niedziela, 29 maja 2016

Rozdział czwarty

Silla chętnie zgodziła się na naukę. Szybko zrozumiała, że jest jej ona potrzebna do życia, że dzięki temu skupia się na tym, co jest, a nie na tym, co było. Pilnie trenowała, ale nie pozwalała Desowi przekraczać pewnych granic. Szybko jednak wojownik pokazał jej, że w ich treningach nie ma miejsca na wstyd, nawet jeśli wiązał się on z poważną traumą. Ciągle tłumaczył jej, że przeciwnika nie będzie obchodziło to, że się wstydzi, że się boi. Chwilę jej zawahania wykorzysta na swoją korzyść i zada jej śmiertelny cios. Silla musiała się bardzo starać, by nie drżeć z przerażenia za każdym razem, gdy Des dotknął ją lub złapał za ramię.
Jej dni zaczęły powoli wypełniać się okropnymi treningami, które wyciskały z niej siódme poty i prawie wszystkie siły. Bolał ją każdy mięsień, każda kostka, ale niemal z uwielbieniem przyjmowała ten ból. Padała na łóżko nim nastawał czas kolacji, a rano budził ją Des lub druid. Siłą zmuszali ją do wstawania. Zwykle rano zjadała porządne śniadanie, a potem człapała nad jezioro. Tam odzyskiwała nieco siły i chęci walki, dlatego często rozkoszowała się kąpielami.
Nie podejrzewała nawet, że z tak ogromnego wysiłku można czerpać tak wiele radości. Cieszyła się każdym nadchodzącym bólem. Po jakichś dwóch tygodniach zauważyła, że jej kondycja nieco się poprawiła, a Des kiwał głową z uśmiechem.
- Podoba mi się w tobie duch walki. Wiesz kiedy masz uderzyć, ale jednocześnie nie robisz tego na oślep – pochwalił ją któregoś dnia, pod koniec treningu. Silla opadła wykończona na trawę i oddychała ciężko, starając się jednak nie robić tego zbyt gwałtownie. Bolały ją poobijane żebra, a łydki paliły ją od nieustannego wysiłku. Stopy miała niemal zarośnięte odciskami.
- Nie jestem pewna, czy będę kiedykolwiek w stanie zabić człowieka – wydyszała ciężko i spoglądała na jasne niebo, po którym sunęły leniwie chmury. Puchate obłoczki wyglądały jak bita śmietana, którą dane było jej kiedyś skosztować. Aż oblizała się z apetytem przypominając sobie ten cudowny smak.
- Ale ja nie uczę cię po to, byś stała się maszyną do zabijania, Sillo. Ja chcę przekazać ci jedynie wiedzę, którą sam posiadam. Sztuką w walce jest to, by wiedzieć, kiedy oszczędzić czyjeś życie. Nie jesteśmy bogami śmierci, by decydować o tym, kto w danej chwili zginie.
- Ale to nie brzmi zbyt poważnie w ustach człowieka, który był na wojnie. Bo byłeś na wojnie, prawda? Walczyłeś przeciwko Waratom – dodała niechętnie i spojrzała na niego. Usiadł obok niej. Na podkulonych nogach wsparł łokcie i spojrzał na nią spod grzywy czarnych włosów. Te jego oczy zdecydowanie wprawiały ją w niepokój. Nie lubiła, gdy patrzył na nią w ten sposób, jakby próbował dosięgnąć jej duszy i ją zabrać.
Długi czas nie odpowiadał, a kiedy to zrobił, Silla usłyszała w jego głosie ból. Nawet nie starał się go ukryć.
- Żyję z tego. Wojaczka to mój sposób na życie. Gdybym miał możliwość zmiany profesji, zrobiłbym to, ale urodziłem się wojownikiem. Nie nadaję się na rzemieślnika czy kowala, dlatego muszę robić to, co umiem najlepiej, ale to nie oznacza, że zabijanie jest dla mnie przyjemnością.
Silla zamyśliła się na chwilę. Ten człowiek żył tak, jak umiał najlepiej, ale niekoniecznie musiał się z tym zgadzać. Nie rozumiała tylko, dlaczego tkwi w tym jakby rzeczywiście jedynie do tego miał ręce. Ale nie była tą, która mogłaby decydować o jego życiu. Cieszyła się z tego, że chociaż ma wpływ na swoje.
Zebrała się w końcu z polanki i pomogła Desowi z przedmiotami. Kiedy udało im się dotrzeć do jaskini, szybko umknęła do kamiennej sali, którą zajmowała. Zebrała ubranie, które dostała od druida i pognała nad jezioro, by tam zażyć cudownej kąpieli. Jak zwykle towarzyszyły jej zwierzęta, które nie odstępowały ją na krok.
Zrzuciła z siebie ubranie, a potem wskoczyła do wody. Przez kilka minut próbowała zmyć z siebie brud i pot, a kiedy uznała, że już jest czysta, wypłynęła na środek rzeki i kilka razy zanurkowała, potem wyskakiwała ponad powierzchnię niczym wodna nimfa, roztrzepując wodę wokół. Bawiła się świetnie, w tych radosnych szaleństwach towarzyszyły jej wydry, dziobaki, a także inne morskie stworzenia, które widziała pierwszy raz w życiu.
Silla w końcu się zmęczyła, dlatego wyszła na brzeg i naga usiadła na kamieniu. Wzięła do ręki jabłko, które przy okazji zabrała ze stołu i ciesząc się promieniami słońca po prostu ogrzewała zmęczone ciało. Przymknęła powieki i pozwoliła płynąć myślom swobodnie.
Całe jej życie wywróciło się do góry nogami. Wciągnęły ją treningi, które Asarlai zaproponował jej tak nagle, nie spodziewała się tego, ale zgodziła się i teraz nie żałowała. Tak naprawdę nie miała pojęcia, czy kiedyś przyda jej się to, co teraz robi. Miała poważne wątpliwości, by jej nauka była tak niezbędna, ale nie miała zamiaru o to pytać. W ciągu tych dwóch tygodni zrozumiała, że Asarlai i tak nie powie jej tego, czego chciałaby usłyszeć. Musiała się pogodzić z tym i zaakceptować to.
Coś jednak mówiło jej, że to, co robi ma sens, że to nie jest tylko po to, by uczyć się walki szablami dla swego przyszłego życia. Zmarszczyła brwi i podniosła się do góry, dłońmi płasko opierając się o kamień. Nie podobało jej się to. Des również wyglądał tak, jakby wiedział, o czymś, ale żaden nie miał zamiaru wyjawić, co się dzieje, bo dzieje się coś niedobrego.
Ale co?, pomyślała zaniepokojona.
Nie bez powodu Ragrem musiał wyruszyć w podróż.
Nie bez powodu obaj wieczorami, przed kolacją, znikali w jaskini i o czymś zawzięcie dyskutowali. Raz próbowała podsłuchać, o czym tak szepczą, ale ich głosy nagle przycichły i stały się dość niewyraźne. Niepyszna odeszła na polanę, czując lekką frustrację.
Mieli rację, że jej nie ufali, bo ona również nie miała zamiaru im zawierzać. Traktowali ją dobrze, uprzejmie, ale nic poza tym. Żaden nie wtajemniczał ją w swoje sprawy, ale nie czuła się z tego powodu jakoś odtrącona. Starała się nie mieszać w ich życie, ale jednocześnie była ciekawa, co się dzieje. Niepokój malujący się na twarzy druida był aż nadto widoczny.
Zeskoczyła z kamienia, gdy stwierdziła, że dość ma już leniuchowania i zaczęła się ubierać. Właśnie zakładała na siebie koszulę i mocowała się z poplątanymi rzemykami, gdy nagle zwierzęta wydając ostrzegawcze dźwięki stanęły na baczność, a potem część z nich zaczęła w popłochu uciekać. Rozejrzała się wokół i wtedy dostrzegła idącego w jej kierunku stwora.
Otwarła usta w niemym krzyku, ale szok był zbyt silny, by pozwolił jej wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Zwierzę mierzyło jakieś dwadzieścia pięć dłoni. Duża głowa z potężnymi rogami i płaskim pyskiem osadzona była na krótkiej szyi. Ciało pokryte miał grubą, łuszczącą się skórą, a kończyny wyglądem przypominały łapy lwa, o grubych palcach. Ostre zęby wystawały spod krótkich warg i dotkliwie je raniły, ale potwór nie zwracał uwagi na coś takiego. Krew wraz z czarną śliną skapywała mu z pyska.
Silla przerażona do granic możliwości próbowała się cofnąć, ale natrafiła plecami na drzewo. Stwór podążał za nią powoli, jakby próbował wprawić ją w w jeszcze większe przerażenie.
Serce łomotało jej w piersi, krew szumiała w uszach. Nie słyszała nawet ostrzegawczego warknięcia małego liska, który nagle pojawił się przed nią i próbował przestraszyć potwora. Bestia nie zastanawiając się wiele ruszyła do ataku, po drodze rozdeptując jej małego obrońcę. Jedynie przeciągły jęk rannego stworzenia sprawił, że Silla ocknęła się z szoku i w końcu się poruszyła. W pierwszym odruchu chciała uratować lisa, ale napastnik był zbyt duży i niebezpieczny, by ryzykować własnym życiem.
Kreatura zamachnęła się na nią i uderzyła łapą w drzewo, które zachwiało się niebezpiecznie. Silla niewiele myśląc umknęła w bok. Potwór miał słaby refleks, więc nim się obrócił, dziewczyna zdążyła podbiec do rannego lisa, wziąć go na ręce i zacząć uciekać. Kiedy zbliżała się już do polanki, krzyknęła co sił w płucach.
Kątem oka dostrzegła Desa, który wyleciał z gęstwiny nieopodal jaskini. Bez namysłu wyjął miecz i czym prędzej ruszył jej na pomoc. Silla potknęła się nagle i runęła na ziemię. Lisek upadł tuż obok niej i przeraźliwie zaskowytał. Uniosła głowę i dostrzegła nadbiegającego w jej stronę stwora. Ryknął tak głośno, aż poczuła na całym ciele ciarki, a ziemia się zatrzęsła. Skuliła się, widząc jego szarżę, a gdy był już blisko, Des dopadł go w końcu i wskoczył mu na grzbiet. Zrobił to szybko i zwinnie, więc nim bestia się zorientowała, co się dzieje, wojownik uniósł swój miecz i wbił go w szyję.
Głośny ryk rozszedł się po całym lesie, aż przerodził się w gulgotanie. Po chwili nastała cisza. Des przekręcił jeszcze miecz dwukrotnie, dla pewności, że bestia nie żyje. Ogromne cielsko runęło na ziemię z głuchym łoskotem. Des zeskoczył na ziemię i wyjął miecz. Z klingi skapywała czarna maź. Silla skrzywiła się i spojrzała na wielkie coś, co ją zaatakowało.
- Tarb – powiedział Des i wytarł miecz o jakąś brudną szmatę. Silla podeszła do niego i przyjrzała się stworowi.
- Myślałam, że ten las jest bezpieczny – zająknęła się, czując jak dopiero teraz wszystkie emocje zaczynają na nią działać. Zaczęła się trząść, skóra pokryła się gęsią skórką i zrobiło jej się zimno. Do oczu napłynęły łzy, gdy zrozumiała, że stwór mógłby ją z łatwością zabić.
- Już nie. Asarlai wróci dopiero wieczorem, ale nie możemy tu zostać – zakomenderował Des, czym zdziwił Sillę.
- Jak to nie możemy zostać?
- Trzeba spalić to ścierwo, nie może zostać w tym lesie ani chwili dłużej – zaczął Des tak spokojnym i wypranym z emocji głosem, iż rozwścieczył Sillę, która złapała go za ramię najmocniej jak umiała i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Ten jednak zdawał się nie czuć jej uścisku. Schował miecz do pochwy i przyjrzał jej się spod przymrużonych powiek. - Sillo, żadne z nas nie znalazło się tu przypadkowo, ten atak również nie jest pojedynczym incydentem. Resztę wyjawi ci druid.
Silla puściła go jakby nagle zmienił się w obślizgłego gada. Kompletny chaos. To właśnie działo się w jej głowie i nie wiedziała nawet, co powiedzieć, jak zareagować na to, co usłyszała. Nie potrafiła zebrać myśli, które piętrzyły się jak wyrastająca z ziemi góra. Czuła się przytłoczona, chociaż Des nie wyjawił jej wiele. Ale te kilka słów sprawiło, że zaczęła zastanawiać się nad swoim pobytem i rolą w tym miejscu. Powoli wszystko zaczęło pasować do siebie, ale póki druid nie wyjawi im prawdy niczego nie była pewna.
Nim zabrali się do posprzątania bałaganu, Silla poprosiła Desa o pomoc przy rannym lisku.
- Próbował mnie obronić – mruknęła rozczulona jego odwagą. Małe stworzenie pojękiwało cicho przy każdym ruchu. Zawyło żałośnie, gdy Des go dotknął. - Uważaj, sprawiasz mu ból.
Des nie odezwał się ani słowem. Klęczał przy niej i dotykał leśnego stworzenia. Po chwili usłyszała słowa wypowiadane w niezrozumiałym języku, ale brzmiały dla niej jak modlitwa lub błogosławieństwo. Słowa wypływały z jego ust niczym mgła i koiły ból lisa, który przestał się wić pod jego dotykiem. Leżał spokojnie i czekał.
Po chwili modlitwy ustały, a leśne stworzenie wstało otrzepując się z trawy. Silla krzyknęła szczęśliwa i wzięła lisa na ręce. Rudy zwierzak trącał ją pyszczkiem i wydawał z siebie piskliwe dźwięki, które wzięła za okrzyki radości.
- Pomóż mi, Sillo. Nie ma czasu do stracenia. Ścierwo straszy leśne istoty – rzekł Des, w ogóle nie przejmując się radością, jaka wybuchła tuż obok niego.
Silla kiwnęła głową. Z pytaniami musiała na razie poczekać.
Des zarządził, by Silla przyprowadziła Bathara i Chavarti, a sam zniknął w lesie szukając odpowiedniego miejsca do spalenia tarba. Silla zdążyła uporać się z końmi i przygotować je do ciągnięcia, a kiedy wrócił Des pomógł jej przy obwiązywaniu sznurami potwora i po chwili ruszyli skromnym konduktem do miejsca, które wskazał Des.
Była to kolejna polanka, usiana głazami, nieopodal znajdowała niska góra, którą zakrywały z tego miejsca drzewa. Rozejrzała się wokół i dostrzegła skaliste wzniesienie sunące aż do chmur, kończyło się ono gdzieś pod drzewami. Schowało się w oddali i wyglądało jak grzbiet ogromnego węża najeżonego szpikulcami.
Tarb był ciężki i konie pokryły się pianą nim dotarły do odpowiedniego miejsca. Szybko uwolnili je od balastu i puścili wolno. Bathar natychmiast pognał na polankę, a Chavrati została z nimi, pasąc się pod lasem.
Des wyjął niewielką buteleczkę zza pasa i polał jej zawartością ciało tarba, a potem odnalazł dwa kamienie i krzesząc je o siebie wzniecił ogień. Iskry posypały się i po chwili przed nimi zapłonęło potężne ognisko. Jednak smród był okropny, duszący i wciskający się do nozdrza odór palonego ciała sprawił, że Silla przez chwilę stała zamroczona. Odwróciła się plecami od martwego stworzenia, ale i to nie podziałało. Stała jednak dzielnie i czekała, aż ogień pochłonie wszystko.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, ale spodziewała się, że pójdzie im znacznie gorzej. Ucieszyła się, kiedy w końcu Des odszedł od paleniska.
- Weź Chavarti i idź na polanę. Ja zaraz do ciebie dołączę – powiedział i podszedł do tlącego się już zgliszcza. Nogą rozkopywał kupki popiołu, z których wyłaniały się kości i rogi zwierzęcia.
Nie ogląda się za siebie i podeszła do klaczy. Wskoczyła na jej grzbiet i kłusem przeszły przez gęstwinę paproci i mniejszych krzewów. Na polance było pustko i tylko ślady po niedawnej walce oraz ciągnięciu tarba po ziemi, świadczyły o tym, że coś się jednak wydarzyło. Między drzewami dostrzegła spłoszone i wciąż nieufne zwierzęta. Lisek, którego uratowała dopadł do niej i skomląc rzucił jej się pod nogi, wywracając się na plecy. Silla ze skoczyła z konia i wzięła go na ręce. Lisek tulił się do niej i piszczał, zachowywał się jak mały kotek.
Spokój powoli wracał, lecz jeszcze nie szczęście. Atak był niespodziewany i wstrząsnął posadami tej ziemi. Zwierzęta i wszelkie istoty leśne były przerażone. Silla również, która czuła, że dopiero teraz całe zdarzenie wychodzi z niej w postaci ulatniających się emocji. Dreszcze powoli ustawały i na powrót zrobiło jej się ciepło. Serce wracało do swego normalnego rytmu, a po strachu nie było już śladu.
Sama obecność Desa, który władał mieczem, spowodowała, że poczuła się znacznie bezpieczniej. To dodawało jej otuchy i pozwalało się w końcu rozluźnić.
- Jak uleczyłeś liska? - zapytała w końcu, gdy wojownik podszedł do niej. Przyjrzała się mu i dostrzegła, że przez jego bladą twarz przebiegł jakiś cień. Nie zdążyła nawet zorientować się, czym on był, ale jej pytanie musiało spowodować napływ wspomnień lub niechcianych myśli.
- To cecha mojej rasy.
- To musi być dar, leczyć rany, patrzeć jak chory wraca do zdrowia – mruknęła zafascynowana jego umiejętnościami.
Des pokiwał głową jakby rozwodził się nad bezmyślnością małego dziecka i westchnął. Silla dostrzegła, że waha się, ale potem z jego ust wydobyła się odpowiedź.
- Nie leczę wszystkich ran. Choroby są poza zasięgiem moich umiejętności. Tylko rany i krwotoki jestem w stanie cofnąć, ale i też nie wszystkie. Mogę wyleczyć kogoś, jeśli wiem, że Śmierć po niego nie przyjdzie. - W słowach wojownika usłyszała coś więcej, niż tylko bezbarwny ton, coś głębiej tkwiło w jego głosie, coś czego nie rozumiała. Ból lub gorycz, albo oba te uczucia. Nie rozpoznawała ich, były ze sobą zbyt mocno splecione.
- Czy zdarzyło ci się kiedyś leczyć i ta osoba zmarła? - zapytała niepewnie. W odpowiedzi dostała tylko mroczne spojrzenie i nic więcej. Des nie odpowiedział, więc i ona nie zamierzała go naciskać.
Wypuściła lisa, ten pobiegł w stronę lasu. Silla skierowała się do jaskini, ale zatrzymały ją słowa woja.
- Podejrzewam, że ataków będzie więcej, nie możemy tu zostać, dlatego zacznij się już pakować. Tak będzie lepiej. - Ton jego głosu był twardy i nie wyglądał, jakby znosił jakiekolwiek sprzeciw. Silla zmarszczyła brwi, uważnie spoglądając na Desa. Ten jednak nie chciał ustępować. Nie wyglądał na kogoś, kto chce się targować.
- Ale jeszcze Asarlai nie wrócił. Może uzna, że nic więcej nam nie grozi? Nie możesz tego wiedzieć! - Przy ostatnim zdaniu niemal krzyknęła. Czuła rosnącą złość.
- Powie ci dokładnie to samo! - odparł wojownik i uniósł wysoko brwi, by spojrzeć na nią znacząco. - Spakuj się w jak najmniejszy tobołek. Jedne spodnie i koszula ci wystarczy. Wybierz też odpowiednie buty, bo nie wiadomo ile przyjdzie nam być w drodze.
- Dokąd jedziemy? - zapytała w końcu, starając się panować nad własnymi emocjami.
- Nie wiem.

***
Asarlai wrócił wieczorem, ale od razu dostrzegł, że coś było nie tak. Widział to w porytej ziemi i niespokojnych zwierzętach, które kręciły się po polance i wąchały ziemię. Zeskoczył z klaczy i pobiegł do jaskini. Silla i Des właśnie spożywali posiłek w jednej z kamiennych sal.
- Co tu się wydarzyło? Ziemia jest rozorana.
- Tarb. Zaatakowało nas to stworzenie w południe – odparł Des i wrzucił do ust duży kęs mięsa.
- Jak on się tu dostał? - zapytał druid, ale nikt mu nie odpowiedział. Silla spojrzała na niego przerażona, a wojownik jedynie pokręcił głową.
- Muszę ci coś pokazać – odpowiedział Des i wyciągnął nagle z kieszeni coś, co wyglądało jak broszka lub szpilka ozdobiona wspaniałymi srebrnymi splotami, które wiły się, aż do samego końca.
- Co to jest? - zapytała ciekawa. Odrzuciła kawałek chleba, na który i tak nie miała ochoty, i przyjrzała się temu, co Des trzymał na ręce.
- Rah czy Kenobar? - zapytał niespodziewanie. Silla uniosła głowę i zerknęła na druida, który wpatrywał się w ozdobę jak urzeczony.
- Nie wiem, ale stawiałbym na Raha. On uwielbia takie cudeńka. Tkwiło w ciele tarba, więc to czarna magia sprawiła, że nas zaatakował. Ktoś musi wiedzieć, że tu jesteśmy... - urwał i czekał na to, co powie jego rozmówca. Silla czekała w milczeniu na reakcję Asarlaia i kiedy usłyszała jego odpowiedź, westchnęła rozczarowana.
- Musimy opuścić to miejsce – powiedział w końcu ich gospodarz.
Silla spojrzała na obu mężczyzn dość niechętnie. Obaj wierzyli, że ucieczka z tego miejsca będzie najlepszym rozwiązaniem. Ona twierdziła, że niekoniecznie, chociaż ostatnie słowa Desa wzbudziły jej niepokój.
- Poczekajcie, za nim podejmiemy poważne kroki, chcę wiedzieć, co tu się właściwie dzieje. Kto to jest Rah i Kenobar? Co trzymasz w ręce i dlaczego myślicie, że ktoś wie o naszym istnieniu, skoro znaleźliśmy się tu przypadkowo?
Sillo, żadne z nas nie znalazło się tu przypadkowo, ten atak również nie jest pojedynczym incydentem, przypomniała sobie słowa Desa, ale zignorowała je. Wciąż wierzyła, że Krevrki ją uratowały i przywiodły do tego miejsca, by odzyskała siły. Co do Desa, to niczego nie była pewna. Nie znała go. Rozmawiali ze sobą jedynie od czasu do czasu, więc nie była pewna, czy rzeczywiście przywiódł go tu przypadek.
- Spokojnie, Sillo, na wszystko przyjdzie czas – odpowiedział Asarlai. Silla spojrzała na niego gniewnie.
- Nie, chcę wiedzieć teraz. Ja nawet nie wiem, czy powinnam wam ufać!
- Nie gorączkuj się, nie czas teraz na kłótnie. Musimy jak najszybciej wyruszyć w podróż! - do rozmowy wtrącił się Des. Jego podniesiony głos świadczył o tym, że Silla wyprowadziła go z równowagi i nie zamierzał z nią dyskutować.
Atmosfera stała się dość napięta, ale Silla nagle uznała, że się zbuntuje i nie pozwoli kierować swoim losem. A oni, nieznajomi, z którymi tkwiła tu z nieznanych jej powodów, chcieli, by zawierzyła ich słowom. Nie mogła się na to zdobyć, ponieważ wątpiła w to, czy stoi po słusznej stronie, jeśli takowe istnieją.
- Zaczynam się w tym wszystkim gubić. Znalazłam się tu, a wy obaj przyjęliście moją obecność bez zbędnych pytań, nie obchodzi was moja przeszłość, ani to, co tutaj robię. Nie pytacie o mój dom i rodzinę. Nie rozumiem tego. Jesteśmy wszyscy dla siebie obcy, więc wytłumaczcie mi to wszystko, bo ciągle mam tylko wątpliwości!
Oddychała ciężko, serce łomotało niespokojnie w piersiach, a ona czuła się jak furiatka, ale musiała w końcu otrzymać jakiekolwiek odpowiedzi na pytania, które cisnęły jej się od samego początku.
Des i Asarlai spoglądali na nią dłuższą chwilę, ale kiedy żaden nie wypowiedział oczekiwanych przez nią słów, zrezygnowana zwiesiła ramiona i machnęła ręką.
- W porządku, nie ważne. Skoro nie chcecie mi powiedzieć, to nie, ale ja wam coś powiem. Des twierdzi, że to nie przypadek, iż się znalazłam akurat w tym miejscu. Jakoś nie chcę mi się w to wierzyć, ale jeśli tak jest, to teraz ja dalej będę decydowała o swoim losie. Żaden przypadek nie zmusi mnie do tego, by z wami wyruszyć w podróż. Po piekle jaki zgotował mi Rax, mam już serdecznie dość patrzenia na życie przez palce lub kajdany, dlatego po wyruszeniu w podróż, chcę zamieszkać w pierwszym mieście jakie spotkamy po drodze – oznajmiła hardo i skrzyżowała ramiona na piersiach. Mężczyźni nadal nic nie mówili, więc zrezygnowała z dalszych słów. Po cóż strzępić sobie język?
Ale nie miała innego wyjścia. Nie mogła zostać tu sama, gdy oni wyjadą stąd. Mimo wszystko po ataku tarba nie czuła się tu bezpiecznie, nawet zwierzęta nie zdołałaby jej ocalić przed śmiercią.
- Jakie jest najbliższe miasto? - zapytała po chwili milczenia.
- Bergo – odparł Des, a Silla westchnęła z ulgą.
Żaden z nich jednak nie wyjawił jej nic więcej, więc obrażona udała się do swej komnaty. A kiedy nastał wieczór bez słowa zjadła kolację i bez słowa udała się na spoczynek.
Nie potrzebowała ich. Jakoś nie czuła, by była całkowicie od nich zależna, skoro udało jej się wyrwać z łap Raksa. Teraz wiedziała, że jeśli nadarzy się okazja wykorzysta ją i nie będzie się wahała ani chwili.
Wszystkie jej kolejne postanowienia spełzły na niczym, gdy kilka godzin później, w środku nocy, nastąpił kolejny atak.
Spała spokojnie otoczona zewsząd leśnymi towarzyszami. Nie miała już żadnych koszmarów, co zawdzięczała druidowi i jego specyfikom wlanym do wody. Mogła spokojnie odpłynąć w miękką ciemność, chociaż męczące treningi z Desem też miały w tym swój udział. Spała dobrze i czuła się znacznie lepiej.
Lepka ciemność otaczała ją zewsząd, ten błogi spokój koił jej udręczoną duszę. Lecz nie trwało to długo, gdzieś z ciemności usłyszała cichy klekot lub warkot – nie miała pojęcia, czym był dźwięk, ale dreszcz przeszedł jej po plecach. Klekot nasilił się i słyszała go wyraźnie, choć wciąż miała wrażenie, że dobiega ją z oddali. Nie była pewna tego, ale nie podobało jej się to. Drgnęła i wtedy zrozumiała, że wyłoniła się z miękkiego snu i że klekotanie wcale nie było wynikiem pojawiającego się koszmaru, lecz w jej komnacie rzeczywiście rozbrzmiał ten dziwny, a zarazem złowieszczy odgłos.
Otworzyła nagle oczy i wzrokiem przeszukała kamienny pokój. W półmroku dostrzegła postać stojącą w otworze. Rozejrzała się wokół i dostrzegła sztylet, który otrzymała od Desa, a także zbite w gromadkę zwierzęta, które bały się, widząc napastnika. Silla nie miała pojęcia, co to za stworzenie, ale jego dziwny warkot był okropny. Jakby ktoś potrząsał workiem kości.
- Nie zbliżaj się – przemówiła drżącym głosem i powoli, by nie sprowokować potwora wysuwała się z łóżka.
Jeśli uda jej się dotrzeć do sztyletu, istniała szansa, że nie zginie tak od razu i zdoła obronić siebie, a także jej towarzyszy. Bała się krzyczeć, żeby stworzenie kryjące się w cieniu nie ruszyło do ataku, który niechybnie skończyłby się jej śmiercią.
Była już prawie na końcu posłania, gdy zwierzę jednym tylko susem, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wskoczyło na łóżko i całym ciężarem ją przygniotło do posłania. Poczuła odór dmuchający z paszczy potwora, a jej oczy szybko wychwyciły kształt pyska i błysk białych kłów, z których skapywała ślina. Wtedy wrzasnęła ile sił miała w płucach. Zwierzę nie czekając na dalszą zachętę zatopiło kły w jej ramieniu, którym osłoniła twarz i szyję. Poczuła rozrywający całe ciało ból.
Bestia zeskoczyła z łóżka wlekąc ja za sobą po ziemi i nie zważając na jej wrzaski oraz szarpanie, zaczęła uciekać. Usłyszała w oddali krzyki Asarlaia i Desa. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić, by wydostać się ze śmiercionośnego uścisku. Zęby jednak tkwiły głęboko w ramieniu i miała wrażenie, że zaraz odgryzie jej rękę.
Ostatnią chwilą słabości złapała bestię za ucho i z całej siły jaką miała pociągnęła go w dół. Kiedy usłyszała ryk bólu, uśmiechnęła się do siebie i zapadła się w miękką ciemność.

***

Des dostrzegł jak Silla łapie za ucho cieniokota i pociąga go mocno w dół. Napastnik zawył przeraźliwie i zwolnił, próbując wyszarpnąć się z jej uścisku, co spowodowało jego roztargnienie i zwolnienie. Nie czekając na lepszą okazję przyspieszył, a gdy znalazł się dość blisko wzbił się w powietrze i z głośnym krzykiem opadł na grzbiet bestii wbijając jej w kręgosłup miecz. Swoim zwyczajem, dla pewności, że przeciwnik został zgładzony, przekręcił miecz w lewo, a potem w prawo.
Ryk rozniósł się po lesie głośnym echem. Na pewno dając znać okolicznym istotom o pojawieniu się groźnego stworzenia.
Silla wysunęła się z pyska cieniokota, natomiast zwierzę upadło z łoskotem na ziemię i nieżywe przesunęło się kilka metrów, aż z otwartym pyskiem zatrzymało się na kamieniu.
Zwierzę było już martwe, ale dla pewności odrąbał mu głowę, a potem dłonią namacał w szyi coś, co znalazł w ciele tarba. Wyciągnął to i wytarł, a potem schował do kieszeni spodni.
Odwrócił się i dostrzegł druida, który klęczał nad zemdloną dziewczyną i mamrotał słowa modlitwy do bogów śmierci.
- Desie, ty spróbuj teraz. Ty ją zdołasz uleczyć.
Des złapał ją mocno za ramię, ale Silla nie poruszyła się. Czując wiszącą w powietrzu śmierć zaczął szeptać. Miał tylko nadzieję, że obrażenia nie były poważne i zdoła ją uratować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz