sobota, 16 lipca 2016

Rozdział siódmy

- Idiotka! - warknął wojownik, gdy zatrzymali się w gospodzie o zabawnej nazwie nawiązującej do miejsca, do którego królowie udawali się bez przybocznej straży. Skrzywiła się z niesmakiem widząc drewniany szyld powiewający nad ich głowami.
Rozejrzała się wokół. Po kwadratowym, niedużym dziecińcu szwendało się kilku mężczyzn, a także kobiet. Kilka koni stało przywiązanych do haków zamocowanych w ścianie stajni i jadło słomę rozrzuconą pod kopytami. Gospoda była piętrowa, pomalowana na biało z drewnianymi okiennicami i słomianym dachem. Wyglądała na schludną i czystą, lecz Silla skrzywiła się widząc końskie odchody nieopodal stołu wystawionego na zewnątrz, przy którym jadło dwóch mężczyzn.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? - zapytał Des i złapał ją za rękę. Silla wyszarpnęła ją i odsunęła się od niego kilka kroków. W jej oczach pojawił się strach i niepewność.
Reagowała nerwowo na każdy rodzaj przemocy, nawet jeśli Des nie zamierzał jej skrzywdzić, ona instynktownie odsuwała się od niego.
- Przepraszam – szepnęła, schylając głowę. Usłyszała nerwowe sapnięcie i skrzypienie skóry. Podniosła wciąż przestraszone spojrzenie na Desa i zdumiona zorientowała się, że na powrót znalazł się w siodle. Spojrzał na nią ponuro, a potem odwrócił wzrok i skierował się w stronę Asarlaia.
- Muszę rozejrzeć się po mieście – przemówił do niego cicho. - Pilnuj tej głupiej gęsi i nie pozwól jej wplątać się w jakieś kłopoty. Nie będę gnał dwa dni pod rząd przed zbirami, których zdenerwowała.
- W porządku. Weźmiemy, dla bezpieczeństwa, jeden większy pokój.
Des skinął głową i chroniony magią druida, wyjechał w miasto. Silla odprowadzała go wzrokiem, aż czarny zad ogiera zniknął pośród tłumu.
Szybko uporali się z końmi, a wszystkie podręczne plecaki zabrali ze sobą. W gospodzie wybrali dla siebie odpowiedni pokój, choć właściciel, który przyjmował od nich pieniądze łypał na nich niepewnie, jakby z czujnością.
Właścicielem tego dobytku był wysoki, chudy jak patyk Sil Gol, mężczyzna dobiegł już pięćdziesiątki i jego twarz zdobiły marszczki, a włosy pokryły się srebrnym kolorem. Nos miał długi, haczykowaty jak u jastrzębia, palce zgrabiałe od wieloletniej pracy, przypominały szpony. Gdy zostawił ich samych, życząc im udanego spoczynku, druid mruknął pod nosem coś niewyraźnie.
- Nie podoba mi się on – dodał głośniej, gdy dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
- Dlaczego? Wygląda całkiem... normalnie – wydukała, chociaż nie była pewna czy szynkarz rzeczywiście jest tak godny zaufania za jakiego go uważała. Nie wiedziała jednak powodów, by źle o nim myśleć bowiem wcześniej nie spotykała tak wielu ludzi. Jej doświadczenia ograniczały się do żołnierzy ją pilnujących lub gości Raksa.
Dopiero po ucieczce mogła zobaczyć na własne oczy jak wielu ludzi żyje wokół niej i jak różne mają charaktery. Ale nie potrafiła odróżnić złego od dobrego, chyba że któryś z nich próbowałby ją skrzywdzić. Była naiwna i pozbawiona instynktu. Kompletnie nie miała pojęcia o życiu i o ludziach, dlatego musiała zawierzyć słowom Asarlaia.
Druid rozpakował swoje tobołki, a Silla zrobiła to ze swoimi. Mała, zapłakana dziewczynka siedziała cichutko w kącie, nawet nie spoglądała na nich, jakby ktoś rzucił na nią czar i pozostawił w takiej pozycji aż do końca.
Druid wyszedł, a po kilku minutach wrócił.
- Poprosiłem o posiłek dla czterech osób. 
Silla podziękowała mu skinieniem głowy i wkrótce opuścił je bez słowa wyjaśnienia.
Kiedy zostały same, postanowiła w końcu dowiedzieć się coś o dziewczynce. Przysunęła sobie do niej krzesło, wzięła delikatnie za ręce i lekko je ścisnęła. Pragnęła dodać jej otuchy, sprawić, by jej zaufała, ale dobrze wiedziała, że może to będzie trudne. Była dla niej obcą kobietą, która zabrała ją z ulicy bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Mogła być tym przerażona, mogła się obawiać, że chce ją skrzywdzić, dlatego w głowie szukała słów pocieszenia.
- Wiem, że się boisz. Myślisz pewnie, że chcę cię skrzywdzić, prawda? - zagadnęła ją cicho i łagodnie. Dziewczynka pokiwała głową, pociągnęła lekko nosem, a potem w przypływie chwilowej odwagi, uniosła małą twarz.
Silla spojrzała prosto w piękne oczy. Zamrugała zaskoczona, patrząc na niezwykłe kolory: jedno oko było niebieskie, drugie natomiast jaśniało złotem. Oba jednak komponowały się ze sobą w niezwykły sposób. Kobieta z ulicy powiedziała, że to dziecko jest czarownicą, bo miało tak różne kolory oczu? Dla niej to było przepiękne zjawisko.
- Masz śliczne oczęta, wiesz? Chciałabym mieć takie – szepnęła i poklepała ją po małej rączce. Dziewczynka zamrugała powiekami zaskoczona.
- Jestem czarownicą – wyszeptała cicho. Silla pokręciła głową i odsunęła się od niej.
- To nieprawda. Nie wierz w to, co ci mówili inni. Czy znasz jakieś czarodziejskie sztuczki?
- Nie.
- No właśnie! Tylko czarownice potrafią takie rzeczy.
- Nie jestem czarownicą? - zapytała mała niepewnie. Wpatrywała się w Sillę z wyczekiwaniem, jakby bała się, że dziewczyna roześmieje się nagle i powie, że to tylko taki żart.
Silla uśmiechała się szeroko do małej towarzyszki, starała się przekazać jej jak najwięcej radości, ponieważ pragnęła zyskać jej zaufanie.
Po kilku minutach od wyjścia druida, ktoś zapukał do drzwi. Wahała się nim otworzyła, a potem przypomniała sobie, że przecież Asarlai zamówił coś do jedzenia. Wpuściła do pokoju smagłą dziewczynę, która mogła być w jej wieku lub jeszcze młodsza. Silla przyjrzała się jej sukni – mocno wydekoltowanej. Piersi unosiły się dzięki ciasno zawiązanemu gorsetowi. Grube, czarne włosy związała w warkocz, spływający po drobnym ramieniu. Pomyślała, że ta dziewczyna jest bardzo ponętna. I na pewno podoba się mężczyznom, nawet jeśli widzą w niej tylko piersi wylewające się z sukni.
Służąca opuściła pokój, a Silla przekonała małą do zjedzenia kromki chleba i kawałka żółtego sera. Nie wiedziała, czy jadała tak często, ale sądząc po szybkości z jaką pochłonęła posiłek, uznała że jednak musiała głodować.
Dziewczynka szybko napełniła brzuszek, potem popiła wodą i pozwoliła ułożyć się na jednym z łóżek. Wcześniej obie obmyły twarz, szyję i ręce, by choć trochę się odświeżyć. Silla w czasie, gdy mała odpoczywała, niezgrabnie próbowała ogarnąć pokój. Kiedy stawiała tacę na stole pod oknem, do pokoju wszedł Des. Zatrzymał się w progu, a potem cicho zamknął drzwi. Nic nie mówiąc do Silli zdjął wierzchnie ubranie i broń, a potem wyszedł. Dziewczyna spiorunowała wzrokiem drzwi, a potem zerknęła na siebie. Czar musiał przestać działać. Odetchnęła z ulgą. Jakoś źle czuła się w tej lnianej sukni, która miała ich ochronić przed ciekawskimi spojrzeniami.
Dziewczynka spała smacznie, a Silla przełykała powoli chleb. Był twardy, ale jadła go, by nabrać sił. Długa podróż dała jej się we znaki, bolały ją mięśnie, źle spała, bo twarda ziemia i wszystkie jej nierówności odcisnęły się na niej, aż całe plecy miała posiniaczone.
Miękkie łóżko było jednak tak zachęcające, że nie bacząc na brudne i spocone ubranie położyła się obok śpiącego dziecka. Zasnęła twardym i spokojnym snem. Podróż i ucieczka, a także chwilowa niewola z gryfami dała jej się we znaki. To wszystko podziałało na nią tak dobrze, iż nie miała żadnych koszmarów, z których budziłaby się z krzykiem.
Kiedy w środku nocy otwarła na chwilę oczy, dostrzegła Desa siedzącego przy oknie i obserwującego okolicę. Asralai spał na łóżku obok. Przez chwilę wpatrywała się w wojownika, lecz ten wyglądał jak posąg. Nieruchomy i zapatrzony niewidzącym wzrokiem w dal. Srebrne światło księżyca padało na jego twarz, która w tej chwili wyglądała na poważną i zamyśloną.
- Nie musisz czuwać. Idź spać – przemówiła do niego wciąż jeszcze zaspanym głosem. Des odwrócił się do niej szybko, jakby zaskoczony tym, że Silla się obudziła i pokręcił głową.
- Nie chcę mi się spać. Wyśpij się, bo jutro czeka nas podróż. Dziewczynkę zostawimy w świątyni Yha'harmi.
Silla nie wiedziała, co to za świątynia, ale jeśli dziecko miało dzięki temu zyskać lepsze życie, to była mogła się tylko zgodzić, chociaż miała wątpliwości, co do słuszności tej decyzji. Nie spierała się jednak, nie mogła tego robić, skoro o niczym nie miała pojęcia.
Odsunęła kołdrę i wstała, podeszła do niego i przycupnęła na parapecie. Spojrzała na niego niepewnie i zastanowiła się nad tym, co mu powiedzieć. Musiała przekazać Desowi postanowienia, które poczyniła podczas ostatnich tygodni.
- Chcę tutaj zostać – mruknęła cicho tak, by tylko on ją usłyszał. Nie chciała nikogo budzić.
- W Bergo? - zapytał zaskoczony. Silla spojrzała na niego, ale on nie patrzył w jej stronę. Obserwował to, co działo się za oknem.
Cisza spowiła dziedziniec, gęsty mrok niczym lepka maź otoczyła wszystko zewsząd. Gwiazdy i księżyc na niebie były jedynymi jasnymi punktami w tych ciemnościach. Dziewczyna nie dostrzegła nic, co mogłoby ją zaniepokoić, więc na powrót zwróciła swą uwagę na Desa, zaskoczona przytuliła się do ściany, gdy napotkała jego badawcze spojrzenie.
- Nie możesz tu zostać, przykro mi – powiedział w końcu, przerywając ciszę chrapliwym szeptem. Silla potrząsnęła głową i wstała.
- Mogę i zostanę. Przestałam być już niewolnicą, Desie. Nie możesz mi mówić, co powinnam zrobić, a co nie.
- To nie ja o tym decyduję.
- A kto? Asarlai? Żaden z was nie może mi mówić, co mam robić. Stałam się wolną kobietą, która znalazła się w tamtym lesie jedynie przez przypadek – odparła cicho, lecz stanowczo i dumnie. Miała jednak ochotę wszystko wykrzyczeć Desowi prosto w twarz.
- Pojedź z nami do Pantravi, a wszystkiego się dowiesz od tamtejszej wieszczki. Żadne z nas nie ma wpływu na to, co zaplanowali bogowie – odpowiedział, ale Silla odwróciła się do niego plecami i położyła spać.
Żałowała, że wstała i że zaczęła z nim rozmawiać. Może wtedy nie dręczyłaby się wątpliwościami, jakie ją naszły po tej rozmowie.
Powtarzała im, że nie mogą za nią decydować, lecz i tak potem robiła to, co chcieli. Przyjechała z nimi do miasta, chociaż nie chciała opuszczać tamtego lasu, a teraz Des chciał, by udała się z nimi w kolejną podróż. Nie była pewna, czy powinna to robić. Wciąż im nie ufała i bała się, chociaż oboje kilkakrotnie ratowali jej życie. Była im za to wdzięczna, ale nie chciała być zdana na ich łaskę. Byli mężczyznami. Nie widziała powodu, aby zmieniać swoich myśli, bo okazali się inni, niż ci wojownicy, których dane było jej poznać.

***

Poranek okazał się trudniejszy niż myślała. Nie spodziewała się, że pójdzie wszystko gładko, ale nie sądziła też, że Des niemal siłą zaciągnie małą dziewczynkę do świątyni Yha'harmi. Silla próbowała go powstrzymać, kiedy niósł dziewczynkę po szerokich schodach wprost do ciemnego wnętrza.
Ona stała na dole i patrzyła na ogromną budowlę z białego kamienia, przycupniętą na wzgórzu w otoczeniu licznych gajów oliwnych. Schodów pilnowali strażnicy odziani w zbroję i długie peleryny. Na hełmach dostrzegła figury zwierząt. Pilnowali wejścia, lecz nie zatrzymali wojownika, który niósł płaczące dziecko. Musiał wczoraj odwiedzić to miejsce i zapytać, czy zechcą przyjąć małą dziewczynkę.
Do świątyni prowadziły szerokie schody. W oczekiwaniu na wojownika naliczyła ich siedemdziesiąt osiem. Szczyt stopni wieńczyły cztery potężne kolumny podtrzymujący zapierający dech w piersiach portyk. Dwuskrzydłowe, drewniane drzwi stały otworem, lecz jej wzrok nie przebijał się przez ciemności panujące wewnątrz.
- Nie rozumiem, dlaczego mam z wami jechać, skoro nic mnie przy was nie trzyma? Nie chcę nigdzie już podróżować i niepotrzebnie narażać wasze i swoje życie – powiedziała w końcu, czując rosnącą frustrację.
- Sillo, rozumiem, że masz wątpliwości i nie czujesz się z nami dobrze. Wolisz spędzić tu całe życie, lecz nie przypadek chciał, iż znalazłaś się w tamtym lesie, a moi towarzysze przynieśli cię do jaskini. Nie gniewaj się jednak za to, że teraz chcemy byś nam towarzyszyła w tej podróży – odpowiedział druid. Spojrzał na nią wyczekująco. Czekał na jej odpowiedź, a dziewczyna szukała odpowiednich słów. W końcu zwiesiła ramiona i pokręciła głową.
Przyjdzie jej chyba pogodzić się z tym, co ją spotkało, podobnie jak było z Raksem. Znów pozwoli, by prądy życia wiodły ją bezwolnie tam, dokąd płynęły.
Des powrócił po kilkunastu minutach. Minę miał twardą i nieprzeniknioną, jakby zaszył się za odpowiednią maską, która przyrosła mu do twarzy. Silla nie zwracała na to większej uwagi.
Bez żadnych trudności wyjechali z miasta pod osłoną magii, którą roztoczył nad nimi Asarlai. A kiedy odjechali już spory kawałek od Bergo, druid zdjął z nich zaklęcia i mogli spokojnie poruszać w swoich normalnych strojach podróżnych. Silla odetchnęła z ulgą, gdy na powrót na jej nogach pojawiły się wysokie buty i spodnie. Póki świeciło słońce, jej ciało okrywała tylko lniana koszula i spodnie, lecz pod ręką miała także kurtkę ze skóry i pelerynę. Tobołki razem z liskiem przytroczyła z tyłu do siodła. Jechała obok druida, a Des zdecydowanie ich wyprzedzał.
- Nie musieliśmy zostawiać tego dziecka w tej świątyni w tak brutalny sposób – mruknęła cicho, gdy plecy Desa przestały ją już interesować, a zaczęły irytować.
- Lepiej dla niej będzie, gdy zostawimy ją w świątyni bez okazywania jakiegokolwiek rozczulania się nad nią. Łatwiej jej będzie żyć pomiędzy kapłankami – odparł, co nieco uspokoiło Sillę. Ale tylko nieco, ponieważ nadal nie wyobrażała sobie tego, by dziewczynka miała tam dobrze.
- Będzie miała do nas pretensje, że oddaliśmy ją obcym ludziom – mruknęła niechętnie.
- Ależ nie będzie miała. Kapłanki otoczą ją troską i opieką, będzie żyła w dostatku.
Silla spojrzała na towarzysza, nie bardzo rozumiejąc tego, jak kapłanki tak po prostu przyjęły pod dach świątyni obcą dziewczynkę. Kiedy zapytała Asarlaia o to, ten roześmiał się tylko i pokiwał głową.
- Najwidoczniej mała miała w sobie coś z czarownicy, skoro się zgodziły – odparł tylko, co przyjęła z lekką irytacją. Czy naprawdę musiała dostawać odpowiedzi w taki sposób?
Kiedy wjechali na pagórek, odwróciła się do tyłu. W dole dostrzegła miasto. Bergo mieniło się w świetle porannego słońca tysiącem barw. Westchnęła tęsknie. Des warczał na nią przez cały ranek, próbując wymusić na niej posłuszeństwo, aż w końcu poddała się, czując w sercu pustkę i znajome uczucie bezsilności. Nie potrafiła opierać się, tak została wyuczona, by służyć mężczyznom. Jedynie fakt, że żaden z nich nie próbował jej wykorzystać sprawił, że powoli przestawała odczuwać strach i wstręt. Nie sądziła, by jeszcze kiedykolwiek nauczyła się kochać lub w pełni zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie, ale nie skreślała się już tak od razu. Zaczynała dostrzegać światło na końcu tej okropnej ciemności, jaka ją otaczała od wielu lat.
- Sillo, ruszajmy już. Nie mamy czasu do stracenia. Przed nami osiem dni podróży – przemówił Des.
Westchnęła jeszcze raz i w końcu popędziła klacz. Nie mogła tu zostać.

***
Droga, jak się spodziewała była trudna i momentami dłużyła się. Silla nie odpoczęła po ostatniej, więc obolałe mięśnie nie przestawały o sobie przypominać rozległym i pulsującym bólem. Trzymała się jednak dzielnie, chcąc udowodnić, że jest w stanie sobie poradzić. Nie takie rzeczy znosiła i nie poddała się tak łatwo. I tak wolała cierpieć w siodle niż w komnacie Raksa.
W ciągu trzech dni od wyjazdu z miasta, krajobraz zmienił się nie do poznania. Z żyznej ziemi porośniętej lasami, przecinanymi przez bujne łany zbóż, wjechali w teren pagórkowaty i choć trawa nie była wysoka, to jednak Silla odczuła pewien niepokój. Jakoś źle się czuła, gdy przemierzali drogę wijącą się między fałdami ziemi. Cisza jaka ich otaczała również była w pewnym stopniu niepokojąca, zwłaszcza że podobny spokój poprzedzał atak otasu. Rozglądała się na boki, chociaż nie wiedziała czego szukać.
- Czy mi się wydaję, czy ktoś nas obserwuje? - szepnęła w końcu Silla, gdy udało jej się zbliżyć znacząco do druida. Asarlai spojrzał na nią i po chwili kiwnął głową. Dziewczyna szarpnęła się do tyłu zaskoczona. - Jedź do Desa, a ja będę ubezpieczał tyły.
Silla bez mruknięcia spełniła jego prośbę i znalazła się przy Desie w oka mgnieniu.
- Powiedz, że ja i Asarlai mamy zwidy i nikt nas nie obserwuje – poprosiła cicho, patrząc na niego błagalnie. Des zwrócił się w jej stronę, ukazując jej blade oblicze, dziwnie jarzące się, jakby w gorączce, oczy i okrutny uśmiech. - Co...
- Milcz! - warknął nagle, drżącym głosem, który wprawił całe jej ciało w drżenie. Przeraził ją.
- Masz gorączkę? - zapytała nic nie rozumiejąc.
Wyciągnęła rękę w przypływie nagłego impulsu, lecz nagle na jej nadgarstku zacisnęła się dłoń jak stalowa obręcz.  Zimna i silna. Próbowała się wyszarpnąć, lecz Des ani myślał ją puścić.
- Głupia niewolnica! - syknął przez zęby w pewnym momencie. Silla poczuła jak niedowierzanie paraliżuje jej kończyny. Przymknęła powieki, a gdy je uniosła łzy zamazały jej obraz.
- Puść mnie, proszę – dodała cicho, a w myślach gotowa była uczynić wszystko, by tylko pozwolił jej oddalić się od niego.
Des jednak nie zamierzał jej słuchać. Oczy miał czarne, pozbawione białka. Twarz zrobiła się jeszcze bledsza, aż dojrzała na czole, policzkach i szyi czarne żyły pulsujące od krwi. Silla nie miała pojęcia, co się działo, ale wyglądało to jakby Des został opętany przez złą magię. Nie była jednak pewna, czy jej przypuszczenia były słuszne. Wszystkie jej zmysły nastawione były na samoobronę przed jego gniewem.
- Milcz, głupia dziwko! - Jego głos brzmiał jak głośne uderzenia skał o ziemie. Nie poznawała go, była pewna, że nie należy do niego, choć jednocześnie wydał jej się tak znajomy. On do niej przemawiał okrutnymi słowami, których zawsze słuchała, gdy była nieposłuszna.
Przypomniała sobie podobną sytuację. Pamiętała doskonale, co się stało, gdy próbowała uciec. Rax chłostał ją tak długo, aż jej plecy przypominały krwawą miazgę – tak powiedziała jej jedna z dziewcząt, kiedy w końcu odzyskała przytomność.
Kiedy wspomnienia ją zaatakowały, zwiotczała i opuściła głowę. Modliła się do bogów, w których nawet nie wierzyła, prosząc o ratunek. Nie wiedziała, co się działo z druidem. Przez chwilę przemknęło jej przez głowę, iż Asarali mógł udawać, że nie widzi tego, by Des w spokoju mógł zrobić to, co robią mężczyźni z takimi kobietami jak ona.
Pozwoliła się zwlec z konia. Upadła na ziemię, gdy Des trzymając ją za rękę ciągnął ją w nieznanym kierunku. Uniosła na chwilę głowę i dostrzegła jak idzie w kierunku niewielkiego pagórka, przy którym rosły drzewa oraz spoczywały duże skały. Przełknęła ślinkę spodziewając się najgorszego. Czy zrobi jej coś, czego nie doświadczyła u generała?
Bezsilność. To czuła w chwili, gdy Des rzucił ją na ziemię jak worek ziemniaków. Uklęknął przed nią i złapał za koszulę. Jednym pociągnięciem rozdarł ją odsłaniając poznaczony bliznami brzuch i piersi. Nie protestowała, pozwoliła mu robić wszystko czego zapragnął. A nawet mógłby ją zabić. Jej marne, bezwartościowe istnienie nikogo nie obejdzie.
- Dlaczego? - szepnęła tylko, patrząc mu prosto w oczy. Szukała w nich zrozumienia, ale na próżno. Des wciąż patrzył na nią z taką nienawiścią, jakby stała się jego największym wrogiem. Pogarda, która wykrzywiła jego usta w podłym, zimnym uśmiechu przeszyła ją lodowatą strzałą.
- Milcz, niewolnico! - odpowiedział nieswoim głosem i sięgnął dłonią w stronę jej piersi. Milczała więc i obserwowała jego poczynania, z bólem uświadamiając sobie, że pomyliła się, co do Desa. Bardzo się pomyliła.
Rozejrzała się wokół, z nadzieją szukając druida, ale ten nagle jakby zapadł się pod ziemie. Nie wiedziała, co się z nim stało. Opuścił ich? Albo czeka w ukryciu, aż Des skończy to, co zaczął, pomyślała z goryczą rozlewającą się po całym ciele.
W pewnym momencie Des stoczył się z niej i z okrzykiem bólu skulił się na ziemi. Złapał się za głowę i potoczył po ziemi. Jego krzyk wypłoszył ptaki z pobliskich drzew. Silla patrzyła na tę scenę nic nie rozumiejąc. Ciało wojownika znów wygięło się w łuk, a on sam wykrzyczał jakieś słowa w nieznanym jej języku, a potem znów zwalił się na ziemię.
Dziewczyna pochyliła się nad nim, ciekawa jego stanu, lecz nagle jego oczy otworzyły się. Przestraszona cofnęła się gwałtownie, a potem wstała i zerwała się do ucieczki. Połykając łzy dopadła do klaczy i jednym ruchem wskoczyła na siodło. Za plecami słyszała krzyki Desa. Biegł w jej stronę. Nie miała zamiaru spędzać z tym mężczyzną ani chwili dłużej. Nie chciała znów znaleźć się w takiej sytuacji jak przed chwilą. Spięła klacz, a ta ruszyła ostrym galopem. Des jednak wbiegł na drogę i zatrzymał się na środku, wyciągając ramiona. Zatrzymała gwałtownie klacz, choć miała ochotę stratować go na śmierć. Nie była jednak pewna, czy była do tego zdolna.
- Sillo, zaczekaj! - poprosił łagodnie, normalnym głosem. Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał jak przedtem. Nie miał widocznych żył, oczy przestały być tak czarne i demoniczne, a skóra wróciła do bladości jaką zawsze się odznaczał.
- Przepuść mnie. Nie chcę z wami podróżować! Nigdy więcej już nie dam namówić się na coś takiego! - krzyczała w bezsilnej furii, próbując uwolnić cały swój gniew i zmusić się do przejechania po Desie.
- Jeśli zsiądziesz z Chavarti, to wszystko ci wyjaśnię. Pozwól mi to wytłumaczyć, proszę – dodał jeszcze, gdy Silla mierzyła go wzorkiem, przestraszona i jednocześnie zdeterminowana. Nie zaufa mu już nigdy.
- Gdzie jest Asarlai? - zapytała w końcu, chcąc się dowiedzieć też czegoś od druida, lecz ten zniknął nagle. Rozejrzała się wokół, lecz go nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi. Ani śladu po nim. Czyżby wciąż się ukrywał? Ale po co?
- Nie wiem, ale proszę, zejdź z konia i daj mi szansę wyjaśnić ci wszystko – poprosił ją z łagodnością, której nigdy jeszcze u niego nie słyszała i z prośbą w oczach, do której zapewne nie nawykł. Nie obchodziło ją to jednak. Jego zachowanie świadczyło tylko o tym, że bywał nieobliczalny i nie mogła mu ufać, nawet jeśli kiedyś uda mu się odkupić winy za to, co zrobił.
- Nie, ale mogę zejść, jeśli ty dasz mi miecz, żebym mogła się obronić przed tobą.
Des uniósł wysoko brwi i patrzył na nią zaskoczony, słysząc w jej głosie jawną niechęć i zrezygnowanie. W końcu kiwnął głową i wyjął z pochwy miecz.

Silla zsunęła się z końskiego grzbietu i wzięła od niego broń, która, ku jej zaskoczeniu, okazała się znacznie cięższa. Złapała ją oburęcz i próbowała podnieść, kierując ją w stronę piersi Desa. Wojownik zignorował ją i wyminął. Podszedł do Chavrati i ze skórzanego tobołka wyciągnął koszulę. Podał ją, a potem odwrócił się do niej plecami. Dziewczyna spąsowiałą uświadamiając sobie, że przez cały czas Des widział jej piersi i blizny. Wciąż ją zawstydzało to, że ktoś mógłby ją widzieć nagą, mimo iż tyle razy mężczyźni patrzyli na nią, gdy nie miała na sobie nawet skrawka materiału. Szybko się ubrała i pozwoliła mu się odwrócić. Ciekawiło ją to, dlaczego Des rzucił się na nią jak zwierzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz