sobota, 25 marca 2017

Rozdział dwudziesty czwarty

Mrok otoczył ją z każdej strony. Poprzez ciemność widziała jakieś postacie, który płynęły w jej stronę, lecz nim je rozpoznała, rozpływały się jak mgła o poranku. Próbowała wyłapać szczególne znaki, ale nie nawet nie zdążyła się skupić. Nie miała pojęcia, gdzie jest, jak zwykle zresztą, gdy znajdowała się w obcym świecie.
Ból wciąż dudnił, przyprawiając o mdłości i łzy; wyrywał z jej gardła głośny krzyk, aż całkiem ochrypła, a potem już straciła głos. Bolało ją wszystko, od duszy zaczynając, a kończąc na czubkach palców. Żaden skrawek ciała nie pozostawał wolny od tej okrutnej udręki. Des miał łatwiej, bo jego magia działa na to, co odczuwał. A ona musiała zmagać się z tym, mimo iż nie zgadzała się na cierpienie.
Czy musiała cały czas cierpieć?
Gdzieś nad głową dały się słyszeć głosy. Przestała krzyczeć, bo już nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Nasłuchiwała, pojękując głośno, wylewając łzy. Chciała się stąd wydostać: ona i dusza Desa. Czuła ją, wiedziała, że się połączyli. Miała wrażenie, że wojownik odkrywa ją kawałek po kawałku.
Silla miała wrażenie, że głosy przybierają na sile, była w stanie je rozpoznać. Gdzieś pomiędzy falami udręki, rozpoznała krzyk Desa oraz spokojny głos Asarlaia, a także Bean Rialty. Nie mogła jednak przebić się przez ciemność...

***

Kiedy Silla upadła na ziemię, tuż obok Desa, Ilbista Alma rozkazała ich przenieść do pałacu kapłanek, aby tam można było w spokoju dokończyć obrządek. Brudnych od krwi i ziemi ułożono na dywanie. Wieszczka zapaliła wokół nich całą masę świec, które wspólnie stworzyły okrąg z wychodzącymi kolcami; te z kolei łączyły się z rozsypanym po podłodze ciemnym proszkiem, prochem poświęconym w czasie modlitwy. Dzięki niemu ich podróż miała przejść gładko.
Wszyscy byli skupieni i wpatrywali się w dwa ciała leżące na ziemi. Nikt nie wiedział ile będzie trwało ich połączenie, ale każdy obawiał się, że więź może zostać zerwana albo stanie się coś gorszego.
Des poruszył się niespokojnie i przerwał ich kontemplację. Wszyscy wstali, a wieszczka klęknęła przy nim, kładąc mu dłoń na czole. Miał ciepłą skórę, która po chwili zbladła, a pod oczami w jednej chwili, zrobiły się dwa duże sińce – jakby był wycieńczony tym, co działo się w jego śnie. Z Sillą było oczywiście podobnie, lecz ona, jako najzwyklejszy człowiek, wyglądała dużo gorzej. Nie tylko ciemne worki pod oczami świadczyły o tym, że coś się działo w jej umyśle i sercu, ale także pot, przeraźliwie biała skóra i liczne ciemnofioletowe, a także występujące gdzieniegdzie czerwono-fioletowe plamy.
- Nie podoba mi się to – zaczął druid, który przeraził się wyglądem Silli. Dziewczyna zaczynała przypominać bardzo mocno poobijanego trupa. Aż się wzdrygnął na samą myśl, gdy o tym pomyślał. To nie mogło się tak skończyć. Nie zasłużyła na to i nie powinno jej się nic stać.
Samo połączenie nie było niebezpieczne, ale jego następstwa bardzo różne, zależało od więzi i od osób, które się łączy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, bo Des był tą silniejszą osobą i krzywda jaka może stać się z udziałem biednej dziewczyny będzie zbyt okrutna. Ale skoro już zaczęli, nie mogli przestać. Przerwanie tego starego rytuału wiązało się ze śmiercią Silli. Nie przeżyłaby przerwania, ale czy uda jej się przeżyć połączenie?
Musiał czekać.
Ciszę przerwał głośny krzyk Desa, który po chwili otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Wyglądał strasznie, ale był przytomny i wyglądało na to, że wiedział, co się działo.
Nic nie powiedział do nich, tylko rzucił się w stronę dziewczyny i drżącymi palcami zaczął dotykać jej twarzy, szyi i ramion.
- Jak ona cierpi... Tak bardzo cierpi – wyszeptał cicho, gardłowych, chropowatym głosem, jakby poszarpanym przesz szloch i ból.
- Desie... - zaczął druid, ale ten w ogóle nie zareagował. Siedział wpatrzony w dziewczynę i gładził ją po bladej twarzy.
Oznaki bólu i przeżywanych we śnie koszmarów były aż nadto widoczne. Gładził ją i szeptał coś w swym ojczystym języku, ale nic nie przynosiło ulgi Silli.
- Dlaczego ona tak cierpi? Czuję jej ból! - powiedział w końcu Des, dość przytomnie reagując. Odwrócił się w stronę druida i reszty, zmierzył ich surowym spojrzeniem i wstał.
Stanął w lekkim rozkroku, skrzyżował ramiona na piersi i zmierzył ich surowym wzrokiem. Nie wyglądał na zadowolonego, a ból jak w nim pulsował jedynie uwydatniał jego gniew.
- Zróbcie coś, żeby przerwać jej męki. Ona nie powinna tak cierpieć! - powiedział, a z każdym kolejnym słowem mówił coraz głośniej. Coś zapłonęło w jego wzroku, coś niebezpiecznego i groźnego.
- Desie, gdyby była taka możliwość, to... - zaczęła Bean Rialta, ale przerwał jej głośnym krzykiem, wydobywającym się z jego gardła.
- Odsuńcie się od niej wszyscy! - wrzeszczał, a w czarnych oczach zabłyszczało szaleństwo i pierwsze oznaki opętania. Asarlai posłusznie zrobił to, o co prosił go wojownik, chociaż nie wiedział, dlaczego przyjaciel zachowuje się w ten sposób.
- Desie, uspokój się. Nie pomagasz jej – powiedział, ale wojownik nie chciał go słuchać. Rzucił się do miecza, który leżał niedaleko i zamachnął się nim kilka razy, by zmusić pozostałych do odsunięcia się.
- Zostawcie ją! - krzyknął wściekły. - Wynoście się stąd! Wszyscy! - Miecz wciąż przecinał powietrze, a bezradny i słaby wojownik próbował zmusić przyjaciół do odwrotu.
Czuł każdą, nawet najmniejszą falę bólu i chociaż nie był tak silny jaki odczuwała Silla, doskonale wiedział, przez co musiała przechodzić. To było okropne i niesprawiedliwie. Połączenie dusz osłabiło go, sprawiło że czuł się chory i pokonany, nie miał już tyle sił, co wcześniej, więc towarzysze wcale nie zlękli się jego krzyków.
- Desomranie, uspokój się. Twój gniew może działać na jej niekorzyść. Jesteście teraz połączenie w jedną całość, przestań się złościć, bo możesz zerwać tę kruchą więź i stracisz szansę na odzyskanie duszy. - Druid przemawiał do przyjaciela łagodnie i cicho. Bał się o  Sillę, podejrzewał, że dziewczyna wciąż przebywała poza granicami zmysłów i nie chciał, by tam została. Nie tylko oszalałemu wojownikowi zależało na Silli i jej bezpieczeństwie.
Obalony król w końcu się poddał, spoglądając na przyjaciela z namysłem. Opuścił miecz, a potem odrzucił go, patrząc na niego jak na jadowitego węża. Upad na kolana i pozwolił, by jego twardym jak skała ciałem wstrząsały spazmy szlochu. Wyglądał przez to bezbronnie jak małe dziecko, pozostawione samo we mgle.
Bean Rialta podeszła do niego i klęknęła przy nim. Objęła jego duże dłonie i odsunęła od twarzy, aby spojrzeć w jego oczy. Miotały nim różne emocje, przez połączenie dusz znajdował się na skraju załamania, bo nie tylko zmagał się ze swoim bólem, ale tym, co czuła wciąż nieprzytomna dziewczyna.
- Desie, uspokój się. Musisz być silny dla niej. Silla potrzebuje cię teraz, będzie czuła to, co ty czujesz, ale nie chcesz, by się bała, prawda? Bądź dla niej oparciem, a nie przyczyną bólu... Ona cierpi, podobnie jak ty, czujecie swój ból, więc postaraj się odciąć od tego. Dzięki tobie uda jej się to przetrwać.
Des uspokajał się, powoli wracał do równowagi, choć emocje wciąż nim szalały niczym nagle zerwany wiatr. Uspokoił się na tyle, by zrozumieć to, co się z nim działo. Rozwarte szeroko oczy powiedziały Najwyższej Kapłance, że Des w końcu wrócił do zmysłów. Ostatnie kilka chwil były naprawdę okropne, ponieważ zachowywał się tak, jakby przez chwilę opętała go inna osoba. Wyciągnął na nich miecz, próbując bronić Silli przed nimi, chociaż nikt nie zamierzał jej skrzywdzić. To powiedziało jej wiele o tym, co działo się między Desem i Sillą. Wiedziała też, że ze strony wojownika był to coś więcej, niż przyjaźń oparta na chwiejnych fundamentach, uczucie jakim niewątpliwie obdarzył dziewczynę sięgało znacznie głębiej; było poważne i stałe, dlatego zachowywał się wobec niej w taki sposób. Już wcale nie chodziło o połączenie dusz, które przecież niemal nierozerwalnie łączyło ludzi, plątało ich myśli i uczucia, ale o to, co działo się w sercu mężczyzny, bo dziewczyna była jeszcze zbyt skupiona na przeszłości i na tym, co ją czekało w przyszłości, aby zdawać sobie sprawę z tego, co się z nią działo.
Sytuacja przed jadalnią wiele wyjaśniała.
Ale też komplikowała.
Des uspokoił się już na tyle, by zdać sobie sprawę, że rozsądniej będzie w tej chwili po prostu poczekać, aż jego mała wybawczyni obudzi się ze snu. Nie chciał skazywać ją na większe męki. Przerażająca bladość jej skóry, ciemne sińce pod oczami i sine usta dostarczały mu już wystarczających mąk, które na pewno odczuwała.
- Kiedy się obudzi? - zapytał w końcu, gdy cisza była już tak przytłaczająca, ciężka jak kamienie, które zaległy na jego sercu.
- Nie wiemy, ale podejrzewamy, że już wkrótce. W końcu ty już jesteś od dawna na nogach. Pamiętaj, że jest zwykłym człowiekiem, więc łączenie waszych dusz będzie dla niej dłuższe i trudniejsze – wyjaśnił Asarlai, chociaż Des chciał usłyszeć tylko ile będzie musiał na nią czekać.
- Widziałem straszne rzeczy – powiedział w końcu wojownik i spojrzał na druida, który usiadł obok niego na podłodze, tuż przy Silli, która od czasu do czasu pojękiwała i poruszała się spazmatycznie. - Widziałem jak ją bił i poniżał. Wstyd i ból jaki musiała znosić był przytłaczający, ale codziennie żyła nadzieją, że kiedyś odejdzie od tego chorego sukinsyna. Nienawidzę tego człowieka za to, co jej robił.
Des przymknął powieki, próbując zapomnieć o obrazach, których był świadkiem, ale nie szło mu to najlepiej, zwłaszcza, że wyraźnie rysowały się przed nim sceny z życia Silli w niewoli.
- Jakim trzeba być... Co za bydle zmuszało niewinne dziecko do tych wszystkich okropności, by zaspokoić swoje chore żądze? Skrzywdził ją tak bardzo, że życia mi nie starczy, by nauczyć ją znów żyć i kochać.
Schował twarz w dłoniach, więc nie mógł zobaczyć niepewnego grymasu jaki zagościł u Asarlaia. Druid milczał, ale swoje pomyślał, jednak nie zamierzał już nikomu nie dokładać do zmartwień, więc siedział i czekał z wojownikiem, aż Silla wróci do nich, może nie do końca zdrowa, ale żywa i po połączeniu.
Na niebie już od dawna wisiało opasłe, srebrne cielsko księżyca, gdy w pokoju, w którym leżała Silla, rozległ się rozdzierający trzewia krzyk dziewczyny. Des szybko podbiegł do niej, ale jego obecność, a także lekki dotyk na twarzy i ramionach nic nie pomogły. Dziewczyna bardzo cierpiała. Des, podobnie zresztą jak reszta jego przyjaciół, patrzyli bezradnie jak Silla zdziera sobie gardło od potwornego krzyku.
Nikt nie był w stanie patrzeć na to obojętnie. Bean Rialta rozpłakała się na widok jaki prezentował jej mały gość, ale chyba nikt nie spodziewał się czegoś takiego.
Krzyk roznosił się echem, odbijał od ścian, przenikał przez nie i docierał do ciekawskich uszu, lecz nikt nie miał pojęcia, o co chodziło. Mimo że wcześniejsze wydarzenia z udziałem wojownika i strażnika nie przeszły bez echa, nikt nie sądził, że goście Najwyżej Kapłanki mieli konkretny cel, z którym tu przybyli, że gra toczy się o wysoką stawkę.
Silla otwarła oczy i załkała głośno, wbijając paznokcie w nadgarstki wojownika, który próbował ją przytulić.
- Tak... bardzo... mnie... boli – szeptała rwanym głosem, szlochając i krzycząc na przemian.
- Wiem, Sillo, wiem to – odpowiedział. - Gdybym mógł... - zaczął, ale Silla jęknęła i zwiotczała w jego ramionach. Odsunął ją od siebie i zobaczył, że dziewczyna po prostu straciła przytomność.
- Zanieś ją do jej sypialni. Tam ją obmyjemy i przebierzemy w czyste szaty – zarządziła kapłanka, chociaż łzy wciąż napływały ją do oczu.
Des posłusznie zrobił to, o co prosiła Bean Rialta i wziął dziewczynę na ręce. Była lekka jak piórko, i gdyby to była inna sytuacja, zapewne cieszyłby się, że mógł ją nieść, ale w tej chwili myślał o słodkim ciężarze i o tym, co jeszcze czeka biedną dziewczynę. Czuł gorąco, które biło od niej, skórę miała rozpaloną i mokrą od potu. Leżała nieruchoma w jego ramionach i oddychała ciężko jak po wyczerpującym biegu, cała drżała od tego, co jej się śniło, co musiała przeżywać po połączeniu.
Doskonale wiedział, co widziała, bo sam jej to pokazał. Wioska, którą zrównał wtedy z ziemią, to tylko niewielka część jego przeszłości, z którą musiał się zmagać każdego dnia. Niewiele już nad tym myślał, ale pokazanie dziewczynie tego, jak stracił duszę i co się z nim stało zaraz po tym wydarzeniu, miało być dla niej jedynie namiastką, uchyleniem wrót do wspomnień, które dręczyły go od dwóch wieków.
Miał nadzieję tylko na szczęśliwe zakończenie dla niej, bo o siebie już nie dbał. Miał w sobie potężną istotę, która drapała go właśnie po szczelnych ścianach, w które ją zakuł. Krata jednak luzowała się, kiedy podłe stworzenie napierało na nią. Pragnęło Silli, chciało ją posiąść, wziąć z brutalną siłą, a on nie mógł na to pozwolić. Nie wtedy, kiedy chciał ją chronić nawet kosztem własnego istnienia.

***

Wypuść mnie, Desie. Pragnę jej ponad wszelką miarę. Chcę ją dla siebie, a ty mi w tym przeszkadzasz.
Demon odezwał się w jego wnętrzu syczącym głosem. Wojownik zadrżał, gdy go usłyszał. Nie miał zamiaru pozwolić na to, by to podłe stworzenie dorwało się do niewinnej dziewczyny.
Wiem, że jej chcesz, tak samo jak i ja. Też jej pragniesz, przecież dobrze o tym wiem, ale boisz się wziąć ją do łoża. Boisz się i jesteś z tego powodu słaby... Taki sssłaby. Brat cię pokona, pokona cię, zniszczy ciebie i cały twój kochany świat. Poddaj się temu pragnieniu. Poddaj ssssię.
Wojownik uparcie odpychał ten cholernie nęcący głos. Demon miał rację. Pragnął Silli, ale nie zamierzał jej tknąć. Nie, kiedy została tak bardzo poraniona, nie, kiedy ich więź była tak bardzo krucha, kiedy ich przyjaźń wisiała na włosku, który Silla mogła zerwać. Nie miałby do niej o to żadnych pretensji, w końcu miałaby do tego prawo, a łóżko to ostatnia rzecz jakiej teraz chciał, zwłaszcza że dziewczyna nigdy nie myślała o nim jak o mężczyźnie, z którym chciałaby spędzić kilka przyjemnych chwil. Bardziej pragnął jej przyjaźni niż fizycznej miłości.
Co za bzdury. Weź ją. Weź ją tak jak tego pragniesz i pozwól mi...
Wystarczy!
Des krzyknął w myślach, wysyłając niewielką część swej mocy w kierunku przebrzydłego demona. Nie pozwolił mu już dłużej mówić, więc postanowił go uspokoić w taki sposób, chociaż poczuł okropny ból.
Silla jęknęła przez sen. Zerknął na nią, czując nagłe wyrzuty sumienia. To jego wina, nie powinien był tego robić, ale chciał jakoś zagłuszyć tego stwora, który od czasu do czasu odzywał się w nim i próbował wydostać się na zewnątrz. Potrzebował uległości, którą nie tak dawno okazała Silla. Spodobało mu się to, że zapragnął jeszcze więcej, ale wojownik walczył z demonem jeszcze mocniej. Nie chciał go wypuszczać na zewnątrz, nawet przez chwilę, bo macki ciemności, które w nim krążyły były bardzo kuszące i czarna magia jaka kryła się pod nimi mogła spowodować wiele złego.
Dziewczyna leżała na łóżku, a Des siedział na fotelu, z niewyjaśnionych powodów oparł o podłokietnik miecz. Mimo że nic im tu nie groziło, nie obawiał się nikogo, wojownik nie chciał rozstawać się z mieczem. Patrzył na białą jak sama śmierć przyjaciółkę i myślał o tym tylko, by przetrwała tam, gdzie jest. Żeby ból, który odczuwała złagodniał i nie cierpiała już tak bardzo, bo zwyczajnie na to nie zasłużyła.
Z łoża znów dał się słyszeć bolesny jęk, a Des w głębi siebie poczuł cierpienie Silli. Zamknął oczy, modląc się do wszelkich bogów życia i śmierci, by oszczędzili jej już bólu.


***

Silla nie obudziła się, lecz została wyrwana ze snu za pomocą bólu, który zaatakował ją nagłą falą. Jakby ktoś wyrzucił na nią wiadro rozpalonych węgli. Krzyknęła i zacisnęła dłonie na kołdrze, miotając się po pościeli, próbując odgonić gehennę.
- Sillo... - cichy głos dobiegł do niej gdzieś z boku. Des.
Gdy tylko pomyślała o nim, zaatakowała ją mieszanina tak dziwnych i głębokich uczuć, iż w pierwszej chwili nie miała pojęcia, czy to ona czuje to wszystko. Zaraz potem, poprzez mgiełkę męki, zrozumiała, że jest połączona z wojownikiem i dzielą się większością swych myśli i przeżyć. Skrzywiła się, bo uczucie jakby zamkniętą ją w klatce było zbyt silne dla niej. Miała wrażenie, że znajduje się w małym pomieszczeniu, którego ściany wciąż się kurczą, dodatkowo w jej duszy krążyło coś jeszcze: nowa osoba, która znalazła się w niej dzięki temu połączeniu, lecz była potrzaskana i cierpiąca.
Nie sądziła, że to wrażenie będzie tak potwornie wyraźne, że dojrzy w nim mrok i głębie każdej chwili.
Jęknęła, ale spojrzała na wojownika.
Nie wyglądał za dobrze. Był bledszy niż normalnie, zmęczony i nieświeży. Siedział w fotelu i wpatrywał się w nią z niepokojem w oczach. Czarne oczy jakby zmatowiały, straciły swój blask, który zawsze w nich widziała. Cierpiał.
Wpatrywała się w niego w milczeniu, doskonale pamiętając każdy szczegół z wędrówki po jego wspomnieniach, po Gaju Dusz z duchowym przewodnikiem i to, że będzie musiała poświęć swoje życie, by móc odzyskać każdy kolejny fragment duszy roztrzaskanej przez Kenobara.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - zapytała tak potwornie chropowatym głosem, że aż sama się wzdrygnęła przestraszona. Nie rozpoznała swego głosu.
- Dwa dni – odpowiedział i wstał, a potem usiadł na skraju łoża. Delikatnie wysunął dłoń w jej kierunku i próbował jej dotknąć, lecz Silla szybko wycofała ręce i schowała je pod pościelą. Nie chciała, by jej dotykał. Nie teraz.
Chyba zrozumiał, bo na jego twarzy nie zagościł nawet grymas. Na razie musiała być sama, z daleko od tego, co czuł Des, co czuła nawet ona sama. Zbyt wiele ją przytłaczało, a jego obecność jedynie pogarszała sprawę. Potrzeba samotności była bardzo silna, ale nie miała siły by mu o tym powiedzieć.
Zapomniała jednak, że była połączona, że to, co czuła w tej chwili przepłynęło do Desa, który wstał i wyszedł z pokoju, życząc Silli wypoczynku. Obserwowała jego sztywne kroki i zastanawiała się, co mu się stało. Dopiero po chwili zrozumiała, że wszystko, co pomyślała przekazała Desowi. Wiedział, co myślała.
Wyrzuty sumienia były nieprzyjemne, piekące jak rana zadana ostrym nożem. Nie wiedziała jak powstrzymać myśli przed wojownikiem, by zachować je wszystkie dla siebie. To było okropne, wiedzieć, że on znał każdy skrawek jej umysłu.
Połączenie dusz było znacznie gorsze niż myślała.
Kiedy Des wyszedł, po chwili do komnaty weszła wieszczka, druid i Najwyższa Kapłanka. Wszyscy troje byli zatroskani, ale na ich twarzach malowała się wyraźna ulga. Bardzo cieszyła się z ich obecności w sypialni i odczuwała ulgę, że mogła z nimi być nie obawiając się, że wojownik zacznie czytać jej myśli.
- Jak się czujesz, droga Sillo? - zapytała kapłanka i usiadła na łóżku obok niej. Złapała ją za rękę i lekko ścisnęła. Dziewczyna miała zimne ciało, jakby przebywała przez kilka godzi w lodowatej wodzie.
- Okropnie. Czuję się tak, jakbym była w środku poobijana. Czy ktoś może podać mi wodę? Bardzo chcę mi się pić.
Bean Rialta rzuciła się do stolika, na którym wcześniej kazała postawić szklany dzbanek z wodą. Jej przezorność okazała się być teraz dla Silli zbawieniem.
- Rozmawiałaś z Desem? - zapytała Ilbista Alma i przyjrzała się jej uważnie. Dziewczyna skinęła głową i wzięła od kapłanki złoty puchar po brzegi wypełniony cudownie zimną wodą. Wypiła do dna i poprosiła o jeszcze.
Druid i wieszczka przypatrywali się jej z zaciekawieniem, ale nic nie mówili.
- Myślę, że Silla powinna odpocząć. Ma za sobą ciężkie przeżycia – zakomunikował Asarlai i posłał jej pocieszający uśmiech. Cała trójka wkrótce opuściła komnatę dziewczyny.
Dziewczyna została w końcu sama, ale nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie chce być sama, że bardzo jej to przeszkadza i bardzo się boi. Uczucia jakie kotłowały się w niej nie należały do jej serca czy umysłu. Wszystko, co w niej pulsowało: ból, samotność czy nawet tęsknota za czymś dobrym i niewinnym, należało do Desa.
Zamknęła oczy i chociaż nie spodziewała się, że zaśnie, szybko zmorzył ją sen. Musiała odpocząć, ponieważ przeżycia w krainie, w której spotkała duchowego przewodnika doszczętnie ją wyczerpały.

***
Des stał niedaleko stajni, a wokół panowała dojmująca cisza. Ciemność zagnieździła się nad pałacem już na dobre i tylko gwiazdy, księżyc oraz liczne pochodnie ustawione w najważniejszych miejscach były jasnymi punktami. Zapatrzony w rozrzucone po ciemnogranatowym nieboskłonie małe punkciki, nie zauważył nadchodzącego gościa.
Druid stąpał lekko i niespiesznie, a gdy dotarł do miejsca, w którym znajdował się Des, przystanął na chwilę obok niego.
- Cierpi i to nie jest twoja wina – powiedział w końcu. Wojownik westchnął wciąż wpatrując się w niebo.
- Czuję się winny – odpowiedział i oderwał udręczone spojrzenie od gwiazd.
- Nie powinieneś. Wszyscy ją w to wepchnęliśmy. Wszyscy jesteśmy więcej lub mniej za to odpowiedzialni. Silla się zgodziła, też mogłaby ponieść za to odpowiedzialność. Ale Desie nikt chyba nie spodziewał się, że to będzie tak trudne dla niej.
- Może lepiej by było, gdybym poddał się demonowi i po prostu zniszczył swojego brata? Uniknęlibyśmy wielu przykrych sytuacji. Kenobar wciąż na mnie poluje i wiem, że jak tylko opuścimy pałac kapłanek, on szybko nas odnajdzie i rzuci na nas kolejne stwory, byleby tylko mnie zabić.
- I myślisz, że demon to jedyne rozwiązanie? Że to on jest zdolny do pokonania twego brata? Dobrze wiesz, że demon, który w tobie drzemie to potężna istota. Jest na razie na tyle słaba, że możesz ją kontrolować, ale wiesz co by się stało, gdybyś odzyskał duszę? Możesz nad nim zapanować i uczynić siebie niepokonaną istotą.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Nieustannie siedzi mi to w głowie, ale jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Będę potworem.
- Coś za coś. Jeśli chcesz uczynić świat lepszym, spokojniejszym miejscem, to chyba ta cena nie będzie tak wysoka, prawda?
Des miał wrażenie, że Asarlai nie wie, o czym tak naprawdę mówi. Nie zamierzał się jednak z nim kłócić. Druid hołbił sobie marzenie o wyzwoleniu Lavtarlii spod Kneboara i był ponieść nawet śmierć, by do tego dopiąć. Ale Des nie chciał płacić aż tak wielkiej ceny: przemiana w demona byłaby gorsza niż śmierć.
- Bycie potworem uważasz za niską cenę? Śmierć byłaby lepsza, zawsze będzie.

Odszedł, ponieważ czuł wzrastający gniew. Bogowie najwidoczniej utkali przepowiednię usianą ofiarami. Ile jeszcze przyjdzie im zapłacić, by wygrać z jego bratem?

1 komentarz: