sobota, 14 maja 2016

Rozdział trzeci

Des spojrzał na dziecko, które siedziało przed nim. Ludzka młódka patrzyła na niego z tak dużym strachem, że tylko mógł się domyślać, co spotkało ją u Raksa.
Biedna dziewczyna, pomyślał współczująco. W tak młodym wieku zaznała jedynie sromoty jaką urządził jej ten bydlak. Rax znany był ze swego okrucieństwa, a także dziwnych upodobań. Ile musiała znieść, tego nie wiedział, lecz na jej twarzy malował się ból i zniechęcenie. Nadgarstki oraz szyję pokrywały blizny po kajdanach. Jej ruchy były nerwowe i oszczędne – jakby obawiała się, iż za chwilę ktoś ją zruga lub uderzy.
Nie dziwiło go to, że Rax postanowił uczynić z nią swą niewolnicę. Długie, jasne włosy splotła w gruby warkocz. Twarz miała okrągłą, w kształcie serca. Duże, niebieskie oczy przepełnione lękiem wodziły po otoczeniu. To wszystko składało się na obraz ślicznej, ale pokiereszowanej przez los dziewczyny. Zgadywał, że przeżyła zaledwie siedemnaście wiosen, chociaż jej twarz nosiła już ślady doświadczenia o wiele starszej osoby.
Kiedy się poruszyła, dostrzegł pod luźnym materiałem zarys piersi. Skrzywił się lekko.
Zdecydowanie jest starsza, pomyślał kwaśno.
Odwrócił swą uwagę od kobiecych walorów, jakie nieśmiało się przed nim prezentowały i skupił się na czymś innym.
Skoro Rah i Kenobar przysięgli, że go zniszczą musiał się pilnować. Znał ich obu tak dobrze, iż wiedział jaki będzie kolejny ich ruch. Obawiał się tylko, że nie zdoła stawić im czoła. Przez chwilę nawet pragnął śmierci. Wtedy mógłby się połączyć ze swą duszą i czuć w końcu spokój.
Trawiony przez wieczny ból nie był w stanie dłużej znosić tej tęsknoty jaką odczuwał każdy, kto utracił swe jestestwo. Nie było łatwo władać magią, jeśli gdzieś w Krainie Zmarłych szwendał się jego duch. Każda istota pozbawiona tak ważnej części swego istnienia mogła skończyć w jeden sposób. Powoli i nieubłaganie ogarniał ją mrok, a potem, na końcu stawała się demonem pozbawionym wszelkich odruchów. Demon bez własnej woli, bez świadomości niszczył każde niewinne życie jaki stanęło mu na drodze. Jeśli kiedyś do tego dojdzie, to przysiągł sobie, że sam sobie zada cios mieczem. Pozbawi się życia i z godnością odejdzie.
Słońce schowało się za koronami drzew. Powoli nadchodziła ciepła noc. Wszelkie zwierzęta i istoty zebrane na polance układały się do snu. Silla również tego zapragnęła. Głowa miękko opadała jej na pierś, aż druid zlitował się nad nią i zaprowadził do jaskini. Gdy Asarlai wrócił na swoje miejsce, zwierzęta nagle podniosły się i weszły całą gromadką do jaskini. Des spojrzał na nie zaskoczony, ale druid szybko mu wyjaśnił ich zachowanie.
- Idą do Silli. Odnalazły cierpiącą duszę. Przyciąga je jak magnez, więc będą jej towarzyszyły na każdym kroku. Będą próbowały wybawić ją z otchłani cierpienia.
Des przyjął tę wiadomość ze skinieniem głowy. W milczeniu wstał i pożegnał się z druidem. Poinformował go, że spędzi noc pod jednym z drzew i podszedł do koni, którymi zajął się lud Krevrki. Rozsiodłane, wyczesane i nakarmione stały spokojnie nieopodal lasu i odpoczywały. Bathar dojrzał swego pana i podszedł do niego, jeszcze jedząc trawę.
- Obawiam się, drogi przyjacielu, że ostatni raz będziemy razem walczyć. O więcej cię już nie poproszę. - Wyciągnął w jego stronę dłoń i miękkimi ruchami gładził go po pysku.
Bathar cicho rżąc, potrząsnął wielkim łbem i lekko ugryzł go w ramię. Zgodził się, wiedział, co go czeka.
Des odnalazł wygodne miejsce do spania i jak zawsze, kiedy był w podróży, owinął się peleryną, a za poduszkę służyło mu siodło.

***

Jak zwykle, gdy udało jej się zasnąć, śnił jej się jeździec na karym ogierze. Gnali przez las, ten sam, który pokazywał jej się w ostatnich snach. Dobrze już znała jego zapach i wiedziała o każdym drzewie, które kryło się w mroku, lecz teraz czuła, że coś się zmienia i nie była pewna czy uda jej się przeciwstawić temu złu. Czyhało na nią gdzieś w ciemności, a ona dostrzegała tylko tego jeźdźca.
Wtem poczuła na sobie uważne spojrzenie. Próbowała dojrzeć w nocy, kto spoglądał na nią, ale tylko dreszcze przebiegły jej po plecach.
Sillo!
Ktoś zawył tuż nad jej głową, a ona zlękniona drgnęła. Głos, który wymówił jej imię był przerażający. Skrzypiał jakby ktoś paznokciami przeorał stal. Próbowała się poruszyć, ale była uwięziona. Na nadgarstkach i szyi poczuła chłód metalu. Skuliła się, gdy uświadomiła sobie, co to jest. Kajdany, które kiedyś jej założono, aby podkreślić jej status.
Niewolnica! Podła, mała glista!
Znów ten zgrzytający głos. Przymknęła powieki, lecz nic to nie dało. W jej głowie pojawiły się głosy. Najpierw szeptały i chichotały, ale z każdą chwilą przybierały na sile, aż w końcu czuła pulsowanie spowodowane okrzykami, jękami rozpaczy i szyderczymi śmiechami. Krzyknęła raz i drugi, aż poczuła lodowate dłonie na ramionach. Próbowała wydostać się z mocnego uścisku, lecz nie mogła. Była zbyt słaba, a dłonie, które ją przytrzymywały zaczęły potrząsać nią coraz mocniej.
- Sillo! - usłyszała krzyk, jakby z oddali. Odbijał się echem w jej głowie. Nie wiedziała kto ją wołał i skąd dobiegł ją głos, ale czuła, że powinna wiedzieć.
Sen nagle rozpłynął się pod powiekami i przez chwilę miała wrażenie, że ktoś wyciągnął ją z lodowatej wody.
- Sillo! - Znów usłyszała wołanie. Tym razem otworzyła oczy i zamarła widząc czarną, bezdenną otchłań oczu mężczyzny. Des.
Szarpnęła się, czując jego chłodną dłoń na nagim ramieniu. Wypuścił ją z uścisku i pozwolił się wsunąć w kąt posłania, jak najdalej od jego dotyku.
- Nie rób tego – poprosiła cicho, a mężczyzna zrozumiał, o co jej chodzi, gdyż kiwnął głową i przysiadł na końcu posłania. - Co tu robisz? - zapytała, chociaż zdawała sobie sprawę, że to on wyrwał ją ze szpon koszmaru. Powinna mu podziękować, ale nie była w stanie. Wciąż trawił ją strach przed nim.
- Krzyczałaś. Śnił ci się koszmar – powiedział cicho i gardłowo. Silla przymknęła powieki. Poczuła się potwornie głupio.
- Przepraszam. I dziękuję – odparła, nie patrząc mu w oczy.
- Nie ma za co. Co ci się przyśniło? Bo brzmiałaś tak, jakby ktoś rozrywał cię na pół – rzucił szybko, gdy dostrzegł jej pytające spojrzenie. Przez chwilę milczała, ale w końcu potrząsnęła głową.
- Nie wiem, nie pamiętam... - szepnęła zaskoczona, próbując wyłapać ostatnie umykające z głowy fragmenty koszmaru. - Las, to pamiętam. Nic więcej.
- Od dawna je masz? - zapytał i potarł dłonią brodę.
- Od wielu lat – odparła zgodnie z prawdą, chociaż zrozumiała, że rozmawianie o tym nic jej nie pomoże. To siedziało w niej dość głęboko i póki co, nic nie było w stanie wyciągnąć ją z tego. Nawet drobne gesty czy miłe słowa.
Jej towarzysz chyba musiał zauważyć niechęć do tego tematu, więc wstał i pożegnał się, życząc jej dobrej nocy. Śledziła go wzrokiem, aż zniknął w cieniu, który jakby go wchłonął.
Westchnęła i skuliła się na łóżku, lecz wtedy podniosła się szybko widząc otaczające ją z każdej strony zwierzęta. Przypatrywały się jej ze spokojem. Zdumiona w końcu skuliła się pod okryciem. Po chwili poczuła jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Zerknęła na nogi i dostrzegła lisa, a obok niego moszczące się wiewiórki. Uśmiechnęła się i w końcu poszła spać.
Do rana nie śniło jej się nic. Bezdenna pustka tkwiła jej pod powiekami, póki te nie rozwarły się akurat w momencie, gdy do kamiennej sypialni wszedł Asarlai.
- Witaj, córko światła. Obyś dzień rozpoczęła z pieśnią na ustach – powitał ją śpiewnym głosem.
Silla skinęła głową i podniosła się na posłaniu. Potarła nagie ramiona i sięgnęła po koszulę. Koszula z krótkim rękawem, którą otrzymała od mężczyzny z tatuażem na czole, była lekka i raczej nie nadawała się do spania w takiej sali. Od ścian bił chłód i wilgoć, podłoże było twarde i skaliste, dlatego obawiała się, że przebywanie w tym miejscu sprowadzi na nią jakąś chorobę.
Asarlai szybko opuścił jej tymczasowy pokój i pozostawił ją samą, aby doprowadziła się do porządku. Zwierzęta drzemiące do tej pory na zimnym podłożu również wybudziły się i zaczęły przeciągać, a potem poszły w ślady mężczyzny i pozostawiły ją w spokoju.
Odrzuciła ciepły koc i szybko wciągnęła na siebie koszulę, a potem resztę garderoby, którą, jak stwierdziła zaskoczona, zostawił Asarlai.
Zmarszczyła brwi patrząc na buty z niską cholewką, spodnie z materiału, który przypominał skórę oraz szeroką koszulę, związywaną pod szyją rzemykami. Pośród rzeczy pozostawionych na chybotliwym krześle znalazła także szczotkę do włosów, dzięki której udało jej się ujarzmić nieposkromione fale. Znów zaplotła je w warkocz, choć nie tak trwały i piękny jak ten wykonany przez małe kobiety Krevrki. Zarzuciła splecione włosy na plecy i wyszła. Z jaskini wyciągnęło ją słońce, a także głód. Kiedy tylko dostrzegła Asarlaia niosącego drewnianą tacę wypełnioną przeróżnymi pysznościami, usłyszała gderanie własnego żołądka. Złapała się za brzuch i zaśmiała.
- Och, dobrze, że już jesteś. Zapraszam na śniadanie.
Silla posłusznie poszła za nim, zapamiętując, by podziękować mu za tę ucztę oraz ubrania. Znów dosiadła się do stołu i zajęła miejsce, na którym spoczywała wczoraj wieczorem. Kiedy pojawił się Des, Asarlai wymówił kilka słów błogosławieństwa przeznaczonych dla bogów ziemi i mogli rozpocząć posiłek.
Śniadanie różniło się od tego, co jadła wczoraj. Była jajecznica, jeszcze ciepłe bochenki chleba, suszone mięso oraz dużo owoców i warzyw. Do popicia miała wodę lub wino. Wybrała to pierwsze. Nie lubiła ciemnoczerwonego trunku, którego dość wypiła będąc niewolnicą. Rax poił ją, gdy przyzywał ją do siebie wieczorami. Robił to po to, by nie stawiała oporu, a ona chętnie łykała wszystko, co jej podstawiał, po to tylko, by pozbawić się świadomości.
Woda była przyjemnie chłodna i słodka, wciąż jednak pozostawała bezbarwna, choć jej smak ewidentnie został nieco doprawiony odpowiednimi specyfikami.
Kiedy się posiliła, zebrała się w sobie na odwagę i postanowiła zapytać Asarlaia o wszystko, co budziło jej wątpliwości. Nabrała powietrza, ale szybko porzuciła swój pierwotny zamiar.
- Pytaj, śmiało – usłyszała w pewnym momencie, gdy udało jej się w końcu spojrzeć na Asarlaia.
- Zastanawiam się, skąd masz to ubranie. Pasuje na mnie jak ulał – zaczęła nieśmiało, starając się wytrzymać uważne spojrzenia gospodarza i Desa. Obaj zwrócili na nią uwagę.
- Pewnie myślisz, że żyjemy tu z tego, co uda nam się upolować w lesie, prawda? Otóż nie, często wyjeżdżam do pobliskich wiosek. Oferuję swoje usługi, a w zamian dostaję jedzenie, ubrania i potrzebne mi sprzęty. Jestem druidem, więc moja pomoc często przydaję się przy różnych opętaniach – odpowiedział, choć nie było to, czego oczekiwała Silla, ale zainteresował ją swoją wypowiedzią o opętaniach.
- Opętania? Co to znaczy? - zapytała jednak, ignorując wcześniejsze wątpliwości. Była ciekawa jego pracy przy czymś takim.
- Ludzkie ciało jest bardzo słabe, nieodporne na działanie magii, więc demony z łatwością mogą wziąć sobie ich kruche powłoki. Jest to bolesne, a człowiek po jakimś czasie umiera. Im szybciej członkowie rodziny rozpoznają opętanego, tym większe prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia.
Silla z zapartym tchem słuchała słów druida i tylko kręciła głową nie dając wiary takim potwornością. Do tej pory sądziła, że to Rax był największym potworem, ale istniało zło jeszcze większe i bardziej przerażające.
Druid okazał się być bardzo rozmowny, więc z chęcią pytała go o jego umiejętności i różne przydatne informacje, głównie chodziło jej o leczenie skaleczeń i zatruć. Kto wie, co mogło jej się kiedyś przydać? W końcu była już wolna, mogła robić, co chciała.
Ignorowała Desa, który siedział cicho i z dość beznamiętnym wyrazem twarzy jadł i słuchał jej rozmowy z Asarlaiem. Zastanawiała ją jego obecność tutaj. Nie była pewna z jakiego powodu się tu znalazł, ale nie wyglądał na kogoś, kto znał i ufał druidowi. Nie traktował go ja serdecznego przyjaciela, ale może był zbyt powściągliwy? Może odnosił się tak do każdego? Nie znała zbyt wielu mężczyzn, więc ciężko było jej wysnuć wnioski jedynie z obserwacji.
Des wyglądał na tajemniczego i niedostępnego, czarne oczy błyszczały powagą i pewnym doświadczeniem o wiele starszego człowieka, niż w rzeczywistości mógłby być. Nie zwracał na nią uwagę, więc spokojnie obserwowała go zza stołu. Przyjrzała się jego pociągłej twarzy i z zaskoczeniem dostrzegła, że jego uszy wcale nie wyglądał tak jak jej, czy Asarlaia. Były szpiczaste. Widziała kiedyś takie u jednego z elfów, gdy kiedyś Rax zabrał niewolnice w daleką podróż.
- Jesteś elfem? - zapytała nim zdołała się powstrzymać. Zapłonęła ze wstydu, gdy dostrzegła spojrzenie młodego woja. Nie spodziewała się po sobie takiej śmiałości. Umknęła wzrokiem w bok i licząc, że jej pytanie zostanie po prostu zignorowane. Des jednak odpowiedział.
- Nie, nie jestem elfem. Należę do innej rasy, choć wielu myli mnie właśnie z nimi.
- A czym się różni twoja rasa od elfów? Widziałam kiedyś jednego elfa na królewskim dworze. Na pewno był elfem.
- Moja rasa już dawno temu wymarła, ale znacznie różnie się od tych majestatycznych stworzeń – odparł Des i wstał, a potem skinął jej głową.
- Czym? - zapytała jeszcze nim zdołał odejść. Mężczyzna stał chwilę do niej bokiem, a potem w końcu spojrzał na nią, ale w jego oczach dostrzegła błysk bólu lub tęsknoty, a może tych dwóch uczuć jednocześnie?
- Elfowie są majestatyczni, piękni i szlachetni. A my nie mamy w sobie nic z piękna czy majestatu.
Odszedł.
Jego słowa jeszcze długo wisiał w powietrzu, ale Silla przymknęła powieki rozkładając na części każdego jego słowo, w którym dobrze słyszała ból. Z powodu wielu lat niewoli była wyczulona na każde drobne cierpienie, więc dostrzegła, że wojownik cierpiał, chociaż nie znała powodu.
Zaraz po śniadaniu poszła nad jezioro. Bez trudu odnalazła osłonięty cypelek. Pragnęła kąpieli i ciszy.
Szybko pozbyła się ubrania i zanurzyła się po piersi w ciepłej wodzie. Przymknęła powieki rozkoszując się chwilą. Dokładnie się umyła, choć bez mydła nie było mowy o porządnej kąpieli. Nie miała jednak śmiałości, by poprosić o coś takiego druida.
Zewsząd otaczała ją przyroda. Zwierzęta, które od samego początku szwendały się za nią, teraz stały na brzegu i piły wodę lub obserwowały otoczenie, jakby pilnując, czy nikt przypadkiem jej nie podgląda. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby któryś z mężczyzn obecnie jej towarzyszących postanowił ją podglądać, a potem rzucić się na nią i zgwałcić.
Wstrętna jej była myśl o tym, by znów się stać czyjąś nierządnicą. Zbyt długo pozwalała się gwałcić, by teraz kolejny raz wpaść w ręce rozbuchanego mężczyzny. Obaj byli silni, więc cóż stało im na przeszkodzie? Ale tym razem nie da się tak łatwo zniewolić. Ale zwierzęta były spokojne, więc nie obawiała się żadnego ataku.
Nim kąpiel dobiegła końca wpadła w podły nastrój. Przeszłość, która odzywała się w niej teraz mrocznym echem zaczęła rządzić emocjami.
Ubrała się i ruszyła przed siebie, chociaż pulsowanie w głowie zaczynało robić się coraz bardziej uporczywe.
- Twoje myśli ogarnął mrok – usłyszała za plecami. Asarlai stał obok jednego z drzew. Patrzył na nią wnikliwie. Wzdrygnęła się i odsunęła pobladła.
- Co możesz wiedzieć o moich my-myślach? - wydukała i postąpiła krok do tyłu. Przez chwilę była pewna, że mężczyzna ruszy w jej stronę, ale nadal stał w tym samym miejscu.
- Nie wiem nic, ale wyczuwam w tobie mgłę, która cię otacza. Pamiętaj, że należę do rasy, która posiada nie tylko magiczne zdolności, ale umie również rozpoznać dane uczucia. Nie wiem, o czym myślisz, ale twój ból jest dla mnie aż nadto widoczny.
Silla poczuła jak zapada się w sobie ze wstydu i upokorzenia. Asarlai odkrył jej wnętrze, to tak jakby nagle stanęła przed nim naga oczekując jego oceny. Co prawda nie był brzydkim mężczyzną, nie był też zbyt stary, ale brzydziła się myślą o jego rękach na jej ciele. Wzdrygnęła się ponownie, co nie uszło uwadze druida. Podszedł do niej w końcu, a ona obserwowała każdy jego krok. Lata niewoli nauczyły ją bardzo wiele. Obserwowała ruchy całego jego ciała, aby przewidzieć, kiedy rzuci się na nią. Nie zrobił tego jednak.
- Nie skrzywdzę cię – powiedział miękko i cicho. - Sama spójrz. Rozejrzyj się. Zwierzęta nie są niespokojne. Wiedzą, że nic ci nie zrobię. One są tu strażnikami dobra.
Silla uczyniła to, o co ją poprosił. Stworzenia, które jej towarzyszyły stały spokojnie wokół i czekały na kolejny jej ruch. Nie znać było po nich żadnych nerwowych ruchów, dlatego uspokoiła się nieco, ale tylko nieco. Zwierzętom ufała bezgranicznie, ale druidowi już nie, chociaż była wdzięczna mu za gościnę.
- Nie chcę być niewdzięczna, ale... Jeśli wyczuwasz moje emocje, to chciałabym, byś pozostawił mnie w spokoju.
- Oczywiście, moim zamiarem jest jedynie sprawić, byś odzyskała wiarę w ludzi i nie bała się już, że ktoś cię skrzywdzi.
- Myślisz, że to takie proste? - zapytała, cedząc słowa przez zęby. Nawet jeśli był druidem, to niewiele o niej wiedział. Nie można tak po prostu zapomnieć okropnej przeszłości i na powrót obdarzyć zaufaniem innych. Nie była w stanie tego zrobić.
- Oczywiście, że nie. Ale uwierz mi, że nic nie jest niemożliwe. Sięgnij głębiej, odkop się z gruzów przeszłości i stań wreszcie na nogi. Pomogę ci odnaleźć sens istnienia, ale musisz mi zaufać. Ocalę twoją duszę, jeśli mi tylko pozwolisz.
Dziewczyna zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem i chociaż wzbraniała się przed takim krokiem, skusiła ją wizja odsunięcia od siebie przeszłości.
- Moja dusza... Już dawno przestałam wierzyć, że kiedyś ją wyleczę. Jest tak samo strzaskana jak moje serce – odparła z powagą i pokręciła głową.
To, co przez chwilę wydało jej się możliwe, szybko rozwiało się pod wpływem napierającej rzeczywistości. Musiałaby cofnąć się w czasie i poprzez szczęśliwe zrządzenie losu trafić gdzieś indziej. Nie było dla niej ucieczki od tego, co się stało i choćby próbowała magicznych sztuczek, nie uda się odwieść umysłu od pokazywania obrazów z jej poprzedniego życia.
- I tak łatwo chcesz ją oddać w sidła mroku?
- Nie, ale nie jestem w stanie zapomnieć o tym, co mnie spotkało – wyszeptała i odwróciła się do niego plecami. - Muszę się pogodzić z tym, że nie mam domu, w którym mogłabym się bezpiecznie schronić przed przeszłością. Życie z tym będzie łatwiejsze niż walka.
- To tchórzostwo – odparł Asarlai z taką pewnością, jakby przeczuwał, że Silla zmieni jednak zdanie.
- I co z tego? Bycie tchórzem wymaga więcej wysiłku i starań, niż odwaga.
- Bzdury pleciesz. Wygodniej jest ci tak myśleć, bo uciekasz. A ja wiem jak ci pomóc.
Dziewczyna spojrzała na niego w końcu z zainteresowaniem. Kolejny raz wzniecił w niej iskierki nadziei, tym razem jednak płonęły słabo, ledwie widocznie. Nie chciała się znów łudzić.
- Jak niby?
- To proste, ale wymaga od ciebie nie lada poświęcenia i odwagi.
- Chyba słyszałeś, co przed chwilą powiedziałam, tak? - mruknęła zrezygnowana. Nie była odważna i nie chciała próbować tego sprawdzać.
- Tak i przecież odpowiedziałem, że to bzdura. Jeśli naprawdę chcesz odzyskać to, co straciłaś powinnaś wyruszyć w podróż. Nie gwarantuję ci, że będzie ona bezpieczna, nie będę ci obiecywał, że po drodze nie czeka na ciebie żadne niebezpieczeństwo, ale jeśli zaryzykujesz, to na pewno uda ci się pokonać przeciwności i poskładać swoją duszę.
Silla w milczeniu rozważała jego słowa.
- Raczej nie sądzę, by ryzykowanie życia było tą zmianą, której oczekuję – odparła niechętnie. Druid pokiwał głową, a potem się uśmiechnął do niej.
- Powiesz mi jak będziesz gotowa. A tymczasem chodź, nauczysz się władania mieczem i strzelania z łuku.
- Proszę? - zająknęła się, niepewna tego, co usłyszała.
- Moja droga, w końcu chcesz rozpocząć nowe życie, tak? Dobrze by było, gdybyś miała też jakieś pojęcie o walce. Nie wiesz, co cię jeszcze czeka.
Kiwnęła głową. Powinna się z tym zgodzić, w końcu nie wiedziała o swojej przyszłości zbyt wiele. Nawet nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ale chyba tak było jej wygodnie myśleć, skoro nawet nie zadała sobie trudu zapytać o to druida. Lepiej jej się żyło ze świadomością, że jeszcze nikt jej stąd nie wypraszał. Ale nie mogła tkwić w tym miejscu całe życie, chociaż bardzo tego pragnęła.
Nauką władania miecza miał zająć się Des, który jak się domyśliła, nic nie wiedział o tym, ale zgodził się zostać jej nauczycielem. Obiecał także, że nie będzie zbytnio nastawał na jej ciało podczas tych lekcji. Czerwona ze wstydu kiwnęła głową.
- W porządku – odparł Des, gdy udali się na polankę oddaloną o kilka jardów od jaskini.
Ukryci między paprociami i gęstym lasem, w spokoju mogli przeprowadzać treningi, choć Silla nie widziała powodu, aby robić z tego tajemnicę, ale Asarlai nie wyjaśnił jej tego tak, jakby tego chciała.
- No dobrze, to od czego zaczniemy? - zastanowił się na głos wojownik, uważnie obserwując jej ciało i badając je pod kątem zdolności do walki. Nie była urodzona do długotrwałych walk, raczej miała smukłą, drobną figurę. Była kobietą, choć zdarzały się prawdziwe wojowniczki słynące z zabójczego władania szablą, ale Silla urodziła się jako kobieta nadająca się na żonę i matkę, choć została niewolnicą. Nie miała pojęcia o walce.
Na pierwszej lekcji trwającej niemal pół dnia, pokazywał jej tylko pojedyncze ruchy, wypady mieczem i wyjaśnił, o co chodzi ze środkiem ciężkości. Silla słuchała go uważnie całą wiedzę chłonąc jak gąbka wodę. Uwielbiała świat książek, których nie mogła czytać, dlatego szybko pojęła podstawowe pojęcia. Des kiwał głową, gdy odpowiadała i gratulował jej bystrego umysłu. Ucieszył się także, że była pojętną uczennicą i nie traciła czasu na zbędne pytania.
- Myślę, że Asarlai oczekuje nas na posiłku – powiedział w końcu nauczyciel i dłonią wskazał ścieżkę między paprociami. Kiedy zabrali przyniesione tu fanty, ruszyli powoli w stronę jaskini. - Umiesz jeździć konno? - zapytał nagle. Silla drgnęła, co nie umknęło uwadze Desa. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i westchnął cicho. Musiał uważać na to, co mówi. Nie może odzywać się do niej zbyt głośno i gwałtownie.
- Nie, nie umiem. To znaczy mogę jechać, ale jestem marnym jeźdźcem i raczej nie utrzymam się zbyt długo w siodle.
Des pokiwał głową, choć Silla nie mogła go zobaczyć. Szła z przodu, powoli i ostrożnie niosąc szable, które przytachał tu przed lekcją.
Silla czuła na sobie jego wzrok i wcale jej się to nie podobało. Po ciele przebiegały jej dreszcze wstrętu.

- Jutro potrenujemy jazdę konną – odpowiedział po chwili cicho i z wahaniem. Silla kiwnęła głową wiedząc, że ją zobaczy. 

2 komentarze:

  1. Des jest niezwykłą postacią. Niby coś o nim wiemy, jednak wciąż odnoszę wrażenie, że to ledwie malutka część jego osobowości. Ponadto, jego szlachetność naprawdę bardzo mi imponuje. I taka z niego trchę tragiczna postać, więc ogólnie zapałałam do niego miłością wielką i miejmy nadzieję, że również i wieczną :D
    Co do Silly to jej postawa jest całkowicie zrozumiała. Po tym wszystkim, co przeszła, ciężko po prostu się podnieść i robić wszystko bez lęku. Zajmie jej jeszcze wiele czasu, zanim nauczy się na nowo ufać ludziom i naprawdę liczę, że ani Des ani Asarlai jej nie skrzywdzą, nawet tak nieświadomie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mosane, jesteś jak niezwykle niezastąpiona! :) Dzięki Twoim komentarzom chcę mi się pisać :) A tutaj mam tylko jednego czytelnika, czyli Ciebie, więc cieszę się bardzo :)
      Cóż, mam nadzieję, że jednak to będzie taka wieczna miłość, Des na pewno się ucieszy :)
      Cóż, Silla, miała jednym słowem przerąbane przez niemal całe życie, więc jednak będzie miała traumę, która nie tak szybko z niej ucieknie, ale też postawią ją w takiej sytuacji, że nie będzie miała czasu na to, żeby to przeżywać :)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń