Des
spojrzał na dziecko, które siedziało przed nim. Ludzka
młódka patrzyła na niego z tak dużym strachem, że tylko
mógł się domyślać, co spotkało ją u Raksa.
Biedna
dziewczyna, pomyślał współczująco. W tak młodym wieku
zaznała jedynie sromoty jaką urządził jej ten bydlak. Rax znany
był ze swego okrucieństwa, a także dziwnych upodobań. Ile musiała
znieść, tego nie wiedział, lecz na jej twarzy malował się ból
i zniechęcenie. Nadgarstki oraz szyję pokrywały blizny po
kajdanach. Jej ruchy były nerwowe i oszczędne – jakby obawiała
się, iż za chwilę ktoś ją zruga lub uderzy.
Nie
dziwiło go to, że Rax postanowił uczynić z nią swą niewolnicę.
Długie, jasne włosy splotła w gruby warkocz. Twarz miała okrągłą,
w kształcie serca. Duże, niebieskie oczy przepełnione lękiem
wodziły po otoczeniu. To wszystko składało się na obraz ślicznej,
ale pokiereszowanej przez los dziewczyny. Zgadywał, że przeżyła
zaledwie siedemnaście wiosen, chociaż jej twarz nosiła już ślady
doświadczenia o wiele starszej osoby.
Kiedy
się poruszyła, dostrzegł pod luźnym materiałem zarys piersi.
Skrzywił się lekko.
Zdecydowanie jest
starsza, pomyślał kwaśno.
Odwrócił
swą uwagę od kobiecych walorów, jakie nieśmiało się przed
nim prezentowały i skupił się na czymś innym.
Skoro
Rah i Kenobar przysięgli, że go zniszczą musiał się pilnować.
Znał ich obu tak dobrze, iż wiedział jaki będzie kolejny ich
ruch. Obawiał się tylko, że nie zdoła stawić im czoła. Przez
chwilę nawet pragnął śmierci. Wtedy mógłby się połączyć
ze swą duszą i czuć w końcu spokój.
Trawiony
przez wieczny ból nie był w stanie dłużej znosić tej
tęsknoty jaką odczuwał każdy, kto utracił swe jestestwo. Nie
było łatwo władać magią, jeśli gdzieś w Krainie Zmarłych
szwendał się jego duch. Każda istota pozbawiona tak ważnej części
swego istnienia mogła skończyć w jeden sposób. Powoli i
nieubłaganie ogarniał ją mrok, a potem, na końcu stawała się
demonem pozbawionym wszelkich odruchów. Demon bez własnej
woli, bez świadomości niszczył każde niewinne życie jaki stanęło
mu na drodze. Jeśli kiedyś do tego dojdzie, to przysiągł sobie,
że sam sobie zada cios mieczem. Pozbawi się życia i z godnością
odejdzie.
Słońce
schowało się za koronami drzew. Powoli nadchodziła ciepła noc.
Wszelkie zwierzęta i istoty zebrane na polance układały się do
snu. Silla również tego zapragnęła. Głowa miękko opadała
jej na pierś, aż druid zlitował się nad nią i zaprowadził do
jaskini. Gdy Asarlai wrócił na swoje miejsce, zwierzęta
nagle podniosły się i weszły całą gromadką do jaskini. Des
spojrzał na nie zaskoczony, ale druid szybko mu wyjaśnił ich
zachowanie.
-
Idą do Silli. Odnalazły cierpiącą duszę. Przyciąga je jak
magnez, więc będą jej towarzyszyły na każdym kroku. Będą
próbowały wybawić ją z otchłani cierpienia.
Des
przyjął tę wiadomość ze skinieniem głowy. W milczeniu wstał i
pożegnał się z druidem. Poinformował go, że spędzi noc pod
jednym z drzew i podszedł do koni, którymi zajął się lud
Krevrki. Rozsiodłane, wyczesane i nakarmione stały spokojnie
nieopodal lasu i odpoczywały. Bathar dojrzał swego pana i podszedł
do niego, jeszcze jedząc trawę.
-
Obawiam się, drogi przyjacielu, że ostatni raz będziemy razem
walczyć. O więcej cię już nie poproszę. - Wyciągnął w jego
stronę dłoń i miękkimi ruchami gładził go po pysku.
Bathar
cicho rżąc, potrząsnął wielkim łbem i lekko ugryzł go w ramię.
Zgodził się, wiedział, co go czeka.
Des
odnalazł wygodne miejsce do spania i jak zawsze, kiedy był w
podróży, owinął się peleryną, a za poduszkę służyło
mu siodło.
***
Jak
zwykle, gdy udało jej się zasnąć, śnił jej się jeździec na
karym ogierze. Gnali przez las, ten sam, który pokazywał jej
się w ostatnich snach. Dobrze już znała jego zapach i wiedziała o
każdym drzewie, które kryło się w mroku, lecz teraz czuła,
że coś się zmienia i nie była pewna czy uda jej się
przeciwstawić temu złu. Czyhało na nią gdzieś w ciemności, a
ona dostrzegała tylko tego jeźdźca.
Wtem
poczuła na sobie uważne spojrzenie. Próbowała dojrzeć w
nocy, kto spoglądał na nią, ale tylko dreszcze przebiegły jej po
plecach.
Sillo!
Ktoś
zawył tuż nad jej głową, a ona zlękniona drgnęła. Głos, który
wymówił jej imię był przerażający. Skrzypiał jakby ktoś
paznokciami przeorał stal. Próbowała się poruszyć, ale
była uwięziona. Na nadgarstkach i szyi poczuła chłód
metalu. Skuliła się, gdy uświadomiła sobie, co to jest. Kajdany,
które kiedyś jej założono, aby podkreślić jej status.
Niewolnica!
Podła, mała glista!
Znów
ten zgrzytający głos. Przymknęła powieki, lecz nic to nie dało.
W jej głowie pojawiły się głosy. Najpierw szeptały i chichotały,
ale z każdą chwilą przybierały na sile, aż w końcu czuła
pulsowanie spowodowane okrzykami, jękami rozpaczy i szyderczymi
śmiechami. Krzyknęła raz i drugi, aż poczuła lodowate dłonie na
ramionach. Próbowała wydostać się z mocnego uścisku, lecz
nie mogła. Była zbyt słaba, a dłonie, które ją
przytrzymywały zaczęły potrząsać nią coraz mocniej.
-
Sillo! - usłyszała krzyk, jakby z oddali. Odbijał się echem w jej
głowie. Nie wiedziała kto ją wołał i skąd dobiegł ją głos,
ale czuła, że powinna wiedzieć.
Sen
nagle rozpłynął się pod powiekami i przez chwilę miała
wrażenie, że ktoś wyciągnął ją z lodowatej wody.
-
Sillo! - Znów usłyszała wołanie. Tym razem otworzyła oczy
i zamarła widząc czarną, bezdenną otchłań oczu mężczyzny.
Des.
Szarpnęła
się, czując jego chłodną dłoń na nagim ramieniu. Wypuścił ją
z uścisku i pozwolił się wsunąć w kąt posłania, jak najdalej
od jego dotyku.
-
Nie rób tego – poprosiła cicho, a mężczyzna zrozumiał, o
co jej chodzi, gdyż kiwnął głową i przysiadł na końcu
posłania. - Co tu robisz? - zapytała, chociaż zdawała sobie
sprawę, że to on wyrwał ją ze szpon koszmaru. Powinna mu
podziękować, ale nie była w stanie. Wciąż trawił ją strach
przed nim.
-
Krzyczałaś. Śnił ci się koszmar – powiedział cicho i
gardłowo. Silla przymknęła powieki. Poczuła się potwornie
głupio.
-
Przepraszam. I dziękuję – odparła, nie patrząc mu w oczy.
-
Nie ma za co. Co ci się przyśniło? Bo brzmiałaś tak, jakby ktoś
rozrywał cię na pół – rzucił szybko, gdy dostrzegł jej
pytające spojrzenie. Przez chwilę milczała, ale w końcu
potrząsnęła głową.
-
Nie wiem, nie pamiętam... - szepnęła zaskoczona, próbując
wyłapać ostatnie umykające z głowy fragmenty koszmaru. - Las, to
pamiętam. Nic więcej.
-
Od dawna je masz? - zapytał i potarł dłonią brodę.
-
Od wielu lat – odparła zgodnie z prawdą, chociaż zrozumiała, że
rozmawianie o tym nic jej nie pomoże. To siedziało w niej dość
głęboko i póki co, nic nie było w stanie wyciągnąć ją z
tego. Nawet drobne gesty czy miłe słowa.
Jej
towarzysz chyba musiał zauważyć niechęć do tego tematu, więc
wstał i pożegnał się, życząc jej dobrej nocy. Śledziła go
wzrokiem, aż zniknął w cieniu, który jakby go wchłonął.
Westchnęła
i skuliła się na łóżku, lecz wtedy podniosła się szybko
widząc otaczające ją z każdej strony zwierzęta. Przypatrywały
się jej ze spokojem. Zdumiona w końcu skuliła się pod okryciem.
Po chwili poczuła jak łóżko ugina się pod czyimś
ciężarem. Zerknęła na nogi i dostrzegła lisa, a obok niego
moszczące się wiewiórki. Uśmiechnęła się i w końcu
poszła spać.
Do
rana nie śniło jej się nic. Bezdenna pustka tkwiła jej pod
powiekami, póki te nie rozwarły się akurat w momencie, gdy
do kamiennej sypialni wszedł Asarlai.
-
Witaj, córko światła. Obyś dzień rozpoczęła z pieśnią
na ustach – powitał ją śpiewnym głosem.
Silla
skinęła głową i podniosła się na posłaniu. Potarła nagie
ramiona i sięgnęła po koszulę. Koszula z krótkim rękawem,
którą otrzymała od mężczyzny z tatuażem na czole, była
lekka i raczej nie nadawała się do spania w takiej sali. Od ścian
bił chłód i wilgoć, podłoże było twarde i skaliste,
dlatego obawiała się, że przebywanie w tym miejscu sprowadzi na
nią jakąś chorobę.
Asarlai
szybko opuścił jej tymczasowy pokój i pozostawił ją samą,
aby doprowadziła się do porządku. Zwierzęta drzemiące do tej
pory na zimnym podłożu również wybudziły się i zaczęły
przeciągać, a potem poszły w ślady mężczyzny i pozostawiły ją
w spokoju.
Odrzuciła
ciepły koc i szybko wciągnęła na siebie koszulę, a potem resztę
garderoby, którą, jak stwierdziła zaskoczona, zostawił
Asarlai.
Zmarszczyła
brwi patrząc na buty z niską cholewką, spodnie z materiału, który
przypominał skórę oraz szeroką koszulę, związywaną pod
szyją rzemykami. Pośród rzeczy pozostawionych na chybotliwym
krześle znalazła także szczotkę do włosów, dzięki której
udało jej się ujarzmić nieposkromione fale. Znów zaplotła
je w warkocz, choć nie tak trwały i piękny jak ten wykonany przez
małe kobiety Krevrki. Zarzuciła splecione włosy na plecy i wyszła.
Z jaskini wyciągnęło ją słońce, a także głód. Kiedy
tylko dostrzegła Asarlaia niosącego drewnianą tacę wypełnioną
przeróżnymi pysznościami, usłyszała gderanie własnego
żołądka. Złapała się za brzuch i zaśmiała.
-
Och, dobrze, że już jesteś. Zapraszam na śniadanie.
Silla
posłusznie poszła za nim, zapamiętując, by podziękować mu za tę
ucztę oraz ubrania. Znów dosiadła się do stołu i zajęła
miejsce, na którym spoczywała wczoraj wieczorem. Kiedy
pojawił się Des, Asarlai wymówił kilka słów
błogosławieństwa przeznaczonych dla bogów ziemi i mogli
rozpocząć posiłek.
Śniadanie
różniło się od tego, co jadła wczoraj. Była jajecznica,
jeszcze ciepłe bochenki chleba, suszone mięso oraz dużo owoców
i warzyw. Do popicia miała wodę lub wino. Wybrała to pierwsze. Nie
lubiła ciemnoczerwonego trunku, którego dość wypiła będąc
niewolnicą. Rax poił ją, gdy przyzywał ją do siebie wieczorami.
Robił to po to, by nie stawiała oporu, a ona chętnie łykała
wszystko, co jej podstawiał, po to tylko, by pozbawić się
świadomości.
Woda
była przyjemnie chłodna i słodka, wciąż jednak pozostawała
bezbarwna, choć jej smak ewidentnie został nieco doprawiony
odpowiednimi specyfikami.
Kiedy
się posiliła, zebrała się w sobie na odwagę i postanowiła
zapytać Asarlaia o wszystko, co budziło jej wątpliwości. Nabrała
powietrza, ale szybko porzuciła swój pierwotny zamiar.
-
Pytaj, śmiało – usłyszała w pewnym momencie, gdy udało jej się
w końcu spojrzeć na Asarlaia.
-
Zastanawiam się, skąd masz to ubranie. Pasuje na mnie jak ulał –
zaczęła nieśmiało, starając się wytrzymać uważne spojrzenia
gospodarza i Desa. Obaj zwrócili na nią uwagę.
-
Pewnie myślisz, że żyjemy tu z tego, co uda nam się upolować w
lesie, prawda? Otóż nie, często wyjeżdżam do pobliskich
wiosek. Oferuję swoje usługi, a w zamian dostaję jedzenie, ubrania
i potrzebne mi sprzęty. Jestem druidem, więc moja pomoc często
przydaję się przy różnych opętaniach – odpowiedział,
choć nie było to, czego oczekiwała Silla, ale zainteresował ją
swoją wypowiedzią o opętaniach.
-
Opętania? Co to znaczy? - zapytała jednak, ignorując wcześniejsze
wątpliwości. Była ciekawa jego pracy przy czymś takim.
-
Ludzkie ciało jest bardzo słabe, nieodporne na działanie magii,
więc demony z łatwością mogą wziąć sobie ich kruche powłoki.
Jest to bolesne, a człowiek po jakimś czasie umiera. Im szybciej
członkowie rodziny rozpoznają opętanego, tym większe
prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia.
Silla
z zapartym tchem słuchała słów druida i tylko kręciła
głową nie dając wiary takim potwornością. Do tej pory sądziła,
że to Rax był największym potworem, ale istniało zło jeszcze
większe i bardziej przerażające.
Druid
okazał się być bardzo rozmowny, więc z chęcią pytała go o jego
umiejętności i różne przydatne informacje, głównie
chodziło jej o leczenie skaleczeń i zatruć. Kto wie, co mogło jej
się kiedyś przydać? W końcu była już wolna, mogła robić, co
chciała.
Ignorowała
Desa, który siedział cicho i z dość beznamiętnym wyrazem
twarzy jadł i słuchał jej rozmowy z Asarlaiem. Zastanawiała ją
jego obecność tutaj. Nie była pewna z jakiego powodu się tu
znalazł, ale nie wyglądał na kogoś, kto znał i ufał druidowi.
Nie traktował go ja serdecznego przyjaciela, ale może był zbyt
powściągliwy? Może odnosił się tak do każdego? Nie znała zbyt
wielu mężczyzn, więc ciężko było jej wysnuć wnioski jedynie z
obserwacji.
Des
wyglądał na tajemniczego i niedostępnego, czarne oczy błyszczały
powagą i pewnym doświadczeniem o wiele starszego człowieka, niż w
rzeczywistości mógłby być. Nie zwracał na nią uwagę,
więc spokojnie obserwowała go zza stołu. Przyjrzała się jego
pociągłej twarzy i z zaskoczeniem dostrzegła, że jego uszy wcale
nie wyglądał tak jak jej, czy Asarlaia. Były szpiczaste. Widziała
kiedyś takie u jednego z elfów, gdy kiedyś Rax zabrał
niewolnice w daleką podróż.
-
Jesteś elfem? - zapytała nim zdołała się powstrzymać. Zapłonęła
ze wstydu, gdy dostrzegła spojrzenie młodego woja. Nie spodziewała
się po sobie takiej śmiałości. Umknęła wzrokiem w bok i licząc,
że jej pytanie zostanie po prostu zignorowane. Des jednak
odpowiedział.
-
Nie, nie jestem elfem. Należę do innej rasy, choć wielu myli mnie
właśnie z nimi.
-
A czym się różni twoja rasa od elfów? Widziałam
kiedyś jednego elfa na królewskim dworze. Na pewno był
elfem.
-
Moja rasa już dawno temu wymarła, ale znacznie różnie się
od tych majestatycznych stworzeń – odparł Des i wstał, a potem
skinął jej głową.
-
Czym? - zapytała jeszcze nim zdołał odejść. Mężczyzna stał
chwilę do niej bokiem, a potem w końcu spojrzał na nią, ale w
jego oczach dostrzegła błysk bólu lub tęsknoty, a może
tych dwóch uczuć jednocześnie?
-
Elfowie są majestatyczni, piękni i szlachetni. A my nie mamy w
sobie nic z piękna czy majestatu.
Odszedł.
Jego
słowa jeszcze długo wisiał w powietrzu, ale Silla przymknęła
powieki rozkładając na części każdego jego słowo, w którym
dobrze słyszała ból. Z powodu wielu lat niewoli była
wyczulona na każde drobne cierpienie, więc dostrzegła, że
wojownik cierpiał, chociaż nie znała powodu.
Zaraz
po śniadaniu poszła nad jezioro. Bez trudu odnalazła osłonięty
cypelek. Pragnęła kąpieli i ciszy.
Szybko
pozbyła się ubrania i zanurzyła się po piersi w ciepłej wodzie.
Przymknęła powieki rozkoszując się chwilą. Dokładnie się
umyła, choć bez mydła nie było mowy o porządnej kąpieli. Nie
miała jednak śmiałości, by poprosić o coś takiego druida.
Zewsząd
otaczała ją przyroda. Zwierzęta, które od samego początku
szwendały się za nią, teraz stały na brzegu i piły wodę lub
obserwowały otoczenie, jakby pilnując, czy nikt przypadkiem jej nie
podgląda. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby któryś z
mężczyzn obecnie jej towarzyszących postanowił ją podglądać, a
potem rzucić się na nią i zgwałcić.
Wstrętna
jej była myśl o tym, by znów się stać czyjąś
nierządnicą. Zbyt długo pozwalała się gwałcić, by teraz
kolejny raz wpaść w ręce rozbuchanego mężczyzny. Obaj byli
silni, więc cóż stało im na przeszkodzie? Ale tym razem nie
da się tak łatwo zniewolić. Ale zwierzęta były spokojne, więc
nie obawiała się żadnego ataku.
Nim
kąpiel dobiegła końca wpadła w podły nastrój. Przeszłość,
która odzywała się w niej teraz mrocznym echem zaczęła
rządzić emocjami.
Ubrała
się i ruszyła przed siebie, chociaż pulsowanie w głowie zaczynało
robić się coraz bardziej uporczywe.
-
Twoje myśli ogarnął mrok – usłyszała za plecami. Asarlai stał
obok jednego z drzew. Patrzył na nią wnikliwie. Wzdrygnęła się i
odsunęła pobladła.
-
Co możesz wiedzieć o moich my-myślach? - wydukała i postąpiła
krok do tyłu. Przez chwilę była pewna, że mężczyzna ruszy w jej
stronę, ale nadal stał w tym samym miejscu.
-
Nie wiem nic, ale wyczuwam w tobie mgłę, która cię otacza.
Pamiętaj, że należę do rasy, która posiada nie tylko
magiczne zdolności, ale umie również rozpoznać dane
uczucia. Nie wiem, o czym myślisz, ale twój ból jest
dla mnie aż nadto widoczny.
Silla
poczuła jak zapada się w sobie ze wstydu i upokorzenia. Asarlai
odkrył jej wnętrze, to tak jakby nagle stanęła przed nim naga
oczekując jego oceny. Co prawda nie był brzydkim mężczyzną, nie
był też zbyt stary, ale brzydziła się myślą o jego rękach na
jej ciele. Wzdrygnęła się ponownie, co nie uszło uwadze druida.
Podszedł do niej w końcu, a ona obserwowała każdy jego krok. Lata
niewoli nauczyły ją bardzo wiele. Obserwowała ruchy całego jego
ciała, aby przewidzieć, kiedy rzuci się na nią. Nie zrobił tego
jednak.
-
Nie skrzywdzę cię – powiedział miękko i cicho. - Sama spójrz.
Rozejrzyj się. Zwierzęta nie są niespokojne. Wiedzą, że nic ci
nie zrobię. One są tu strażnikami dobra.
Silla
uczyniła to, o co ją poprosił. Stworzenia, które jej
towarzyszyły stały spokojnie wokół i czekały na kolejny
jej ruch. Nie znać było po nich żadnych nerwowych ruchów,
dlatego uspokoiła się nieco, ale tylko nieco. Zwierzętom ufała
bezgranicznie, ale druidowi już nie, chociaż była wdzięczna mu za
gościnę.
-
Nie chcę być niewdzięczna, ale... Jeśli wyczuwasz moje emocje, to
chciałabym, byś pozostawił mnie w spokoju.
-
Oczywiście, moim zamiarem jest jedynie sprawić, byś odzyskała
wiarę w ludzi i nie bała się już, że ktoś cię skrzywdzi.
-
Myślisz, że to takie proste? - zapytała, cedząc słowa przez
zęby. Nawet jeśli był druidem, to niewiele o niej wiedział. Nie
można tak po prostu zapomnieć okropnej przeszłości i na powrót
obdarzyć zaufaniem innych. Nie była w stanie tego zrobić.
-
Oczywiście, że nie. Ale uwierz mi, że nic nie jest niemożliwe.
Sięgnij głębiej, odkop się z gruzów przeszłości i stań
wreszcie na nogi. Pomogę ci odnaleźć sens istnienia, ale musisz mi
zaufać. Ocalę twoją duszę, jeśli mi tylko pozwolisz.
Dziewczyna
zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem i chociaż wzbraniała się przed
takim krokiem, skusiła ją wizja odsunięcia od siebie przeszłości.
-
Moja dusza... Już dawno przestałam wierzyć, że kiedyś ją
wyleczę. Jest tak samo strzaskana jak moje serce – odparła z
powagą i pokręciła głową.
To,
co przez chwilę wydało jej się możliwe, szybko rozwiało się pod
wpływem napierającej rzeczywistości. Musiałaby cofnąć się w
czasie i poprzez szczęśliwe zrządzenie losu trafić gdzieś
indziej. Nie było dla niej ucieczki od tego, co się stało i choćby
próbowała magicznych sztuczek, nie uda się odwieść umysłu
od pokazywania obrazów z jej poprzedniego życia.
-
I tak łatwo chcesz ją oddać w sidła mroku?
-
Nie, ale nie jestem w stanie zapomnieć o tym, co mnie spotkało –
wyszeptała i odwróciła się do niego plecami. - Muszę się
pogodzić z tym, że nie mam domu, w którym mogłabym się
bezpiecznie schronić przed przeszłością. Życie z tym będzie
łatwiejsze niż walka.
-
To tchórzostwo – odparł Asarlai z taką pewnością, jakby
przeczuwał, że Silla zmieni jednak zdanie.
-
I co z tego? Bycie tchórzem wymaga więcej wysiłku i starań,
niż odwaga.
-
Bzdury pleciesz. Wygodniej jest ci tak myśleć, bo uciekasz. A ja
wiem jak ci pomóc.
Dziewczyna
spojrzała na niego w końcu z zainteresowaniem. Kolejny raz wzniecił
w niej iskierki nadziei, tym razem jednak płonęły słabo, ledwie
widocznie. Nie chciała się znów łudzić.
-
Jak niby?
-
To proste, ale wymaga od ciebie nie lada poświęcenia i odwagi.
-
Chyba słyszałeś, co przed chwilą powiedziałam, tak? - mruknęła
zrezygnowana. Nie była odważna i nie chciała próbować
tego sprawdzać.
-
Tak i przecież odpowiedziałem, że to bzdura. Jeśli naprawdę
chcesz odzyskać to, co straciłaś powinnaś wyruszyć w podróż.
Nie gwarantuję ci, że będzie ona bezpieczna, nie będę ci
obiecywał, że po drodze nie czeka na ciebie żadne
niebezpieczeństwo, ale jeśli zaryzykujesz, to na pewno uda ci się
pokonać przeciwności i poskładać swoją duszę.
Silla
w milczeniu rozważała jego słowa.
-
Raczej nie sądzę, by ryzykowanie życia było tą zmianą, której
oczekuję – odparła niechętnie. Druid pokiwał głową, a potem
się uśmiechnął do niej.
-
Powiesz mi jak będziesz gotowa. A tymczasem chodź, nauczysz się
władania mieczem i strzelania z łuku.
-
Proszę? - zająknęła się, niepewna tego, co usłyszała.
-
Moja droga, w końcu chcesz rozpocząć nowe życie, tak? Dobrze by
było, gdybyś miała też jakieś pojęcie o walce. Nie wiesz, co
cię jeszcze czeka.
Kiwnęła
głową. Powinna się z tym zgodzić, w końcu nie wiedziała o
swojej przyszłości zbyt wiele. Nawet nie miała pojęcia, gdzie się
znajduje, ale chyba tak było jej wygodnie myśleć, skoro nawet nie
zadała sobie trudu zapytać o to druida. Lepiej jej się żyło ze
świadomością, że jeszcze nikt jej stąd nie wypraszał. Ale nie
mogła tkwić w tym miejscu całe życie, chociaż bardzo tego
pragnęła.
Nauką
władania miecza miał zająć się Des, który jak się
domyśliła, nic nie wiedział o tym, ale zgodził się zostać jej
nauczycielem. Obiecał także, że nie będzie zbytnio nastawał na
jej ciało podczas tych lekcji. Czerwona ze wstydu kiwnęła głową.
-
W porządku – odparł Des, gdy udali się na polankę oddaloną o
kilka jardów od jaskini.
Ukryci
między paprociami i gęstym lasem, w spokoju mogli przeprowadzać
treningi, choć Silla nie widziała powodu, aby robić z tego
tajemnicę, ale Asarlai nie wyjaśnił jej tego tak, jakby tego
chciała.
-
No dobrze, to od czego zaczniemy? - zastanowił się na głos
wojownik, uważnie obserwując jej ciało i badając je pod kątem
zdolności do walki. Nie była urodzona do długotrwałych walk,
raczej miała smukłą, drobną figurę. Była kobietą, choć
zdarzały się prawdziwe wojowniczki słynące z zabójczego
władania szablą, ale Silla urodziła się jako kobieta nadająca
się na żonę i matkę, choć została niewolnicą. Nie miała
pojęcia o walce.
Na
pierwszej lekcji trwającej niemal pół dnia, pokazywał jej
tylko pojedyncze ruchy, wypady mieczem i wyjaśnił, o co chodzi ze
środkiem ciężkości. Silla słuchała go uważnie całą wiedzę
chłonąc jak gąbka wodę. Uwielbiała świat książek, których
nie mogła czytać, dlatego szybko pojęła podstawowe pojęcia. Des
kiwał głową, gdy odpowiadała i gratulował jej bystrego umysłu.
Ucieszył się także, że była pojętną uczennicą i nie traciła
czasu na zbędne pytania.
-
Myślę, że Asarlai oczekuje nas na posiłku – powiedział w końcu
nauczyciel i dłonią wskazał ścieżkę między paprociami. Kiedy
zabrali przyniesione tu fanty, ruszyli powoli w stronę jaskini. -
Umiesz jeździć konno? - zapytał nagle. Silla drgnęła, co nie
umknęło uwadze Desa. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i westchnął
cicho. Musiał uważać na to, co mówi. Nie może odzywać się
do niej zbyt głośno i gwałtownie.
-
Nie, nie umiem. To znaczy mogę jechać, ale jestem marnym jeźdźcem
i raczej nie utrzymam się zbyt długo w siodle.
Des
pokiwał głową, choć Silla nie mogła go zobaczyć. Szła z
przodu, powoli i ostrożnie niosąc szable, które przytachał
tu przed lekcją.
Silla
czuła na sobie jego wzrok i wcale jej się to nie podobało. Po
ciele przebiegały jej dreszcze wstrętu.
-
Jutro potrenujemy jazdę konną – odpowiedział po chwili cicho i z
wahaniem. Silla kiwnęła głową wiedząc, że ją zobaczy.
Des jest niezwykłą postacią. Niby coś o nim wiemy, jednak wciąż odnoszę wrażenie, że to ledwie malutka część jego osobowości. Ponadto, jego szlachetność naprawdę bardzo mi imponuje. I taka z niego trchę tragiczna postać, więc ogólnie zapałałam do niego miłością wielką i miejmy nadzieję, że również i wieczną :D
OdpowiedzUsuńCo do Silly to jej postawa jest całkowicie zrozumiała. Po tym wszystkim, co przeszła, ciężko po prostu się podnieść i robić wszystko bez lęku. Zajmie jej jeszcze wiele czasu, zanim nauczy się na nowo ufać ludziom i naprawdę liczę, że ani Des ani Asarlai jej nie skrzywdzą, nawet tak nieświadomie.
Pozdrawiam!
Mosane, jesteś jak niezwykle niezastąpiona! :) Dzięki Twoim komentarzom chcę mi się pisać :) A tutaj mam tylko jednego czytelnika, czyli Ciebie, więc cieszę się bardzo :)
UsuńCóż, mam nadzieję, że jednak to będzie taka wieczna miłość, Des na pewno się ucieszy :)
Cóż, Silla, miała jednym słowem przerąbane przez niemal całe życie, więc jednak będzie miała traumę, która nie tak szybko z niej ucieknie, ale też postawią ją w takiej sytuacji, że nie będzie miała czasu na to, żeby to przeżywać :)
Pozdrawiam! <3