teren, a chociaż kobiety nie wyglądały groźnie, wolała pozostać dla nich niewidoczną.
Kolejna salwa śmiechów rozbrzmiała w powietrzu, gdy wydostały się na brzeg i otoczyły kolorowym kręgiem wojownika. Ocierały się o niego, dotykały go, a jedna z nich nawet próbowała go pocałować, lecz wycofała się w ostatniej chwili, co, jak zauważyła Silla, nie spodobało się Desowi.
Uśmiechał się do kobiet, dotykał je po piersiach. Jedna z nich, z pięknymi zielonym warkoczem przerzuconym przez ramię, przysunęła się do niego blisko, coś wyszeptała mu do ucha, a on odpowiedział jej tym samym: śmiechem i szeptem. Nie rozumiała jego słów, ale widziała doskonale jak wyciąga w stronę jej kobiecości rękę i dotyka ją tam delikatnie. Leśna kobieta jęknęła głośno, otoczyła go ramionami i przysunęła się jeszcze bliżej.
- Och, tak! Szybciej! - krzyknęła uradowana, a Silla rozwarła szeroko oczy patrząc na bezeceństwa jakie rozgrywały się tuż przed nią. Wszystkie były zadowolone z tego, co robił Des.
Jak mogły?, myślała przerażona. Dlaczego tak chętnie pozwalają mu się dotykać?
W pewien sposób ją to fascynowało. Obserwowała to wszystko zza drzewa i nie mogła zrozumieć, że kobiety tak chętnie oddają się jego dłoniom. Ona sama nigdy nie odważyłaby się na coś takiego. Nie znała dobroci, ani czułości jakie otrzymywały dziwne panie od Desa. Poczuła do niego żal, że wtedy na polanie, rzucił się na nią i byłby ją zgwałcił, gdyby nie to, że demon zniknął. Teraz jednak patrzył na kobiety tak, jakby był w nich zakochany. We wszystkich jednocześnie! Oburzyła się na jego zachowanie.
Nie była pewna czy gdyby teraz ukazała się sześciu kobietom, nie zrobiłby jej krzywdy za to, że im przeszkadza. Chciała stąd odejść, pozostawiając Desa w dłoniach jego nowych znajomych, ale jednocześnie czuła niepokój. Przecież on tak nigdy się nie zachowywał! To znaczy, w trakcie ich znajomości uznała go za dość milczącego i ponurego, niezbyt skłonnego do głośnego śmiechu i czułości, a teraz widziała w nim zupełnie innego mężczyznę.
Przylgnęła do drzewa całym ciałem i zaciskając raz po raz dłonie na korze drzewa, patrzyła na wszystko z coraz większym szokiem i fascynacją.
Kobieta o pięknych błękitnych włosach i spiczastych uszach pozwoliła się przygarnąć przez Desa, gdy jej przyjaciółka zielonymi włosami odsunęła się od niego, robiąc miejsce kolejnym. A Des łapczywie przygarnął ją do siebie i uczynił to samo, co z tamtą. Znów zanurzył dłoń między uda kobiety i delikatnie poruszając nią, sprawił że nieznajoma wyginała się i krzyczała głośno. Jego gesty były pewne i szybkie.
Silla oderwała się od drzewa i zamknęła oczy, by nie patrzeć na te okropne sceny. Czuła jedynie gorące pulsowanie w całym ciele i chociaż nie chciała na to już patrzeć, ponownie odwróciła się w stronę rozgrywającej się orgii.
Des z każdą mijaną chwilą wydawał się być coraz bardziej zadowolony, choć jednocześnie wyglądał na zmęczonego. Im dłużej je dotykał i pieścił w tym większe popadał zmęczenie, a kobiety nieustannie wymieniały się i krzyczały.
- Szybciej! - wyjęczała jedna z dziewcząt. Miała czerwone włosy zaplecione wokół głowy w koszyk. Była równie piękna, co jej przyjaciółki i Silla pozazdrościła jej urody. - Rób to szybciej. Głębiej! - Jej głos niósł się echem po całym lesie i zagłuszał wszystko wokół inne.
Nie dam rady dłużej tego słuchać!, pomyślała wściekła i ponownie odsunęła się od drzewa, rękoma zakrywając uszy. Zamknęła oczy i licząc uderzenia gwałtownie bijącego serca, zbierała się na odwagę. Musiała przerwać te okropieństwa.
Wstrzymała oddech, a potem wyszła na ścieżkę. Stanęła na jej środku i czekała, aż ktoś ją zauważy. Nie chciała wtargnąć w sam środek ich zabawy, aż tak odważna nie była. W końcu jedna z dziewcząt krzyknęła coś ostrzegawczo. Wszystkie przerwały swe śmiechy, jedynie ostatnia, jeszcze otoczona ramionami Desa pojękiwała głośno.
Ale i także czerwonowłosa dziewczyna odsunęła się od mężczyzny i spojrzała zdumiona na Sillę, ta z kolei patrzyła na nie niepewnie, z wypiekami na policzkach. Nawet kierowała wzroku w stronę wojownika, nie tylko bała się tego, że mógłby być zły za to, że przerwała im te okropne rzeczy, ale także wstydziła się. Widziała jak dotykał te kobiety i co robił, by wiły się w jego objęciach ponaglając go i prosząc.
- Kobieta?! - krzyknęła jedna z kobiet. Ta o zielonych włosach. Miała piękne, nieco skośne oczy, ponętne usta, spiczaste uszy. Duże piersi zafalowały pod wpływem gwałtownej gestykulacji.
- Co robi ta kobieta w naszym miejscu? - zawołała inna, o niebieskich włosach. Chór głosów połączył się w jeden krzyk. Każda z osobna zadawała podobne pytanie, a na ich zniewalających twarzach malowało się zaskoczenie. Nie wyglądały jednak na przestraszone.
Silla nie potrafiła patrzeć na nie, gdy stały przed nią nagie. Każda z nich miała duże piersi, które przyprawiały dziewczynę o zawstydzenie. Ona sama nie mogła poszczycić się tak pięknymi kształtami. Nie lubiła także widoku obnażonych ludzi. Źle jej się to kojarzyło i uważała, że każdy powinien chować swoje ciało pod ubraniem.
Była ciekawa, czy kiedy leśne damy rzucą się na nią, Des w końcu się obudzi i uratuje ją. A może powinna sama to zrobić? Bała się, ale nie mogła pozwolić na to, by ją skrzywdziły.
- Kim jesteście? - zadała im pytanie, które jako pierwsze przyszło jej do głowy. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś odwrócić ich uwagę.
Przez chwilę kobiety patrzyły na siebie w milczeniu, rozglądając się na boki, a potem zgodnie wybuchły głośnym śmiechem. Silla skrzywiła się oburzona, słysząc w ich głosach drwinę.
- Nie wiesz kim jesteśmy? - odezwała się dziewczyna, która jako pierwszą dotykał Des.
Ruszyła w jej stronę, krocząc powoli. Kołysała biodrami, stąpała powoli i lekko. Od czasu do czasu spoglądając przez ramię na wojownika.
Uśmiechała się przy tym w taki sposób, że Silla odczuła pewien niepokój. Nie podobało jej się to, ale musiała być dzielna. Mimo wszystko jej rozmówczynie były dziwnymi istotami i nigdy dotąd nie widziała podobnych. Musiała się mieć na baczność.
- Jesteśmy nairami. Kobiety lasu. Nazywam się Malandara – odparła, gdy była już blisko.
Silla dostrzegła już wszystkie szczegóły twarzy leśnej kobiety. Miała piękna, pociągłą twarz o łagodnych rysach i wystających kościach policzkowych. Dostrzegła także, że jej oczy były zielone, niczym mech porastający drzewa wokół. Natomiast jej skóra błyszczała się, gdy padały na nią promienie słońca.
- Czy mogłybyście zwrócić mi moich towarzyszy? - zapytała nieśmiało. Miała nadzieję, że i Asarlai też tu jest.
- Ach, więc teraz rozumiem. Wojownik i druid należą do ciebie? - zapytała w końcu Malandara.
- Więc macie Asarlaia? - Poczuła ulgę.
- Po co ci oni? - znów przemówiła piękność.
- Ja... Podróżuję z nimi. Mamy dostać się do miasta... Proszę! Oni muszą ze mną jechać! - błagała Malandarę. Ona jednak nie wydała się poruszona jej błaganiami.
- Nie obchodzi mnie to. Przyszli tu, więc zostają z nami.
- Ale dlaczego? Nie możecie ich tu trzymać!
Za plecami Malandary rozległy się ciche śmiechy i kpiące szepty. Panie najwidoczniej dobrze bawiły się jej kosztem, co oznaczało, że przyjdzie targować się o towarzyszy.
- Co mogę zrobić, żeby ze mną wrócili? - zapytała już płaczliwie, bo coraz bardziej czuła się bezsilna i bezskutecznie próbowała przekonać Malandarę i jej przyjaciółki, by wypuściły druida i wojownika. - Musi istnieć jakiś sposób! - krzyknęła w końcu, nie mogąc dłużej wytrzymać spojrzenia rozmówczyni.
- Ma prawo do Próby – usłyszała szept za plecami Malandary. Zwróciła uwagę na kobietę, która pojawiła się przed nią. Ta również była piękna. Fioletowe włosy komponowały się z fiołkowymi oczami. Twarz miała okrągłą i przypominała jeszcze dziecko, chociaż jej figura przeczyła temu.
Malandara spiorunowała ją wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Słowo się rzekło, a Silla złapała się tego jak ostatniej deski ratunku. Próba. Tak brzmiało coś przez co będzie musiała przejść. Chociaż nie wiedziała jak to się skończy, musiała spróbować. Nic innego jej nie pozostało.
- Zgadzam się! - powiedziała i pokiwała energicznie głową. Chciała, by uznały ją za odważną, inaczej na nią spojrzał, a nie jak na intruza. Ale jakoś nie przekonała ich entuzjazmem.
Malandara przyglądała jej się tak, jakby miała ochotę wyrzucić ją z tego miejsca. Była tu intruzem, zakłóciła ich spokój. Miała prawo być na nią zła, ale nie rozumiała dlaczego tak ostro broniła Desa i Asarlaia. Kim była, że zwabiła tu tak potężnych ludzi? Nic jej nie mówiło to, jak przedstawiła się kobieta, ale była czymś w rodzaju nimfy, które widywała na rysunkach w tych nielicznych książkach, które mogła przeglądać.
Malandara złapała ją za ramię i szarpnęła do siebie, a potem nie zważając na jej niepewne kroki szybkim krokiem pomaszerowała w stronę jeziora. Ominęły Desa, który wpatrywał się w jej przewodniczkę stęsknionym wzrokiem. Inne nairy również szły ich śladem, ale nie omieszkały dotknąć przy okazji wojownika, szepnąć mu kilka słów, które wywołały na jego twarzy szeroki uśmiech.
Żachnęła się w duchu widząc jak uśmiecha się do tych zwodniczych stworzeń, jakby czekał na odwzajemnienie uczuć.
- Co mu zrobiłyście? Zaczarowałyście go? - dopytywała się, gdy w końcu przystanęły nad brzegiem jeziora. Malandara weszła do wody, zagłębiając się w niej po kostki.
- Tak. Tylko mężczyźni każdej żyjącej rasy czują zapach, który prowadzi ich aż tutaj. Twój towarzysz trochę dłużej opierał się niż reszta, ale i tak udało się nam go zwabić – wyjaśniła naira. Przyglądała się jej przez chwilę, a potem skinęła głową na Desa. - Jeśli zależy ci na towarzyszach musisz przejść przez próbę. Nie odmawiamy tego nikomu – rzuciła jeszcze z nikłym, złośliwym uśmieszkiem.
- Naprawdę? - zapytała zaciekawiona. - A ile osób ją przeszło?
- Nikt.
Silla poczuła jak opada z niej cała wola walki. Przez chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami. Nie spodziewała się takich rewelacji, ale było już za późno na odwrót. Musiała wydostać Desa i Asarlaia spod władzy tych okropnych nair.
Jeśli nikt nie przeszedł tej próby, to niby jak ona miała to zrobić? Nawet nie chciała pytać jak kończą się nieudane próby. Wolała żyć w nieświadomości i dowiedzieć się na końcu, co się stanie.
- Rozbierz się. Nikt nie może wejść do tego jeziora ubrany – powiedziała stanowczo Malandara. Silla pokręciła głową. Nie była w stanie tego zrobić. Chociaż trochę przyzwyczaiła się do ich nagości.
- Ale... Nie mogę tego zrobić! - odparła i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- To nie rób. Chcemy zatrzymać wojownika i druida. A ty możesz stąd iść!
Malandara była wściekła. Oczy zapłonęły jej gniewnie, a usta wykrzywiły się w paskudnym grymasie. Cofnęła się o krok, a leśna istota spojrzała na nią gniewnie, nie kryjąc nawet pogardy, która nagle uderzyła w Sillę. Nie spodziewała się tego. Próbowały zabrać jej towarzyszy i na zawsze tu ich zostawić, jakby w ogóle miały do tego prawo. Była ciekawa, czy obaj mężczyźni zechcieliby zostać tutaj, gdyby mieli prawo wyboru.
Znów nie chciała odpowiadać. Była głupią dziewczyną przez całe lata wychowywana u boku okropnego człowieka, który złamał jej ducha. Nie wiedziała nic ponad to, co usłyszała gdzieś od kogoś Tylko tyle. Nie wiedziała więc, czy jej towarzysze po przebudzeniu się będą chcieli z nią wrócić. Może jej wysiłek pójdzie na marne?
Obiecała sobie jednak, że kiedy wyjdą z tego cało, zażąda natychmiastowych odpowiedzi. Nie pozwoli się zbyć ogólnikami. Jeśli mają ratować swoje życia, jeśli ma im zaufać, to muszą jej zdradzić, o co w tym wszystkim chodzi.
Na razie jednak musiała jakoś przekonać nairę, by pozwoliła jej zostać w ubraniu.
- Chcę ich wyciągnąć z tego miejsca, ale dlaczego mam się rozbierać?
- A w jeziorze kąpiesz się w ubraniu? Poza tym, to święta woda - padła odpowiedź zza jej pleców. Nie miała pojęcia, która z kobiet przemówiła, lecz wszystkie wyglądały na zniecierpliwione.
- Ostatni raz pytam. Podejmujesz się próby czy uciekasz? - Tym razem przemówiła Malandara.
Silla biła się z myślami, aż w końcu kiwnęła w milczeniu głową. Zgodziła się i już wiedziała, że za chwilę rozstrzygną się jej losy.
Powoli zdjęła koszulę, przeciągając ten moment w nieskończoność. Wszyscy na nią patrzyli, na jej nagie ciało, na blizny krzyżujące się na plecach i piersiach. Były okropne. Białe szramy zadawane przez wiele lat...
- Na litość boskiej Illinn – szepnęła Malandara. Wyglądała na zaskoczoną widokiem jej ciała, a przecież nie ściągnęła jeszcze spodni. Nogi i biodra miała w podobnym stanie. - Któż wyrządził ci taką krzywdę? - zapytała wstrząśnięta, co praz pierwszy od chwili ich konfrontacji, sprawiło że Silla dostrzegła w niej nie tylko kogoś magicznego, ale także zwyczajną kobietę.
- Nie żyje już – powiedziała pośpiesznie i zdjęła w końcu spodnie i bieliznę.

W milczeniu pozwoliła wprowadzić się do jeziora. Nim jednak weszła głębiej, rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie. Des stał w tym samym miejscu i jedynie wodził wzrokiem po nagich nairach, aż jego spojrzenie padło na nią. Silla poczuła jak policzki pieką ją z zawstydzenia. Nie mogła uwierzyć, że rozebrała się z własnej woli i tylko dlatego, by ocalić życie dwóch mężczyzn, którym nawet nie ufała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz