niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział szósty

Patrzyła przerażona na mężczyznę, który stał poza kratami i uśmiechał się w tak złowieszczy sposób, iż nie miała wątpliwości, co do jego intencji. Zadrżała i cofając się, próbowała odsunąć się jak najdalej od tego człowieka. Miała tyle szczęścia, że dzieliły ich kraty, a on nie wyglądał na zbyt chętnego, by wejść do środka. Bał się tych stworzeń, które stały za jej plecami.
Jak na razie nie zrobiły jej krzywdy, więc liczyła, że schowa się między nimi, jeśli któryś z mężczyzn zechce ją złapać.
Wyciągnęła sztylet w stronę mężczyzny.
- Nie próbuj mnie stąd wyciągnąć, bo przebije ci serce! - powiedziała, lecz mężczyzna zaśmiał się tylko, trzymając się za brzuch.
- Tym scyzorykiem? Cha cha! - zaśmiał się, udając rozbawienie. W jego oczach dojrzała zło. Zadrżała i przełknęła ślinkę.
- Nie bój się – usłyszała nagle tuż nad głową cichy głos jednego z uwięzionych zwierząt. To był ten z lwim pyskiem. Drgnęła, ale nie odsunęła się i kiwnęła głową.
Wierzyła, że wyjdzie z tego i zdoła ocalić zwierzęta.
- Schowaj się między nami – odezwał się jastrząb i wysunął się do przodu, choć to i tak nie było możliwe z powodu wielkości kojca.
- Nie ukryjecie jej, dobrze wiecie. Przyciągniemy ją magią – odezwał się rabuś. Zarechotał głośno.
Za ich plecami usłyszała jakieś hałasy. Zerknęła przez ramię i spostrzegła z przerażeniem, że wracają pozostali. Prowadzili konie, a tuż przed nimi biegły wilki. Zadrżała kolejny razy i przełknęła gwałtownie ślinkę.
No i co teraz?, pomyślała z rozgoryczeniem. Wpakowała się w kłopoty i nikt nie zdoła jej uratować. Głupia była, że postanowiła pomóc tym zwierzętom, ale nie mogła przejść obok tego obojętnie. Była wyczulona na cierpienie bardziej niż inni, bo sama doświadczyła na swojej skórze zniewolenia.
- Hej! Patrzcie, co złapało nam się jeszcze! Mam nie tylko gryfy, ale jeszcze jedno zwierzątko. Co nim myślicie? - zawołał mężczyzna.
Po chwili stała przed trójką mężczyzn. Dwóch z nich wgapiało się w nią z wielkim zaskoczeniem, lecz po chwili w ich oczach błyszczało to samo zło, co u tego pierwszego. Zaczęli planować jak ją wyciągnąć z tej klatki. Jej położenie było o tyle bezpieczne, iż nie mogli tu wejść, czy wysłać po nią wilki, gdyż gryfy, jak nazywali te przepiękne stworzenia, skutecznie pozbawią ich życia. Planowali więc i planowali, aż nad lasem zapanowała kompletna ciemność.
Silla straciła nadzieję na jakikolwiek ratunek. Obawiała się tego, że w końcu zostanie stąd wyciągnięta. Wezmą ją siłą, zabawią się z nią okrutnie, a potem zamordują lub zostawią przy życiu.
Rozpacz jaka napełniła jej serce, niemal je zmiażdżyła. Zaczęła powoli oddychać, aby uspokoić rozszalałe emocje. Umysł również nie pozostawał dłużny i podsyłał okropne obrazy. Zadrżała. Lew zagarnął ją łapami i przycisnął do swego miękkiego ciała.
- Nie bój się. Są zbyt głupi, żeby cię stąd wyciągnąć, a pomoc już idzie – wyszeptał cicho, tak by oni nie usłyszeli.
Silla poczuła omdlewającą ulgę. Właśnie to chciała usłyszeć! Miała nadzieję, że odsiecz przyjdzie dość szybko, bo rabusie powoli zaczynali dochodzić do wniosku, co mogą zrobić, aby usprawnić magię, którą posiadali.
Jak zauważyła nie była ona trwała. Ich zaklęcia rozpływały się w powietrzu niczym dym, dlatego nieustannie złościli się i kłócili o to, kto jest większym gamoniem w rzucaniu zaklęć.
- Co oni właściwie robią? - kiwnęła w końcu głową w stronę kłócących się łajdaków. Lew pochylił się w taki sposób, by łbem zasłonić jej widok.
- Próbują stworzyć zaklęcie, które mogłoby cię stąd wyciągnąć. Na razie im się nie udaje, ale za chwilę cząstki poszczególnych słów połączą się i wzmocnią. – Niewiele jej to wyjaśniło, bo nadal nie wiedziała skąd mężczyźni posiadali magię, byli ludźmi, jak ona, więc ich niestabilne zaklęcia były tu wielkim zaskoczeniem.
- Nie wyglądają na druidów ani magów – powiedziała cicho i przyjrzała się jak zaklęcie w końcu uspokoiło się i pulsując, powoli rozjaśniało ciemność wokół.
- Nie, ale posiadają w sobie cząstkę jednego z nich, co czasami jest dość niebezpieczne. Nie obawiaj się, Sillo, pomoc jest już na miejscu. Na pewno nie wyrządzą ci krzywdy – uspokoił ją lew i nagle usłyszała jak z jego wielkiego gardła wydobywa się cichy pomruk. Nie było to jednak mruczenie, lecz coś, co przypominało raczej ostrzegawczy warkot.
Silla rozglądała się dookoła, lecz niczego nie dostrzegała. W ciemności jednak coś się czaiło, widziała to po nerwowych ruchach stworzeń. Gryfy wstały. Okrążając ciasną klatkę uważały, aby przypadkiem jej nie stratować, lecz ich zachowanie zwróciło uwagę mężczyzn, którzy próbowali skończyć zaklęcie.
- Co się wam dzieje? - zapytał jeden z nich. Pozostali mężczyźni mówili na niego Baar.
- Skup się, idioto, bo zaraz nam zniknie zaklęcie! - warknął jeden z nich i Baar w końcu machnął na gryfy ręką.
Byli zbyt zajęci swymi zaklęciami, by dostrzec nagły ruch wokół nich. Nagle ktoś wyskoczył z ciemności i jednym machnięciem dłoni sprawił, że niczego niespodziewający się rabusie padli na ziemię, trzymając się za gardła. Dusili się. Kopali nogami i charczeli, aż z ich ust zaczęła wypływać piana, a kiedy w końcu znieruchomieli z oczu, nosa, ust i uszu powoli sączyła się krew. Ich wilki również z głośnym jękiem upadły na ziemię i po chwili zdechły. To było tak nagłe i brutalne, że Silla nie miała pojęcia, co się właściwie wydarzyło.
Usłyszała szczęk rozrywanych łańcuchów i nagle cała klatka zniknęła, rozpryskując się w drobny mak. Silla rozglądała się wokół i napotkała czarne oczy płonące nieokrzesaną furią. W świetle rzucanym przez ognisko wyglądał przerażająco, jego blade oblicze stwardniało, rysy wyostrzyły się.
Gryfy szybko ustawiły się przed nią, zasłaniając ją przed wściekłością Desa. Skuliła się w sobie i czekała na rozwój akcji.
- Dziękujemy ci za ratunek – powiedział lew i skłonił się nisko. Des nie odpowiedział, jedynie świdrował Sillę morderczym wzrokiem. Asarlai podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, lecz ona odsunęła się od niego z lekkim drżeniem na cały ciele.
- Chodź, Sillo, czas wyruszyć w drogę – powiedział łagodnie, lecz w jego głosie wyczuła pewne napięcie. Obaj jej towarzysze byli źli. Na nią. Wcale się im nie dziwiła. Wpakowała się w kłopoty, a oni musieli ją uratować, uprzednio walcząc jeszcze z wielkimi otasu.
- Gdyby nie wy, to my i nasza mała przyjaciółka tkwilibyśmy tu w nieskończoność – przemówił gryf-jastrząb.
- To nie wasza przyjaciółka tylko pozbawiona instynktu przetrwania wariatka! Wariatka! - dodał jeszcze Des, jakby w obawie, że nie usłyszała go za pierwszym razem. Przylgnęła do przedniej łapy lwa, drżąc z przerażenia. Patrzyła na Desa z niepokojem. Zaczęła się zastanawiać, czy weźmie ją siłą czy poczeka aż się uspokoi. W szale każdy mężczyzna potrafił wyrządzić kobiecie krzywdę.
- Nie, nie zgodzę się z tobą – przemówił lew i zerknął na nią. Silla spojrzała na niego z wdzięcznością. - To bardzo dzielna kobieta. Jest jeszcze niewyszkoloną wojowniczką i zajmie jej sporo czasu, by nauczyć się przetrwania i walki, ale jest bardzo odważna, a to na pewno ułatwi jej dalsze życie.
- Nie będę się z wami spierał – odparł Des i schował miecz do pochwy. Rozejrzał się wokół i wzruszył ramionami. - Musimy wracać na szlak, bo inaczej nigdy nie dotrzemy do miasta.
- Rozumiem – odezwał się jastrząb.
- Jak to się stało, że dwa potężne gryfy stały się niewolnikami takich miernot? - zapytał Des, który wyglądał już nieco na uspokojonego. Ale nie patrzył na nią. Silla rozluźniła się i puściła nogę lwa.
- Zniewoliło nas potężne zaklęcie maga i nie mogliśmy nic z tym zrobić. Jesteśmy wojownikami, a nie istotami władającymi zaklęciami.
- Skoro zostaliście uwięzieni przez maga, to gdzie on teraz jest? - zapytał podejrzliwie wojownik, czym wywołał widoczne oburzenie u gryfów.
- Czyżbyś podejrzewał nas o jakieś knowania? - warknął jastrząb i pochylił się w jego stronę tak, że jego dziób znalazł się zaledwie na wyciągnięcie dłoni od twarzy Desa. Silla zamarła w oczekiwaniu na kolejne wydarzenia, lecz wojownik jedynie spojrzał obojętnie na stworzenie.
- O nic was nie podejrzewam, jedynie pytam z ciekawości. Gdzie podział się mag, który was tu zamknął?
- Dwa dni temu wyruszył w podróż. O ile się orientuję, to pojechał do Beilo.
Des spojrzał na niego zaskoczony, a potem przeniósł niespokojny wzrok na druida. Silla dostrzegła ich zmianę w zachowaniu. Zmarszczyła brwi. Coś, co powiedział gryf bardzo poruszyło obu jej towarzyszy.
- Musimy się śpieszyć. Do Bergo zostało nam jeszcze dwa dni drogi – oznajmił nagle Asrali i w końcu stanął przy boku wojownika. Silla przyjrzała im się uważnie. Mężczyźni wyglądali na zmęczonych i poturbowanych. Każdy z nich nosił ślady walki: podarte i pomięte ubranie, zachlapane krwią i ziemią. Walka trwała jakiś czas i na pewno nie była łatwa.
Obaj spojrzeli na nią w oczekiwaniu na ruch. A ona nie wiedziała, co robić, bo wciąż pozostawała w nieświadomości. Uciekali przed napaściami, ale jaki był ich cel i dlaczego bracia Desa postanowili go zgładzić? Kim on właściwie był, że dwójka mężczyzn chciała pozbawić go życia? Czy był tym złym, czy może dobrym? Po jakiej stronie się opowiedziała?
Tak bardzo pragnęła zmiany, że bez namysłu wskoczyła w znajomość z nimi, polubiła także Ragrema i Krevrki, jednak uznała, że nie mogli być źli, skoro zwierzęta tak lgnęły do druida. Obawiały się trochę Desa, ale może wynikało to z tego, że był wojownikiem i tkwiło w nim coś dziwnego, co i sama wyczuwała?
- Trochę za późno na twoje wątpliwości – syknął nagle Des, jakby dostrzegł to, o czym myślała.
- Nadal nic nie wiem – odparła niepewnie.
- Jeśli chcecie dotrzeć do Bergo w ciągu dwóch dni, to musicie wyruszyć już teraz, zbliża się niewielki oddział Podrzegaczy, jeśli nie chcecie zginąć, to jedźcie już – odezwał się nagle gryf-jastrząb i rozpostarł skrzydła.
- Ale powiedzcie nam coś więcej na temat Kenobara i waszego pojmania – poprosił szybko druid. Gryfy pokręciły głowami.
- Nie ma na to czasu, uciekajcie jak najszybciej możecie.
- Wiecie dokąd zmierzają? - zapytał Des, jego wyważony głos przebił się przez niespokojne myśli zebranych.
- Nie mamy pojęcia, ale na pewno nie idą na miasto, jest ich zbyt mało, by mogli je zdobyć szturmem. Może skręcą na wschód, a może chcą dojść do Lavtarlii, tam przecież jest Kenobar – odparł lew i skierował swą uwagę na kulącą się u jego boku dziewczynę.
- Ile o nim wiecie?
- Tylko tyle, że szuka swojego żyjącego wciąż brata.
- A co z Rahem? - padło kolejne pytanie. Silla zastanawiała się, o co w tym wszystkim chodzi. Szła na nich odział, a Des zadawał pytania, kiedy jeszcze kilka chwil wcześniej ponaglał ją do wznowienia podróży.
- Nie żyje. Kenobar odebrał mu moc – odpowiedział jastrząb. - Czas na was, nie możecie już dłużej zwlekać.
- Jedźmy już Desie – Asarlai złapał go za ramię i lekko je ścisnął. Silla wciąż kurczowo trzymała się nogi gryfa, lecz lew w końcu odsunął się od niej i również rozpostarł wspaniałe skrzydła.
- Żegnaj, dzielna dziewczyno. Obyś szybko odnalazła spokój ducha i żyła w szczęściu. Jestem Fado – odparł lew, a potem skinął grzywiastym łbem w stronę jastrzębia. - A to Lakme. Jeśli będziesz kiedykolwiek nas potrzebować, przywołaj nas myślami. Przybędziemy do ciebie. Wysyłasz silne pulsy, więc szybko cię znajdziemy.
Z tymi słowami wzbił się lekko w powietrze, wielkie cielsko uniosło się w górę, a ciszę rozdarł łopot ich skrzydeł, a potem potężny ryk. Silla z tęsknotą spojrzała na gryfa i pomachała mu. Lakme został jeszcze, ale również przygotowywał się do lotu. Pożegnał się z nimi podobnymi słowami, co Fado i odleciał.
Silla poczuła się nagle opuszczona, ale Des szybko sprowadził ją na ziemię, mamrocząc pod nosem coś o skończonych idiotkach i głupich dziewczynach. Zjeżyła się, kiedy to usłyszała, ale wojownik już szedł w kierunku sosnowego zagajnika. Asarlai poczekał aż go wyprzedzi i osłaniając ją z tyłu również pośpieszył do koni.
Dziewczyna wskoczyła na klacz, była zmęczona i potrzebowała odpoczynku. Nie mogła jednak protestować przeciwko podróży, bo i tak z jej powodu, a także atakujących ich otasu zabawili zbyt długo w tym miejscu.
- Następnym razem, kiedy chcesz grać bohaterkę, to upewnij się, że twój wróg nie potrafi walczyć i władać magią albo jest ślepym kaleką bez rąk i nóg! – warknął Des, gdy pod nią podjechał. Silla szarpnęła się, aż klacz zatańczyła niespokojnie w miejscu. - Najlepiej nie próbuj udawać kogoś innego! - warknął.
- Masz rację! Nie urodziłam się bohaterką! Nie jestem wojowniczką, tylko niewolnicą, więc nie potrafię ocenić ryzyka. Służyłam wojownikowi, po to by mógł wyładować na mnie swoją ohydną rządzę! Tym właśnie jestem i będę: zabawką! - krzyknęła ze łzami w oczach i spięła konia. Ruszyła do przodu nie czekając na mężczyzn. Miała ich dość.
Nie zważając na nic, na drogę czy mężczyzn pognała przed siebie. Instynktownie kierowała się głównym szlakiem, którym podążali cały czas. Podróż utrudniała ciemna noc oraz łzy, które niemal całkowicie rozmazały jej wzrok, lecz gniew i upokorzenie wzbudziły w niej rozpaczliwą determinację, by jak najszybciej oddalić się od tych ludzi.
Była zniewoloną młodą dziewczyną, która musiała teraz odnaleźć się w tym życiu. Od dziś będzie bronić siebie i tego kim jest. Na zawsze pozostanie w jej sercu skaza, która będzie nieco kierowała jej poczynaniami, ale kiedyś uda jej się pozbyć strachu i nienawiści. Nie mogła tak żyć i nie chciała. Ale jednak jej gniew był silniejszy od przekonania, że unoszenie się dumą nic nie da.
Była na nich skazana aż do miasta, dlatego mimo wszystko powinna opanować swoje emocje.
W końcu zatrzymała się i zsiadła z klaczy. Mężczyźni dobili do niej po kilku chwilach. W tym czasie Silla zdążyła wyciągnąć liska z torby i puścić go na ziemię, by trochę odsapnął i skorzystał z chwili, by załatwić swoje potrzeby. Podała mu także kawałek sera, chociaż wiedziała, że wolałby zjeść coś pożywniejszego, na przykład mysz lub szczura.
Z chłodną obojętnością przyjęła obecność Desa u jej boku, gdy w końcu zatrzymali się przy niej i zsiedli z koni. Ani on ani tym bardziej ona nie patrzyli w swoją stronę, tkwiąc w gniewnym milczeniu i postanowieniu, by nie odzywać się do drugiej osoby.
Silla z ulgą to przyjęła, nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Skupiła się na czujnym obserwowaniu okolicy, wzrokiem szukała oznak obecności kolejnej kreatury. Słuchała uważnie, czy przypadkiem coś nie skrada się z boku lub z tyłu.
Najgorsza była jednak noc, gdy leżała i patrzyła w niebo usiane migoczącymi gwiazdami i nasłuchiwała, czy coś się nie zbliża. Druid spał spokojnie, Des jak zwykle trzymał wartę, konie pasły się spokojnie niedaleko, a lisek, którego zaczęła nazywać Rae, leżał u jej boku. Z głową ułożoną na siodle i okrytą peleryną. Czuła się zmęczona, ale nie mogła zasnąć, obserwowała więc niebo szukając w nim jakiejkolwiek zmiany, ale to, co widziała wyglądało tak samo jak na polanie sprzed kilkunastu dni. Tygodnie spędzane na świeżym powietrzu sprawiły, że nauczyła się kilku zbiorów gwiazd, które gdyby je połączyć ciągłą linią miały różne kształty. Jedna z konstelacji, jak nazywał je Asarlai, nosiła imię jednej z księżniczek należącej do starego rodu elfów. Piękna Naimi była córką króla Nado, ich chwałę opiewano w wielu pieśniach, których niestety nie znała, ale to, co przeszła ta dzielna elfka zostało uhonorowane i zbiór gwiazd nazwano jej imieniem.
Silla pomyślała, że taki podarunek był bezcenny.
Kiedy patrzenie w gwiazdy ją znużyło, przekręciła się na bok, w stronę Desa i zamknęła oczy. Lepiej jej się spało, gdy miała go przed sobą. Żałowała tylko, że nie mogli rozpalić ogniska, bo odrobinę zmarzła. Nie mogli jednak tego zrobić, gdyż wciąż nie wiedzieli kto im zagraża i jak wyjaśnił Des, lepiej nie dawać znaku istotom, które próbowały ich dopaść.
Sen nadszedł szybciej niż sądziła. Szybko ogarnął ją mrok, od dawna nie miała przyjemnych snów. Zawsze śniła koszmary, których ciąg dalszy odnajdywała w życiu codziennym. Miała zamknięte oczy, ale czuła, że przenosi się w krainę snów, przebywająca gdzieś pomiędzy światami.
Czuła lekki powiew wiatru, słony smak morza na ustach, a także szum wiatru w koronach drzew. Jej ciało było tak lekkie, a ona sama czuła rozpierającą ją radość. Otworzyła oczy i zamarła. Całe szczęście ulotniło się z niej w jednej chwili. Przed sobą miała morze, a na nim pełno dryfujących statków, wojownicy płynęli w stronę lądu w dużych szalupach.
Część z mężczyzn już stała na lądzie i zmierzała w jej kierunku. Na ich czele szedł okrutny generał, który niezliczoną ilość razy szarpał ją za włosy, chłostał, gdy próbowała się mu sprzeciwić i wykorzystywał na tak wiele sposób, że czasem robiło jej się niedobrze i była o krok od odebrania sobie życia.
Szarpnęła się nagle, ale poczuła na szyi i nadgarstkach wiążące ją kajdany: ciężkie, wykonane ze złota z łańcuchami jak dla dużego zwierza. Poczuła pod powiekami gorące łzy, które szybko wytoczyły się na policzki, a potem wolnym strumieniem sunęły aż do brody.
Kiedy Rax zbliżył się do niej, poczuła dławiący strach i przejmującą rozpacz.
- Nie, proszę – szepnęła cicho, lecz wiedziała, że to i tak nic jej nie pomoże, mogło nawet zaszkodzić, gdy był w złym humorze. Mężczyzna uśmiechnął się złowieszczo.
- Lubię, kiedy skomlisz jak pies. Podejdź do mnie – odpowiedział i skrzyżował ramiona na piersi. - Podejdź do mnie i zrób to, czego cię nauczyłem.
Przełknęła ślinkę, czując gorzki posmak w ustach. Znów będzie musiała to robić, znów rozkazał jej, by użyła swych ust, aby dać mu rozkosz.
Żołądek przewrócił się na drugą stronę, zrobiło się jej niedobrze. Zamknęła oczy.
- Nie! - krzyknęła ostatkiem sił, a potem nagle otworzyła oczy.
Wstała, rozgorączkowanym wzrokiem powiodła po obozowisku i nagle padła na kolana. Dopadły ją torsje, pozbywając się skromnej kolacji, wymiotowała obok posłania. Kątem oka dostrzegła ruch, Des zbliżył się do niej, ale nie dotknął. Kucnął w pobliżu i czekał, aż skończy. A ona wymiotowała, starając się pozbyć się jak najszybciej tego okropnego, słonawego smaku, który towarzyszył jej, gdy Rax pragnął jej pieszczot. Nienawidziła tego uczucia, nienawidziła także tego bydlaka, który zmuszał ją do podobnych czynności.
W końcu wykończona koszmarem i torsjami, padła na ziemię, ciężko oddychając. Płakała bezgłośnie.
- Co się stało? - padło pytanie. Druid podszedł do niej, lecz ona pokręciła głową. Nie chciała teraz z nimi rozmawiać. Nie chciała, by ktokolwiek z nią rozmawiał. Potrzebowała samotności, żeby trochę pocierpieć i otrząsnąć się z tego.
- Zostawcie mnie – poprosiła łagodnie, nieco płaczliwie i zwinęła się w kłębek, szukając ukojenia w nierównej ziemi i ciepłym futerku lisa.
Pozostawili ją w spokoju, a gdy wstała rano nie pytali ją o nic. Des jakby złagodniał, nie miał zaciętego wyrazu twarzy, ale to i tak niczego nie zmieniło. Nadal chciała zostać sama i już nie myślała o jego gniewie. Miał prawo być zły.
Osiodłali konie, a druid uraczył ją szczęśliwą nowiną.
- W południe powinniśmy dotrzeć do bram miasta – powiedział to tak lekko, iż serce Silli napełniło się nadzieją. Uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową.
Bergo. Cieszyła się na samą myśl, że ich podróż dobiegała końca. Obawiała się jednak, że ten koniec był dla niej również początkiem czegoś nowego. Właśnie zamykała stare rozdziały, musiała ułożyć sobie życie na nowo – tego się bała. Miała masę wątpliwości, ale zaszła już tak daleko, że nie mogła stchórzyć. I nie chciała.
Południe wybiło, a ich oczom ukazała się szeroka dolina z  dwóch stron otoczona lasem. Przecinały ją liczne drogi, ścieżki i szlaki, i kończyły się przy bramie Bergo.
Samo miasto było dość spore, otoczone nie tylko lasami, ale także i jeziorem, po którym płynęły różnego rodzaju statki. Mury Bergo były grube, wykonane z materiału, który, jak się szybko domyśliła, miał uchronić mieszkańców przed ewentualnym oblężeniem. Z tej odległości nie dostrzegała, czy na murach ktoś się znajduje, ale podejrzewała, że kilku rycerzy musiało stać na warcie. Brama, przez którą się wjeżdżało była szeroka, z dwóch stron otoczona wysokimi wieżyczkami.
Pod murami, na drogach wędrowali ludzie. Karety, powozy, jeźdźcy oraz piesi. Było ich sporo i każdy zmierzał do miasta lub z niego wyjeżdżał. Silla cieszyła oczy widokiem miasta, dość ruchliwego i wzdychała, czując jak rozpiera ją coraz większa nadzieja.
Zerknęła na port, przytulony do Bergo. Tam dopiero był ruch! Aż otwarła oczy, patrząc na ludzi przemykających obok siebie jak maleńkie mrówki.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział druid i podjechał do dziewczyny bliżej. Spojrzał na nią zaciekawiony i pokiwał ze zrozumieniem głową. Najwidoczniej rozumiał jej fascynację i wiedział, co w tej chwili czuła.
Uniosła głowę i dostrzegła nad ich głowami kołujące ptaki, wydawały z siebie skrzekliwe dźwięki.
- Czy to mewy? - zapytała, przypominając sobie jedną z wycieczek Raksa, który zatrzymał się nad brzegiem morza i właśnie tam dowiedziała się co nieco o tych ptakach.
- Tak. Ruszajmy, musimy szybko znaleźć się w mieście i poszukać jakiegoś schronienia – przemówił w końcu Des i popędził Bathara.
Silla tak naprawdę aż do tego momentu nie miała pojęcia, co uczynią potem. Dotarli do miasta i zamierzali w nim zostać na zawsze? I co się stanie z braćmi Desa, którzy nasyłali na nich te wszystkie stwory?
Miała całą masę pytań i wątpliwości, ale póki nie znajdą się w bezpiecznym schronieniu, nie mogła liczyć na jakiekolwiek odpowiedzi.
Pośpieszyli konie, lecz gdy wjechali na główny dukt prowadzący do miasta, zwolnili.
- Mam nadzieję, że strażnicy nie zaczną nas przepytywać o cel podróży – mruknął Des. - Musimy wymyślić coś na poczekaniu.
- Zrobimy tak – odezwał się druid. - Ty i Silla jesteście małżeństwem, a ja jestem twoim bratem, nazywam się Zan, Silla niech się nazywa Fina, a ty bądź Rol. Przyjechaliśmy w odwiedziny do naszego brata Verna.
Des w milczeniu pokiwał głową, Silla również nic nie odpowiedziała. Ta historyjka w razie ich ewentualnego przesłuchania brzmiała dość wiarygodnie, chociaż nie wiedziała jak przepuszczą Asralaia, skoro miał znak na czole, ale nie musiała się o to martwić. Druid przymknął oczy i mamrocząc pod nosem kilka słów przesunął palcami po tatuaż. Po chwili jego czoło rozbłysło słabo i znak zniknął. A potem uczynił to samo z nimi, Silla dostrzegła, że jej strój podróżny przeobraził się w miękką, prostą suknię, a uzbrojenie Desa przeobraziło się w skórzany plecak. Również jego spiczaste uszy zniknęły. Wyglądali jak podróżujący ludzie.
Przed główną bramą stała grupka zatrzymanych już osób, a trzech strażników powoli przesłuchiwało ich i sprawdzało towary. Silla zaniepokoiła się tym, rzuciła Desowi szybkie spojrzenie, lecz ten wyglądał na spokojnego. Nie podobało jej się to, ale w żaden sposób nie mogła już zawrócić. Za nią zjeżdżali się inni ludzie, ustawiali się w kolejce. Gdy przyszła ich kolei, Silla skromnie opuściła głowę.
Skupiła się na rozmowie, którą prowadził Des z jednym ze strażników.
- Po co przyjechaliście do miasta? Czego tu szukacie? - zapytał mężczyzna. Był niższy niż jego pozostali towarzysze, ale za to lepiej zbudowany. Twarz schowaną miał pod hełmem, a z jego boku dodatkowo zwisała metalowa kolczuga osłaniając jego policzki i szyję.
- Nazywam się Rol, pochodzę z południowych ziem należących do cesarskiego namiestnika Han'gara. To jest moja żona Fina, a to mój brat Zan. Przybyliśmy tu w odwiedziny do naszego najmłodszego brata.
Po słowach woja zapadła cisza. Silla podniosła głowę i zobaczyła jak strażnicy kiwają głowami, a potem wpuszczają ich do miasta. Odetchnęła z ulgą. Kiwnęła im głową, gdy przejeżdżała obok i pozwoliła na to, by jeden z nich, ten najwyższy zlustrował ją dokładnie wzrokiem. Zapiekły ją policzki, ale nic nie powiedziała. Przyzwyczaiła się do takich obserwacji – wtedy nie mogła protestować, musiała pozwolić na to, by mężczyźni ją oceniali.
Odetchnęła z ulgą, gdy wmieszali się w tłum. Poklepała klacz po szyi i z zaciekawieniem rozglądała się po mieście.
Ulica była szeroka i wybrukowana, choć brudna. Zaścielała ją słoma, zgubione bale siana czy resztki rozgniecionego jedzenia wymieszanymi ze zwierzęcymi odchodami. Po obu stronach drogi znajdowały się stragany przyklejone do budynków wykonanych z ciemnobrązowych cegieł. Domy przy alejce nie różniły się od siebie zbytnio, ale wyglądały ładnie i schludnie. Na jednym z progów siedziała starsza pani i obierała jabłka, dalej bawiła się gromadka dzieci: krzyczały coś i śpiewały wesoło. W ich kręgu stała malutka dziewczynka. Miała jasne loczki i okrągłą buzię. Oczy miała przysłonięte rzęsami. Silla nie słyszała, co dzieci śpiewały, ale mała dziewczynka płakała i próbowała wydostać się z ich kręgu. W końcu jeden z chłopców popchnął ją tak mocno, że mała istota upadła na ziemię rozbijając sobie kolano.
Hej! - wrzasnęła dziewczyna, gdy nikt wokół nie zareagował. - Co wy robicie?! - zatrzymała Chavrati i jednym susem zeskoczyła z niej. Kilkudniowa podróż dała jej się we znaki, nogi ugięły się pod nią, ale dzielnie ruszyła w stronę dzieci. - Dlaczego ją popchnąłeś?
- Co... ? - usłyszała jedynie głuche pytanie chłopca. Na oko miał jakieś jedenaście lat. Zielone oczy patrzyły na nią buńczucznie, a ruda grzywka zmierzwiona zwisała mu w tłustych strąkach nad szerokim nosem.
- Nie mieszaj się do tego – usłyszała Desa. Nie zwróciła na niego uwagi, lecz świdrowała spojrzeniem niegrzecznego chłopaka. Mała dziewczynka płakała za jego plecami donośnie, a reszta dzieci odsunęła się od niej jakby dotknęła ją okropna przypadłość i zbite w ciasną grupkę patrzyły na złą Sillę.
- Przeproś ją w tej chwili – rozkazała, lecz chłopiec pokręcił głową i bez ostrzeżenia splunął jej prosto w twarz. Zszokowana dziewczyna patrzyła z niedowierzaniem na uciekającego dzieciaka, a kiedy ocknęła się z tego chwilowego szoku zerwała się do pogoni za nim, lecz silne dłonie osadziły ją w miejscu.
- Na litość wszystkich bogów, co ty wyprawiasz?! Musimy jechać! - syknął rozzłoszczony Des, lecz nie zwracała na niego większej uwagi. Wyszarpnęła mu się z uścisku i podeszła do małej dziewczynki.
- Zostaw ją, to mała czarownica! - ktoś odezwał się zachrypniętym głosem. Silla odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła kobietę, która obierała jabłka. Staruszka nie patrzyła na nich, ale zdawało się, że doskonale dostrzega to, co się działo poza zasięgiem jej wzroku.
- To dziecko, nie żadna czarownica! - odparła wzburzona dziewczyna.
- Czarownica. Niech pokażę ci oczy.
Silla odwróciła się do dziewczynki, która płakała cichutko, wyglądając przy tym tak nieszczęśliwie i żałośnie. Kucnęła przed płaczącą dziewczynką i szukała znaków potwierdzających słowa staruszki.
- Pokaż mi swoje piękne oczy. Wiem, że nie jesteś żadną czarownicą – przemówiła do dziecka łagodnie, jak do małego stworzonka. Dziewczynka pokręciła głową, ale wstała, gdy Silla złapała ją delikatnie za ramiona i podciągnęła do góry. - No dobrze, nie musisz mi ich pokazywać, ale wiem, że nie jesteś żadną czarownicą, ale śliczną, małą dziewczynką. Odprowadzę cię do domu, dobrze?
- Ona nie ma domu, rodzice zostawili ją w tym mieście.
- Porzucili ją?! - zawołała z niedowierzaniem. Nie pojmowała tego okrucieństwa, ale sądziła, że to wszystko wiązało się z tym, iż uwierzyli, że mogła posiadać jakiekolwiek magiczne moce. To było okropne i irracjonalne, ale niestety jakże boleśnie prawdziwe. Złapała delikatnie dziewczynkę za ramiona i próbowała zwrócić na siebie jej uwagę, lecz mała wciąż spoglądała w dół. - Pojedziesz z nami? Chcesz się przejechać na koniu?
- Tak – padła cichutka odpowiedź, wyszeptana przerażonym głosikiem. Silla kiwnęła głową i złapała ją za rękę.
- Pomożesz mi? - zwróciła się z pytaniem do Desa, który obserwował wszystko z mrocznym niezadowoleniem. Czarne oczy stały się jeszcze ciemniejsze, choć wydawało jej się, że to niemożliwe. Nie pomógł jej. Skrzyżował ramiona na piersi i pokręcił głową.

Zacisnęła usta i bez słowa wsadziła małą na siodło, a potem sama próbowała wspiąć się na wysoką klacz. Nie obyło się bez trudności i kilku chwil upokorzenia, ale w końcu udało jej się usiąść w siodle. Posłała Desowi rozgniewane spojrzenie i ruszyła za druidem. 

2 komentarze:

  1. Mimo, że Des czesto jest tak wkurzony na tą biedną dziewczynę to i tak wiem, że w jakimś sensie mu na niej zależy :p
    Jestem bardzo ciekawa, co do tej dziewczynki. Może naprawdę jest czarownicą? A jeśli jest to co zrobią z tym fantem?
    W ogóle dziękuję Ci za to opowiadanie, jest cudowne (zresztą jak wszystkie Twoje) i tak bardzo pobudza moją wyobraźnię! :)
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Des jest dość tajemniczy i ciężko powiedzieć Silli, czego się tak naprawdę powinna po nim spodziewać :)
      Cóż, dziewczynka jest raczej tutaj jedynie tłem do tego rozdziału, bo nie planuję z nią raczej akcji :)
      Och, bardzo się cieszę w takim razie! Jest mi niezmiernie miło <3333333

      Usuń