Silla
chętnie zgodziła się na naukę. Szybko zrozumiała, że jest jej
ona potrzebna do życia, że dzięki temu skupia się na tym, co jest, a nie na tym, co było. Pilnie trenowała, ale nie pozwalała Desowi
przekraczać pewnych granic. Szybko jednak wojownik pokazał jej, że w ich treningach nie ma miejsca na wstyd, nawet jeśli wiązał się on z poważną traumą. Ciągle tłumaczył jej, że przeciwnika nie będzie obchodziło to, że się wstydzi, że się boi. Chwilę jej zawahania wykorzysta na swoją korzyść i zada jej śmiertelny cios. Silla musiała się bardzo starać, by nie drżeć z przerażenia za każdym razem, gdy Des dotknął ją lub złapał za ramię.
Jej
dni zaczęły powoli wypełniać się okropnymi treningami, które
wyciskały z niej siódme poty i prawie wszystkie siły. Bolał
ją każdy mięsień, każda kostka, ale niemal z uwielbieniem
przyjmowała ten ból. Padała na łóżko nim nastawał
czas kolacji, a rano budził ją Des lub druid. Siłą
zmuszali ją do wstawania. Zwykle rano zjadała porządne śniadanie,
a potem człapała nad jezioro. Tam odzyskiwała nieco siły i chęci
walki, dlatego często rozkoszowała się kąpielami.
Nie
podejrzewała nawet, że z tak ogromnego wysiłku można czerpać tak
wiele radości. Cieszyła się każdym nadchodzącym bólem. Po
jakichś dwóch tygodniach zauważyła, że jej kondycja nieco
się poprawiła, a Des kiwał głową z uśmiechem.
-
Podoba mi się w tobie duch walki. Wiesz kiedy masz uderzyć, ale
jednocześnie nie robisz tego na oślep – pochwalił ją któregoś
dnia, pod koniec treningu. Silla opadła wykończona na trawę i
oddychała ciężko, starając się jednak nie robić tego zbyt
gwałtownie. Bolały ją poobijane żebra, a łydki paliły ją od
nieustannego wysiłku. Stopy miała niemal zarośnięte odciskami.
-
Nie jestem pewna, czy będę kiedykolwiek w stanie zabić człowieka
– wydyszała ciężko i spoglądała na jasne niebo, po którym
sunęły leniwie chmury. Puchate obłoczki wyglądały jak bita
śmietana, którą dane było jej kiedyś skosztować. Aż
oblizała się z apetytem przypominając sobie ten cudowny smak.
-
Ale ja nie uczę cię po to, byś stała się maszyną do zabijania,
Sillo. Ja chcę przekazać ci jedynie wiedzę, którą sam
posiadam. Sztuką w walce jest to, by wiedzieć, kiedy oszczędzić
czyjeś życie. Nie jesteśmy bogami śmierci, by decydować o tym,
kto w danej chwili zginie.
-
Ale to nie brzmi zbyt poważnie w ustach człowieka, który był
na wojnie. Bo byłeś na wojnie, prawda? Walczyłeś przeciwko
Waratom – dodała niechętnie i spojrzała na niego. Usiadł obok
niej. Na podkulonych nogach wsparł łokcie i spojrzał na nią spod
grzywy czarnych włosów. Te jego oczy zdecydowanie wprawiały
ją w niepokój. Nie lubiła, gdy patrzył na nią w ten
sposób, jakby próbował dosięgnąć jej duszy i ją
zabrać.
Długi
czas nie odpowiadał, a kiedy to zrobił, Silla usłyszała w jego głosie ból. Nawet nie starał się go ukryć.
-
Żyję z tego. Wojaczka to mój sposób na życie. Gdybym
miał możliwość zmiany profesji, zrobiłbym to, ale urodziłem się
wojownikiem. Nie nadaję się na rzemieślnika czy kowala, dlatego
muszę robić to, co umiem najlepiej, ale to nie oznacza, że
zabijanie jest dla mnie przyjemnością.
Silla
zamyśliła się na chwilę. Ten człowiek żył tak, jak umiał
najlepiej, ale niekoniecznie musiał się z tym zgadzać. Nie
rozumiała tylko, dlaczego tkwi w tym jakby rzeczywiście jedynie do
tego miał ręce. Ale nie była tą, która mogłaby decydować
o jego życiu. Cieszyła się z tego, że chociaż ma wpływ na
swoje.
Zebrała
się w końcu z polanki i pomogła Desowi z przedmiotami. Kiedy udało
im się dotrzeć do jaskini, szybko umknęła do kamiennej sali,
którą zajmowała. Zebrała ubranie, które dostała od
druida i pognała nad jezioro, by tam zażyć cudownej kąpieli. Jak
zwykle towarzyszyły jej zwierzęta, które nie odstępowały
ją na krok.
Zrzuciła
z siebie ubranie, a potem wskoczyła do wody.
Przez kilka minut próbowała zmyć z siebie brud i pot, a
kiedy uznała, że już jest czysta, wypłynęła na środek rzeki i
kilka razy zanurkowała, potem wyskakiwała ponad powierzchnię
niczym wodna nimfa, roztrzepując wodę wokół. Bawiła się
świetnie, w tych radosnych szaleństwach towarzyszyły jej wydry,
dziobaki, a także inne morskie stworzenia, które widziała
pierwszy raz w życiu.
Silla
w końcu się zmęczyła, dlatego wyszła na brzeg i naga usiadła na
kamieniu. Wzięła do ręki jabłko, które przy okazji zabrała ze stołu i ciesząc się promieniami słońca po prostu ogrzewała
zmęczone ciało. Przymknęła powieki i pozwoliła płynąć myślom
swobodnie.
Całe
jej życie wywróciło się do góry nogami. Wciągnęły
ją treningi, które Asarlai zaproponował jej tak nagle, nie
spodziewała się tego, ale zgodziła się i teraz nie żałowała.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, czy kiedyś przyda jej się to, co
teraz robi. Miała poważne wątpliwości, by jej nauka była tak
niezbędna, ale nie miała zamiaru o to pytać. W ciągu tych dwóch
tygodni zrozumiała, że Asarlai i tak nie powie jej tego, czego
chciałaby usłyszeć. Musiała się pogodzić z tym i zaakceptować
to.
Coś
jednak mówiło jej, że to, co robi ma sens, że to nie jest
tylko po to, by uczyć się walki szablami dla swego przyszłego
życia. Zmarszczyła brwi i podniosła się do góry, dłońmi
płasko opierając się o kamień. Nie podobało jej się to. Des
również wyglądał tak, jakby wiedział, o czymś, ale żaden
nie miał zamiaru wyjawić, co się dzieje, bo dzieje się coś
niedobrego.
Ale
co?, pomyślała zaniepokojona.
Nie
bez powodu Ragrem musiał wyruszyć w podróż.
Nie
bez powodu obaj wieczorami, przed kolacją, znikali w jaskini i o
czymś zawzięcie dyskutowali. Raz próbowała podsłuchać, o
czym tak szepczą, ale ich głosy nagle przycichły i stały się
dość niewyraźne. Niepyszna odeszła na polanę, czując lekką
frustrację.
Mieli
rację, że jej nie ufali, bo ona również nie miała zamiaru
im zawierzać. Traktowali ją dobrze, uprzejmie, ale nic poza tym.
Żaden nie wtajemniczał ją w swoje sprawy, ale nie czuła się z
tego powodu jakoś odtrącona. Starała się nie mieszać w ich
życie, ale jednocześnie była ciekawa, co się dzieje. Niepokój
malujący się na twarzy druida był aż nadto widoczny.
Zeskoczyła
z kamienia, gdy stwierdziła, że dość ma już leniuchowania i
zaczęła się ubierać. Właśnie zakładała na siebie koszulę i
mocowała się z poplątanymi rzemykami, gdy nagle zwierzęta wydając
ostrzegawcze dźwięki stanęły na baczność, a potem część z
nich zaczęła w popłochu uciekać. Rozejrzała się wokół i
wtedy dostrzegła idącego w jej kierunku stwora.
Otwarła
usta w niemym krzyku, ale szok był zbyt silny, by pozwolił jej wydobyć z siebie
jakikolwiek dźwięk. Zwierzę mierzyło jakieś dwadzieścia pięć
dłoni. Duża głowa z potężnymi rogami i płaskim pyskiem osadzona
była na krótkiej szyi. Ciało pokryte miał grubą, łuszczącą się
skórą, a kończyny wyglądem przypominały łapy lwa,
o grubych palcach. Ostre zęby wystawały spod krótkich warg i
dotkliwie je raniły, ale potwór nie zwracał uwagi na coś
takiego. Krew wraz z czarną śliną skapywała mu z pyska.
Silla
przerażona do granic możliwości próbowała się cofnąć,
ale natrafiła plecami na drzewo. Stwór podążał za nią
powoli, jakby próbował wprawić ją w w jeszcze większe
przerażenie.
Serce
łomotało jej w piersi, krew szumiała w uszach. Nie słyszała
nawet ostrzegawczego warknięcia małego liska, który nagle
pojawił się przed nią i próbował przestraszyć potwora.
Bestia nie zastanawiając się wiele ruszyła do ataku, po drodze
rozdeptując jej małego obrońcę. Jedynie przeciągły jęk rannego
stworzenia sprawił, że Silla ocknęła się z szoku i w końcu się
poruszyła. W pierwszym odruchu chciała uratować lisa, ale
napastnik był zbyt duży i niebezpieczny, by ryzykować własnym
życiem.
Kreatura
zamachnęła się na nią i uderzyła łapą w drzewo, które
zachwiało się niebezpiecznie. Silla niewiele myśląc umknęła w
bok. Potwór miał słaby refleks, więc nim się obrócił,
dziewczyna zdążyła podbiec do rannego lisa, wziąć go na ręce i
zacząć uciekać. Kiedy zbliżała się już do polanki, krzyknęła
co sił w płucach.
Kątem
oka dostrzegła Desa, który wyleciał z gęstwiny nieopodal
jaskini. Bez namysłu wyjął miecz i czym prędzej ruszył jej na
pomoc. Silla potknęła się nagle i runęła na ziemię. Lisek upadł
tuż obok niej i przeraźliwie zaskowytał. Uniosła głowę i
dostrzegła nadbiegającego w jej stronę stwora. Ryknął tak
głośno, aż poczuła na całym ciele ciarki, a ziemia się
zatrzęsła. Skuliła się, widząc jego szarżę, a gdy był już
blisko, Des dopadł go w końcu i wskoczył mu na grzbiet. Zrobił to
szybko i zwinnie, więc nim bestia się zorientowała, co się
dzieje, wojownik uniósł swój miecz i wbił go w szyję.
Głośny
ryk rozszedł się po całym lesie, aż przerodził się w
gulgotanie. Po chwili nastała cisza. Des przekręcił jeszcze miecz
dwukrotnie, dla pewności, że bestia nie żyje. Ogromne cielsko
runęło na ziemię z głuchym łoskotem. Des zeskoczył na ziemię i
wyjął miecz. Z klingi skapywała czarna maź. Silla skrzywiła się
i spojrzała na wielkie coś, co ją zaatakowało.
-
Tarb – powiedział Des i wytarł miecz o jakąś brudną szmatę.
Silla podeszła do niego i przyjrzała się stworowi.
-
Myślałam, że ten las jest bezpieczny – zająknęła się, czując
jak dopiero teraz wszystkie emocje zaczynają na nią działać.
Zaczęła się trząść, skóra pokryła się gęsią skórką
i zrobiło jej się zimno. Do oczu napłynęły łzy, gdy zrozumiała,
że stwór mógłby ją z łatwością zabić.
-
Już nie. Asarlai wróci dopiero wieczorem, ale nie możemy tu
zostać – zakomenderował Des, czym zdziwił Sillę.
-
Jak to nie możemy zostać?
-
Trzeba spalić to ścierwo, nie może zostać w tym lesie ani chwili
dłużej – zaczął Des tak spokojnym i wypranym z emocji głosem,
iż rozwścieczył Sillę, która złapała go za ramię
najmocniej jak umiała i próbowała zwrócić na siebie
jego uwagę. Ten jednak zdawał się nie czuć jej uścisku. Schował
miecz do pochwy i przyjrzał jej się spod przymrużonych powiek. -
Sillo, żadne z nas nie znalazło się tu przypadkowo, ten atak
również nie jest pojedynczym incydentem. Resztę wyjawi ci
druid.
Silla
puściła go jakby nagle zmienił się w obślizgłego gada.
Kompletny chaos. To właśnie działo się w jej głowie i nie
wiedziała nawet, co powiedzieć, jak zareagować na to, co
usłyszała. Nie potrafiła zebrać myśli, które piętrzyły
się jak wyrastająca z ziemi góra. Czuła się przytłoczona,
chociaż Des nie wyjawił jej wiele. Ale te kilka słów
sprawiło, że zaczęła zastanawiać się nad swoim pobytem i rolą
w tym miejscu. Powoli wszystko zaczęło pasować do siebie, ale póki
druid nie wyjawi im prawdy niczego nie była pewna.
Nim
zabrali się do posprzątania bałaganu, Silla poprosiła Desa o
pomoc przy rannym lisku.
-
Próbował mnie obronić – mruknęła rozczulona jego odwagą.
Małe stworzenie pojękiwało cicho przy każdym ruchu. Zawyło
żałośnie, gdy Des go dotknął. - Uważaj, sprawiasz mu ból.
Des
nie odezwał się ani słowem. Klęczał przy niej i dotykał leśnego
stworzenia. Po chwili usłyszała słowa wypowiadane w niezrozumiałym
języku, ale brzmiały dla niej jak modlitwa lub błogosławieństwo.
Słowa wypływały z jego ust niczym mgła i koiły ból lisa,
który przestał się wić pod jego dotykiem. Leżał spokojnie
i czekał.
Po
chwili modlitwy ustały, a leśne stworzenie wstało otrzepując się
z trawy. Silla krzyknęła szczęśliwa i wzięła lisa na ręce.
Rudy zwierzak trącał ją pyszczkiem i wydawał z siebie piskliwe
dźwięki, które wzięła za okrzyki radości.
-
Pomóż mi, Sillo. Nie ma czasu do stracenia. Ścierwo straszy
leśne istoty – rzekł Des, w ogóle nie przejmując się
radością, jaka wybuchła tuż obok niego.
Silla
kiwnęła głową. Z pytaniami musiała na razie poczekać.
Des
zarządził, by Silla przyprowadziła Bathara i Chavarti, a sam
zniknął w lesie szukając odpowiedniego miejsca do spalenia tarba.
Silla zdążyła uporać się z końmi i przygotować je do
ciągnięcia, a kiedy wrócił Des pomógł jej przy
obwiązywaniu sznurami potwora i po chwili ruszyli skromnym konduktem
do miejsca, które wskazał Des.
Była
to kolejna polanka, usiana głazami, nieopodal znajdowała niska
góra, którą zakrywały z tego miejsca drzewa.
Rozejrzała się wokół i dostrzegła skaliste wzniesienie
sunące aż do chmur, kończyło się ono gdzieś pod drzewami.
Schowało się w oddali i wyglądało jak grzbiet ogromnego węża
najeżonego szpikulcami.
Tarb
był ciężki i konie pokryły się pianą nim dotarły do
odpowiedniego miejsca. Szybko uwolnili je od balastu i puścili
wolno. Bathar natychmiast pognał na polankę, a Chavrati została z
nimi, pasąc się pod lasem.
Des
wyjął niewielką buteleczkę zza pasa i polał jej zawartością
ciało tarba, a potem odnalazł dwa kamienie i krzesząc je o siebie
wzniecił ogień. Iskry posypały się i po chwili przed nimi
zapłonęło potężne ognisko. Jednak smród był okropny,
duszący i wciskający się do nozdrza odór palonego ciała
sprawił, że Silla przez chwilę stała zamroczona. Odwróciła
się plecami od martwego stworzenia, ale i to nie podziałało. Stała
jednak dzielnie i czekała, aż ogień pochłonie wszystko.
Nie
miała pojęcia, ile czasu minęło, ale spodziewała się, że
pójdzie im znacznie gorzej. Ucieszyła się, kiedy w końcu
Des odszedł od paleniska.
-
Weź Chavarti i idź na polanę. Ja zaraz do ciebie dołączę –
powiedział i podszedł do tlącego się już zgliszcza. Nogą
rozkopywał kupki popiołu, z których wyłaniały się kości
i rogi zwierzęcia.
Nie
ogląda się za siebie i podeszła do klaczy. Wskoczyła na jej
grzbiet i kłusem przeszły przez gęstwinę paproci i mniejszych
krzewów. Na polance było pustko i tylko ślady po niedawnej
walce oraz ciągnięciu tarba po ziemi, świadczyły o tym, że coś
się jednak wydarzyło. Między drzewami dostrzegła spłoszone i
wciąż nieufne zwierzęta. Lisek, którego uratowała dopadł
do niej i skomląc rzucił jej się pod nogi, wywracając się na
plecy. Silla ze skoczyła z konia i wzięła go na ręce. Lisek tulił
się do niej i piszczał, zachowywał się jak mały kotek.
Spokój
powoli wracał, lecz jeszcze nie szczęście. Atak był
niespodziewany i wstrząsnął posadami tej ziemi. Zwierzęta i
wszelkie istoty leśne były przerażone. Silla również,
która czuła, że dopiero teraz całe zdarzenie wychodzi z
niej w postaci ulatniających się emocji. Dreszcze powoli ustawały
i na powrót zrobiło jej się ciepło. Serce wracało do swego
normalnego rytmu, a po strachu nie było już śladu.
Sama
obecność Desa, który władał mieczem, spowodowała, że
poczuła się znacznie bezpieczniej. To dodawało jej otuchy i
pozwalało się w końcu rozluźnić.
-
Jak uleczyłeś liska? - zapytała w końcu, gdy wojownik podszedł
do niej. Przyjrzała się mu i dostrzegła, że przez jego bladą
twarz przebiegł jakiś cień. Nie zdążyła nawet zorientować się,
czym on był, ale jej pytanie musiało spowodować napływ wspomnień
lub niechcianych myśli.
-
To cecha mojej rasy.
-
To musi być dar, leczyć rany, patrzeć jak chory wraca do zdrowia –
mruknęła zafascynowana jego umiejętnościami.
Des
pokiwał głową jakby rozwodził się nad bezmyślnością małego
dziecka i westchnął. Silla dostrzegła, że waha się, ale potem z
jego ust wydobyła się odpowiedź.
-
Nie leczę wszystkich ran. Choroby są poza zasięgiem moich
umiejętności. Tylko rany i krwotoki jestem w stanie cofnąć, ale i
też nie wszystkie. Mogę wyleczyć kogoś, jeśli wiem, że Śmierć
po niego nie przyjdzie. - W słowach wojownika usłyszała coś
więcej, niż tylko bezbarwny ton, coś głębiej tkwiło w jego
głosie, coś czego nie rozumiała. Ból lub gorycz, albo oba
te uczucia. Nie rozpoznawała ich, były ze sobą zbyt mocno
splecione.
-
Czy zdarzyło ci się kiedyś leczyć i ta osoba zmarła? - zapytała
niepewnie. W odpowiedzi dostała tylko mroczne spojrzenie i nic
więcej. Des nie odpowiedział, więc i ona nie zamierzała go
naciskać.
Wypuściła
lisa, ten pobiegł w stronę lasu. Silla skierowała się do jaskini,
ale zatrzymały ją słowa woja.
-
Podejrzewam, że ataków będzie więcej, nie możemy tu
zostać, dlatego zacznij się już pakować. Tak będzie lepiej. -
Ton jego głosu był twardy i nie wyglądał, jakby znosił
jakiekolwiek sprzeciw. Silla zmarszczyła brwi, uważnie spoglądając
na Desa. Ten jednak nie chciał ustępować. Nie wyglądał na kogoś,
kto chce się targować.
-
Ale jeszcze Asarlai nie wrócił. Może uzna, że nic więcej
nam nie grozi? Nie możesz tego wiedzieć! - Przy ostatnim zdaniu
niemal krzyknęła. Czuła rosnącą złość.
-
Powie ci dokładnie to samo! - odparł wojownik i uniósł
wysoko brwi, by spojrzeć na nią znacząco. - Spakuj się w jak
najmniejszy tobołek. Jedne spodnie i koszula ci wystarczy. Wybierz
też odpowiednie buty, bo nie wiadomo ile przyjdzie nam być w
drodze.
-
Dokąd jedziemy? - zapytała w końcu, starając się panować nad
własnymi emocjami.
-
Nie wiem.
***
Asarlai
wrócił wieczorem, ale od razu dostrzegł, że coś było nie
tak. Widział to w porytej ziemi i niespokojnych zwierzętach, które
kręciły się po polance i wąchały ziemię. Zeskoczył z klaczy i
pobiegł do jaskini. Silla i Des właśnie spożywali posiłek w
jednej z kamiennych sal.
-
Co tu się wydarzyło? Ziemia jest rozorana.
-
Tarb. Zaatakowało nas to stworzenie w południe – odparł Des i
wrzucił do ust duży kęs mięsa.
-
Jak on się tu dostał? - zapytał druid, ale nikt mu nie
odpowiedział. Silla spojrzała na niego przerażona, a wojownik
jedynie pokręcił głową.
-
Muszę ci coś pokazać – odpowiedział Des i wyciągnął nagle z
kieszeni coś, co wyglądało jak broszka lub szpilka ozdobiona
wspaniałymi srebrnymi splotami, które wiły się, aż do
samego końca.
-
Co to jest? - zapytała ciekawa. Odrzuciła kawałek chleba, na który
i tak nie miała ochoty, i przyjrzała się temu, co Des trzymał na
ręce.
-
Rah czy Kenobar? - zapytał niespodziewanie. Silla uniosła głowę i
zerknęła na druida, który wpatrywał się w ozdobę jak
urzeczony.
-
Nie wiem, ale stawiałbym na Raha. On uwielbia takie cudeńka. Tkwiło
w ciele tarba, więc to czarna magia sprawiła, że nas zaatakował.
Ktoś musi wiedzieć, że tu jesteśmy... - urwał i czekał na to,
co powie jego rozmówca. Silla czekała w milczeniu na reakcję
Asarlaia i kiedy usłyszała jego odpowiedź, westchnęła
rozczarowana.
-
Musimy opuścić to miejsce – powiedział w końcu ich gospodarz.
Silla
spojrzała na obu mężczyzn dość niechętnie. Obaj wierzyli, że
ucieczka z tego miejsca będzie najlepszym rozwiązaniem. Ona
twierdziła, że niekoniecznie, chociaż ostatnie słowa Desa
wzbudziły jej niepokój.
-
Poczekajcie, za nim podejmiemy poważne kroki, chcę wiedzieć, co tu
się właściwie dzieje. Kto to jest Rah i Kenobar? Co trzymasz w
ręce i dlaczego myślicie, że ktoś wie o naszym istnieniu, skoro
znaleźliśmy się tu przypadkowo?
Sillo,
żadne z nas nie znalazło się tu przypadkowo, ten atak również
nie jest pojedynczym incydentem, przypomniała
sobie słowa Desa, ale zignorowała je. Wciąż wierzyła, że
Krevrki ją uratowały i przywiodły do tego miejsca, by odzyskała
siły. Co do Desa, to niczego nie była pewna. Nie znała go.
Rozmawiali ze sobą jedynie od czasu do czasu, więc nie była pewna,
czy rzeczywiście przywiódł go tu przypadek.
-
Spokojnie, Sillo, na wszystko przyjdzie czas – odpowiedział
Asarlai. Silla spojrzała na niego gniewnie.
-
Nie, chcę wiedzieć teraz. Ja nawet nie wiem, czy powinnam wam ufać!
-
Nie gorączkuj się, nie czas teraz na kłótnie. Musimy jak
najszybciej wyruszyć w podróż! - do rozmowy wtrącił się
Des. Jego podniesiony głos świadczył o tym, że Silla wyprowadziła
go z równowagi i nie zamierzał z nią dyskutować.
Atmosfera
stała się dość napięta, ale Silla nagle uznała, że się
zbuntuje i nie pozwoli kierować swoim losem. A oni, nieznajomi, z
którymi tkwiła tu z nieznanych jej powodów, chcieli,
by zawierzyła ich słowom. Nie mogła się na to zdobyć, ponieważ
wątpiła w to, czy stoi po słusznej stronie, jeśli takowe
istnieją.
-
Zaczynam się w tym wszystkim gubić. Znalazłam się tu, a wy obaj
przyjęliście moją obecność bez zbędnych pytań, nie obchodzi
was moja przeszłość, ani to, co tutaj robię. Nie pytacie o mój
dom i rodzinę. Nie rozumiem tego. Jesteśmy wszyscy dla siebie obcy,
więc wytłumaczcie mi to wszystko, bo ciągle mam tylko wątpliwości!
Oddychała
ciężko, serce łomotało niespokojnie w piersiach, a ona czuła się
jak furiatka, ale musiała w końcu otrzymać jakiekolwiek odpowiedzi
na pytania, które cisnęły jej się od samego początku.
Des
i Asarlai spoglądali na nią dłuższą chwilę, ale kiedy żaden
nie wypowiedział oczekiwanych przez nią słów, zrezygnowana
zwiesiła ramiona i machnęła ręką.
-
W porządku, nie ważne. Skoro nie chcecie mi powiedzieć, to nie,
ale ja wam coś powiem. Des twierdzi, że to nie przypadek, iż się
znalazłam akurat w tym miejscu. Jakoś nie chcę mi się w to
wierzyć, ale jeśli tak jest, to teraz ja dalej będę decydowała o
swoim losie. Żaden przypadek nie zmusi mnie do tego, by z wami
wyruszyć w podróż. Po piekle jaki zgotował mi Rax, mam już
serdecznie dość patrzenia na życie przez palce lub kajdany,
dlatego po wyruszeniu w podróż, chcę zamieszkać w pierwszym
mieście jakie spotkamy po drodze – oznajmiła hardo i skrzyżowała
ramiona na piersiach. Mężczyźni nadal nic nie mówili, więc
zrezygnowała z dalszych słów. Po cóż strzępić
sobie język?
Ale
nie miała innego wyjścia. Nie mogła zostać tu sama, gdy oni
wyjadą stąd. Mimo wszystko po ataku tarba nie czuła się tu
bezpiecznie, nawet zwierzęta nie zdołałaby jej ocalić przed
śmiercią.
-
Jakie jest najbliższe miasto? - zapytała po chwili milczenia.
-
Bergo – odparł Des, a Silla westchnęła z ulgą.
Żaden
z nich jednak nie wyjawił jej nic więcej, więc obrażona udała
się do swej komnaty. A kiedy nastał wieczór bez słowa
zjadła kolację i bez słowa udała się na spoczynek.
Nie
potrzebowała ich. Jakoś nie czuła, by była całkowicie od nich
zależna, skoro udało jej się wyrwać z łap Raksa. Teraz
wiedziała, że jeśli nadarzy się okazja wykorzysta ją i nie
będzie się wahała ani chwili.
Wszystkie
jej kolejne postanowienia spełzły na niczym, gdy kilka godzin
później, w środku nocy, nastąpił kolejny atak.
Spała
spokojnie otoczona zewsząd leśnymi towarzyszami. Nie miała już
żadnych koszmarów, co zawdzięczała druidowi i jego
specyfikom wlanym do wody. Mogła spokojnie odpłynąć w miękką
ciemność, chociaż męczące treningi z Desem też miały w tym
swój udział. Spała dobrze i czuła się znacznie lepiej.
Lepka
ciemność otaczała ją zewsząd, ten błogi spokój koił jej
udręczoną duszę. Lecz nie trwało to długo, gdzieś z ciemności
usłyszała cichy klekot lub warkot – nie miała pojęcia, czym był
dźwięk, ale dreszcz przeszedł jej po plecach. Klekot nasilił się
i słyszała go wyraźnie, choć wciąż miała wrażenie, że
dobiega ją z oddali. Nie była pewna tego, ale nie podobało jej się
to. Drgnęła i wtedy zrozumiała, że wyłoniła się z miękkiego
snu i że klekotanie wcale nie było wynikiem pojawiającego się
koszmaru, lecz w jej komnacie rzeczywiście rozbrzmiał ten dziwny, a
zarazem złowieszczy odgłos.
Otworzyła
nagle oczy i wzrokiem przeszukała kamienny pokój. W półmroku
dostrzegła postać stojącą w otworze. Rozejrzała się wokół
i dostrzegła sztylet, który otrzymała od Desa, a także
zbite w gromadkę zwierzęta, które bały się, widząc
napastnika. Silla nie miała pojęcia, co to za stworzenie, ale jego
dziwny warkot był okropny. Jakby ktoś potrząsał workiem kości.
-
Nie zbliżaj się – przemówiła drżącym głosem i powoli,
by nie sprowokować potwora wysuwała się z łóżka.
Jeśli
uda jej się dotrzeć do sztyletu, istniała szansa, że nie zginie
tak od razu i zdoła obronić siebie, a także jej towarzyszy. Bała
się krzyczeć, żeby stworzenie kryjące się w cieniu nie ruszyło
do ataku, który niechybnie skończyłby się jej śmiercią.
Była
już prawie na końcu posłania, gdy zwierzę jednym tylko susem, bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia, wskoczyło na łóżko i całym
ciężarem ją przygniotło do posłania. Poczuła odór
dmuchający z paszczy potwora, a jej oczy szybko wychwyciły kształt
pyska i błysk białych kłów, z których skapywała
ślina. Wtedy wrzasnęła ile sił miała w płucach. Zwierzę nie
czekając na dalszą zachętę zatopiło kły w jej ramieniu, którym
osłoniła twarz i szyję. Poczuła rozrywający całe ciało ból.
Bestia
zeskoczyła z łóżka wlekąc ja za sobą po ziemi i nie
zważając na jej wrzaski oraz szarpanie, zaczęła uciekać.
Usłyszała w oddali krzyki Asarlaia i Desa. Kompletnie nie
wiedziała, co zrobić, by wydostać się ze śmiercionośnego
uścisku. Zęby jednak tkwiły głęboko w ramieniu i miała
wrażenie, że zaraz odgryzie jej rękę.
Ostatnią
chwilą słabości złapała bestię za ucho i z całej siły jaką
miała pociągnęła go w dół. Kiedy usłyszała ryk bólu,
uśmiechnęła się do siebie i zapadła się w miękką ciemność.
***
Des
dostrzegł jak Silla łapie za ucho cieniokota i pociąga go mocno w
dół. Napastnik zawył przeraźliwie i zwolnił, próbując
wyszarpnąć się z jej uścisku, co spowodowało jego roztargnienie
i zwolnienie. Nie czekając na lepszą okazję przyspieszył, a gdy
znalazł się dość blisko wzbił się w powietrze i z głośnym
krzykiem opadł na grzbiet bestii wbijając jej w kręgosłup miecz.
Swoim zwyczajem, dla pewności, że przeciwnik został zgładzony,
przekręcił miecz w lewo, a potem w prawo.
Ryk
rozniósł się po lesie głośnym echem. Na pewno dając znać
okolicznym istotom o pojawieniu się groźnego stworzenia.
Silla
wysunęła się z pyska cieniokota, natomiast zwierzę upadło z
łoskotem na ziemię i nieżywe przesunęło się kilka metrów,
aż z otwartym pyskiem zatrzymało się na kamieniu.
Zwierzę
było już martwe, ale dla pewności odrąbał mu głowę, a potem
dłonią namacał w szyi coś, co znalazł w ciele tarba. Wyciągnął
to i wytarł, a potem schował do kieszeni spodni.
Odwrócił
się i dostrzegł druida, który klęczał nad zemdloną
dziewczyną i mamrotał słowa modlitwy do bogów śmierci.
-
Desie, ty spróbuj teraz. Ty ją zdołasz uleczyć.
Des
złapał ją mocno za ramię, ale Silla nie poruszyła się. Czując
wiszącą w powietrzu śmierć zaczął szeptać. Miał tylko
nadzieję, że obrażenia nie były poważne i zdoła ją uratować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz