Mrok
otoczył ją z każdej strony. Poprzez ciemność widziała jakieś
postacie, który płynęły w jej stronę, lecz nim je
rozpoznała, rozpływały się jak mgła o poranku. Próbowała
wyłapać szczególne znaki, ale nie nawet nie zdążyła się
skupić. Nie miała pojęcia, gdzie jest, jak zwykle zresztą, gdy
znajdowała się w obcym świecie.
Ból
wciąż dudnił, przyprawiając o mdłości i łzy; wyrywał z jej
gardła głośny krzyk, aż całkiem ochrypła, a potem już straciła
głos. Bolało ją wszystko, od duszy zaczynając, a kończąc na
czubkach palców. Żaden skrawek ciała nie pozostawał wolny
od tej okrutnej udręki. Des miał łatwiej, bo jego magia działa na
to, co odczuwał. A ona musiała zmagać się z tym, mimo iż nie
zgadzała się na cierpienie.
Czy
musiała cały czas cierpieć?
Gdzieś
nad głową dały się słyszeć głosy. Przestała krzyczeć, bo już
nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Nasłuchiwała,
pojękując głośno, wylewając łzy. Chciała się stąd wydostać:
ona i dusza Desa. Czuła ją, wiedziała, że się połączyli. Miała
wrażenie, że wojownik odkrywa ją kawałek po kawałku.
Silla
miała wrażenie, że głosy przybierają na sile, była w stanie je
rozpoznać. Gdzieś pomiędzy falami udręki, rozpoznała krzyk Desa
oraz spokojny głos Asarlaia, a także Bean Rialty. Nie mogła jednak
przebić się przez ciemność...
***
Kiedy
Silla upadła na ziemię, tuż obok Desa, Ilbista Alma rozkazała ich
przenieść do pałacu kapłanek, aby tam można było w spokoju
dokończyć obrządek. Brudnych od krwi i ziemi ułożono na dywanie.
Wieszczka zapaliła wokół nich całą masę świec, które
wspólnie stworzyły okrąg z wychodzącymi kolcami; te z kolei
łączyły się z rozsypanym po podłodze ciemnym proszkiem, prochem
poświęconym w czasie modlitwy. Dzięki niemu ich podróż
miała przejść gładko.
Wszyscy
byli skupieni i wpatrywali się w dwa ciała leżące na ziemi. Nikt
nie wiedział ile będzie trwało ich połączenie, ale każdy
obawiał się, że więź może zostać zerwana albo stanie się coś
gorszego.
Des
poruszył się niespokojnie i przerwał ich kontemplację. Wszyscy
wstali, a wieszczka klęknęła przy nim, kładąc mu dłoń na
czole. Miał ciepłą skórę, która po chwili zbladła,
a pod oczami w jednej chwili, zrobiły się dwa duże sińce – jakby
był wycieńczony tym, co działo się w jego śnie. Z Sillą było
oczywiście podobnie, lecz ona, jako najzwyklejszy człowiek,
wyglądała dużo gorzej. Nie tylko ciemne worki pod oczami
świadczyły o tym, że coś się działo w jej umyśle i sercu, ale
także pot, przeraźliwie biała skóra i liczne
ciemnofioletowe, a także występujące gdzieniegdzie
czerwono-fioletowe plamy.
-
Nie podoba mi się to – zaczął druid, który przeraził się
wyglądem Silli. Dziewczyna zaczynała przypominać bardzo mocno
poobijanego trupa. Aż się wzdrygnął na samą myśl, gdy o tym
pomyślał. To nie mogło się tak skończyć. Nie zasłużyła na to
i nie powinno jej się nic stać.
Samo
połączenie nie było niebezpieczne, ale jego następstwa bardzo
różne, zależało od więzi i od osób, które się
łączy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, bo Des był tą
silniejszą osobą i krzywda jaka może stać się z udziałem
biednej dziewczyny będzie zbyt okrutna. Ale skoro już zaczęli, nie
mogli przestać. Przerwanie tego starego rytuału wiązało się ze
śmiercią Silli. Nie przeżyłaby przerwania, ale czy uda jej się
przeżyć połączenie?
Musiał
czekać.
Ciszę
przerwał głośny krzyk Desa, który po chwili otworzył oczy
i podniósł się do pozycji siedzącej. Wyglądał strasznie,
ale był przytomny i wyglądało na to, że wiedział, co się
działo.
Nic
nie powiedział do nich, tylko rzucił się w stronę dziewczyny i
drżącymi palcami zaczął dotykać jej twarzy, szyi i ramion.
-
Jak ona cierpi... Tak bardzo cierpi – wyszeptał cicho, gardłowych,
chropowatym głosem, jakby poszarpanym przesz szloch i ból.
-
Desie... - zaczął druid, ale ten w ogóle nie zareagował.
Siedział wpatrzony w dziewczynę i gładził ją po bladej twarzy.
Oznaki
bólu i przeżywanych we śnie koszmarów były aż nadto
widoczne. Gładził ją i szeptał coś w swym ojczystym języku, ale
nic nie przynosiło ulgi Silli.
-
Dlaczego ona tak cierpi? Czuję jej ból! - powiedział w końcu
Des, dość przytomnie reagując. Odwrócił się w stronę
druida i reszty, zmierzył ich surowym spojrzeniem i wstał.
Stanął
w lekkim rozkroku, skrzyżował ramiona na piersi i zmierzył ich
surowym wzrokiem. Nie wyglądał na zadowolonego, a ból jak w
nim pulsował jedynie uwydatniał jego gniew.
-
Zróbcie coś, żeby przerwać jej męki. Ona nie powinna tak
cierpieć! - powiedział, a z każdym kolejnym słowem mówił
coraz głośniej. Coś zapłonęło w jego wzroku, coś
niebezpiecznego i groźnego.
-
Desie, gdyby była taka możliwość, to... - zaczęła Bean Rialta,
ale przerwał jej głośnym krzykiem, wydobywającym się z jego
gardła.
-
Odsuńcie się od niej wszyscy! - wrzeszczał, a w czarnych oczach
zabłyszczało szaleństwo i pierwsze oznaki opętania. Asarlai
posłusznie zrobił to, o co prosił go wojownik, chociaż nie
wiedział, dlaczego przyjaciel zachowuje się w ten sposób.
-
Desie, uspokój się. Nie pomagasz jej – powiedział, ale
wojownik nie chciał go słuchać. Rzucił się do miecza, który
leżał niedaleko i zamachnął się nim kilka razy, by zmusić
pozostałych do odsunięcia się.
-
Zostawcie ją! - krzyknął wściekły. - Wynoście się stąd!
Wszyscy! - Miecz wciąż przecinał powietrze, a bezradny i słaby
wojownik próbował zmusić przyjaciół do odwrotu.
Czuł
każdą, nawet najmniejszą falę bólu i chociaż nie był tak
silny jaki odczuwała Silla, doskonale wiedział, przez co musiała
przechodzić. To było okropne i niesprawiedliwie. Połączenie dusz
osłabiło go, sprawiło że czuł się chory i pokonany, nie miał
już tyle sił, co wcześniej, więc towarzysze wcale nie zlękli się
jego krzyków.
-
Desomranie, uspokój się. Twój gniew może działać na
jej niekorzyść. Jesteście teraz połączenie w jedną całość,
przestań się złościć, bo możesz zerwać tę kruchą więź i
stracisz szansę na odzyskanie duszy. - Druid przemawiał do
przyjaciela łagodnie i cicho. Bał się o Sillę, podejrzewał, że
dziewczyna wciąż przebywała poza granicami zmysłów i nie
chciał, by tam została. Nie tylko oszalałemu wojownikowi zależało
na Silli i jej bezpieczeństwie.
Obalony
król w końcu się poddał, spoglądając na przyjaciela z
namysłem. Opuścił miecz, a potem odrzucił go, patrząc na niego
jak na jadowitego węża. Upad na kolana i pozwolił, by jego twardym jak skała ciałem wstrząsały spazmy
szlochu. Wyglądał przez to bezbronnie jak małe dziecko,
pozostawione samo we mgle.
Bean
Rialta podeszła do niego i klęknęła przy nim. Objęła jego duże
dłonie i odsunęła od twarzy, aby spojrzeć w jego oczy. Miotały
nim różne emocje, przez połączenie dusz znajdował się na
skraju załamania, bo nie tylko zmagał się ze swoim bólem,
ale tym, co czuła wciąż nieprzytomna dziewczyna.
-
Desie, uspokój się. Musisz być silny dla niej. Silla
potrzebuje cię teraz, będzie czuła to, co ty czujesz, ale nie
chcesz, by się bała, prawda? Bądź dla niej oparciem, a nie
przyczyną bólu... Ona cierpi, podobnie jak ty, czujecie swój
ból, więc postaraj się odciąć od tego. Dzięki tobie uda
jej się to przetrwać.
Des
uspokajał się, powoli wracał do równowagi, choć emocje
wciąż nim szalały niczym nagle zerwany wiatr. Uspokoił się na
tyle, by zrozumieć to, co się z nim działo. Rozwarte szeroko oczy
powiedziały Najwyższej Kapłance, że Des w końcu wrócił
do zmysłów. Ostatnie kilka chwil były naprawdę okropne,
ponieważ zachowywał się tak, jakby przez chwilę opętała go inna
osoba. Wyciągnął na nich miecz, próbując bronić Silli
przed nimi, chociaż nikt nie zamierzał jej skrzywdzić. To
powiedziało jej wiele o tym, co działo się między Desem i Sillą.
Wiedziała też, że ze strony wojownika był to coś więcej, niż
przyjaźń oparta na chwiejnych fundamentach, uczucie jakim
niewątpliwie obdarzył dziewczynę sięgało znacznie głębiej;
było poważne i stałe, dlatego zachowywał się wobec niej w taki
sposób. Już wcale nie chodziło o połączenie dusz, które
przecież niemal nierozerwalnie łączyło ludzi, plątało ich myśli
i uczucia, ale o to, co działo się w sercu mężczyzny, bo
dziewczyna była jeszcze zbyt skupiona na przeszłości i na tym, co
ją czekało w przyszłości, aby zdawać sobie sprawę z tego, co
się z nią działo.
Sytuacja
przed jadalnią wiele wyjaśniała.
Ale
też komplikowała.
Des
uspokoił się już na tyle, by zdać sobie sprawę, że rozsądniej
będzie w tej chwili po prostu poczekać, aż jego mała wybawczyni
obudzi się ze snu. Nie chciał skazywać ją na większe męki.
Przerażająca bladość jej skóry, ciemne sińce pod oczami i
sine usta dostarczały mu już wystarczających mąk, które na
pewno odczuwała.
-
Kiedy się obudzi? - zapytał w końcu, gdy cisza była już tak
przytłaczająca, ciężka jak kamienie, które zaległy na
jego sercu.
-
Nie wiemy, ale podejrzewamy, że już wkrótce. W końcu ty już
jesteś od dawna na nogach. Pamiętaj, że jest zwykłym człowiekiem,
więc łączenie waszych dusz będzie dla niej dłuższe i
trudniejsze – wyjaśnił Asarlai, chociaż Des chciał usłyszeć
tylko ile będzie musiał na nią czekać.
-
Widziałem straszne rzeczy – powiedział w końcu wojownik i
spojrzał na druida, który usiadł obok niego na podłodze,
tuż przy Silli, która od czasu do czasu pojękiwała i
poruszała się spazmatycznie. - Widziałem jak ją bił i poniżał.
Wstyd i ból jaki musiała znosić był przytłaczający, ale
codziennie żyła nadzieją, że kiedyś odejdzie od tego chorego
sukinsyna. Nienawidzę tego człowieka za to, co jej robił.
Des
przymknął powieki, próbując zapomnieć o obrazach, których
był świadkiem, ale nie szło mu to najlepiej, zwłaszcza, że
wyraźnie rysowały się przed nim sceny z życia Silli w niewoli.
-
Jakim trzeba być... Co za bydle zmuszało niewinne dziecko do tych
wszystkich okropności, by zaspokoić swoje chore żądze? Skrzywdził
ją tak bardzo, że życia mi nie starczy, by nauczyć ją znów
żyć i kochać.
Schował
twarz w dłoniach, więc nie mógł zobaczyć niepewnego
grymasu jaki zagościł u Asarlaia. Druid milczał, ale swoje
pomyślał, jednak nie zamierzał już nikomu nie dokładać do
zmartwień, więc siedział i czekał z wojownikiem, aż Silla wróci
do nich, może nie do końca zdrowa, ale żywa i po połączeniu.
Na
niebie już od dawna wisiało opasłe, srebrne cielsko księżyca,
gdy w pokoju, w którym leżała Silla, rozległ się
rozdzierający trzewia krzyk dziewczyny. Des szybko podbiegł do
niej, ale jego obecność, a także lekki dotyk na twarzy i ramionach
nic nie pomogły. Dziewczyna bardzo cierpiała. Des, podobnie zresztą
jak reszta jego przyjaciół, patrzyli bezradnie jak Silla
zdziera sobie gardło od potwornego krzyku.
Nikt
nie był w stanie patrzeć na to obojętnie. Bean Rialta rozpłakała
się na widok jaki prezentował jej mały gość, ale chyba nikt nie
spodziewał się czegoś takiego.
Krzyk
roznosił się echem, odbijał od ścian, przenikał przez nie i
docierał do ciekawskich uszu, lecz nikt nie miał pojęcia, o co
chodziło. Mimo że wcześniejsze wydarzenia z udziałem wojownika i
strażnika nie przeszły bez echa, nikt nie sądził, że goście
Najwyżej Kapłanki mieli konkretny cel, z którym tu przybyli,
że gra toczy się o wysoką stawkę.
Silla
otwarła oczy i załkała głośno, wbijając paznokcie w nadgarstki
wojownika, który próbował ją przytulić.
-
Tak... bardzo... mnie... boli – szeptała rwanym głosem,
szlochając i krzycząc na przemian.
-
Wiem, Sillo, wiem to – odpowiedział. - Gdybym mógł... -
zaczął, ale Silla jęknęła i zwiotczała w jego ramionach.
Odsunął ją od siebie i zobaczył, że dziewczyna po prostu
straciła przytomność.
-
Zanieś ją do jej sypialni. Tam ją obmyjemy i przebierzemy w
czyste szaty – zarządziła kapłanka, chociaż łzy wciąż
napływały ją do oczu.
Des
posłusznie zrobił to, o co prosiła Bean Rialta i wziął
dziewczynę na ręce. Była lekka jak piórko, i gdyby to była
inna sytuacja, zapewne cieszyłby się, że mógł ją nieść,
ale w tej chwili myślał o słodkim ciężarze i o tym, co jeszcze
czeka biedną dziewczynę. Czuł gorąco, które biło od niej,
skórę miała rozpaloną i mokrą od potu. Leżała nieruchoma
w jego ramionach i oddychała ciężko jak po wyczerpującym biegu,
cała drżała od tego, co jej się śniło, co musiała przeżywać
po połączeniu.
Doskonale
wiedział, co widziała, bo sam jej to pokazał. Wioska, którą
zrównał wtedy z ziemią, to tylko niewielka część jego przeszłości, z którą musiał się zmagać każdego
dnia. Niewiele już nad tym myślał, ale pokazanie dziewczynie tego,
jak stracił duszę i co się z nim stało zaraz po tym wydarzeniu,
miało być dla niej jedynie namiastką, uchyleniem wrót do
wspomnień, które dręczyły go od dwóch wieków.
Miał
nadzieję tylko na szczęśliwe zakończenie dla niej, bo o siebie
już nie dbał. Miał w sobie potężną istotę, która
drapała go właśnie po szczelnych ścianach, w które ją
zakuł. Krata jednak luzowała się, kiedy podłe stworzenie
napierało na nią. Pragnęło Silli, chciało ją posiąść, wziąć
z brutalną siłą, a on nie mógł na to pozwolić. Nie wtedy,
kiedy chciał ją chronić nawet kosztem własnego istnienia.
***
Wypuść
mnie, Desie. Pragnę jej ponad wszelką miarę. Chcę ją dla siebie,
a ty mi w tym przeszkadzasz.
Demon
odezwał się w jego wnętrzu syczącym głosem. Wojownik zadrżał,
gdy go usłyszał. Nie miał zamiaru pozwolić na to, by to podłe
stworzenie dorwało się do niewinnej dziewczyny.
Wiem,
że jej chcesz, tak samo jak i ja. Też jej pragniesz, przecież
dobrze o tym wiem, ale boisz się wziąć ją do łoża. Boisz się i
jesteś z tego powodu słaby... Taki sssłaby. Brat cię pokona,
pokona cię, zniszczy ciebie i cały twój kochany świat.
Poddaj się temu pragnieniu. Poddaj ssssię.
Wojownik
uparcie odpychał ten cholernie nęcący głos. Demon miał rację.
Pragnął Silli, ale nie zamierzał jej tknąć. Nie, kiedy została
tak bardzo poraniona, nie, kiedy ich więź była tak bardzo krucha,
kiedy ich przyjaźń wisiała na włosku, który Silla mogła zerwać. Nie miałby do niej o to żadnych pretensji, w końcu
miałaby do tego prawo, a łóżko to ostatnia rzecz jakiej
teraz chciał, zwłaszcza że dziewczyna nigdy nie myślała o nim
jak o mężczyźnie, z którym chciałaby spędzić kilka
przyjemnych chwil. Bardziej pragnął jej przyjaźni niż fizycznej
miłości.
Co
za bzdury. Weź ją. Weź ją tak jak tego pragniesz i pozwól
mi...
Wystarczy!
Des
krzyknął w myślach, wysyłając niewielką część swej mocy w
kierunku przebrzydłego demona. Nie pozwolił mu już dłużej mówić,
więc postanowił go uspokoić w taki sposób, chociaż poczuł
okropny ból.
Silla
jęknęła przez sen. Zerknął na nią, czując nagłe wyrzuty
sumienia. To jego wina, nie powinien był tego robić, ale chciał
jakoś zagłuszyć tego stwora, który od czasu do czasu
odzywał się w nim i próbował wydostać się na zewnątrz.
Potrzebował uległości, którą nie tak dawno okazała Silla.
Spodobało mu się to, że zapragnął jeszcze więcej, ale wojownik
walczył z demonem jeszcze mocniej. Nie chciał go wypuszczać na
zewnątrz, nawet przez chwilę, bo macki ciemności, które w
nim krążyły były bardzo kuszące i czarna magia jaka kryła się
pod nimi mogła spowodować wiele złego.
Dziewczyna
leżała na łóżku, a Des siedział na fotelu, z
niewyjaśnionych powodów oparł o podłokietnik miecz. Mimo że
nic im tu nie groziło, nie obawiał się nikogo, wojownik nie chciał
rozstawać się z mieczem. Patrzył na białą jak sama śmierć
przyjaciółkę i myślał o tym tylko, by przetrwała tam,
gdzie jest. Żeby ból, który odczuwała złagodniał i
nie cierpiała już tak bardzo, bo zwyczajnie na to nie zasłużyła.
Z
łoża znów dał się słyszeć bolesny jęk, a Des w głębi
siebie poczuł cierpienie Silli. Zamknął oczy, modląc się do
wszelkich bogów życia i śmierci, by oszczędzili jej już
bólu.
***
Silla
nie obudziła się, lecz została wyrwana ze snu za pomocą bólu,
który zaatakował ją nagłą falą. Jakby ktoś wyrzucił na
nią wiadro rozpalonych węgli. Krzyknęła i zacisnęła dłonie na
kołdrze, miotając się po pościeli, próbując odgonić
gehennę.
-
Sillo... - cichy głos dobiegł do niej gdzieś z boku. Des.
Gdy
tylko pomyślała o nim, zaatakowała ją mieszanina tak dziwnych i
głębokich uczuć, iż w pierwszej chwili nie miała pojęcia, czy
to ona czuje to wszystko. Zaraz potem, poprzez mgiełkę męki,
zrozumiała, że jest połączona z wojownikiem i dzielą się
większością swych myśli i przeżyć. Skrzywiła się, bo uczucie jakby
zamkniętą ją w klatce było zbyt silne dla niej. Miała wrażenie,
że znajduje się w małym pomieszczeniu, którego ściany
wciąż się kurczą, dodatkowo w jej duszy krążyło coś jeszcze:
nowa osoba, która znalazła się w niej dzięki temu
połączeniu, lecz była potrzaskana i cierpiąca.
Nie
sądziła, że to wrażenie będzie tak potwornie wyraźne, że
dojrzy w nim mrok i głębie każdej chwili.
Jęknęła,
ale spojrzała na wojownika.
Nie
wyglądał za dobrze. Był bledszy niż normalnie, zmęczony i
nieświeży. Siedział w fotelu i wpatrywał się w nią z niepokojem
w oczach. Czarne oczy jakby zmatowiały, straciły swój blask,
który zawsze w nich widziała. Cierpiał.
Wpatrywała
się w niego w milczeniu, doskonale pamiętając każdy szczegół
z wędrówki po jego wspomnieniach, po Gaju Dusz z duchowym
przewodnikiem i to, że będzie musiała poświęć swoje życie, by
móc odzyskać każdy kolejny fragment duszy roztrzaskanej
przez Kenobara.
-
Jak długo byłam nieprzytomna? - zapytała tak potwornie chropowatym
głosem, że aż sama się wzdrygnęła przestraszona. Nie rozpoznała
swego głosu.
-
Dwa dni – odpowiedział i wstał, a potem usiadł na skraju łoża.
Delikatnie wysunął dłoń w jej kierunku i próbował jej
dotknąć, lecz Silla szybko wycofała ręce i schowała je pod
pościelą. Nie chciała, by jej dotykał. Nie teraz.
Chyba
zrozumiał, bo na jego twarzy nie zagościł nawet grymas. Na razie
musiała być sama, z daleko od tego, co czuł Des, co czuła nawet
ona sama. Zbyt wiele ją przytłaczało, a jego obecność jedynie
pogarszała sprawę. Potrzeba samotności była bardzo silna, ale nie
miała siły by mu o tym powiedzieć.
Zapomniała
jednak, że była połączona, że to, co czuła w tej chwili
przepłynęło do Desa, który wstał i wyszedł z pokoju,
życząc Silli wypoczynku. Obserwowała jego sztywne kroki i
zastanawiała się, co mu się stało. Dopiero po chwili zrozumiała,
że wszystko, co pomyślała przekazała Desowi. Wiedział, co
myślała.
Wyrzuty
sumienia były nieprzyjemne, piekące jak rana zadana ostrym nożem.
Nie wiedziała jak powstrzymać myśli przed wojownikiem, by zachować
je wszystkie dla siebie. To było okropne, wiedzieć, że on znał
każdy skrawek jej umysłu.
Połączenie
dusz było znacznie gorsze niż myślała.
Kiedy
Des wyszedł, po chwili do komnaty weszła wieszczka, druid i
Najwyższa Kapłanka. Wszyscy troje byli zatroskani, ale na ich
twarzach malowała się wyraźna ulga. Bardzo cieszyła się z ich
obecności w sypialni i odczuwała ulgę, że mogła z nimi być nie
obawiając się, że wojownik zacznie czytać jej myśli.
-
Jak się czujesz, droga Sillo? - zapytała kapłanka i usiadła na
łóżku obok niej. Złapała ją za rękę i lekko ścisnęła.
Dziewczyna miała zimne ciało, jakby przebywała przez kilka godzi w
lodowatej wodzie.
-
Okropnie. Czuję się tak, jakbym była w środku poobijana. Czy ktoś
może podać mi wodę? Bardzo chcę mi się pić.
Bean
Rialta rzuciła się do stolika, na którym wcześniej kazała
postawić szklany dzbanek z wodą. Jej przezorność okazała się
być teraz dla Silli zbawieniem.
-
Rozmawiałaś z Desem? - zapytała Ilbista Alma i przyjrzała się
jej uważnie. Dziewczyna skinęła głową i wzięła od kapłanki
złoty puchar po brzegi wypełniony cudownie zimną wodą. Wypiła do
dna i poprosiła o jeszcze.
Druid
i wieszczka przypatrywali się jej z zaciekawieniem, ale nic nie
mówili.
-
Myślę, że Silla powinna odpocząć. Ma za sobą ciężkie
przeżycia – zakomunikował Asarlai i posłał jej pocieszający
uśmiech. Cała trójka wkrótce opuściła komnatę
dziewczyny.
Dziewczyna
została w końcu sama, ale nagle zdała sobie sprawę z tego, że
nie chce być sama, że bardzo jej to przeszkadza i bardzo się boi. Uczucia
jakie kotłowały się w niej nie należały do jej serca czy umysłu.
Wszystko, co w niej pulsowało: ból, samotność czy nawet
tęsknota za czymś dobrym i niewinnym, należało do Desa.
Zamknęła
oczy i chociaż nie spodziewała się, że zaśnie, szybko zmorzył
ją sen. Musiała odpocząć, ponieważ przeżycia w krainie, w
której spotkała duchowego przewodnika doszczętnie ją
wyczerpały.
***
Des
stał niedaleko stajni, a wokół panowała dojmująca cisza.
Ciemność zagnieździła się nad pałacem już na dobre i tylko
gwiazdy, księżyc oraz liczne pochodnie ustawione w najważniejszych miejscach były jasnymi punktami. Zapatrzony w rozrzucone po
ciemnogranatowym nieboskłonie małe punkciki, nie zauważył
nadchodzącego gościa.
Druid
stąpał lekko i niespiesznie, a gdy dotarł do miejsca, w którym
znajdował się Des, przystanął na chwilę obok niego.
-
Cierpi i to nie jest twoja wina – powiedział w końcu. Wojownik
westchnął wciąż wpatrując się w niebo.
-
Czuję się winny – odpowiedział i oderwał udręczone spojrzenie
od gwiazd.
-
Nie powinieneś. Wszyscy ją w to wepchnęliśmy. Wszyscy jesteśmy więcej lub mniej za to odpowiedzialni. Silla się zgodziła, też
mogłaby ponieść za to odpowiedzialność. Ale Desie nikt chyba nie
spodziewał się, że to będzie tak trudne dla niej.
-
Może lepiej by było, gdybym poddał się demonowi i po prostu
zniszczył swojego brata? Uniknęlibyśmy wielu przykrych sytuacji.
Kenobar wciąż na mnie poluje i wiem, że jak tylko opuścimy pałac
kapłanek, on szybko nas odnajdzie i rzuci na nas kolejne stwory,
byleby tylko mnie zabić.
-
I myślisz, że demon to jedyne rozwiązanie? Że to on jest zdolny
do pokonania twego brata? Dobrze wiesz, że demon, który w
tobie drzemie to potężna istota. Jest na razie na tyle słaba, że
możesz ją kontrolować, ale wiesz co by się stało, gdybyś
odzyskał duszę? Możesz nad nim zapanować i uczynić siebie
niepokonaną istotą.
-
Myślisz, że o tym nie wiem? Nieustannie siedzi mi to w głowie, ale
jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Będę potworem.
-
Coś za coś. Jeśli chcesz uczynić świat lepszym, spokojniejszym
miejscem, to chyba ta cena nie będzie tak wysoka, prawda?
Des
miał wrażenie, że Asarlai nie wie, o czym tak naprawdę mówi.
Nie zamierzał się jednak z nim kłócić. Druid hołbił
sobie marzenie o wyzwoleniu Lavtarlii spod Kneboara i był ponieść
nawet śmierć, by do tego dopiąć. Ale Des nie chciał płacić aż
tak wielkiej ceny: przemiana w demona byłaby gorsza niż śmierć.
-
Bycie potworem uważasz za niską cenę? Śmierć byłaby lepsza,
zawsze będzie.
Odszedł,
ponieważ czuł wzrastający gniew. Bogowie najwidoczniej utkali
przepowiednię usianą ofiarami. Ile jeszcze przyjdzie im zapłacić,
by wygrać z jego bratem?