-
Idiotka! - warknął wojownik, gdy zatrzymali się w gospodzie o
zabawnej nazwie nawiązującej do miejsca, do którego królowie
udawali się bez przybocznej straży. Skrzywiła się z niesmakiem
widząc drewniany szyld powiewający nad ich głowami.
Rozejrzała
się wokół. Po kwadratowym, niedużym dziecińcu szwendało
się kilku mężczyzn, a także kobiet. Kilka koni stało
przywiązanych do haków zamocowanych w ścianie stajni i jadło
słomę rozrzuconą pod kopytami. Gospoda była piętrowa, pomalowana
na biało z drewnianymi okiennicami i słomianym dachem. Wyglądała
na schludną i czystą, lecz Silla skrzywiła się widząc końskie
odchody nieopodal stołu wystawionego na zewnątrz, przy którym jadło dwóch
mężczyzn.
-
Czy ty w ogóle mnie słuchasz? - zapytał Des i złapał ją
za rękę. Silla wyszarpnęła ją i odsunęła się od niego kilka
kroków. W jej oczach pojawił się strach i niepewność.
Reagowała
nerwowo na każdy rodzaj przemocy, nawet jeśli Des nie zamierzał
jej skrzywdzić, ona instynktownie odsuwała się od niego.
-
Przepraszam – szepnęła, schylając głowę. Usłyszała nerwowe
sapnięcie i skrzypienie skóry. Podniosła wciąż
przestraszone spojrzenie na Desa i zdumiona zorientowała się, że
na powrót znalazł się w siodle. Spojrzał na nią ponuro, a
potem odwrócił wzrok i skierował się w stronę Asarlaia.
-
Muszę rozejrzeć się po mieście – przemówił do niego
cicho. - Pilnuj tej głupiej gęsi i nie pozwól jej wplątać
się w jakieś kłopoty. Nie będę gnał dwa dni pod rząd przed
zbirami, których zdenerwowała.
-
W porządku. Weźmiemy, dla bezpieczeństwa, jeden większy pokój.
Des
skinął głową i chroniony magią druida, wyjechał w miasto. Silla
odprowadzała go wzrokiem, aż czarny zad ogiera zniknął pośród
tłumu.
Szybko
uporali się z końmi, a wszystkie podręczne plecaki zabrali ze
sobą. W gospodzie wybrali dla siebie odpowiedni pokój,
choć właściciel, który przyjmował od nich pieniądze łypał
na nich niepewnie, jakby z czujnością.
Właścicielem
tego dobytku był wysoki, chudy jak patyk Sil Gol, mężczyzna
dobiegł już pięćdziesiątki i jego twarz zdobiły marszczki, a włosy pokryły się srebrnym kolorem. Nos miał długi,
haczykowaty jak u jastrzębia, palce zgrabiałe od wieloletniej
pracy, przypominały szpony. Gdy zostawił ich samych, życząc im
udanego spoczynku, druid mruknął pod nosem coś niewyraźnie.
-
Nie podoba mi się on – dodał głośniej, gdy dziewczyna spojrzała
na niego pytająco.
-
Dlaczego? Wygląda całkiem... normalnie – wydukała, chociaż nie
była pewna czy szynkarz rzeczywiście jest tak godny zaufania za
jakiego go uważała. Nie wiedziała jednak powodów, by źle o
nim myśleć bowiem wcześniej nie spotykała tak wielu ludzi. Jej
doświadczenia ograniczały się do żołnierzy ją pilnujących lub
gości Raksa.
Dopiero
po ucieczce mogła zobaczyć na własne oczy jak wielu ludzi żyje
wokół niej i jak różne mają charaktery. Ale nie
potrafiła odróżnić złego od dobrego, chyba że któryś
z nich próbowałby ją skrzywdzić. Była naiwna i pozbawiona
instynktu. Kompletnie nie miała pojęcia o życiu i o ludziach,
dlatego musiała zawierzyć słowom Asarlaia.
Druid
rozpakował swoje tobołki, a Silla zrobiła to ze swoimi. Mała,
zapłakana dziewczynka siedziała cichutko w kącie, nawet nie
spoglądała na nich, jakby ktoś rzucił na nią czar i pozostawił
w takiej pozycji aż do końca.
Druid
wyszedł, a po kilku minutach wrócił.
-
Poprosiłem o posiłek dla czterech osób.
Silla
podziękowała mu skinieniem głowy i wkrótce opuścił je
bez słowa wyjaśnienia.
Kiedy
zostały same, postanowiła w końcu dowiedzieć się coś o
dziewczynce. Przysunęła sobie do niej krzesło, wzięła delikatnie
za ręce i lekko je ścisnęła. Pragnęła dodać jej otuchy,
sprawić, by jej zaufała, ale dobrze wiedziała, że może to będzie
trudne. Była dla niej obcą kobietą, która zabrała ją z
ulicy bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Mogła być tym
przerażona, mogła się obawiać, że chce ją skrzywdzić, dlatego
w głowie szukała słów pocieszenia.
-
Wiem, że się boisz. Myślisz pewnie, że chcę cię skrzywdzić,
prawda? - zagadnęła ją cicho i łagodnie. Dziewczynka pokiwała
głową, pociągnęła lekko nosem, a potem w przypływie chwilowej
odwagi, uniosła małą twarz.
Silla
spojrzała prosto w piękne oczy. Zamrugała zaskoczona, patrząc na
niezwykłe kolory: jedno oko było niebieskie, drugie natomiast
jaśniało złotem. Oba jednak komponowały się ze sobą w niezwykły
sposób. Kobieta z ulicy powiedziała, że to dziecko jest
czarownicą, bo miało tak różne kolory oczu? Dla niej to
było przepiękne zjawisko.
-
Masz śliczne oczęta, wiesz? Chciałabym mieć takie – szepnęła
i poklepała ją po małej rączce. Dziewczynka zamrugała powiekami
zaskoczona.
-
Jestem czarownicą – wyszeptała cicho. Silla pokręciła głową i
odsunęła się od niej.
-
To nieprawda. Nie wierz w to, co ci mówili inni. Czy znasz
jakieś czarodziejskie sztuczki?
-
Nie.
-
No właśnie! Tylko czarownice potrafią takie rzeczy.
-
Nie jestem czarownicą? - zapytała mała niepewnie. Wpatrywała się
w Sillę z wyczekiwaniem, jakby bała się, że dziewczyna roześmieje
się nagle i powie, że to tylko taki żart.
Silla
uśmiechała się szeroko do małej towarzyszki, starała się
przekazać jej jak najwięcej radości, ponieważ pragnęła zyskać
jej zaufanie.
Po
kilku minutach od wyjścia druida, ktoś zapukał do drzwi. Wahała
się nim otworzyła, a potem przypomniała sobie, że przecież
Asarlai zamówił coś do jedzenia. Wpuściła do pokoju smagłą
dziewczynę, która mogła być w jej wieku lub jeszcze
młodsza. Silla przyjrzała się jej sukni – mocno wydekoltowanej.
Piersi unosiły się dzięki ciasno zawiązanemu gorsetowi. Grube,
czarne włosy związała w warkocz, spływający po drobnym ramieniu.
Pomyślała, że ta dziewczyna jest bardzo ponętna. I na pewno
podoba się mężczyznom, nawet jeśli widzą w niej tylko piersi
wylewające się z sukni.
Służąca
opuściła pokój, a Silla przekonała małą do zjedzenia
kromki chleba i kawałka żółtego sera. Nie wiedziała, czy jadała tak często, ale sądząc po szybkości z jaką
pochłonęła posiłek, uznała że jednak musiała głodować.
Dziewczynka
szybko napełniła brzuszek, potem popiła wodą i pozwoliła ułożyć
się na jednym z łóżek. Wcześniej obie obmyły twarz, szyję i ręce, by choć trochę się odświeżyć. Silla w czasie, gdy mała
odpoczywała, niezgrabnie próbowała ogarnąć pokój.
Kiedy stawiała tacę na stole pod oknem, do pokoju wszedł Des.
Zatrzymał się w progu, a potem cicho zamknął drzwi. Nic nie
mówiąc do Silli zdjął wierzchnie ubranie i broń, a potem
wyszedł. Dziewczyna spiorunowała wzrokiem drzwi, a potem zerknęła
na siebie. Czar musiał przestać działać. Odetchnęła z ulgą.
Jakoś źle czuła się w tej lnianej sukni, która miała ich
ochronić przed ciekawskimi spojrzeniami.
Dziewczynka
spała smacznie, a Silla przełykała powoli chleb. Był twardy, ale
jadła go, by nabrać sił. Długa podróż dała jej się we
znaki, bolały ją mięśnie, źle spała, bo twarda ziemia
i wszystkie jej nierówności odcisnęły się na niej, aż
całe plecy miała posiniaczone.
Miękkie
łóżko było jednak tak zachęcające, że nie bacząc na
brudne i spocone ubranie położyła się obok śpiącego dziecka.
Zasnęła twardym i spokojnym snem. Podróż i ucieczka, a
także chwilowa niewola z gryfami dała jej się we znaki. To
wszystko podziałało na nią tak dobrze, iż nie miała żadnych
koszmarów, z których budziłaby się z krzykiem.
Kiedy
w środku nocy otwarła na chwilę oczy, dostrzegła Desa siedzącego
przy oknie i obserwującego okolicę. Asralai spał na łóżku
obok. Przez chwilę wpatrywała się w wojownika, lecz ten wyglądał
jak posąg. Nieruchomy i zapatrzony niewidzącym wzrokiem w dal.
Srebrne światło księżyca padało na jego twarz, która w
tej chwili wyglądała na poważną i zamyśloną.
-
Nie musisz czuwać. Idź spać – przemówiła do niego wciąż
jeszcze zaspanym głosem. Des odwrócił się do niej szybko,
jakby zaskoczony tym, że Silla się obudziła i pokręcił głową.
-
Nie chcę mi się spać. Wyśpij się, bo jutro czeka nas podróż.
Dziewczynkę zostawimy w świątyni Yha'harmi.
Silla
nie wiedziała, co to za świątynia, ale jeśli dziecko miało
dzięki temu zyskać lepsze życie, to była mogła się tylko
zgodzić, chociaż miała wątpliwości, co do słuszności tej
decyzji. Nie spierała się jednak, nie mogła tego robić, skoro o
niczym nie miała pojęcia.
Odsunęła
kołdrę i wstała, podeszła do niego i przycupnęła na parapecie.
Spojrzała na niego niepewnie i zastanowiła się nad tym, co mu
powiedzieć. Musiała przekazać Desowi postanowienia, które
poczyniła podczas ostatnich tygodni.
-
Chcę tutaj zostać – mruknęła cicho tak, by tylko on ją
usłyszał. Nie chciała nikogo budzić.
-
W Bergo? - zapytał zaskoczony. Silla spojrzała na niego, ale on nie
patrzył w jej stronę. Obserwował to, co działo się za oknem.
Cisza
spowiła dziedziniec, gęsty mrok niczym lepka maź otoczyła
wszystko zewsząd. Gwiazdy i księżyc na niebie były jedynymi
jasnymi punktami w tych ciemnościach. Dziewczyna nie dostrzegła
nic, co mogłoby ją zaniepokoić, więc na powrót zwróciła
swą uwagę na Desa, zaskoczona przytuliła się do ściany, gdy
napotkała jego badawcze spojrzenie.
-
Nie możesz tu zostać, przykro mi – powiedział w końcu,
przerywając ciszę chrapliwym szeptem. Silla potrząsnęła głową
i wstała.
-
Mogę i zostanę. Przestałam być już niewolnicą, Desie. Nie
możesz mi mówić, co powinnam zrobić, a co nie.
-
To nie ja o tym decyduję.
-
A kto? Asarlai? Żaden z was nie może mi mówić, co mam
robić. Stałam się wolną kobietą, która znalazła się w
tamtym lesie jedynie przez przypadek – odparła cicho, lecz
stanowczo i dumnie. Miała jednak ochotę wszystko wykrzyczeć Desowi
prosto w twarz.
-
Pojedź z nami do Pantravi, a wszystkiego się dowiesz od tamtejszej
wieszczki. Żadne z nas nie ma wpływu na to, co zaplanowali bogowie
– odpowiedział, ale Silla odwróciła się do niego plecami
i położyła spać.
Żałowała,
że wstała i że zaczęła z nim rozmawiać. Może wtedy nie
dręczyłaby się wątpliwościami, jakie ją naszły po tej
rozmowie.
Powtarzała
im, że nie mogą za nią decydować, lecz i tak potem robiła to, co
chcieli. Przyjechała z nimi do miasta, chociaż nie chciała
opuszczać tamtego lasu, a teraz Des chciał, by udała się z nimi w
kolejną podróż. Nie była pewna, czy powinna to robić.
Wciąż im nie ufała i bała się, chociaż oboje kilkakrotnie
ratowali jej życie. Była im za to wdzięczna, ale nie chciała być
zdana na ich łaskę. Byli mężczyznami. Nie widziała powodu, aby
zmieniać swoich myśli, bo okazali się inni, niż ci wojownicy,
których dane było jej poznać.
***
Poranek
okazał się trudniejszy niż myślała. Nie spodziewała się, że
pójdzie wszystko gładko, ale nie sądziła też, że Des
niemal siłą zaciągnie małą dziewczynkę do świątyni
Yha'harmi. Silla próbowała go powstrzymać, kiedy niósł
dziewczynkę po szerokich schodach wprost do ciemnego wnętrza.
Ona
stała na dole i patrzyła na ogromną budowlę z białego kamienia,
przycupniętą na wzgórzu w otoczeniu licznych gajów
oliwnych. Schodów pilnowali strażnicy odziani w zbroję i
długie peleryny. Na hełmach dostrzegła figury zwierząt. Pilnowali
wejścia, lecz nie zatrzymali wojownika, który niósł
płaczące dziecko. Musiał wczoraj odwiedzić to miejsce i zapytać,
czy zechcą przyjąć małą dziewczynkę.
Do
świątyni prowadziły szerokie schody. W oczekiwaniu na wojownika
naliczyła ich siedemdziesiąt osiem. Szczyt stopni wieńczyły
cztery potężne kolumny podtrzymujący zapierający dech w piersiach
portyk. Dwuskrzydłowe, drewniane drzwi stały otworem, lecz jej
wzrok nie przebijał się przez ciemności panujące wewnątrz.
-
Nie rozumiem, dlaczego mam z wami jechać, skoro nic mnie przy was
nie trzyma? Nie chcę nigdzie już podróżować i
niepotrzebnie narażać wasze i swoje życie – powiedziała w
końcu, czując rosnącą frustrację.
-
Sillo, rozumiem, że masz wątpliwości i nie czujesz się z nami
dobrze. Wolisz spędzić tu całe życie, lecz nie przypadek chciał,
iż znalazłaś się w tamtym lesie, a moi towarzysze przynieśli cię
do jaskini. Nie gniewaj się jednak za to, że teraz chcemy byś nam
towarzyszyła w tej podróży – odpowiedział druid. Spojrzał
na nią wyczekująco. Czekał na jej odpowiedź, a dziewczyna szukała
odpowiednich słów. W końcu zwiesiła ramiona i pokręciła
głową.
Przyjdzie
jej chyba pogodzić się z tym, co ją spotkało, podobnie jak było
z Raksem. Znów pozwoli, by prądy życia wiodły ją bezwolnie
tam, dokąd płynęły.
Des
powrócił po kilkunastu minutach. Minę miał twardą i
nieprzeniknioną, jakby zaszył się za odpowiednią maską, która
przyrosła mu do twarzy. Silla nie zwracała na to większej uwagi.
Bez
żadnych trudności wyjechali z miasta pod osłoną magii, którą
roztoczył nad nimi Asarlai. A kiedy odjechali już spory kawałek od Bergo, druid zdjął z nich zaklęcia i mogli spokojnie poruszać w
swoich normalnych strojach podróżnych. Silla odetchnęła z
ulgą, gdy na powrót na jej nogach pojawiły się wysokie buty
i spodnie. Póki świeciło słońce, jej ciało okrywała
tylko lniana koszula i spodnie, lecz pod ręką miała także kurtkę ze skóry
i pelerynę. Tobołki
razem z liskiem przytroczyła z tyłu do siodła. Jechała obok
druida, a Des zdecydowanie ich wyprzedzał.
-
Nie musieliśmy zostawiać tego dziecka w tej świątyni w tak
brutalny sposób – mruknęła cicho, gdy plecy Desa przestały
ją już interesować, a zaczęły irytować.
-
Lepiej dla niej będzie, gdy zostawimy ją w świątyni bez
okazywania jakiegokolwiek rozczulania się nad nią. Łatwiej jej
będzie żyć pomiędzy kapłankami – odparł, co nieco uspokoiło
Sillę. Ale tylko nieco, ponieważ nadal nie wyobrażała sobie tego,
by dziewczynka miała tam dobrze.
-
Będzie miała do nas pretensje, że oddaliśmy ją obcym ludziom –
mruknęła niechętnie.
-
Ależ nie będzie miała. Kapłanki otoczą ją troską i opieką,
będzie żyła w dostatku.
Silla
spojrzała na towarzysza, nie bardzo rozumiejąc tego, jak kapłanki
tak po prostu przyjęły pod dach świątyni obcą dziewczynkę.
Kiedy zapytała Asarlaia o to, ten roześmiał się tylko i pokiwał
głową.
-
Najwidoczniej mała miała w sobie coś z czarownicy, skoro się
zgodziły – odparł tylko, co przyjęła z lekką irytacją. Czy
naprawdę musiała dostawać odpowiedzi w taki sposób?
Kiedy
wjechali na pagórek, odwróciła się do tyłu. W dole
dostrzegła miasto. Bergo mieniło się w świetle porannego słońca
tysiącem barw. Westchnęła tęsknie. Des warczał na nią przez
cały ranek, próbując wymusić na niej posłuszeństwo, aż w
końcu poddała się, czując w sercu pustkę i znajome uczucie
bezsilności. Nie potrafiła opierać się, tak została wyuczona, by
służyć mężczyznom. Jedynie fakt, że żaden z nich nie próbował
jej wykorzystać sprawił, że powoli przestawała odczuwać strach i
wstręt. Nie sądziła, by jeszcze kiedykolwiek nauczyła się kochać
lub w pełni zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie, ale nie skreślała
się już tak od razu. Zaczynała dostrzegać światło na końcu tej
okropnej ciemności, jaka ją otaczała od wielu lat.
-
Sillo, ruszajmy już. Nie mamy czasu do stracenia. Przed nami osiem
dni podróży – przemówił Des.
Westchnęła
jeszcze raz i w końcu popędziła klacz. Nie mogła tu zostać.
***
Droga,
jak się spodziewała była trudna i momentami dłużyła się. Silla
nie odpoczęła po ostatniej, więc obolałe mięśnie nie
przestawały o sobie przypominać rozległym i pulsującym bólem.
Trzymała się jednak dzielnie, chcąc udowodnić, że jest w stanie
sobie poradzić. Nie takie rzeczy znosiła i nie poddała się tak
łatwo. I tak wolała cierpieć w siodle niż w komnacie Raksa.
W
ciągu trzech dni od wyjazdu z miasta, krajobraz zmienił się nie do
poznania. Z żyznej ziemi porośniętej lasami, przecinanymi przez
bujne łany zbóż, wjechali w teren pagórkowaty i choć
trawa nie była wysoka, to jednak Silla odczuła pewien niepokój.
Jakoś źle się czuła, gdy przemierzali drogę wijącą się między
fałdami ziemi. Cisza jaka ich otaczała również była w
pewnym stopniu niepokojąca, zwłaszcza że podobny spokój
poprzedzał atak otasu. Rozglądała się na boki, chociaż nie
wiedziała czego szukać.
-
Czy mi się wydaję, czy ktoś nas obserwuje? - szepnęła w końcu
Silla, gdy udało jej się zbliżyć znacząco do druida. Asarlai
spojrzał na nią i po chwili kiwnął głową. Dziewczyna szarpnęła
się do tyłu zaskoczona. - Jedź do Desa, a ja będę ubezpieczał
tyły.
Silla
bez mruknięcia spełniła jego prośbę i znalazła się przy Desie
w oka mgnieniu.
-
Powiedz, że ja i Asarlai mamy zwidy i nikt nas nie obserwuje –
poprosiła cicho, patrząc na niego błagalnie. Des zwrócił
się w jej stronę, ukazując jej blade oblicze, dziwnie jarzące
się, jakby w gorączce, oczy i okrutny uśmiech. - Co...
-
Milcz! - warknął nagle, drżącym głosem, który wprawił
całe jej ciało w drżenie. Przeraził ją.
-
Masz gorączkę? - zapytała nic nie rozumiejąc.
Wyciągnęła
rękę w przypływie nagłego impulsu, lecz nagle na jej nadgarstku
zacisnęła się dłoń jak stalowa obręcz. Zimna i silna.
Próbowała się wyszarpnąć, lecz Des ani myślał ją
puścić.
-
Głupia niewolnica! - syknął przez zęby w pewnym momencie. Silla
poczuła jak niedowierzanie paraliżuje jej kończyny. Przymknęła
powieki, a gdy je uniosła łzy zamazały jej obraz.
-
Puść mnie, proszę – dodała cicho, a w myślach gotowa była
uczynić wszystko, by tylko pozwolił jej oddalić się od niego.
Des
jednak nie zamierzał jej słuchać. Oczy miał czarne, pozbawione
białka. Twarz zrobiła się jeszcze bledsza, aż dojrzała na czole,
policzkach i szyi czarne żyły pulsujące od krwi. Silla nie miała
pojęcia, co się działo, ale wyglądało to jakby Des został
opętany przez złą magię. Nie była jednak pewna, czy jej
przypuszczenia były słuszne. Wszystkie jej zmysły nastawione były
na samoobronę przed jego gniewem.
-
Milcz, głupia dziwko! - Jego głos brzmiał jak głośne uderzenia
skał o ziemie. Nie poznawała go, była pewna, że nie należy do
niego, choć jednocześnie wydał jej się tak znajomy. On do niej
przemawiał okrutnymi słowami, których zawsze słuchała, gdy
była nieposłuszna.
Przypomniała
sobie podobną sytuację. Pamiętała doskonale, co się stało, gdy
próbowała uciec. Rax chłostał ją tak długo, aż jej plecy
przypominały krwawą miazgę – tak powiedziała jej jedna z
dziewcząt, kiedy w końcu odzyskała przytomność.
Kiedy
wspomnienia ją zaatakowały, zwiotczała i opuściła głowę.
Modliła się do bogów, w których nawet nie wierzyła, prosząc o ratunek. Nie wiedziała, co się działo z druidem.
Przez chwilę przemknęło jej przez głowę, iż Asarali mógł
udawać, że nie widzi tego, by Des w spokoju mógł zrobić
to, co robią mężczyźni z takimi kobietami jak ona.
Pozwoliła
się zwlec z konia. Upadła na ziemię, gdy Des trzymając ją za
rękę ciągnął ją w nieznanym kierunku. Uniosła na chwilę głowę
i dostrzegła jak idzie w kierunku niewielkiego pagórka, przy
którym rosły drzewa oraz spoczywały duże skały. Przełknęła
ślinkę spodziewając się najgorszego. Czy zrobi jej coś, czego
nie doświadczyła u generała?
Bezsilność.
To czuła w chwili, gdy Des rzucił ją na ziemię jak worek
ziemniaków. Uklęknął przed nią i złapał za koszulę.
Jednym pociągnięciem rozdarł ją odsłaniając poznaczony bliznami
brzuch i piersi. Nie protestowała, pozwoliła mu robić wszystko
czego zapragnął. A nawet mógłby ją zabić. Jej marne,
bezwartościowe istnienie nikogo nie obejdzie.
-
Dlaczego? - szepnęła tylko, patrząc mu prosto w oczy. Szukała w
nich zrozumienia, ale na próżno. Des wciąż patrzył na nią
z taką nienawiścią, jakby stała się jego największym wrogiem.
Pogarda, która wykrzywiła jego usta w podłym, zimnym
uśmiechu przeszyła ją lodowatą strzałą.
-
Milcz, niewolnico! - odpowiedział nieswoim głosem i sięgnął
dłonią w stronę jej piersi. Milczała więc i obserwowała jego
poczynania, z bólem uświadamiając sobie, że pomyliła się,
co do Desa. Bardzo się pomyliła.
Rozejrzała
się wokół, z nadzieją szukając druida, ale ten nagle jakby
zapadł się pod ziemie. Nie wiedziała, co się z nim stało.
Opuścił ich? Albo czeka w ukryciu, aż Des skończy to, co zaczął,
pomyślała z goryczą rozlewającą się po całym ciele.
W
pewnym momencie Des stoczył się z niej i z okrzykiem bólu
skulił się na ziemi. Złapał się za głowę i potoczył po ziemi.
Jego krzyk wypłoszył ptaki z pobliskich drzew. Silla patrzyła na
tę scenę nic nie rozumiejąc. Ciało wojownika znów wygięło
się w łuk, a on sam wykrzyczał jakieś słowa w nieznanym jej
języku, a potem znów zwalił się na ziemię.
Dziewczyna
pochyliła się nad nim, ciekawa jego stanu, lecz nagle jego oczy
otworzyły się. Przestraszona cofnęła się gwałtownie, a potem
wstała i zerwała się do ucieczki. Połykając łzy dopadła do
klaczy i jednym ruchem wskoczyła na siodło. Za plecami słyszała
krzyki Desa. Biegł w jej stronę. Nie miała zamiaru spędzać z tym
mężczyzną ani chwili dłużej. Nie chciała znów znaleźć
się w takiej sytuacji jak przed chwilą. Spięła klacz, a ta
ruszyła ostrym galopem. Des jednak wbiegł na drogę i zatrzymał
się na środku, wyciągając ramiona. Zatrzymała gwałtownie klacz,
choć miała ochotę stratować go na śmierć. Nie była jednak
pewna, czy była do tego zdolna.
-
Sillo, zaczekaj! - poprosił łagodnie, normalnym głosem. Dziewczyna
przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał jak przedtem. Nie miał
widocznych żył, oczy przestały być tak czarne i demoniczne, a
skóra wróciła do bladości jaką zawsze się
odznaczał.
-
Przepuść mnie. Nie chcę z wami podróżować! Nigdy więcej
już nie dam namówić się na coś takiego! - krzyczała w
bezsilnej furii, próbując uwolnić cały swój gniew i
zmusić się do przejechania po Desie.
-
Jeśli zsiądziesz z Chavarti, to wszystko ci wyjaśnię. Pozwól
mi to wytłumaczyć, proszę – dodał jeszcze, gdy Silla mierzyła
go wzorkiem, przestraszona i jednocześnie zdeterminowana. Nie zaufa
mu już nigdy.
-
Gdzie jest Asarlai? - zapytała w końcu, chcąc się dowiedzieć też
czegoś od druida, lecz ten zniknął nagle. Rozejrzała się wokół,
lecz go nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi. Ani śladu po nim. Czyżby
wciąż się ukrywał? Ale po co?
-
Nie wiem, ale proszę, zejdź z konia i daj mi szansę wyjaśnić ci
wszystko – poprosił ją z łagodnością, której nigdy
jeszcze u niego nie słyszała i z prośbą w oczach, do której
zapewne nie nawykł. Nie obchodziło ją to jednak. Jego zachowanie
świadczyło tylko o tym, że bywał nieobliczalny i nie mogła mu
ufać, nawet jeśli kiedyś uda mu się odkupić winy za to, co
zrobił.
-
Nie, ale mogę zejść, jeśli ty dasz mi miecz, żebym mogła się
obronić przed tobą.
Des
uniósł wysoko brwi i patrzył na nią zaskoczony, słysząc w
jej głosie jawną niechęć i zrezygnowanie. W końcu kiwnął głową
i wyjął z pochwy miecz.
Silla
zsunęła się z końskiego grzbietu i wzięła od niego broń,
która, ku jej zaskoczeniu, okazała się znacznie cięższa.
Złapała ją oburęcz i próbowała podnieść, kierując ją
w stronę piersi Desa. Wojownik zignorował ją i wyminął. Podszedł
do Chavrati i ze skórzanego tobołka wyciągnął koszulę.
Podał ją, a potem odwrócił się do niej plecami. Dziewczyna
spąsowiałą uświadamiając sobie, że przez cały czas Des widział
jej piersi i blizny. Wciąż ją zawstydzało to, że ktoś mógłby
ją widzieć nagą, mimo iż tyle razy mężczyźni patrzyli na nią,
gdy nie miała na sobie nawet skrawka materiału. Szybko się ubrała
i pozwoliła mu się odwrócić. Ciekawiło ją to, dlaczego
Des rzucił się na nią jak zwierzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz